00:01:00

Lutowy projekt denko

Lutowy projekt denko
1. Antyperspirant Ultra Dry Rexona- antyperspirant jak każdy inny. Chroni przed potem, zapewnia długie uczucie świeżości, nie podrażnia wrażliwej skóry po depilacji, ładnie pachnie i często dostępny jest w promocyjnej cenie. Nie mam żadnych zastrzeżeń i na pewno kupię jeszcze nie jeden raz :)
2. Maska do włosów Vanilla Kallos- recenzja na dniach
3. Płyn do higieny intymnej Intima Ziaja- w kwestii higieny miejsc intymnych jestem monotematyczna, w prawie każdym denku znajduje się któryś z szerokiej oferty płynów Intima :) Ale jak ich nie lubić i nie kupować, skoro dobrze myją, zapewniają uczucie czystości, komfortu i świeżości, nie podrażniają, są niedrogie i baaardzo wydajne? No nie da się :)
4. Kremowy żel pod prysznic Happy Time Nivea- jeden z lepszych żeli pod prysznic Nivea. Lubię jego kremową konsystencję, orzeźwiający zapach, to że nie wysusza skóry, nie podrażnia jej, ale skutecznie myje, oczyszcza i pielęgnuje. Pieni się tak jak lubię i na pewno kupię kolejne opakowanie :)
5. Jedwabisty szampon odżywczy z wyciagiem z owsa Yves Rocher- recenzja wkrótce
6. Płyn micelarny 3 w 1 Garnier- recenzja tutaj
7. Żel do golenia Sensual Joanna- to nie pierwsze i nie ostatnie opakowanie tego żelu w co miesięcznym denku :) Lubię za to, że z małej ilości żelu robi się ogrom pianki, która zmiękcza włoski i ułatwia poślizg maszynki. Zapewnia szybką, bezbolesną i bezkrwawą depilację :)
8. Dwufazowy zmywacz do paznokci Coral Delia- ten zmywacz to porażka! Kupiłam z ciekawości, bo nigdy nie miałam dwufazowego, ale więcej tego błędu nie popełnię. Aby zmywacz rozpuścił lakier trzeba przyłożyć do paznokcia nasączony wacik na kilka minut, po upływie których jeszcze rozmazuje go na wszystkie cztery strony świata... Lepiej trzymajcie się od niego z daleka. 
9. Pomadka do ust Ultimate Shine Lip Colour Catrice- recenzja tutaj
10. Błyszczyk do ust Hollywood Lip Gloss Miss Sporty- kupiłam w Pepco za około 5zł i były to dobrze wydane pieniążki. Błyszczyk jest bardzo lekki, w ogóle nie czuć go na ustach, nie klei się, nie zbiera w załamaniach ust. Nabłyszcza usta, nawilża je i pielęgnuje. Wygodny aplikator, zmysłowy wygląd ust, wybór kolorów oraz niska cena to czynniki, które przemawiają na jego korzyść. 
11. Błyszczyk do ust Dream Lip Gloss Sensique- nie nie nie! I jeszcze raz nie! Błyszczyk ma tak toporną konsystencję, że prawie w ogóle nie można go nałożyć na usta. Szybko się ściera, ma tendencję do wysuszania ust i ich ściągania. Nie polecam.  
12. Maska do twarzy Bingo Spa- recenzja tutaj
13. Tusz do rzęs False Lashes Lovely- recenzja tutaj
14. Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu Dermo Face Physio Tołpa- recenzja już niedługo
15. Tusz do rzęs Dolls Lash Extra Volume Wibo- recenzja tutaj
16. Krem do rąk Sanct Bernhard- recenzja tutaj
17. Odżywka odbudowująca z olejkiem jojoba Yves Rocher- odżywka bez silikonów i parabenów, którą moje włosy naprawdę polubiły :) Od odżywek wymagam ujarzmienia moich kłaczków, które mają tendencję do puszenia się i elektryzowania. Ta spełniła moje oczekiwania w 100% :) Dodatkowo zmiękcza włosy, nawilża, dyscyplinuje, zregenerowane oraz ułatwia rozczesywanie. Jedynym jej mankamentem jest kiepska wydajność. 

PS. Dziś Tłusty Czwartek, z racji którego życzę Wam by wszystkie pączki, faworki, itp., które dziś zjecie poszły Wam w cycki, a nie w biodra :D

00:02:00

Luty na zdjęciach

Luty na zdjęciach
zaproszenie na wesele kuzynki | od kilku dni zaczynam dzień od kubka kawy, na zdjęciu brakuje jeszcze karmelowej, którą udało mi się kupić dopiero we Wrocławiu | testowanie maseczki ( tutaj ) | Pamiętniki Wampirów
 bukiet walentynkowy od Ukochanego- kwiaty od M. są zawsze najpiękniejsze :) | takie widoki tylko u mnie w kuchni- mój tata pomylił odświeżacz powietrza z bitą śmietaną i schował go do lodówki :P | dodatki do sukienki | jarmark w Porcie Łódź
 książki przeczytane w lutym | prezent urodzinowy dla TŻ | małe zakupy z Wrocławia. torebek mam co nie miara, ale ta kosztowała tylko 29,90zł, więc nie mogłam jej nie kupić :P | walentynkowo w Pepco
Sky Tower- byliśmy na miejscu niecałą godzinę po otwarciu, a już nie było ani jednego wolnego miejsca na wjazd na punkt widokowy :/ | takie upięcie wymyśliła moja fryzjerka na bal | śmieciowe jedzenie, tym razem z KFC | oliwki z migdałami- coś pysznego!

00:04:00

Słodkie połączenie

Słodkie połączenie
Golden Rose Jolly Jewels nr 109
Miss Sporty nr 344

00:16:00

Błyszczyk do ust Luxury Rich Color, Golden Rose

Błyszczyk do ust Luxury Rich Color, Golden Rose
Od producenta:
Nowa seria ekskluzywnych błyszczyków Luxury Rich Color Lipgloss zapewnia wysoki połysk oraz pełne pokrycie ust kolorem przez wiele godzin. Intensywny kolor błyszczyka w połączeniu z formułą wygładzającą, nadającą połysk oraz nawilżającą zapewni uczucie komfortu i luksusu na ustach. Dwustronny, elastyczny aplikator umożliwia łatwą i precyzyjną aplikację, pokrywając usta głębokim, nasyconym kolorem, dodatkowo nie sklejając ich. Luxury Rich Color Lipgloss to błyszczyk dla kobiet które marzą o atrakcyjnych i ponętnych ustach. 
9ml/19,90zł
Moim zdaniem:
O najnowszych błyszczykach Golden Rose dowiedziałam się oczywiście z blogosfery. Zarówno markę jak i błyszczyki bardzo lubię, więc bez większego zastanawiania się kupiłam, spychając na bok natrętny głosik sumienia przypominający o zalegających zapasach mazidełek do ust ;)
Opakowanie jest dość nietypowe jak na błyszczyki. Jest płaskie ( mimo to poręczne ), inne od wszystkich mi znanych, co bardzo mi się podoba. Złota nakrętka dodaje mu odrobiny luksusu. Jest solidnie wykonane, niestraszne mu upadki, wygląda bardzo estetycznie i elegancko. Swoim wyglądem cieszy moje oko :) Aplikator- pacynka jest wygodna w użyciu, łatwo i precyzyjnie nakłada błyszczyk na usta. Błyszczyk 'trzyma się' ust, nie rozmazuje się poza ich kontury, a zatopione w nim drobinki nie migrują po całej twarzy. Ma kremową konsystencję, kleistą ( nie mylić z klejącą się ) i gęstą. Błyszczyk posiada kuszący, cukierkowy zapach, przypominający gumę balonową.
Błyszczyk dostępny jest w aż 15 odcieniach i przyznam, że miałam niemały dylemat wybierając kolor dla siebie, bo najchętniej kupiłabym wszystkie :D Ostatecznie zdecydowałam się na odcień nr 03, czyli słodki, a zarazem subtelny róż z delikatnymi rozświetlającymi drobinkami. Jestem bardzo zadowolona z tego wyboru, bo kolor jest przepiękny! Ze względu na cięższą konsystencję błyszczyk okazał się bardzo trwały, długo pozostaje na ustach, nie straszne mu picie czy jedzenie. Jest dobrze napigmentowany i już po jednym maźnięciu usta są dokładnie i równomiernie pokryte. Błyszczyk daje na ustach efekt tzw. mokrych ust, dzięki czemu wyglądają soczyście i zmysłowo. Przyjemnie nawilża i natłuszcza usta, wygładza je, zmiękcza oraz pielęgnuje. Nie podkreśla suchych skórek, a jeśli nie nałożymy go za dużo, to nie zbiera się w załamaniach ust. 
Jestem totalnie zauroczona tym błyszczykiem i nie zamierzam poprzestać tylko na tym jednym kolorze :)
Nr 03 na ustach.

00:27:00

O dwóch maseczkach słów kilka

O dwóch maseczkach słów kilka
Chyba jestem trochę zacofana. Dlaczego? Bo żyję na tym świecie już ćwierć wieku ( rocznikowo, do urodzin został mi jeszcze ponad miesiąc ), a dopiero teraz odkryłam maseczki- szmateczki ( uroczo nazwałam, prawda :P? ). Kawałek szmatki z otworkami na usta, nos i oczy niesamowicie ułatwiający i przyspieszający pielęgnację cery. Nie trzeba niczego rozsmarowywać po twarzy, następnie zmywać czy pamiętać o proporcjach robiąc domowe maseczki. Wystarczy oczyścić twarz, nałożyć szmatkę, po 15 minutach zdjąć i gotowe. Po prostu bajka :) Już nie tak bajkowo wygląda człowiek w samej maseczce, bardziej przypomina się maszkarę z horroru :P Dlatego drobna rada- tego typu maseczki warto nakładać tylko i wyłącznie, gdy posiadacie 100% pewność, że przez najbliższe kilkanaście minut nikt do Was nie przyjdzie :P 
Dziś przygotowałam dla Was post o dwóch takich maseczkach-szmateczkach, o których producenci piszą następująco:
Złota maska kolagenowa przeciwzmarszczkowa Marion to doskonale dopasowany do kształtu twarzy płat hydrożelowy, nasączony został serum ze składnikami, które w chwili kontaktu ze skórą, wnikają nawet do głębokich warstw naskórka. Skoncentrowana formuła substancji aktywnych skutecznie pielęgnuje skórę twarzy. Maska wygodna w użyciu, do każdego typu skóry. Składniki zawarte w serum działają na cerę trójwymiarowo: równomiernie wzdłuż i wszerz jej powierzchni oraz w głąb skóry. Płat nałożony na twarz, podnosi jej temperaturę, co umożliwia efektywne działanie substancji aktywnych.
Rozświetlająca maska do twarzy Beauty Formulas przywraca pozbawionej życia skórze świeżość i blask. Rozjaśnia skórę, dzięki czemu twarz nabiera promiennego wyglądu. zawiera arbutynę, wyciąg z korzenia morwy, wyciąg z kwiatu pomarańczy i wyciąg z zielonej herbaty, które wnikają w głąb skóry, ożywiają ją i wyrównują jej barwę.
Maseczka ma żelową postać, po nałożeniu na twarz przypomina taflę lodu. Zatopione są w niej złote, delikatne drobinki. Jest dobrze nasączona i bezzapachowa. Niestety, jest źle wyprofilowana- otwory na oczy i usta są za małe, a otwór na nos zbyt duży. Mimo to dobrze trzyma się twarzy, nie spływa, a podczas jej aplikacji nie czuć najmniejszego dyskomfortu, ale przyjemne uczucie chłodu. 
Maseczka jest przecwizmarszczkowa, ale po jednokrotnym jej użyciu nie odnotowałam by jakkolwiek wpłynęła na moje nieliczne zmarszczki. Po jej zdjęciu pozwoliłam nadmiarowi produktu wchłonąć się w skórę- trwało to zaledwie kilka minut. Po tym czasie spojrzałam w lustro i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że twarz nabrała blasku, stała się bardziej promienista, koloryt został wyrównany, przez co twarz nabrała zdrowszego wyglądu. Zaczerwienienia zostały uspokojone, skóra nawilżona, zmiękczona oraz odżywiona. 
Złota maska kolagenowa przeciwzmarszczkowa Marion przypadła mi do gustu, głównie dzięki efektowi chłodzenia jaki można odczuć podczas jej aplikacji. Efekty również są zadowalające i chętnie wypróbuję inne maseczki z tej serii.
Maseczka Beauty Formulas jest również dobrze nasączona i całkowicie bezzapachowa. Bardzo dobrze trzyma się twarzy, nie zsuwa się, więc spokojnie mogłam robić obiad czy siedzieć przy komputerze. I tutaj podczas aplikacji nie odczuwałam żadnego dyskomfortu. Po zdjęciu czułam, że skóra twarzy jest ukojona, wygładzona oraz odświeżona. Maseczka przyjemnie nawilżyła, odżywiła oraz rozświetliła skórę, jednak ten ostatni efekt nie okazał się długotrwały. 
Rozświetlająca maska do twarzy Beauty Formulas to tak naprawdę pierwsza maseczka- szmatka jaką miałam okazję testować i muszę przyznać, że przypadła mi do gustu, głównie ze względu na szybką aplikację. Z efektów również jestem zadowolona, chociaż oczekiwałam, że efekt promienniście wyglądającej cery utrzyma się dłużej niż godzinę.

Reasumując, obie maseczki przyjemnie mnie zaskoczyły. Szybka i łatwa aplikacja oraz widoczne efekty nawilżenia czy odżywienia skóry zdecydowanie przemawiają na ich korzyść. Od tej pory będą częściej gościć w mojej kosmetyczce :)

07:36:00

Zapasy kosmetyczne, część II: kosmetyki do pielęgnacji twarzy

Zapasy kosmetyczne, część II: kosmetyki do pielęgnacji twarzy
Płyny micelarne: pięć
Toniki: jeden
Kremy pod oczy: dwa
Kremy do twarzy: osiem, w tym dwa takie same z AA i jeden Flodomax
Maseczki: sześć,w tym trzy glinki i spirulina
Peelingi: trzy naturalne 
Mydła: jedno
Inne: jeden kwas hialuronowy 

Cały mój zapas kosmetyków do pielegnacji  twarzy, zdjęcie zrobiłam 10 lutego br. 

00:06:00

Recenzja: Płyn micelarny 3 w 1 Skin Naturals, Garnier

Recenzja: Płyn micelarny 3 w 1 Skin Naturals, Garnier
Obietnice producenta:
Płyn micelarny 3 w 1 to prosty sposób, by usunąć makijaż oraz oczyścić i ukoić całą skórę (twarz, oczy, usta) za pomocą jednego gestu. Nie wymaga spłukiwania. To pierwszy inteligentny produkt oczyszczający od Garniera, w którym została zastosowana technologia miceli. Nie musisz już trzeć, by pozbyć się zanieczyszczeń i makijażu - micele wiążą je niczym magnes. Efektem jest idealnie czysta skóra bez pocierania. Bezzapachowy.

Skład: Aqua, Hexylene Glycol, Glycerin, Disodium Cocoamphodiacetate, Disodium EDTA, Poloxamer 184, Polyaminopropyl Biguanide (12.01.2014.)

około 18zł/400ml

Moim zdaniem:
Odkąd wypróbowałam pierwszy płyn micelarny ( jeśli mnie pamięć nie myli, był to AA Ultra Nawilżanie ) do wieczornego demakijażu nie używam nic innego. Wszelkie mleczka, płyny dwufazowe poszły w kąt. Płyny micelarne przekonały mnie do siebie wydajnością, lekkością konsystencji i efektywnością w działaniu. Mam kilka ulubionych, ale chętnie sięgam po coraz to nowsze, jak na przykład po ostatnią nowość Garniera.
Większość płynów micelarnych dostępna jest w opakowaniach o pojemności 200-250 ml. Garnier postanowił wyróżnić się w tej kwestii i jego produkt dostępny jest w dużych butlach o pojemności 400 ml z różowym zamknięciem typu 'click'. Mimo swoich gabarytów butelka jest poręczna, idealnie leży w dłoni i nie wyślizguje się. Dozownik jest odpowiedniej wielkości, nie ma obawy, że wylejemy za dużo na wacik, a dzięki klarowności opakowania możemy stale kontrolować zużywanie produktu. A jest ono naprawdę minimalne- płynu używałam razem z moją mamą i dopiero po 2 miesiącach dobiło dna. 
Jak sobie poradził? Wyśmienicie! Micel Garnier jest rewelacyjnym płynem do demakijażu, któremu nie straszne nawet cięższe podkłady, kredki do oczu czy kilka warstw tuszu na rzęsach. Wszystko to, co nałożyłyśmy robiąc makijaż oraz zanieczyszenia, które nagromadziły się w ciągu dnia, pozostaje na wacikach, których wcale nie potrzeba tak wiele, aby dokładnie oczyścić cerę. Po prostu jednym ruchem ręki zmywa wszystko, pozostawiając skórę twarzy przyjemnie czystą, odświeżoną i ukojoną. Nie powoduje zaczerwienień czy efektu ściągnięcia. Jest bezzapachowy, nie podrażnia i nie pozostawia lepkiej warstwy na twarzy oraz jest delikatny dla oczu, także wrażliwych. 
Jest to jeden z lepszych płynów micelarnych, jakich miałam okazję używać. Sama nie mam porównania, ale na wielu blogach przeczytałam, że jest dużo lepszy od tak lubianej przez blogerki Biodermy, a na pewno duuużo tańszy. Jedynym słowem kupujcie, bo warto! :)

00:06:00

Cytrynowa współpraca

Cytrynowa współpraca
Miała być dzisiaj recenzja maski do włosów lub serum do rzęs ( zawsze w ostatniej chwili podejmuję decyzję :P ), ale moje plany pokrzyżowała mi pewna paczka, której zawartością chcę się Wam pochwalić :)
Pod koniec stycznia na jednym z blogów przeczytałam, że Drogeria Cytrynowa poszukuje blogerek do współpracy. Wysłałam swoje zgłoszenie, ale nie nastawiałam się na to, że zostanę wybrana, ponieważ widziałam, że chętnych jest bardzo dużo. Jednak udało się i na początku lutego dostałam maila ze zdjęciem poniżej, a wczoraj listonosz przyniósł pierwszą z pięciu Cytrynowych Torebek :)
Dawno nie dostałam tak ładnie zapakowanej przesyłki. Papierowa torebka skrywająca kilka wspaniałości przewiązana była żółtką wstążeczką, która nie doczekała się zdjęcia, ponieważ jak najszybciej chciałam zobaczyć co jest w środku :D
A tak prezentuje się cała zawartość Cytrynowej Torebki. Nareszcie mam okazję wypróbować sławne w całej blogosferze kosmetyki Balea! Do testów otrzymałam "najlepiej sprzedającą się odżywkę w naszym sklepie", masło do ciała oraz maseczki do twarzy, w tym jedną czekoladową, a drugą przeznaczoną nie tylko dla mnie, ale też dla mojego TŻ :) W torebce znalazłam także dwie śliczne bransoletki, wosk Yankee Candle "Loves Me, Loves Me Not" oraz czekoladki o kształcie serduszek ( długo się nie uchowały :P ). Nie zabrakło także wizytówki drogerii oraz ulotek- jednej o olejowaniu włosów, a drugiej o samej drogerii. 
Dołączony był także liścik odręcznie podpisany przez Panią Patrycję. Różnorodność przesyłki, torebka z wstążeczką oraz odręczny podpis listu sprawiły, że poczułam jakby to wszystko nie było kolejną współpracą, ale prezentem od dobrej koleżanki :)

00:04:00

Koniec kosmetycznego odwyku! :)

Koniec kosmetycznego odwyku! :)
Jestem z siebie naprawdę dumna i Wy też możecie być. Wytrwałam w swoim postanioweniu i nawet nie było tak ciężko mimo wielu kusicieli, jak na przykład oferta kosmetyczna Biedronki czy odkrycie w jednym z marketów kilku szaf z kosmetykami. 
W czasie trwania odwyku dna dobiło kilka kosmetyków i zamiast biec w te pędy do sklepu po nowe opakowania ( a przy okazji po jeszcze kilka nadprogramowych ) szukałam ich zamienników. I tak żel do depilacji zastąpiłam mydłem, który spisał się równie dobrze. Żel pod prysznic z powodzeniem zastąpił nielubiany szampon, a płyn do higieny intymnej szare mydło. Można? Można! :)

Oprócz mocnego postanowienia, że przez 30 dni nie kupuję kosmetyków, w planach miałam także dostrzeganie małych rzeczy, na które przeważnie nie zwraca się większej uwagi, a które sprawiają, że na ustach pojawia się uśmiech. Dostrzeganie miłych akcentów w ciągu dnia weszło mi w nawyk- przed snem przypominam sobie co dobrego mnie spotkało, a następnego dnia budzę się z przekonaniem, że to będzie dobry dzień :) Przekonałam się, że naprawdę wystarczy drobnostka by dzień stał się lepszym.
1. po długiej przerwie zaczęłam jeździć samochodem
2. wreszcie skończyłam książkę, którą czytałam ponad 3 tygodnie- tak na marginesie to daaawno już nie czytałam tak nudnej historii...
3. zakup sukienki
4. wieczór dla samej siebie- mogłam wziąć długą, gorącą kąpiel, dłużej poczytać książkę
5. nauczyłam się nowego słówka, fraternizacja
6. wypróbowałam nowy przepis na kurczaka i wyszedł palce lizać
7. kawa i ploteczki z przyjaciółką 
8. weszłam do Rossmanna, pochodziłam między półkami i nic nie kupiłam :D
9. obrobiłam zaległe zdjęcia na bloga
10. pierwsza kawa z nowym kubku PnK
11. w Biedronce kupiłam wszystkie książki jakie chciałam, pojedyncze egzemplarze czekały jakby właśnie na mnie
12. maraton serialowy: Słodkie Kłamstewka, Kości, Mentalista i Jak poznałem Waszą matkę
13. kolejny udany eksperyment kulinarny
14. wyjazd do Wrocławia i zakup szpilek na bal
15. ponad 700 wejść na bloga w ciągu jednego dnia, przeszłyście same siebie! dziękuję :)
16. miła rozmowa z panią w banku
17. pomalowanie paznokci u stóp na czerwono
18. małe piwko z TŻ
19. kurier przyniósł urodzinowy prezent dla  M.
20. pyszna mrożona kawa
21. wieczorny seans CSI
22. informacja o wybraniu mojego bloga do testów
23. zumba!
24. tabata!
25. motywacja od Tymbarka
26. pakowanie urodzinowego prezentu dla M.
27. wizyta u fryzjera, a wieczorem bal na sto par :)
28. poranek z Scooby Doo :D
29. pierwsze zmiany wg książki "52 zmiany. Zmień swoje życie tydzień po tygodniu" Leo Babauta
30. realizacja marzenia

08:18:00

"Zaklinacz czasu" Mitch Albom

"Zaklinacz czasu" Mitch Albom
 "Tylko człowiek odmierza czas. Tylko czlowiek wybija godziny.
 I właśnie dlatego jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu, ktorego nie zniosloby żadne inne stworzenie. Strachu przed tym, że zabraknie czasu"
( str.17 )


"Zaklinacz czasu" to niesamowita opowieść o Ojcu Czasie. Na podstawie losów trzech bohaterów autor przypomina nam ciągle zabieganym ludziom, co tak naprawdę jest ważne w życiu. Sarah, Victor i Dor to bohaterowie Alboma, których połączył upływający czas. Sarah jest nastolatką przeżywającą miłosny zawód z zapędami samobójczymi, a Victor to starszy pan, bardzo bogaty i śmiertelnie chory, który zrobi wszystko, by oszukać swoje przeznaczenie... Jest też Dor, czyli tytułowy Zaklinacz Czasu i nieśmiertelny Ojciec Czas, który za karę żyje w jaskini wysłuchując ludzkich narzekań na czas. Po wielu tysiącleciach ma szansę na odzyskanie wolności, musi tylko wypełnić swoje przeznaczenie i nauczyć Sarah oraz Victora jaką niedocenianą wartość jest czas.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Jasna i przejrzysta okładka aż zachęca do zajrzenia do wnętrza. Na kartkach powieści jest równie "czysto", tzn. dzięki odpowiedniej czcionce i zachowanej interlinii moje oczy nie męczą się już po kilku minutach, co zdarza mi się w przypadku niektórych książek, gdzie interlinii brak, a czcionka tak mała, że z lupą trzeba jej szukać. Książka podzielona jest na 10 części, które tworzą całość 81 rozdziałów i prawie 300 stron. 
Przyznam, że do przeczytania książki skłoniły mnie opinie na jej temat na portalu LubimyCzytać.pl, gdzie książka zbiera bardzo wysokie noty, co wcale mnie nie dziwi, bo jest to naprawdę fascynująca opowieść. Wywarła na mnie niemałe wrażenie i zapadła w pamięć. Jest to prosta przypowieść, lekko napisana, a jednocześnie głęboka i skłaniająca czytelnika do refleksji. Styl pisania Albom bardzo przypomina mi twórczość Érica-Emmanuela Schmitta, więc jeśli lubicie jego powieści to "Zaklinacz czasu" na pewno Wam się spodoba. Jest to książka, którą po prostu trzeba przeczytać. 

10:57:00

Zapasy kosmetyczne, część I: kosmetyki do makijażu

Zapasy kosmetyczne, część I: kosmetyki do makijażu
Czyli coś dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach :P
Pudry: trzy, w tym dwa ryżowe
Podkłady: trzynaście! ta liczba zaskoczyła mnie samą...
Korektory: dwa
Bazy: jedna
Tusze do rzęs: dwanaście
Cienie do powiek: cztery, w tym jeden w kolorze białym, reszta w odcieniach beży i brązów
Kredki do oczu: cztery, w tym jedna biała i jedna brązowa
Mazidła do ust: dziesięć błyszczyków, osiem szminek, masełko i wazelina
Róże: jeden
Eyelinery:  jeden, w dodatku rzadko używany
Odżywki: dwie
Bazy pod cienie: jedna

Po podliczeniu wyszło mi, że mam 63 kosmetyki do szeroko pojętego makijażu. Zdjęcie z 8 lutego br. 

00:01:00

Nowości w szafie

Nowości w szafie
Jeszcze rok temu o tej porze w mojej szafie samotnie wisiała jedna jedyna sukienka, którą kupiłam kiedyś na wesele. Dziś obok niej wisi 7 nowych sukienek :) Na zdjęciu pokazuję Wam 3 najnowsze: czarno-różową kupiłam w sklepie chińskim za 39zł, granatową w New Yorkerze za 19,95zł ( przeceniona z 54,95zł. Widoczna plamka to wina aparatu ), a małą czarną w salonie firmowym Gatta za 40zł. Wszystkie bardzo lubię i często w nich chodzę, czym wzbudzam ciągłe zdziwienie wśród rodziny i przyjaciół :P
Bardzo lubię ubrania w paski. Ta z neonowymi mankietami tak bardzo mi się spodobała, że bez zastanowienia kupiłam ją, a kosztowała 25zł. Fuksjowy sweterek kupiłam w Diverse za 39,90zł ( przeceniony z 79,90zł ). Czarna bluza pochodzi z New Yorker, urzekł mnie w niej wzór na przodzie. Kosztowała tylko 29,95zł ( ceny pierwotnej nie pamiętam ), więc nie mogłam nie kupić :)
Białą narzutkę z neonowymi mankietami kupiłam na Szafa.pl za niecałe 30zł. Niestety, okazała się troszkę za duża, więc muszę oddać ją do krawcowej.Czarny sweterk z Orsay chciałam mieć odkąd zobaczyłam go w magazynie Party, ale jego cena 130zł wydawała mi się mocno wygórowana. Na początku corocznych wyprzedaży jego cena spadła do 90zł, ale ja nadal uparcie twierdziłam, że to za dużo. W sobotę weszłam do Orsay bez zbytniej nadziei, że jeszcze będzie, ale los-fatum-przeznaczenie uważało, że jesteśmy sobie pisani- był jeden jedyny i to jeszcze w moim rozmiarze, a kosztował tylko 40zł! Przy kasie okazało się, że jest dodatkowo promocja -20% na rzeczy przecenione, więc w ostateczności zapłaciłam tylko 32zł :D Opłacało się czekać :) Nie tak dawno w Lidlu można było kupić sportowe ubrania. Przeglądając gazetkę wpadła mi w oko szara bluza ( niecałe 40zł ) oraz legginsy ( nieco ponad 20zł ), których zapomniałam sfotografować. Oba ciuszki bardzo dobrze się noszą i są dobrze wykonane. Przestaję się dziwić, że ubrania z Lidla rozchodzą się w ciągu godziny od otwarcia sklepu. 
Zawsze chciałam mieć komin w panterkę, to teraz mam dwa :) Były tanie jak barszcz, chyba 11zł za sztukę, a są bardzo miękkie i fajnie się układają. Kolorowy naszyjnik kupiłam w Takko za 9,90zł ( przeceniony z 39,90zł ), a kolczyki z niebiesko-różowymi szkiełkami w Parfois także za 9,90zł ( zamiast 24,90zł ). Reszta pochodzi z Centro, gdzie jeszcze trwa promocja na biżuterię, którą można kupić za 3,99zł lub za 5,99zł. 

I to by było na tyle, chyba o niczym nie zapomniałam :)

08:18:00

Maskara podkręcająca i unosząca rzęsy Curling Pump Up, Lovely

Maskara podkręcająca i unosząca rzęsy Curling Pump Up, Lovely
Obietnice producenta:
Maskara pogrubiająca i unosząca rzęsy. Gwarantuje efekt maksymalnie pogrubionych i wydłużonych rzęs.

8ml/około 10zł w Rossmannie
Moim zdaniem:
Tusz do rzęs Curling Pump Up zna chyba każda blogerka i nie jedna pisała o nim na swoim blogu, ale przecież nie przeszkadza to w tym, bym i ja co nieco skrobnęła na jego temat. Na pewno z chęcią poczytacie po raz nie wiadomo który o tym samym produkcie :D O tuszu dowiedziałam się oczywiście z blogosfery. Widziałam go w Rossmannie wielokrotnie ( nie sposób go przeoczyć w jego oczodajnym opakowaniu :P ), ale przechodziłam koło niego dość obojętnie, dopóki nie zaczęłam czytać pochwalnych opinii dotyczących tego małego cudu :) 
Ładne i solidne opakowanie, w którym znajduje się tusz od razu rzuca się w oczu. Połączenie żółtego z niebieskim już od progu drogerii woła "heloł, tu jestem, weź mnie!" :P Wewnątrz skrywa się silikonowa szczoteczka, dość oryginalnie wyprofilowana, czyli wypukła tylko z jednej strony. Nabiera tyle tuszu ile trzeba i z łatwością dociera do każdej rzęsy, pokrywając ją tuszem o aksamitnej i kremowej konsystencji. Jest to jedyny tusz, w którym nie przeszkadza mi jego 'mokra' konsystencja :) Czerń jest głęboka, mocno napigmentowana, co dla osoby takiej jak ja, czyli z jasnymi rzęsami nie jest bez znaczenia. 
Jak już wspomniałam wcześniej szczoteczce nie oprze się żadna rzęsa. Dzięki niej rzęsy są dobrze rozczesane, podkręcone i wydłużone, a także lekko pogrubione. Tusz nadaje im koloru intensywnej czerni, przez co oczy są podkreślone, a spojrzenie nabiera zalotnego charakteru. Nie tworzy grudek, ładnie rozdziela rzęsy i zapobiega ich sklejaniu, jest delikatny nawet dla tak wrażliwych oczu jak moje. Bardzo długo zachowuje swoją świeżość, nie gęstnieje ani nie wysycha po kilku tygodniach jak niektóre maskary. Jest przy tym bardzo trwały, dzielnie trzyma się rzęs przez cały dzień bez kruszenia czy osypywania. Nie odbija sie na powiece, nie rozmazuje przy byle potarciu oka, a  jego demakijaż to bułka z masłem. 
Cóż mogę powiedzieć na zakończenie, zakochałam się w tym tuszu i z pewnością będę do niego wracać. Jest jednym z lepszych tuszy jakich dotychczas używałam i niezbitym dowodem na to, że nie trzeba wydawać dużej kasy by cieszyć się jakością jak z wyższej półki :) 

Jedna warstwa tuszu.

07:16:00

Lekko spóźnione denko styczniowe :)

Lekko spóźnione denko styczniowe :)
Pielęgnacja włosów
1. Szampon Marrakesz Oil&Coconut Szampon- pięknie pachnie, super się pieni i robi cuda z moim włosami! Po umyciu są błyszczące, gładkie i miękkie. Naładowany silikonami, ale moje włosy to lubią :)
2. Szampn dodający objętości z drożdżami piwnymi i owocem granatu Garnier- jestem pozytywnie zaskoczona :) Dobrze oczyszcza, nie podrażnia skóry głowy, dodaje włosom objętości i przedłuża ich świeżość o jeden dzień. Jest wydajny, nie plącze włosów i ładnie pachnie. Na pewno kupię ponownie. 
3. Odżywka do włosów z olejkiem eterycznym z rozmarynu i liśćmi oliwnymi Ultra Douz Garnier- recenzj wkrótce
4. Regeneracyjne serum do włosów Regenerum- recenzja wkrótce
5. Ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur- spryskuję nią włosy po wyprostowaniu i ułożeniu, dzięki czemu ładnie pachną i lepiej się błyszczą, a także są miękkie w dotyku oraz ładnie wyglądają. 
6. Ultralekka odżywka z olejkiem arganowym Marion- recenzja już niedługo
7. Arganowy szampon 8 w 1 Eveline- recenzja tutaj
8. Arganowa maska do włosów 8 w 1 Eveline- recenzja tutaj
9. Odżywka prostująca włosy Straight&Gloss Nivea- podoba mi się jej treściwa, gęsta konsystencja. Ułatwia rozczesywanie, nieco obciąża włosy, ale ja właśnie tego oczekuję od odżywek- obciążenia, aby włosy nie puszyły się na wszystkie strony świata. 

Pielęgnacja twarzy i makijaż
1. Krem matujący z białą herbatą Mariza- recenzja tutaj
2. Krem nawilżajaco-rozświetlający na dzień 18+ AA- baaardzo wydajny krem, w pewnym momencie myślałam, że nie zużyję go nigdy. Nie ma tendencji do zapychania, fajnie nawilża i odżywia, ale rozświetlenia nie zauważyłam żadnego. 
3. Gruboziarnisty peeling normalizujący do twarzy 3 w 1 Eveline- recenzja tutaj
4. Micelarny żel nawilżający do mycia i demakijażu BeBeauty- recenzja już niedługo
5. Kremowy olejek myjący do twarzy i ciała Ulga Ziaja- używałam do peelingu z nasion owoców. Przyjemnie myje, tak 'sunie' po twarzy. Twarz jest oczyszczona, odświeżona i wygładzona. W planach mam zakup kolejnej, trzeciej już buteleczki. 
6. Baza wygładzajaca Cashmere Dax Cosmetics- recenzja wkrótce
7. Tusz Volume Booster Lovely- recenza tutaj
8. Tusz Dolls Lash Volume- recenzja tutaj
9. Hydrolat z róży bułgarski Zrób Sobie Krem- dostałam jako gratis do ostatniego zamówienia, zużyłam do maseczki z glinki. Wystarczyła mi na 2 użycia i nie mam o niej wyrobionego zdania. Nie uczuliła, nie wysuszyła, nie podrażniła, więc może być ;)
10. Tusz 123 Look Rimmel- porażka na całej linii... Jestem bardzo niezadowolona z tego tuszu i więcej nawet na niego nie spojrzę. Nie pogrubia ani nie wydłuża, za to skleja i zbija się w grudki. Przy demakjiażu strasznie się maże. Pieniądze wyrzucone w błoto. 
11. Matujący sypki puder All About Matt! Essence- recenzja tutaj
12. Serum punktowe na trądzik Bioliq- recenzja niedługo
13. Korektor Synergen- lubię go za dobre krycie i niezapychanie. Jest ciężki, ale ładnie współpracuje z większością podkładów. Szkoda tylko, że dostępny jest tylko w trzech odcieniach. 

Pielęgnacja ciała
1. Żel pod prysznic z esencją wanilii i olejkiem migdałowym Aroma Therapy Palmolive- najpiękniejszy zapach żeli Palmolive! Fajnie się pieni, dobrze oczyszcza, a jego słodki zapach czuć jeszcze chwilę na skórze. 
2. Żel pod prysznic pomarańcza i owoc granatu Wellness&Beauty- pięknie pachnie umilając prysznic, jest niedrogi, odświeża i myje nie wysuszając skóry. Dostępny w kilku wersjach zapachowych, każda znajdzie coś dla siebie :)
3. Żel do higieny intymnej Lactacyd Femina Acti-Fresh- delikatny i skuteczny jednocześnie, nigdy mnie nie podrażnił. Zapewnia długotrwałe uczucie komfortu i świeżości. 
4. Arganowy suchy olejkiem do ciała Eveline- recenzja tutaj
5. Żel pod prysznic kwiatu lotosu Yves Rocher- zapach taki sobie, mało wydajny, strasznie ciężko się otwiera. 
6. Żel pod prysznic owoc granatu z Hiszpanii Yves Rocher- zapach rodem z Hiszpanii, ale tak jak jego poprzednik jest mało wydajny i okropnie się otwiera. Szału nie zrobił, więc pewnie nie kupię ponownie. 
7. Aloesowy balsam do ciała Equilibra- recenzja tutaj
8. Balsam do rąk Kamill-  przyjemniaczek, chociaż szału nie ma. Szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy na dłoniach, nawilża, ale nie na długo. Dostałam kiedyś jako gratis do zakupów, sama nie kupię go ponownie- są lepsze. 
9. Antypesrpirant Fresh Natural Nivea- chroni przed potem, odświeża i zapewnia uczucie komfortu, ale mimo wszystko wolę jego braci w sprayu. 
10. Nawilżajacy peeling do rąk z ekstraktem z wanilii Eveline- recenzja tutaj
11. Lioton do ciała pomarańcza i owoc granatu Wellness&Beauty- tani, a bardzo dobry balsam do ciała. Dobrze się rozsmarowuje, w miarę szybko wchłania, nawilża, odżywia i zmiękcza skórę. 
12. Krem do rąk z wiesiołkiem Gulivere Polska- u mnie pełnił rolę balsamu do ciała. Wolno się wchłania, lekko natłuszcza skórę, czyniąc ją miękką i delikatną. 

05:04:00

Sałatka Gyros

Sałatka Gyros
Sałatkę Gyros zna chyba każdy. Jest tak pyszna, że znika ze stołu dosłownie w mgnieniu oka. Sama bardzo ja lubię i często przygotowuję dla siebie i bliskich. W Internecie można znaleźć różne jej wariacje, a ja dziś  prezentuje swoją. Mam nadzieję, że Wam posmakuje :)
Składniki:
* podwójna pierś z kurczaka
* przyprawa gyros
* dwie czerwone papryki
* puszka kukurydzy
* jedna duża cebula
* mała kapusta pekińska
* sześć ogórków konserwowych
* mały ketchup
* mały słoik majonezu
* olej lub oliwa z oliwek

Pierś z kurczaka kroimy w małą kostkę i smażymy na oleju. Pod koniec smażenia dodajemy przyprawe gyros ( czasami dodaję również nieco curry ), dokładnie mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia. Kukurydzę odsączamy z zalewy, cebulę, ogórki i paprykę kroimy w małą kosteczkę, a kapuste pekińską szatkujemy. Ketchup dokładnie mieszamy z majonezem- to nasz sos. Na dnie szklanej salaterki układamy warstwowo: podsmażoną pierś z kurczaka, cebulę, cienką warstwę sosu, połowę kapusty pekińskiej, ogórki konserwowe, cienką warstwę sosu, odsączona kukurydzę, paprykę, cienką warstwę sosu, paprykę, resztę kapusty pekińskiej, cienką warstwę sosu. Wszystkie składniki można też wymieszać ( i dodać mniejszą ilość sosu ), ale ułożona warstwowo ładniej się prezentuje :)

Smacznego! :)

Przepis na sałatkę znajdziecie takze tutaj.
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger