07:05:00

Kwiecień na zdjęciach

Kwiecień na zdjęciach
 pod moim blokiem zaczęła kwitnąć śliwka i to tak ładnie, że wracając z zakupów musiałam zrobić jej zdjęcie :) | po raz kolejny moje zdjęcie znalazło się na głównej Bangli | wyznanie miłosne od M. :D | mój stary kominek poszedł chwilowo w odstawkę, godnie zastępuje go kominek w wiosennych kolorach od Drogerii Cytrynowej :)
 relaks po pracy, czyli maseczka z glinki rhassoul | a ja myślałam, że są to słowa jakieś kobiety, a tu takie miłe zaskoczenie :) | widok z punktu widokowego Sky Tower | dietetycznie, czyli owsiane placuszki z pomidorami i jogurtem
 babeczka z kurczaczkiem do wielkanocnego koszyczka :) | partyjka scrabble z M.- po ciężkich bojach udało mi się wygrać :D | takie ładne kartki zrobiły uczennice szkoły, w której pracuję | testowanie czarnej glinki, o której możecie poczytać tutaj
"Prawo Agaty"- obecny sezon jest już nieco nudny :/ | tak ładnie zapakowane kosmetyki do testowania otrzymałam od APN Cosmetics  | i jeszcze raz kartki świąteczne wykonane przez uczennice, ta na pierwszym planie spodobała mi się najbardziej | oczywiście nie mogło zabraknąć książki :) jeżeli szukacie lekkiej lektury oraz przepisów na same pyszności to polecam, nie zawiedziecie się

09:40:00

Ja też byłam w Rossmannie...

Ja też byłam w Rossmannie...
... i w Golden Rose i na stosiku Ziaja. Zrobiłam bardzo małe zakupy, co zresztą zobaczycie zaraz same :)
No więc lecimy od początku, czyli od zakupów w Rossmannie. Pierwsze co wpadło do czerwonego koszyczka to dwa żele Original Source (po 5,49zł) o zapachu kokosowym oraz waniliowo- malinowym. Następnie poszłam prosto do szaf z kolorówką, by skorzystać z promocji -49% na korektory, pudry i podkłady. Kupiłam na zapas podkład Bourjois 123 Perfect, który na razie jest moim numerem jeden (26zł) oraz dwa korektory: pod oczy z Manhattanu (11,73zł) oraz kryjąco- rozświetlający Eveline (6,62zł). Po drodze do kasy zgarnęłam jeszcze dwa lakiery Miss Sporty (6,99zł) w delikatnych, pastelowych kolorach. W Golden Rose kupiłam trzy lakiery do paznokci w wiosennych kolorach (po 6,90zł) oraz utwardzacz (8,50zł) polecony przez panią ekspedientkę. Przetestuję i za kilka tygodni zdam Wam recenzję :) Pod koniec zakupów weszłam jeszcze na stoisko Ziaja, gdzie kupiłam pokrzywowy szampon do włosów z łupieżem (7,70zł), bio-żel ze świetlikiem i krem pod oczy z bławatkiem (po 5,20zł), a także serum proteinowe modelujące biust (8,00zł).
I to było by na tyle. Prawda, że nie ma tego dużo ;)? 

07:19:00

Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu Dermo Face Physio, Tołpa

Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu Dermo Face Physio, Tołpa
Od producenta:
Nasz dermokosmetyk usuwa makijaż i zanieczyszczenia. Jest delikatny i ma fizjologiczne pH, dzięki czemu można go używać również do demakijażu oczu. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Pozostawia uczucie komfortu. Jest przeznaczony do stosowania bez użycia wody.
- usuwa zanieczyszczenia i makijaż
- redukuje podrażnienia i zaczerwienienia
- przywraca skórze komfort

200ml/ około 27zł

Moim zdaniem:
Już prawie dwa lata płyny micelarne stanowią dla mnie absolutną podstawę w codziennym demakijażu oraz w pielęgnacji mojej cery. Stałe czytelniczki wiedzą, że moja problematyczna cera wymaga szczególnej troski, a płyny micelarne dzielnie dotrzymują jej kroku. Mam kilka ulubieńców, do których często wracam, jednak nie byłabym sobą gdybym od czasu do czasu nie wypróbowała czegoś nowego. Tak jak płynu micelarnego Dermo Face Physio od Tołpy.
Butelka, w której zamknięto płyn jest wykonana z z mocnego przezroczystego plastiku, ma delikatną szatę graficzną, jest wygodna i poręczna. Jak przystało na płyn micelarny jest klarowny jak woda. Produkt od Tołpy może ująć swoim delikatnym zapachem, który jest wyczuwalny przez jakiś czas po przetarciu twarzy wacikiem. 
Płyn delikatnie, aczkolwiek skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia oraz łagodzi podrażnienia. Nie wysusza ani nie ściąga skóry, pozostawią ją miłą w dotyku, gładką, a także łagodnie nawilżoną. Jak już wspomniałam wcześniej dobrze radzi sobie z demakijażem, nawet mocniejszym- kilka przetarć wacikiem i skóra jest jak nowonarodzona :) Przy regularnym, codziennym stosowaniu uspokaja skórę, koi i leciutko napina. Nie szczypie ani nie podrażnia oczu.
Jak same przeczytać kosmetyk świetnie się u mnie sprawdził, a moja skóra bardzo go polubiła. Niestety, wydajność jest naprawdę kiepska, bo dobił dna już po dwóch tygodniach codziennego stosowania... Poza tym jego cena jest wysoka- są równie dobre płyny micelarne dużo tańsze od tego. 

15:55:00

Prezenty ze spotkania blogerek urodowych we Wrocławiu

Prezenty ze spotkania blogerek urodowych we Wrocławiu
Tuż przed świętami zdałam Wam krótką relację ze spotkania blogerek we Wrocławiu. Wspomniałam w niej o kilku prezentach od sponsorów, o które postarała się nasza organizatorka, a dziś dokładnie pokażę Wam z czym wróciłam do domu :)
Największą niespodzianką okazała się paczka od Świt Pharmy, w której znalazłyśmy produkty do pielęgnacji każdej części ciała. Jednym słowem marka zadbała o nas od stóp do głów :) I jeszcze o to żebyśmy pięknie pachniały i miały czyste rączki :D
Joanna obdarowała nas zestawem kosmetyków do włosów z serii 'objętość", a od Białego Jelenia otrzymałyśmy krem do rąk. Dzięki Szczotkarni w końcu mam swoją osobistą szczotkę z naturalnego włosia :)
Firma Lefrosche zapewniła nam spory zapas kremów, do których dołączone były także materiały biurowe ( notesy i długopisy ). Na pewno się przydadzą :) Nie mogło oczywiście zabraknąć nieco kolorowych kosmetyków do makijażu. Otrzymałyśmy nawet sztuczne rzęsy, z którymi nigdy wcześniej nie miałam styczności i trochę się ich obawiam :P

Na koniec pozostaje mi jeszcze raz podziękować Magdzie oraz sponsorom za wspaniałe upominki :)

00:01:00

Recenzja: Aloesowy chłodzący żel antycellulitowy, Equilibra

Recenzja: Aloesowy chłodzący żel antycellulitowy, Equilibra
Obietnice producenta:
Szybko się wchłania, efektywnie wspomaga modelowanie sylwetki. Wykorzystując właściwości chłodzące stymuluje krążenie skóry i zapobiega gromadzeniu się nadmiaru wody w tkankach. Wysokie stężenie aloesu  ( 20%) zapewnia właściwy poziom nawilżenia skóry, nadając jej gładkość i jędrność. Stosowany codziennie wyraźnie redukuje efekt " skórki pomarańczowej" i poprawia napięcie skóry.
Zawiera:
aloes zapewnia właściwy poziom nawilżenia
kofeinę, karnitynę, ekstrakt z kakao redukujące tkankę tłuszczową 
escynę wzmacniającą naczynia włosowate i działa przeciwobrzękowo
wąkrotkę azjatycką, borówkę czarną, myszopłoch kolczasty, które stymulują mikro krążenie
mentol zapewnia natychmiastowe uczucie świeżości i chłodu

200ml+ masażer gratis/ około 30zł w aptekach i sklepach zielarskich
Moim zdaniem:
Jeszcze jakiś czas temu regularnie stosowałam różne żele antycellulitowe. Jednak ostatnio w ogóle zapomniałam o tym, że takie produkty są dostępne na rynku kosmetycznym. Na szczęście zawsze mogę liczyć na markę Equilibra, która tym razem odświeżyła mi pamięć przysyłając do testów aloesowy chłodzący żel antycellulitowy :)
Stylistyka opakowania jest typowa dla produktów marki Equilibra. Biało-zielona tubka wykonana jest z elastycznego plastiku, dzięki czemu można łatwo wycisnąć kosmetyk do samego końca. W środku niej kryje się przyjemna, żelowa konsystencja, jakby lekko rozwodniona w kolorze delikatnej zieleni. Lekka konsystencja pozwala na łatwą aplikację- żel dobrze się rozprowadza, szybko się wchłania, nie zostawia na skórze lepkiej czy tłustej warstwy. Produkt ma mentolowo-aloesowy zapach, który od razu skojarzył mi się z końską maścią. 
Żel stosowałam tylko na uda, albowiem jak już kiedyś Wam wspominałam właśnie na udach mam cellulit. Raz dziennie wcale nie taką małą ilość produktu wsmarowywałam w skórę, a następnie masowałam dołączonym masażerem, często tak długo i mocno, że aż skóra robiła się czerwona. Po pierwszym użyciu zastanawiałam się co jest z właściwościami chłodzącymi, o których pisze producent? Wystarczyło jednak chwilkę odczekać i zrobić jeden mały krok, by efekt chłodzenia okazał się wręcz mrożący krew w żyłach! Cieszyłam się, że otrzymałam ten żel właśnie teraz, a nie zimą, bo chyba bym zamarzła na kość :P Co jeszcze zaobserwowałam? Na pewno bardzo dobre nawilżenie skóry. Po kilku dniach codziennego stosowania skóra nabiera większej elastyczności i sprężystości oraz jest delikatniejsza w dotyku. Dzięki masażerowi małe nierówności są wygładzone, skóra jest lekko napięta, a mikrokrążenie tak pobudzone, że aż wszystko mi pulsuje od środka :)
Nie umiem stwierdzić czy żel faktycznie wpłynął na pomarańczową skórkę, albowiem zgodnie z tym co pisze producent efekt ten można uzyskać po 45 dniach regularnego stosowania, a mnie ten żel wystarczył na niecałe trzy tygodnie. Więc kwestia wydajności wypada słabo... Tym bardziej, że używałam tego żelu tylko na jedną wybraną partię ciała.
Chyba nie muszę powtarzać, że sam kosmetyk w walce z cellulitem stoi raczej na przegranej pozycji. Nie mniej jednak w połączeniu z odpowiednim odżywianiem oraz aktywnością fizyczną może dać jeszcze bardziej zadowalające efekty :)

08:31:00

Wesołego Alleluja !

Wesołego Alleluja !
Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę Wam Kochane Blogerki 
uśmiechów bez liku przy wielkanocnym stoliku, 
przyjaciół wielu, na kosmetyki dużo w portfelu, 
dyngusa mokrego i czasu radosnego, 
a przede wszystkim szczęścia w miłości i moc radości! :)

09:35:00

Fotorelacja ze spotkania urodowych blogerek we Wrocławiu

Fotorelacja ze spotkania urodowych blogerek we Wrocławiu
Musiały minąć blisko 3 lata aktywnego blogowania, abym w końcu mogła wziąć udział w spotkaniu blogerek :) Do tej pory oglądałam tylko Wasze fotorelacje z takich spotkań i po cichu Wam zazdrościłam, a także umierałam z ciekawości jak taka imprezka wygląda. Dzięki Magdzie na własnej skórze mogłam się przekonać, że jest to niesamowite doświadczenie :)
Spotkanie, na które tak bardzo czekałam odbyło się we wrocławskiej herbaciarni K2, która wyglądem oraz klimatem przypominała mi jedną z moich ulubionych kawiarenek w Łodzi. 
 Miejsce spotkania było naprawdę urokliwe. K2 to mała, ale bardzo klimatyczna kawiarenka, w której miło spędziłam czas z dziewczynami.
A oto sprawczyni całego zamieszania, organizatorka Magda, której należy się ukłon za chęć zorganizowania naszego spotkania, za wkład i pracę, którą włożyła w przygotowania. Jeszcze raz wielkie dzięki Kochana :)
Punkt 15:00 zjawiły się wszystkie dziewczyny, więc mogłyśmy zacząć to co tygryski lubią najbardziej, czyli pić ( herbatkę! ), jeść oraz rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać :D
Rozmowy nie tylko o kosmetykach umilały nam herbaty o różnych smakach, np. japońska świątynia czy bora-bora.
 Największy łasuch, czyli ja w mojej skromnej osobie musiał zostać przyłapany na pożeraniu ciasteczka :D
Magda zrobiła nam wielką niespodziankę i postarała się o kilka drobiazgów od sponsorów. Gdy tylko je rozdała momentalnie rozpoczęło się wąchanie, macanie i testowanie.
Drugą niespodzianką był pokaz makijażu w wykonaniu Michaliny z Oriflame. 
Biorąc przykład z Magdy, która kilka dni przed spotkaniem stopniowała napięcie i wystawiała moją cierpliwość na wielką próbę, także postanowiłam nie ujawniać wszystkiego za jednym razem. Dlatego o prezentach od sponsorów dowiecie się dopiero za kilka dni :D
W rolach głównych wystąpiły:

Ja :D

Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję za te kilka godzin spędzonych razem! Cieszę się, że mogłam Was poznać i mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze uda nam się spotkać :)

16:34:00

Chwalipięta znów w akcji, czyli współpraca z APN Cosmetics oraz nowości książkowe

Chwalipięta znów w akcji, czyli współpraca z APN Cosmetics oraz nowości książkowe
Równo tydzień temu chwaliłam się najnowszymi przesyłkami, a dziś czeka Was powtórka z rozrywki :D
Wczoraj otrzymałam paczkę z zestawem kosmetyków od APN Cosmetics. W skład zestawu wchodzi cukrowy peeling do ciała, sól do kąpieli, balsam do ciała oraz żel pod prysznic z serii Amazonia z ekstraktami z acai oraz guarany. Kosmetyki były pięknie zapakowane, a do nich dołączony był jeszcze sympatyczny liścik :)
Skoro mowa o nowościach to nie może zabraknąć stosika książek :) Na blogu Ani znalazłam informację o najnowszej promocji w Znaku- wybrane tytuły tylko 9,90zł! Długo wzbraniałam się przed zamówieniem, ale w końcu uległam i stałam się posiadaczką 6 książek, za które powinnam zapłacić ponad 210zł, a zapłaciłam dokładnie 59,40zł :D Promocja trwa do końca kwietnia, więc jeszcze zdążycie coś dla siebie kupić. Wybór jest naprawdę spory! Zanim dowiedziałam się o tej promocji w innej internetowej księgarni kupiłam dwie powieści E. Spindler, które w cenie promocyjnej nie kosztowały więcej niż 8zł. Do mojej biblioteczki dołączyły także dwie kulinarne książki, dzięki którym mam nie tylko smacznie jeść, ale i schudnąć :D

15:45:00

"Specjalistka" Pamela Rochford

"Specjalistka"  Pamela Rochford
Od czasu trylogii o Christianie Greyu kobieca literatura erotyczna cieszy się coraz większą popularnością. Szał na tego typu powieści dopadł i mnie- w tamtym roku przeczytałam w całości Greya, w lutym skończyłam inną erotyczną powieścią, mianowicie "Specjalistkę" Pameli Rochford.
Główną bohaterką jest Rachel Kemp, trzydziestoletnia wykładowczyni na Uniwersytecie Londyńskim, próbująca uzyskać tytuł doktora mimo kłód rzucanych jej pod nogi przez promotora. Pewnego dnia na uczelnianym korytarzu wpada na nowego wykładowcę historii gospodarczej, przystojnego  Luke'a Holloway'a przy okazji rozlewając kawę na jego notatki. W ramach przeprosin Luke daje się zaprosić na kawę. To z pozoru niewinne spotkanie rozpocznie ich burzliwy związek, pełen namiętności, w którym Rachel zacznie przekraczać swoje granice. Wkrótce przekona się, że Luke skrywa przed nią pewien sekret, który może zaważyć na jej karierze.
Autorka nie oszczędza czytelnika, nie daje mu odetchnąć, serwując w każdym rozdziale sceny seksu, które, co tu ukrywać, czyta się z wypiekami na twarzy. Jednak w przeciwieństwie do Greya "Specjalistka" wyróżnia się bardziej zmysłowymi opisami, mocniej działającymi na wyobraźnię.  Jedna scena zapadła mi najbardziej w pamięć, wydawała mi się tak strasznie nierealna, na tyle, iż myślałam, że rozgrywa się tylko w wyobraźni bohaterki. Gdy przeczytałam rozdział do końca dotarło do mnie, że właśnie przeczytałam opis gwałtu... Dla mnie był to po prostu szok, bo chociaż jest to powieść erotyczna to nie spodziewałam, że przeczytam coś takiego. Było to dla mnie niesmaczne doznanie, towarzyszące do ostatniej strony książki. W ogóle przy tworzeniu tej powieści autorkę bardzo poniosła wyobraźnia, czego skutkiem są przeróżne konfiguracje seksualne, w których każdy z każdym, nie bacząc na płeć i wiek, znajduje ukojenie i zaspokojenie. Moim zdaniem albo naoglądała się za dużo filmów dla dorosłych albo przez całe życie miała kiepskie współżycie seksualne ;)
Co mnie najbardziej raziło w tej książce? To, że Rachel i Luke związali się ze sobą, ale mimo to uprawiali seks z innymi ludźmi nie okazując przy tym ani odrobiny zazdrości, za to z bardzo dużą dozą zrozumienia i wyrozumiałości. Ot, przecież to normalna sprawa, że partner uwodzi sekretarkę albo zgadza się by jego ukochana poszła do łózka z znienawidzonym przez siebie facetem ( niby dla dobra sprawy, przecież inne rozwiązanie nie wchodziło w grę ).
Fabuła książki jest co prawda płytka jak kałuża po krótkiej mżawce, ale sama książka jest prosta i łatwa w przekazie, nadaje się jako odprężenie po naprawdę ciężkim dniu. 

07:14:00

Recenzja: Czarna glinka przeciwtrądzikowa od Biosfera Polska

Recenzja: Czarna glinka przeciwtrądzikowa od Biosfera Polska
Obietnice producenta:
Czarna glinka z aloesem i echinaceą to idealny środek do głębokiego oczyszczania i uzdrawiania tłustej i problematycznej skóry. Glinka czarna doskonale oczyszcza skórę, usuwając toksyny i zanieczyszczenia.Normalizuje aktywność gruczołów łojowych i ściąga pory. Ekstrakt Aloe głęboko wnika w skórę, nasycając ją witaminami, minerałami i aminokwasami. Wspomaga wydalanie toksyn i usuwa mikrozapalenia. Ekstrakt Echinacei ma działanie bakteriobójcze.
Skład: glinka czarna naturalna wysokiego stopnia oczyszczenia, ekstrakt Aloe, ekstrakt Echinacei.

60g kosztuje około 5-6zł w sklepach internetowych

Moim zdaniem:
Maseczki z glinek są maseczkami, które w moim przeświadczeniu mają najlepszy wpływ na stan mojej cery. Przetestowałam już kilkanaście różnych, zarówno drogeryjnych, jak i tych w proszku, a nawet w płatkach przypominających czekoladę :P Sprawdziłam już właściwości glinki zielonej, szarej, białej, a teraz przyszedł czas na czarną!
W ciemnej saszetce znajduje się 60 gram drobno zmielonego proszku. Kolor glinki jest bardziej grafitowy niż czarny, a pachnie mi ziemią. Nie jest to najprzyjemniejszy zapach, ale na szczęście nie jest intensywny, a po nałożeniu maseczki na twarz jest w ogóle nie wyczuwalny. 
Glinkę mieszałam z płynem micelarnym i/lub wodą oraz z kroplą kwasu hialuronowego- saszetka widoczna na zdjęciu wystarczyła mi na cztery zastosowania. Dobrze rozrobiona z łatwością rozprowadza się po twarzy. Jak możecie się domyślić całość nabrała czarnego koloru, więc po nałożeniu maseczki nie wychodziłam z łazienki, aby żadnego z domowników nie przyprawić o zawał serca :P Maseczkę trzymałam na twarzy minimum 15 minut. W tym czasie glinka powoli i stopniowo zasycha, ale nie na tyle by ściągać skórę twarzy czy przyczynić się do innego dyskomfortu. Nie sprawia trudności w zmywaniu, ładnie schodzi pod letnią wodą, ale może nieco pobrudzić umywalkę. 
Pewnie zżera Was ciekawość czy zauważyłam jakiekolwiek efekty ;)? Maseczka z czarnej glinki odżywiła skórę, nawilżyła ją oraz oczyściła. Sprawiła, że na kilka godzin skóra została zmatowiona, stała się bardziej napięta i elastyczna, a pory zostały zmniejszone. Zauważyłam także, że skóra twarzy jest wygładzona, lekko rozjaśniona, a jej koloryt wyrównany. Glinka nie wpłynęła pozytywnie na trądzik jak się tego spodziewałam, ale też nie pogorszyła stanu mojej cery. Jest produktem naturalnym, więc nie ma mowy o podrażnieniu, szczypaniu czy uczuleniu.
Podsumowując, mimo że glinka nie pomogła mi uporać się z grudkami podskórnymi, na co tak bardzo liczyłam ( przy każdym nowym kosmetyku do pielęgnacji twarzy mam taką cichą nadzieję, że tym razem odkryłam perełkę, która jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki sprawi, że wszystkie te uporczywe grudki w końcu znikną z mojej twarzy ), to i tak jestem zadowolona z jej właściwości. Czarną glinkę oceniam wysoko i z czystym sumieniem mogę polecić :)

05:44:00

Regeneracyjne serum do paznokci, Regenerum

Regeneracyjne serum do paznokci, Regenerum
Obietnice producenta:
Regeneracyjne serum do paznokci to preparat przeznaczony do kompleksowej pielęgnacji paznokci oraz otaczającego naskórka. Dzięki starannie dobranej kompozycji olejków (z orzechów makadamia, pestek winogron oraz słodkich migdałów) serum wzmacnia, nawilża i regeneruje płytkę paznokcia. Wysoka zawartość składników odżywczych sprawia, że nawet kruche i łamliwe paznokcie odzyskują naturalną elastyczność, stają się mocne, zdrowe i odporne na uszkodzenia. Zastosowane w preparacie witaminy A i E chronią przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, a olejek cytrynowy wpływa na rozjaśnienie przebarwień. Co więcej praktyczne opakowanie pozwala na precyzyjną aplikację produktu, a masaż delikatnym pędzelkiem przyśpiesza penetrację składników aktywnych, pobudzając macierz paznokcia i wpływając pozytywnie na jego wzrost. 
Może być używany okresowo, jako kuracja lub przez cały rok, w zależności od indywidualnych potrzeb.
Rege­ne­rum roz­wią­zuje 5 naj­częst­szych pro­ble­mów paznokci jednocześnie!
  • wzmac­nia
  • uela­stycz­nia
  • zapo­biega rozdwajaniu
  • roz­ja­śnia przebarwienia
  • zmięk­cza skórki

Skład: Macadamia Integrifolia Seed Oil, Vitis Vinifera Seed Oil/Tocopherol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Silica, Citrus Limon Peel Extract/Helianthus Annuus Seed Oil, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Caprylyl Glycol/ Glyceryl Caprylate/Ethylhexylglycerin/Parfum

5ml/około 16zł
Moim zdaniem:
Reklamę serum do paznokci Regenerum zna zapewne każda z Was, emitowana jest od kilkunastu miesięcy chyba na wszystkich możliwych kanałach. Początkowo nie zwracałam na nią uwagi, dopiero z czasem moja ciekawość wzięła górę na tyle, że pod koniec minionego roku w końcu je kupiłam. Ze względu na zaskakująco dobre oceny na Wizażu oraz Bangli  poprzeczkę ustawiłam wysoko z nadzieją, że stan moich kruchych i łamliwych paznokci ulegnie dużej poprawie.
Serum znajduje się w małej białej elastycznej tubce o pojemności 5ml, zakończonej aplikatorem w postaci pędzelka, takiego samego jak w niektórych lakierach do paznokci. Jest to chyba najlepsze rozwiązanie, bo pędzelkiem wygodnie, szybko i precyzyjnie nakłada się preparat na paznokcie. Serum jest bezzapachowe, ma bezbarwną konsystencję, przypominającą rozwodniony żel. Wystarczy mała ilość preparatu na pomalowanie wszystkich paznokci, dzięki czemu jest bardzo wydajne ( mam je od koło pół roku i ciągle mam wrażenie, że z opakowania nic nie ubywa ). Nałożone na płytkę paznokcia nie lepi się ani nie spływa. Serum wolno się wchłania, z malowaniem paznokci czy domowymi obowiązkami trzeba się wstrzymać około 30 minut- dla mnie jako osoby niecierpliwej i nie lubiącej bezczynnie siedzieć jest to delikatnie mówiąc uciążliwe i lekko denerwujące. Chociaż z drugiej strony czas oczekiwania wchłaniania się serum można wykorzystać na obejrzenie nowego odcinka ulubionego serialu lub przeczytanie kilku stron książki. 
Jeżeli mnie pamięć nie myli to serum stosuję mniej więcej od listopada, przed każdym malowaniem paznokci, czyli kilka razy w tygodniu. Produkt nie wpływa na trwałość lakieru do paznokci. Nie zauważyłam też by radykalnie wpłynął na stan moich paznokci ... Spodziewałam się naprawdę wiele ( i to był chyba mój błąd ), a dostałam tyle co nic... Producent obiecuje, że preparat:
* wzmacnia- nie mogę się nie zgodzić, bo faktycznie odkąd stosuję Regenerum paznokcie wzmocniły się, są mocniejsze, nie łamią się jak dawniej;
* uelastyczniania- nie zaobserwowałam;
* zapobiega rozdwajaniu- wręcz przeciwnie! Odkąd zaczęłam stosować to serum problem z rozdwajającymi się paznokciami powrócił;
* rozjaśnia przebarwienia- nie mam przebarwień na paznokciach, ale zauważyłam, że płytka jest rozjaśniona i ma zdrowy, różowy kolor;
* zmiękcza skórki- tak, ale delikatnie. 
Po kilkutygodniowym, regularnym stosowaniu kremu do paznokci Sanbern  moje paznokcie zrobiły się gładkie, płytka była wyrównana, wypolerowana i błyszcząca, a po Regenerum płytka zrobiła się chropowata, czuć na niej bruzdy i nierówności... I oto chyba mam największy żal do tego serum. Na szczęście mam jeszcze krem Sanbern i mam nadzieję, że przywróci gładkość moim paznokciom. 
Podsumowując, średnio jestem zadowolona z tego produktu. Krzywdy paznokciom nie zrobi, ale radykalnej poprawy nie ma co oczekiwać.  Gdybym miała ocenić Regenerum w skali 1-5 dałabym 2 i pół.

05:59:00

"Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy", czyli post chwalipięcki jak się patrzy :D

"Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy", czyli post chwalipięcki jak się patrzy :D
Tytuł mówi sam za siebie, więc od razu przechodzę do konkretów. Nie ma tego dużo, ale pochwalić się muszę i już :D
Na początek małe zakupy kosmetyczne poczynione w Porcie Łódź w ostatni weekend: w Super Pharm skorzystałam z promocji na krem do rąk Dove ( 5,99zł ) oraz produkty do rzęs L'biotica- serum ( 10,99zł ) oraz krem ( 7,99zł ). Na stoisku Ziaja w moje łapki wpadł Bloker ( 7,00zł ) oraz dobrze znany w blogosferze krem nawilżająco-matujący ( 9,70zł )- ciekawa jestem czy spisze się u mnie równie dobrze jak u Was. W Rossmannie kupiłam tylko podkład Rimmel, który także był w promocji ( 15,69zł ).
W ostatnich dniach marca w Empiku była promocja na wszystkie książki "3 za 2", czyli kupując 3 książki płaci się tylko za 2 :) Zrobiłam więc sobie urodzinowy prezent i kupiłam trzy książki Camilli Lackberg, za które zapłaciłam tylko 54,79zł- każda kosztuje średnio 30zł, więc uważam, że zrobiłam całkiem niezły deal :P Na początku miesiąca w Biedronce był kiermasz książek, każda kosztowała tylko 9,99zł. Wybrałam się na zakupy z samego rana, jeszcze przed pracą i skusiłam się na dwie, zupełnie nieznanych mi autorów. W dyskoncie internetowym Aros kupiłam dawno upatrzone książki, "Niewolnicę pornobiznesu" ( 25,17zł ), na temat której naczytałam się już wielu recenzji oraz kucharską "Kudłaci kucharze na diecie" ( 28,55zł ). Pozostałe dwie książki to zdobycze z wymian, które poczyniłam za pośrednictwem portalu LubimyCzytać.pl
A na sam koniec najlepsze kąski, czyli współprace! Na początku kwietnia otrzymałam trzecią już Cytrynową Torebkę, w której tym razem znalazłam żel pod prysznic Balea z limitowanej edycji, peeling-masaż do ciała z maliną arktyczną na bazie 5 olejków Bania Agafii, glinkę rhassoul, kominek w energetycznych kolorach oraz kilka cukierków, które nie doczekały się zdjęcia :P
Mogę pochwalić się także nową współpracą. Dzięki portalowi Face&Look mam przyjemność testować dwa balsamy pod prysznic Eveline ( intensywnie nawilżający oraz ujędrniająco- wygładzający ), odżywkę bez spłukiwania 12w1 Montibello Smart Touch, zabieg spa dla dłoni w postaci rękawiczek Świt Pharma oraz innowacyjne skarpetki, które mają mocno zregenerować skórę stóp Cosmabell.

PS. Czekam jeszcze na dwie przesyłki, jedną z nich jest świeżutka współpraca, a drugą kolejne nowości książkowe :) Pochwalę się jak tylko obie paczki dostaną się w moje rączki :D

16:27:00

Recenzja: Krem do rąk Papaja i Maślanka, Balea

Recenzja: Krem do rąk Papaja i Maślanka, Balea
Od producenta:
Wszystko co najlepsze tylko dla Ciebie! Delikatny, mega owocowy krem do rąk. Nawilża skórę, nie powoduje podrażnień. Dobrze się wchłania i ma miły, przyjemny zapach. Stworzony na bazie naturalnych składników, aby nie uczulić Twojej delikatnej skóry. Jego zapach pozostaje na skórze przez długi czas, a naturalne składniki, proteiny mleczne i wyciąg z papai odżywia Twoją skórę. Zapach pysznej papai będzie towarzyszył Ci zawsze, gdy sięgniesz po krem. Panthenol, alantiona i oliwa z oliwek zadbają o to, aby Twoje dłonie były gładkie i odzywione. Szybko się wchłania i łatwo rozprowadza. Produkt wegański.Wypróbuj już dziś!

100ml/7zł w Cytrynowej
Moim zdaniem:
Kremy do rąk są jak buty- nigdy ich dość :) Dam sobie rękę uciąć, że nie jedna z Was ma ich kilka tubek pochowanych po różnych torebkach, a także jedną, która stoi na szafce nocnej. U mnie tak właśnie jest :D Jeszcze do niedawna miałam tylko jedną tubkę ( o zgrozo! ), teraz mam cztery, a wśród nich egzotycznie pachnący krem do rąk Balea. 
Opakowanie to elastyczna tubka o pojemności 100 ml w neonowym pomarańczowym kolorze. Szata graficzna jest energetyzująca i przyjemna dla oka. Tubka zamykana jest na zatrzask, jest poręczna i zmieści się nawet w niezbyt dużej torebce. 
Krem ma białą, lekką konsystencję, jakby rozcieńczoną, przypominającą delikatne mleczko. Łatwo się rozprowadza po skórze, dobrze się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na dłoniach. Zapach jest świetny, bardzo energetyczny, czuć w nim wyraźną owocową nutę. Naprawdę mi się podoba :)
Prawdę powiedziawszy od kremu do dłoni nie wymagam za wiele. Zależy mi, aby zmiękczył skórę dłoni, odżywił, wygładził i nawilżył. Krem Balea sprostał większości moich oczekiwań. Czuję jednak lekki zawód w kwestii nawilżenia, albowiem efekt ten wyczuwalny jest natychmiast po aplikacji produktu na dłonie, jednak utrzymuje się maksymalnie 1-2 godziny. Po upływie tego czasu skóra znów woła "pić". Na pewno nie jest to krem na zimową porę, gdy skóra ( przynajmniej moja ) potrzebuje treściwszej konsystencji oraz mocniejszego nawilżenia, jak nie natłuszczenia. 
Czy kupiłabym ten krem ponownie? Myślę, że tak, bo biorąc pod uwagę całokształt, mogę stwierdzić z całą stanowczością, że trafił w mój gust. Głównie ze względu na bajeczny zapach, który rekompensuje mi krótkotrwałe nawilżenie dłoni. 

11:15:00

Recenzja: Mineralny oczyszczający scrub do ciała od BioSfera Polska

Recenzja: Mineralny oczyszczający scrub do ciała od BioSfera Polska
Obietnice producenta:
Zawiera minerały i sól z Morza Martwego, morskie wodorosty i pestki moreli. Efektywnie oczyszcza i odświeża skórę. Aktywizuje procesy wymiany komórek. Zawartość naturalnych, zmielonych pestek moreli pozwala osiągnąć efekt masażu,  usuwa martwe komórki, zapewnia wspaniały efekt masażu, stymuluje odnowę i odmłodzenie skóry, dzięki czemu staje się gładka i sprężysta. Komórki skóry są pełne siły i witalności a stan skóry doprowadzony do perfekcji.

200ml/ 14,30zł w sklepie internetowym Prosto z Natury
Moim zdaniem:
Systematycznie stosuję peelingi do twarzy, ale o regularnym złuszczaniu naskórka całego ciała jakoś ciągle zapominam… Z ręką na sercu przyznaję, że systematycznie stosuję peelingi i/lub scruby tylko wtedy, gdy którykolwiek z nich dostanę w ramach kosmetycznej współpracy. Tak samo jest w przypadku Mineralnego oczyszczającego scrubu do ciała Belita&Vitex, który kilka tygodni temu otrzymała do testów od Pana Mateusz z BioSfera Polska.
Tubka, w której znajduje się peeling jest bardzo wygodna i poręczna. Opakowanie zostało wykonane z niezbyt grubego plastiku, bardzo elastycznego, dzięki czemu łatwo wycisnąć kosmetyk do samego końca. Tubka „stoi do góry nogami”, więc kosmetyk spływa ze ścianek i jest stale „na wylocie”. Opakowanie utrzymane jest w pastelowej tonacji, jest w całości niebieskie, łącznie z zakrętką.
W tubce znajduje się szarawa konsystencja z zatopionymi brązowymi drobinkami.  Bardzo przypomina mi błotny peeling od BingoSpa, który testowałam jakiś czas temu ( do porównania tutaj ). Uważam jednak, że konsystencja scrubu jest za lekka, przez to produkt jest mało wydajny. Moim zdaniem powinna być bardziej gęsta. Ostrość drobinek określiłabym jako średnią, na pewno przypadną one do gustu osobom, które nie lubią mocnych zdzieraków. Ja jednak preferuję mega ostre peelingi, po których skóra nieraz robi się aż czerwona. Zapach nie jest łatwy do określenia, nie umiem z niczym go porównać. Gdybym jednak miała cokolwiek o nim napisać, to pierwsze co przychodzi mi na myśl to to, że jest rześki i lekko morski.
Po scrub sięgałam raz w tygodniu, stosowałam go na calutkie ciało, od stóp prawie do głowy :P Mimo że nie jest takim zdzierakiem jakim chciałabym żeby był, to jednak spełnia obietnice producenta. Po użyciu skóra jest odświeżona, oczyszczona oraz wygładzona. Scrub złuszcza martwy naskórek, niweluje uczucie suchości oraz wyrównuje koloryt skóry. Nie wysusza ani nie podrażnia skóry, a użyty po depilacji nie powoduje szczypania.
Reasumując, scrub ten nie jest idealny, jak większość kosmetyków ma swoje plusy i minusy. Gdyby jednak drobinki były ostrzejsze, a konsystencja gęstsza mógłby pretendować na miano ideału :)

16:27:00

Baza wygładzająca Cashmere Secret, Dax Cosmetics

Baza wygładzająca Cashmere Secret, Dax Cosmetics
Obietnice producenta:
Cashmere Secret to ekskluzywny kosmetyk inicjujący nową markę premium, a tym samym nową erę w historii firmy. Baza wygładzająca Cashmere Secret to kosmetyk dla kobiety wymagającej, aktywnej, ciekawej świata, interesującej się nowymi trendami i wszystkim, co nowe. Dla każdej kobiety, bez względu na wiek czy rodzaj cery, której zależy na atrakcyjności i perfekcyjnym wyglądzie.
Baza wygładzająca Cashmere Secret to kosmetyk, dzięki któremu cera staje się idealnie gładka i kaszmirowo miękka w dotyku. Mikrosiateczka przestrzennych silikonów (3D Silicone Micro-Net) perfekcyjnie kryje niedoskonałości cery i delikatnie wyrównuje zmarszczki. Baza matuje cerę do 12h, nawet po wcześniejszym zastosowaniu bogatego kremu. Wiąże cząsteczki makijażu, dzięki czemu wydłuża jego trwałość i sprawia, że skóra łatwiej oddycha. Dzięki niej, makijaż rozprowadza się równomiernie i nie zbija się. Warto dodać, że baza przedłużająca trwałość makijażu to preparat często stosowany i rekomendowany przez wizażystów.
Preparat jest przebadany dermatologicznie i został zarejestrowany w KSIoK.
Skuteczność jego działania potwierdzona jest w badaniach aplikacyjnych i testach konsumenckich.
Produkt nie był testowany na zwierzętach i nie zawiera składników pochodzących z tkanek zwierzęcych.
Sposób użycia: Bazę stosować po oczyszczeniu skóry i nałożeniu kremu pielęgnacyjnego. Można jej używać zarówno pod makijaż, jak i bez niego. W obydwu przypadkach Cashmere Secret gwarantuje ten sam efekt: cera jest kaszmirowo gładka, miękka i matowa.

Skład: cyclomethicone, dimethicone crosspolymer, phenoxyethanol, ethylparaben, methylparaben, parfum

 Cena: około 35zł / 30ml
Moim zdaniem:
Jak większość z Was ( albo i każda ) marzę o tym by mój makijaż wyglądał jak u modelek z pierwszych stron gazet. By cera była wygładzona, matowa, bez widocznych niedoskonałości- jednym słowem by była idealna. Niestety, stan mojej buzi nadal pozostawia wiele do życzenia, więc robiąc makijaż pomagam sobie czym mogę, szczególnie przed większym wyjściem takim jak wesele czy bal. W takich sytuacjach podstawę mojego makijażu stanowi baza. Najlepiej spisują się u mnie bazy silikonowe, takie jakie w swojej ofercie ma Dax Cosmetics z serii Cashmere. Kiedyś miałam wygładzająco-rozświetlającą, później kupiłam tylko wygładzającą. 
W biało-brązowym kartoniku, zabezpieczonym dodatkowo przezroczystą folią, znajduje się niewielka buteleczka o pojemności 30ml, wykonana z mlecznego szkła. Jest na tyle przezroczysta, że można kontrolować zużywanie produktu. Opakowanie jest solidnie wykonane, eleganckie, proste, ma pompkę, dozującą odpowiednią ilość bazy. Jest bardzo wygodne i poręczne, odporne na upadki, a pompka w ogóle się nie zacina. 
Baza jest całkowicie bezzapachowa, ma konsystencję gęstego żelu, w dotyku przypomina satynę lub jedwab. Lekko rozsmarowuje się po buzi, zapewniając uczucie aksamitno-satynowego wykończenia, a nałożony na bazę podkład aż sunie po twarzy i jest równomiernie rozprowadzony. 
Kupując tą bazę oczekiwałam od niej tylko dwóch rzeczy- wygładzenia i przedłużenia trwałości makijażu. I nie zawiodłam się :) Buzia nabiera gładkości, mimiczne zmarszczki koło oczu są delikatnie spłycone, zaczerwienienia uspokojone, a rozszerzone pory optycznie wydają się mniejsze. Makijaż przedłużony jest o kilka godzin- podkład nie ściera się, nie ciemnieje nałożony na bazę, nie roluje. 
Baza ma jeden zasadniczy minus, a właściwie dwa. Pierwszy i najważniejszy to parabeny w składzie. Miałam to szczęście, że mojej skórze nie wyrządziły krzywdy ( może dlatego, że używam jej tylko od wielkiego dzwonu ), nie zapchały, mimo że moja buzia ma do tego skłonności. Drugim minusem jest jej wydajność. Z jednej strony na pokrycie całej twarzy wystarczą dwie pełne pompeczki, ale z drugiej przy codziennym używaniu kończy się w zastraszająco szybkim tempie. Używałam jej codziennie przez tydzień ( bardzo intensywny, pełen imprez urodzinowych, spotkać ze znajomymi i wyjazdów ) i zauważyłam, że po tym czasie ubyła mi 1/3 zawartości... 
Reasumując, baza ma kilka wad, ale jednak plusy przeważają. Uważam, że jest to dobry produkt, który warto przetestować na własnej skórze i samemu wyrobić sobie o nim zdanie. Ja jestem zadowolona i na pewno kupię ponownie :)

15:41:00

Recenzja: Glinka Rhassoul w płatkach od Maroko Sklep

Recenzja: Glinka Rhassoul w płatkach od Maroko Sklep
Od producenta:
Skorzystaj z dobrodziejstw natury i zrób maskę na twarz lub całe ciało, by je naturalnie odżywić minerałami zawartymi w tym wspaniałym produkcie. Główne składniki glinki to: stewensyt bogaty w krzemionkę, magnez, żelazo, wapń, potas i sód.
Efekty zastosowania:
-eliminuje nieczystości i martwe komórki skóry,
-poprawia elastyczność, jędrność i strukturę skóry,
-redukuje suchość i łuszczenie się skóry.

250g/ 19,37zł w Maroko Sklep

Moim zdaniem:
W ciągu ostatnich kilku lat przetestowałam wiele glinek, pod różnymi postaciami i myślałam, że w tej kwestii już mnie nic nie zaskoczy. A jednak, są jeszcze rzeczy, które nie śniły się MintElegance ;) Jak na przykład glinka w twardych płatkach, przypominających trochę kawałki czekolady.
Aby przygotować maseczkę trzeba zabawić się w małego chemika lub innego czarnoksiężnika mieszającego magiczną miksturę. Najprostszą wersję maseczki można przygotować z zaledwie dwóch składników: glinki i wody, którą należy zalać płatki, chwilę poczekać aż zmiękną, wymieszać i nałożyć na twarz. Ja troszkę poeksperymentowałam i do swojej maseczki dodawałam, w zależności od tego co podwinęło mi się akurat pod rękę, olejek arganowy, hydrolat kwiatowy i/lub kwas hialuronowy. Przygotowana maseczka ma lekko brązowy kolor, a jej zapach zależy od wybranych dodatków. WAŻNE! Glinka Rhassoul nie lubi metalowych przedmiotów, dlatego swoją maseczkę przygotowuję w szklanej miseczce, a składniki mieszam palcami. 
Przed nałożeniem glinki wykonuję naturalny peeling twarzy mieszanką korundu z wodą, olejkiem arganowym lub z grejfruta. Brązową papkę zostawiam na 15 minut, zmywam letnią wodą i wklepuję krem. Zabieg powtarzam dwa razy w tygodniu. Różnicę widać od razu, już po pierwszym użyciu skóra jest ukojona, napięta, a jej koloryt jest wyrównany. Maseczka wchłania nadmiar sebum, matuje i wygładza skórę, która jest przyjemniejsza w dotyku, wygląda na zdrową i wypoczętą. W połączeniu z olejkiem arganowym nawilża i lekko natłuszcza cerę. Maseczka z glinki Rhassoul lekko rozjaśnia przebarwienia i zaczerwieniania. Jak przystało na naturalny produkt glinka nie podrażnia, nie uczula mojej problematycznej cery, nie powoduje jej ściągania. 
Glinkę Rhassoul stosowałam tylko do twarzy, ale wyczytałam, że można ją stosować do mycia oraz peelingu ciała, a także jako szampon do włosów. Dla zainteresowanych podaję jeden ze sposobów wykorzystania 'marokańskiego sekretu urody':
Maska do włosów
50gram glinki, 1 żółtko i woda
Glinkę zalać letnią wodą, poczekać aż zmięknie, dodać żółtko i wymieszać na jednolitą masę. Rozprowadzić na całej długości włosów, po 15 minut spłukać i cieszyć się błyszczącymi oraz sprężystymi włosami :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger