00:01:00

Recenzja: Olejek arganowy do ciała Gold Argan, Evree

Recenzja: Olejek arganowy do ciała Gold Argan, Evree
Obietnice producenta:
Olejek do ciała Gold Argan. Dzięki zawartości 100%* naturalnego olejku arganowego będącego źródłem witaminy E, antyoksydantów oraz kwasów omega-3, omega-6 oraz omega-9, skóra jest w pełni odżywiona, nabiera elastyczności i blasku. Olejek ze względu na swoje wyjątkowe właściwości to kosmetyk, który doskonale nadaje się do wszystkich rodzajów skóry. W naturalny sposób dostarcza aktywne składniki bezpośrednio w głębsze warstwy skóry i jednocześnie, już w momencie aplikacji, nadaje jej miękkość oraz blask. Olejek arganowy to bogactwo witaminy E, potocznie nazywanej witaminą młodości oraz nienasyconych kwasów omega-3, omega-6 i omega-9, dzięki którym ma niezwykłą moc przeciwutleniacza i chroni skórę przed wolnymi rodnikami. Co więcej, wzmacnia i regeneruje barierę hydrolipidową naskórka i tym samym, gwarantuje głębokie nawilżenie. Szczególnie zalecany jest dla skóry dojrzałej i odwodnionej. Ze względu na swe właściwości regenerujące, fantastycznie sprawdza się również w pielęgnacji skóry problematycznej,u osób z trądzikiem młodzieńczym, egzemą i zmianami bliznowymi. 

100 ml/ około 30,00 zł np. w Super Pharm
Skład: Argania Spinosa (Argan) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylexyl Stearate, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Sesamum Inducum (Sesame) Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Oryza Sativa (Rice) Bran Oil, Tocopheryl Acetate, Beta-Carotene, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, BHA, Parfum (Frangrance), Benzyl Salicylate, Citronellol, Geraniol, Limonene, Linalool.
Moim zdaniem:
Od jakiegoś czasu nie mogę uwolnić się od olejków, które szturmem wtargnęły do mojej łazienki i ani im się widzi stamtąd zmyć. I bardzo dobrze, bo bez nich moja codzienna pielęgnacja nie była by pełna, gdybym je odstawiła szybko odczułabym, że czegoś mi brak. Mimo że mam kilku ulubieńców, nadal chętnie sięgam po nowości, jak np. po olejek arganowy Evree.
Muszę przyznać, że producent dołożył wszelkich starań do zapakowania olejku. Po pierwsze, uważam, że jest to najbardziej elegancko zapakowany olejek jaki kiedykolwiek widziałam, aż przyjemnie się na niego patrzy :) Po drugie, podoba mi się sam design kartonika i buteleczki oraz dobór kolorów- bardzo ciemny fiolet, stonowany niebieski oraz połyskujący złoty tworzą perfekcyjną całość, idealną harmonię. Sam flakon, w którym znajduje się olejek jest smukły i wysoki, zakończony białą nakrętką z dzióbkiem, który zapewnia wygodną aplikację. Jest jednak mały szkopuł, który nieco mi przeszkadza- mianowicie butelka została wykonana z twardego plastiku i potrzeba nie małej siły, by wycisnąć olejek na dłoń. Mimo że butelka jest oklejona nalepką z informacjami o produkcie, dzięki cienkiemu paseczkowi przerwy pomiędzy papierem można kontrolować zużywanie olejku. A jest ono naprawdę niewielkie, biorąc pod uwagę fakt, iż używam go codziennie od początku sierpnia, a ciągle mam nieco ponad połowę. 
Zapach olejku jest bardzo ładny, ale daleko mu do mojego ulubieńca w tej kwestii, czyli olejku arganowego od Joanny. Nie mniej jednak umila mi codzienną pielęgnację, nie jest mdły ani męczący dla nosa, nie jest skażony sztucznością i długo utrzymuje się na skórze. Olejek ma płynną konsystencję, ale podczas rozprowadzania nie ścieka z ciała. Łatwo się rozprowadza, a mimo lekko tłustej formuły szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze klejącej się warstewki. 
O składach piszę rzadko, ale skład tego olejku zasługuje na chwilę uwagi, ponieważ już na pierwszym miejscu znajduje się olej arganowy! A tuż za nim olej słonecznikowy, ze słodkich migdałów, z pestek winogron, sezamowy, olej macadamia, ryżowy oraz witamia E i Beta Karoten. Nawet na mnie, osobie sporadycznie zerkającej na składy kosmetyków, robi to wrażenie :) 
Olejek można stosować na trzy różne sposoby: na suchą i oczyszczoną skórę, na mokrą i rozgrzaną po kąpieli lub do masażu. Ja połączyłam dwa pierwsze sposoby, tzn. wsmarowuję go w suchą, czystą i rozgrzaną skórę po wieczornym prysznicu. Już po kilku seansach z olejkiem zauważyłam wyraźną poprawę kondycji skóry. Stała się niesamowicie miękka i miła w dotyku. Olejek dobrze nawilża, uelastycznia i regeneruje skórę oraz dodaje jej ładnego, zdrowego blasku. Po paru dniach wsmarowywania kosmetyku w uda zauważyłam, że olejek świetnie napina skórę i ją wygładza. 
Olejek spisał się u mnie na piątkę z plusem :) Moja skóra bardzo go polubiła i uważam, że jest wart każdej złotówki.

15:59:00

Fotorelacja z krakowskiego spotkania blogerek

Fotorelacja z krakowskiego spotkania blogerek
W przedostatnią sobotę wakacji, zamiast wylegiwać się w łóżku z książką chociaż do 9:00, o 4:30 byłam na nogach, by kilka minut po 5:00 udać się w ponad czterogodzinną podróż do Krakowa, gdzie miało odbyć się blogerskie spotkanie przy kawie, słodkościach i niekończących się rozmowach :)
W podróży dzielnie towarzyszyła mi inna blogerka, Magda i prosto po dotarciu do Krakowa udałyśmy się do Choco Cafe, gdzie czekały na nas organizatorki i sprawczynie całego zamieszania, czyli Karolina i Justyna. Dziewczyny odwaliły kawał dobrej roboty, za co należą im się ogromne podziękowania :)
Po uściskach, powitaniach i mowie powitalnej organizatorek przeszłyśmy do rozmów i ploteczek przy kawie, którym nie było końca, a śmiechu było jeszcze więcej :P
Odwiedziła nas przemiła Pani Renata, przedstawicielka Maroko Sklep, która opowiedziała nam między innymi o rytuale Hammam oraz o innych dobrodziejstwach płynących z marokańskich produktów, np. o olejku z czarnuszki, na który narobiła mi tak wielkiej ochoty, że muszę go mieć! 
Pani Renata wykonała też na mnie delikatny makijaż oczu naturalnym kholem.
Jak wspomniałam wcześniej, dziewczyny włożyły dużo serca w przygotowania ( przykładem są chociażby babeczki wykonane przez Justynę z pierwszego zdjęcia czy spersonalizowane identyfikatory, które pokażę wraz z upominkami ze spotkania ), wszystko dopięły na ostatni guzik i wystarały się o prezenty od sponsorów, których była cała góra!
Rozdawaniu torebek nie było końca :)
Radości z giftów było co nie miara, a uśmiechy z twarzy nie schodziły żadnej z nas :)
Przekonałam się na własnej skórze, że takie spotkania to niesamowite przeżycie i cała gama wspomnień ( dla wtajemniczonych: Carrefour :P ), które pozostaną w mojej pamięci na długi, długi czas :) Dziękuję Pauli, Korneli, Justynie, Karolinie, Magdzie i Wioli za wspaniale spędzony dzień :)

07:25:00

Recenzja: Lakier do paznokci Laura Conti, Coloris

Recenzja: Lakier do paznokci Laura Conti, Coloris
Obietnice producenta:
Emalia do paznokci o pięknym połysku i wyjątkowej trwałości. Unikalne ceramiczne komponenty pozwoliły na uzyskanie emalii twardszej i odporniejszej na ścieranie, niż tradycyjna emalia. Nie odpryskuje i doskonale chroni paznokcie przez złamaniem. Wyjątkowo szybko wysycha, tworząc równomierną, gładką powłokę na płytce paznokcia.

Lakier dostępny jest w 10 kolorach za 4,99zł w sklepie internetowym

Moim zdaniem:
Dobrze wiecie, że mam słabość do lakierów do paznokci, że w mojej kolekcji znajduje się blisko ( albo już ponad ) 100 buteleczek z całą gamą barw. Mimo to są na Ziemi takie lakiery, które jeszcze nie dostały się w moje łapki :P Tak było z lakierem, o którym dziś przeczytacie, a który otrzymałam od marki Coloris.
Bardzo chciałabym napisać jak nazwany jest kolor, który dostałam do testów lub chociaż podać numerek, jaki został mu przypisany, jednak nie mogę, albowiem na buteleczce nie ma takiej informacji. Porównując jednak kolor ze zdjęciami, które znalazłam w Internecie wnioskuję, że może to być numer 165. W realu jest to kolor koralowy, mocniej wpadający w różowe tony. 
Lakier znajduje się w szklanej buteleczce niewielkich rozmiarów, tu i ówdzie zaokrąglonej. Nie wiem jaka jest pojemność, ponieważ takiej informacji również nie ma. Czarna zakrętka jest owalna, dobrze trzyma się ją w palcach. Pędzelek jest krótki i gruby, nie wypada z niego włosie i przyjemnie sunie po płytce paznokci. Zapach lakieru nie odbiega niczym od innych, jest tylko trochę mniej męczący. Konsystencję określiłabym jako płynną, ale nie za rzadką. 
Aby lakier perfekcyjnie pokrył płytkę paznokci i nie zostawił żadnych prześwitów potrzebne są trzy warstwy ( tyle też widzicie na zdjęciu ). Jako takie krycie ( i trwałość, ale o tym później ) rekompensuje czas wysychania lakieru, który jest naprawdę krótki- po około 15 minutach od pomalowania paznokci zapomniałam się i zaczęłam prać ręcznie sukienkę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że paznokcie wyglądają nienagannie :) Lakier nie odpryskuje, ale już na drugi dzień zaczyna ścierać się na końcach. Podczas noszenia kolorku na paznokciach zaobserwowałam także, że emalia nie barwi płytki, nie smuży się ani też nie sprawia problemów przy zmywaniu. 
Ogólnie rzecz ujmując, lakier jest niczego sobie. Dużym jego plusem jest kolor, który od razu mi się spodobał oraz błyskawiczne wysychanie, minusem dostępność- wiem, że niektóre kosmetyki Laura Conti można znaleźć w Rossmannie, ale lakierów niestety tam nie widziałam. W innej stacjonarnej drogerii też nie...

10:01:00

Szczotka do włosów ze szczeciny dzika, Szczotkarnia

Szczotka do włosów ze szczeciny dzika, Szczotkarnia
Wczoraj byłam na fantastycznym spotkaniu blogerek w Krakowie ( z którego relację zdam za kilka dni :), a dziś mam dla Was wpis o jednym z prezentów, który dostałam na kwietniowym spotkaniu od Szczotkarni, zajmującej się tworzeniem wszelkiego rodzaju szczotek z naturalnych surowców. Szczotkarnia przesłała organizatorce spotkania różne szczotki, zarówno do ciała jak i do włosów, a ja miałam farta i dostałam tą, którą chciałam kupić od dłuższego czasu, czyli szczotkę z naturalnym włosiem dzika :) Zgodnie z tym co widnieje na stronie producenta, szczotka jest duża ( 22cm x 5,5cm ), posiada 7 rzędów włosia, wykonana została ręcznie ( !!! ) ze szczeciny dzika i ma jasną, drewnianą oprawę. 
Gdybym miała zawrzeć całą swoją recenzję, cały swój zachwyt w jednym słowie zdecydowanie byłoby to słowo "fenomenalny". Jestem tak zafascynowana tą szczotką, że nie potrafię skupić myśli i nie wiem od czego zacząć jej wychwalanie. Może od rękojeści, która jest wygodna, poręczna, dobrze leży w dłoni? Która jest solidna i trwała? A może od tego, że szczotka jest łatwa w pielęgnacji? Wystarczy jak po każdym jej użyciu przeczeszę gęstym grzebieniem lub starą pęsetą powyciągam resztki włosów i tadam, szczotka jak nowa :D  Szczecina dzika jest dość ostra, ale nie na tyle, by mocno drapać po skórze głowy. Jest jednocześnie na tyle giętka, że ugina się pod naporem włosów, ledwie je miziając- właściwie to mam wrażenie, że szczotka nie czesze, a głaszcze włosy. Mimo to idealnie rozczesuje moje włosy, zarówno na mokro, jak i na sucho. Nie plącze ich, nie szarpie, nie ciągnie ani nie wyrywa włosów z cebulkami. Odkąd jej używam zauważyłam dużą poprawę w ich wyglądzie. Są błyszczące, miękkie, sypkie i delikatne w dotyku. Zapomniałam już co to znaczy puszenie się włosów lub ich elektryzowanie. Włosy wyglądają na tak zadbane, jakbym przed chwilą wyszła od najlepszego fryzjera na świecie. 
Nie pomyślałabym, że tak mała zmiana może wywołać tak zadziwiający efekt. Na własnych włosach przekonałam się, że te wszystkie plastikowe czy drewniane szczotki są g*wno warte ( przepraszam, że tak dosadnie to ujęłam ). Nigdy więcej do nich nie wrócę, te co miałam wyrzuciłam w diabły, a na szczotkę ze szczeciną dzika jestem teraz w stanie wydać ostatni grosz. 


PS. Jak Wam się podoba nowy nagłówek bloga :)?

00:20:00

Recenzja: Błyszczyk do ust Wild Rose, Lumene

Recenzja: Błyszczyk do ust Wild Rose, Lumene
Obietnice producenta:
Wyjątkowym składnikiem wyróżniającym ten kosmetyk jest olej z nasion fińskiej róży. Dzięki jej obecności błyszczyk Lumene Wild Rosenawilża usta, czyniąc je miękkimi i jedwabiście gładkimi. Konsystencja kosmetyku nie skleja ust i zapewnia uczucie naturalności. Błyszczyk daje "lustrzany efekt", który w doskonały sposób podkreśla wargi, nadając całemu makijażowi piękno i czarujący wygląd. Ponadto aplikator nabiera odpowiednią ilość kosmetyku, dzięki temu nie powstają smugi. Kosmetyk doskonały na każdą porę dnia! 

6 ml błyszczyku kosztuje w promocyjnej cenie 22,90 zł w sklepie internetowym BodyLand
Moim zdaniem:
Jeszcze na początku wakacji o kosmetykach Lumene, kojarzących mi się z trudno dostępnymi produktami wyżej jakości, czytałam tylko w Internecie. Aż pewnego pięknego dnia moja kosmetyczka wzbogaciła się nie o jeden, ale od razu o trzy kosmetyki Lumene, dzięki współpracy ze sklepem internetowym BodyLand.pl, w ramach której otrzymałam matującą bazę pod makijaż, wydłużający tusz do rzęs oraz błyszczyk do ust, któremu poświęcony jest ten piątkowy wpis :)
Błyszczyk ma gęstą, kremową konsystencją i pachnie mocno owocowo. Konsystencja wydaje się być lepka, mimo to nie skleja warg nawet po nałożeniu dodatkowych warstw. Błyszczyk dobrze trzyma się ust, nie wylewa się poza ich kontur, nie podkreśla suchych skórek ani nie wchodzi w załamania. Schodzi równomiernie po mniej więcej 3-4 godzinach.
Już samo opakowanie błyszczyka przykuwa wzrok potencjalnej nabywczyni ;) Kształtem przypomina łagodnie zarysowaną klepsydrę, utrzymane jest w delikatnej kolorystyce, dzięki czemu wygląda elegancko i klasycznie. Aplikator to podłużna, puchata gąbeczka ścięta z jednej strony, która gładko sunie po ustach pokrywając je równo pięknym, połyskliwym kolorem.  W pacynce znajduje się nieduże wgłębienie, w którym zbiera się nadmiar kosmetyku. 
Miałam możliwość sama wybrać sobie odcień i mój wybór padł na kolor nr 05, czyli jasny, cukierkowy róż z delikatnymi, malusieńkimi rozświetlającymi drobinkami. Błyszczyk nadaje ustom lustrzany blask, efekt tzw. mokrej tafli, dzięki czemu usta wyglądają niezwykle zmysłowo i ponętnie. Nie wysusza ust, wręcz przeciwnie- bardzo dobrze je nawilża, wygładza i zmiękcza.
Używam go na co dzień, bo jak zobaczycie na zdjęciu poniżej, efekt jest bardzo subtelny, nie rzucający się w oczy, ale jednocześnie podkreślający kształt i naturalny kolor ust oraz dodający świeżości całemu makijażowi. 
Tak odcień nr 05 prezentuje się na ustach :)

14:02:00

10 rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dnia

10 rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dnia
Aby oderwać się trochę od kosmetycznych wpisów pomyślałam, że dam Wam się jeszcze bliżej poznać i troszkę z przymrużeniem oka napisać o 10 rzeczach ( w kolejności przypadkowej ), bez których nie wyobrażam sobie dnia :)
1. Mój to najwspanialszy facet na świecie! Nieco małomówny, ale skutecznie nadrabiam za nas dwoje :P
2. Bez telefonu jak bez ręki. Mój ledwo zipiący pełni rolę nie tylko telefonu, ale też aparatu, odtwarzacza muzyki, zegarka, budzika, kalendarza, kalkulatora, zakładki do książki, a także młotka :P
3. Choćbym nie wiem jak była zajęta w ciągu dnia, jak bardzo zmęczona i padająca na pyszczek, zawsze znajdę chwilę na przeczytanie chociażby dwóch stron. Nawet budzik mam nastawiony wcześniej, by w spokoju móc trochę poczytać książkę
4. Blog to moja pasja i moje uzależnienie :) Zaglądam tu przed pracą, w pracy ( ciii ! ), po pracy, w poczekalni u kosmetyczki, u TŻ, na zakupach czy o drugiej w nocy, a gdy nie mam dostępu do Internetu, a więc i do bloga, zaczynam dostawać drgawek i toczyć pianę z ust :P 
5. Pudelek, Kozaczek, Zeberka- co zrobić, no co zrobić, lubię tu zaglądać, czytać nagłówki plotek, a na co ciekawsze nawet zajrzeć i zapoznać się z całością 'artykułu' :P
6. 2-3 lata temu jeden z tuszy MNY tak mnie załatwił, że do dzisiejszego dnia to odczuwam... Ulgę przynoszą mi tylko krople nawilżające, ale wystarczy, że raz o nich zapomnę, a oczy już dają o sobie znać, szczególnie rano...
7. Mogę chodzić brudna, w podartych ubraniach, z nieświeżymi włosami, ale bez tuszu do rzęs?! Po moim trupie :P
8. Nie pierwszy raz piszę o tym, że jestem serialomaniczką jakich mało. Tak więc w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć seriali umilających mi wolny czas lub obowiązki domowe. Wiecie jak się fajnie prasuje jednym okiem oglądając powtórkę ulubionego serialu :)?
9. Czy to zima czy lato, środek dnia czy nocy, bal sylwestrowy czy busz na drugim końcu świata pomalowane paznokcie u stóp i dłoni muszę mieć, bo inaczej kąsam, gryzę i drapię :P Cóż poradzić, tak mam i koniec kropka. 
10. Jeszcze jakiś czas temu kawę piłam sporadycznie, a dziś każdy dzień zaczynam kubkiem ulubionej kawy z mlekiem.

A Wy bez czego nie wyobrażacie sobie dnia :)?

07:15:00

Recenzja: Wzmacniająca kuracja przeciw wypadaniu włosów, Equilibra

Recenzja: Wzmacniająca kuracja przeciw wypadaniu włosów, Equilibra
Obietnice producenta:
Dzięki zastosowaniu specjalnie dobranych składników kuracja wzmacnia włosy oraz znacznie ogranicza ich skłonność do wypadania. Najlepsze efekty przynosi stosowanie preparatu  razem z szamponem przeciw wypadaniu włosów Equilibra. 
Zawiera:
- Witaminy A, E, C, H, B5 i B6: odżywiają włosy i skórę głowy oraz wzmacniają cebulki włosów
- Proteiny sojowe: stymulują wzrost cebulki włosów
- Tauryna: wzmacnia cebulkę włosa
- Zielona herbata i czerwone wino: pobudza mikro krążenie skóry głowy
- Phytosinergia: kompleks roślinny o działaniu regenerującym w jego skład wchodzi: Aloes, Olejek Arganowy, Keratyna.

75ml/ około 28zł w dobrych aptekach i sklepach zielarskich
Skład: Aqua, Alcohol Denat, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Vitis Vinifera Fruit Meristem Cell Culture, Taurine, Borageo Officinalis Seed Oil, Biotin, Camelia Sinensis Leaf Extract, Panthenol, Hydrolyzed Soy Protein, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Nasturcium Officinale Extract, Propylene Glycol, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Acrylate Crosspolymer, Menthol, Camphor, Benzyl Nicotinate, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Capsicum Frutescens Fruit Extract, Pyridoxine, Glycerin, Sodium Ascorbyl Phosphate, Sorbitol, Lecithin, Maltodextrin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Soy Protein, Peg-5 Cocomonium Methosulfate, Glyceryl Linoleate, Sodium Glutamate, Xanthan Gum, Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Cocoyl Glutamate, Gylcine, Sodium Hydroxide, Sodium Phytate, Parfum.
Moim zdaniem:
Wcierki do włosów to produkty, których nie znajdziecie w mojej łazience. Nie są mi do szczęście potrzebne, w pielęgnacji włosów świetnie daję sobie bez nich radę. Pewnie było by tak po dzisiejszy dzień i każdy następny, gdyby nie Pani Sylwia z Equilibry, która tym razem przesłała mi do przetestowania kurację wzmacniającą przeciw wypadaniu włosów.
Produkt otrzymałam w zielono-białym kartoniku, w środku którego znajdowała się mała buteleczka zakończona odkręcanym, zwężającym się aplikatorem, który w praktyce okazał się bardzo poręczny i wygodny. 
Skład jest prawie tak długi jak Mur Chiński, ale z informacji, które wygrzebałam w Internecie jasno wynika, że jest bardzo dobry. Co prawda na drugim miejscu jak byk stoi alkohol, ale po piętach goni mu między innymi sok z aloesu i olej arganowy, a nieco dalej mamy olej z ogórecznika lekarskiego ( stosowany w przypadku nadmiernego wypadania i łamania włosów ), ekstrakt z zielonej herbaty ( polecany przy włosach z łupieżem i przetłuszczających się ) oraz ekstrakt z papryczki, który pobudza krążenie i stymuluje wzrost włosów.
Kuracja ma postać bezbarwnego, wodnistego żelu. Zapach jest średnio przyjemny, wyraźnie czuć alkohol, coś ziołowego i mentolowego. Woń jest na tyle intensywna i mocna, że czasami aż szczypią mnie oczy. Na szczęście szybko się ulatnia i jest niewyczuwalny na włosach. Pomimo niewielkiej pojemności kuracja okazała się bardzo wydajna, w torebce z Projektu Denko znalazła się po około 5 tygodniach regularnego stosowania 3-4 razy w tygodniu.
Jak stosowałam kurację? Po umyciu włosów i nałożeniu odżywki, wyciskałam żel na dłonie, a następnie wcierałam w skórę głowy. Przez kilka minut odczuwałam delikatne mrowienie- nie mam porównania z innymi wcierkami, ale to chyba dobrze ;)? Bo ja odniosłam wrażenie, że produkt działa, że składniki wnikają w skórę i pobudzają włosy. 
Pierwsze efekty systematycznego wcierania kosmetyku zaobserwowałam w połowie kuracji. Pojawiło się, wcale nie tak mało, tzw. baby hair, a włosy zostały wzmocnione, bo przestały wypadać jak szalone. Po skończonej kuracji włosy wciąż trzymają się swojego miejsca na głowie. Nadal kilka znajduję na szczotce, ale jest ich dużo, dużo mniej. Kuracja nie podrażniła skóry, nie przyczyniła się do powstawania łupieżu ani do szybszego przetłuszczania się włosów, a alkohol w składzie nie wysuszył ich. 
Zbierając w jedno moje dzisiejsze wypociny ogłaszam wszem i wobec, że kuracja wzmacniająca Equilibry naprawdę działa. Jeśli więc wypadające włosy spędzają Wam sen z powiek, nie zastanawiajcie się i jeszcze dziś idźcie do apteki po ten specyfik- efekty gwarantowane :)

00:01:00

Cudowna moc spiruliny

Cudowna moc spiruliny
Po wielu latach mycia, wcierania, przecierania, pocierania, wklepywania i każdego innego rodzaju ciapciania i chlastania twarzy drogeryjnymi kosmetykami postanowiłam nieco odciążyć moją umęczoną buźkę i ograniczyć wszelkie kremy, maści, żele oraz inne cuda wianki do minimum, przechodzą na jaśniejszą stronę mocy, czyli pielęgnację naturalną. Nie ukrywam, że spora w tym Wasza zasługa- w całej mojej blogowej karierze naczytałam się ogromu wpisów, w których wychwalałyście produkty naturalne, z których same uwarzyłyście, zmieszałyście i wytworzyłyście własne kosmetyki. Nie jestem tak oblatana jak niektóre z Was w tych kwestiach, jeszcze nie odważyłam się zrobić sobie samej krem, żel czy serum, ale proste w wykonaniu maseczki śmigam jak ta lala :) Głównie z różnokolorowych glinek, ale o nich napisałam już tyle postów, że tym razem napiszę o innym cudzie natury, czyli aldze zwanej spiruliną. 
Na początek kilka słów o niej samej, zaczerpniętych ze strony ZróbSobieKrem, z której najczęściej kupuję  to zielone cacuszko:
Spirulina  to zielono-niebieska mikroalga, posiadająca formę spirali. Jest najbardziej niezwykłą rośliną odżywczą, jaka została odkryta przez człowieka. Do dnia dzisiejszego nie znaleziono na naszym globie żadnego organizmu, żadnej rośliny, ani też żadnego środka kosmetycznego, który zawierałby tak bogatą kombinację naturalnych, łatwo przyswajalnych i bezpiecznych dla człowieka substancji odżywczych. Działa na skórę jak serum,  które maksymalnie i natychmiast po kuracji poprawia ukrwienie, reguluje czynności gruczołów łojowych, poprawia koloryt skóry oraz jej wygląd, co zauważalne jest niemalże natychmiast. Przy tym pomaga regulować równowagę kwasowo– zasadową, dzięki czemu cera staje się elastyczna. Wzmacnia naczynia krwionośne, chroniąc je przed pękaniem. Dzięki właściwością odżywczym i ściągającym pory, maseczka z alg nakładana jest np. po zabiegach oczyszczających skórę lub do zabiegów mających na celu maksymalne odżywienie skóry.
Stworzenie maseczki o dobroczynnym wpływie na cerę jest tak proste jak obsługa cepa: czubatą łyżeczkę zielonego proszku mieszam z kilkoma kroplami wody ( którą można zastąpić ulubionym hydrolatem ) oraz olejku ( np. z nasion konopi indyjskiej, arganowanego, z awokado ), a jak mam pod ręką to i kroplą kwasu hialuronowego. Uzyskaną papkę rozprowadzam po twarzy, zatykam nos, pozostawiam na 15-20 minut, po czym spłukuję i wklepuję krem. W czasie wspomnianego kwadransa nie wychylam nosa z łazienki, aby nie doprowadzić reszty domowników do stanu (przed)zawałowego- na zdjęciu niżej zobaczycie dlaczego ;) Uważam także przy wycieraniu twarzy z niedomytych resztek spiruliny, albowiem brudzi ona wszystko w promieniu 20 metrów, a ręcznik, którym początkowo wycierałam twarz wymagał później nawet trzykrotnego prania... Z czasem nauczyłam się wycierać twarz ręcznikiem papierowym, dzięki czemu rodzicielka nie chce już powyrywać mi nóg z czterech liter :P
Tak jak pisałam wcześniej, spirulinę kupuję w internetowym sklepie Zrób Sobie Krem, gdzie dostępna jest w opakowaniach o pojemności: 10g za 3,49zł, 30g za 9,77zł, 60g za 18,17zł oraz 150g za 42,57zł. Otrzymuję ją w białym, aptecznym słoiczku zamykanym na plastikowe wieczko. Przy pierwszym jego uchyleniu moje zmysły węchu i wzroku doznały szoku. Zapoznałam się z wieloma recenzjami spiruliny, więc byłam przygotowana na rybi zapach i ciemny proszek, ale nie myślałam, że zapach pokarmu dla rybek będzie tak intensywny i mocny, a zieleń tak ciemna, że aż prawie czarna. 
Działanie tej mikroalgi na moją problematyczną cerę, mogłabym w skrócie ująć w samych 'ochach' i 'achach'. Spirulina naprawdę dobrze oczyszcza skórę i reguluje pracę gruczołów łojowych, dzięki czemu jest długotrwale matowa. Ma dobroczynny wpływ na skórę, która jest zauważalnie bardziej wygładzona, napięta i elastyczna. Zaczerwienienia są uspokojone i rozjaśnione, a blizny potrądzikowe szybciej się goją. Skóra jest zregenerowana, odżywiona, spirulina intensywnie i głęboko ją nawilża oraz wyrównuje jej koloryt, dzięki czemu wydaje się być promienna, wypoczęta, zdrowsza i po prostu czystsza.
Oprócz śmierdzącego smrodu ( wiem, masło maślane masłem posmarowane ), spirulina nie ma żadnych innych mankamentów, jest to produkt wręcz idealny. Przez wspomniany rybi smród, seans z maseczką na twarzy nie należy do tych najbardziej relaksujących, ale warto się przemóc, aby tak jak ja zaobserwować fenomenalne efekty :)
Proszę, nie przestraszcie się :P

07:24:00

Recenzja: Mleczko nawilżające z masłem shea, olejem migdałowym i arganowm, Le Petit Marseillais

Recenzja: Mleczko nawilżające z masłem shea, olejem migdałowym i arganowm, Le Petit Marseillais
Obietnice producenta:
W linii `Receptury Śródziemnomorskie` Le Petit Marseillais stworzył kompozycję, która spełnia potrzeby bardzo suchej skóry. Połączył trzy wyjątkowe składniki z Południa: masło Shea, które odżywia i optymalnie nawilża, niezwykły olejek arganowy, magicznie wygładzający skórę, oraz wspomagające ich działanie słodkie migdały. Dzięki lekkiej konsystencji mleczko nawilżające Le Petit Marseillais w jednej chwili wnika w głąb skóry, spełniając jej potrzeby i zapewniając komfort. Skóra relaksuje się, jest miękka, nawilżona i pachnąca.

Skład: Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Paraffinum Liquidum, PEG-6-Stearate, Dimethicone, Octyldodecyl Myristate, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Argania Spinosa Kernel Oil, prunus Amygdalus Dulcis Oil, Glyceryl Stearate, Cera Microcristallina, Paraffin, Ceteth-20, Steareth-20, Polysorbate 85, Acrylates/Acrylamide, Copolymer, Carbomer, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Ethylparaben, Parfum (10.04.2014.) 

około 16,00 zł za 250 ml

Moim zdaniem:
Jak dobrze pamiętacie ( a jak nie, to ja już Wam przypomnę :P ), dzięki Rekomenduj.to mam przyjemność testowania francuskich kosmetyków Le Petit Marseillais. Kilka dni temu podzieliłam się z Wami swoją opinią na temat żelu pod prysznic Kwiat Pomarańczy, a dziś zapraszam Was na wpis o mleczku nawilżającym do skóry suchej i bardzo suchej. 
Mleczko znajduje się w plastikowej butelce o pojemności 250 ml. Szata graficzna opakowania utrzymana jest w pomarańczach z brązowymi akcentami. Moim zdaniem jest to udane połączenie kolorystyczne, estetyczne i przyjemne dla oka. Produkt posiada pompkę, która się nie zacina i zawsze dozuje odpowiednią ilość balsamu. Pompka 'nie wypluwa' mleczka, tylko powoli je wyciąga z czeluści opakowania, więc żadna kropelka się nie zmarnuje. Butelka, w której znajduje się mleczko nie ma przezroczystych ścianek, ale wystarczy podstawić opakowanie pod światło, by sprawdzić ile jeszcze produktu zostało. Dzięki temu trikowi wiem, że po ponad miesiącu regularnego stosowania zużyłam dopiero połowę mleczka. 
Konsystencja jest lekka i delikatna, właśnie taka jaką mleczko do ciała powinno mieć. Świetnie rozprowadza się po skórze, szybko się wchłania nie pozostawiając po sobie żadnego dyskomfortu w postaci tłustej lub lepkiej warstwy czy nieprzyjemnego uczucia ściągniętej skóry. Niewątpliwą zaletą mleczka jest jego zapach. Lekko słodkawy, lecz nienachalny, bez chemicznej nuty.
Mleczko doskonale nawilża moją normalną, niewymagającą skórę. Jednocześnie przynosi jej ukojenie, w szczególności po depilacji oraz po opalaniu. Systematyczne stosowanie balsamu sprawia, że jest ona miła w dotyku, miękka i elastyczna. Czyni skórę delikatną i gładziutką jak pupka niemowlaczka :)
Mleczko zdecydowanie bardziej przypasowało mi niż żel pod prysznic i to praktycznie pod każdym względem- opakowania, zapachu i oddziałania na skórę. Bardzo polubiłam się z tym produktem i mimo zapasów mazideł do ciała już rozglądam się za kolejnymi wersjami do wypróbowania :)

07:17:00

Rozdanie z Drogerią Cytrynową :)

Rozdanie z Drogerią Cytrynową :)
Nie tak dawno stuknęło mi tysiąc obserwatorów i pomyślałam sobie, że trzeba to jakoś uczcić :) A że u mnie od pomysłu do realizacji krótka droga, to dziś mam zaszczyt i przyjemność zaprosić Was na rozdanie! W dodatku z nagrodami :D

Co trzeba zrobić, aby wziąć udział?
Po pierwsze, być lub zostać publicznym obserwatorem bloga ( Google+ także się liczy ).
Po drugie, wykonać zadanie konkursowe. 
Po trzecie, zostawić komentarz według wzoru, który znajdziecie niżej.

Miło będzie jeżeli także:
Po czwarte, polubicie FanPage Drogerii Cytrynowej oraz MintElegance.
Po piąte i ostatnie, udostępnicie informację o rozdaniu na blogu ( podlinkowane zdjęcie, które znajdziecie pod koniec wpisu ).

Wzór komentarza:
Obserwuję jako:
Adres e-mail:
Hasło reklamowe dla Drogerii Cytrynowej:
Lubię FanPage jako:
Udostępniłam informację o konkursie: + link do bloga

A teraz to co zapewne interesuje Was najbardziej, czyli zadanie konkursowe:
Wymyśl hasło reklamowe dla drogerii internetowej Cytrynowa

Liczę na Waszą szeroko pojętą kreatywność- może to być jedno zdanie, rymowany wierszyk, a nawet krótszy poemacik :)


Wygrać możecie zestaw składający się z żelu pod prysznic o zapachu Marakuji Balea i regenerującego peelingu do stóp Bania Agafii, które ufundowała dla Was Drogeria Cytrynowa oraz masła do ciała o zapachu pina colady Perfecta Spa, proteinowego serum modelującego biust Ziaja, kremu do rąk Z Apteczki Babuni oraz lakieru do paznokci Golden Rose, które z myślą o Was zakupiłam ja :)

Regulamin rozdania:
1. Organizatorem jest autorka bloga MintElegance.
2. Sponsorem nagrody jest autorka bloga MintElegance oraz drogeria internetowa Cytrynowa.
3. Wszystkie nagrody są nowe.
4. Rozdanie może wygrać jedna osoba.
5. Zwycięzca zostanie wyłoniony przez Szanowne Jury, czyli autorkę bloga MintElegance. 
6. Rozdanie trwa od 12 sierpnia do 12 września 2014 r. do godz. 23:59.
7. Zwycięzca zostanie ogłoszony w ciągu pięciu dni od daty zakończenia rozdania.
8. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu, a Zwycięzca dodatkowo otrzyma wiadomość e-mailową.
9. Jeśli Zwycięzca w ciągu trzech dni od ogłoszenia wyników nie poda danych do wysyłki, zostanie wybrana inna osoba.
10. Nagroda zostanie wysłana w ciągu pięciu dni od otrzymania danych do wysyłki. 
11. Nagroda zostanie wysłana za pośrednictwem Poczty Polskiej wyłącznie na terenie Polski  na koszt Organizatora.
12. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 roku Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami).


No to powodzenia! :)

07:34:00

Recenzja: Balsam do suchych miejsc 3 w 1 z masłem pomarańczowym Oleje Świata, Joanna

Recenzja: Balsam do suchych miejsc 3 w 1 z masłem pomarańczowym Oleje Świata, Joanna
Obietnice producenta:
Odkryj idealny sposób na przesuszoną skórę! Balsam 3 w 1 do ust, łokci i paznokci, przeznaczony jest do specyficznych i wymagających miejsc na skórze. Dzięki specjalnej recepturze opartej o naturalne składniki, takie jak masła, oleje i witaminy, cudownie odżywia, zregeneruje i nawilży Twój naskórek. Przekonaj się sama o jego wspaniałych właściwościach!

10 g kosztuje około 6,00 zł
Moim zdaniem:
Na samym początku sierpnia podzieliłam się z Wami spostrzeżeniami na temat jednego z produktów z najnowszej serii Laboratorium Kosmetycznego Joanna, czyli olejku do twarzy i działa. A dziś, w kolejny słoneczny dzień ostatniego miesiąca wakacji ( chlip ) przygotowałam recenzję drugiego kosmetyku z linii Oleje Świata, czyli balsamu do suchych miejsc. Otrzymałam wersję z masłem pomarańczowym, ale dostępne są jeszcze dwie: z masłem oliwkowym oraz olejem kokosowym. 
Balsam znajduje się w malutkim, przezroczystym słoiczku o wadze całych 10 g, więc zmieści się praktycznie wszędzie. Plastik, z którego opakowanie zostało wykonane jest mocny i twardy, nawet jak upadnie nie ma obaw, że popęka. Korzystanie z balsamu nie wiąże się z higienicznością, chyba że do tego celu użyje się pędzelka. Jeżeli takowego nie mamy pod ręką, musimy radzić sobie palcami. Słoiczek po samiuśkie brzegi wypełniony jest balsamem o konsystencji wazeliny, która lekko i przyjemnie się rozprowadza. Kosmetyk ma miodowy kolor, a pachnie jak klasyczna Fanta :D, czyli pomarańczowo, słodko i orzeźwiająco. Taki zapach zdecydowanie sprzyja korzystaniu z produktu, w dodatku tak wydajnego jak ten balsam- używam go i używam, a nie widać nawet najmniejszego śladu ubytku.
Moje brwi żyją swoim własnym życiem, a moje prośby i groźby, aby wyglądałby tak jak powinny odbijają się jak groch od ściany. Dopiero ten balsam pozwolił mi na ich okiełznanie- nabieram odrobinę na koniuszek palca i przesuwam linii brwi, które zyskują połysk oraz trzymają się razem, żaden włosek nie odważy się już wystawać poza szereg :) Stosuję go także do pielęgnacji ust. Wystarczy niewielka ilość, aby stały się mięciutkie i błyszczące. Smaruje nim również łokcie, dzięki czemu skóra na nich jest gładka i nawilżona. Ponadto balsam świetnie spisuje się jako zamiennik kremu do pięt. Nałożony na noc sprawia, że rano skóra stóp jest zmiękczona, odżywiona i wygładzona. W pielęgnacji tej części ciała sprawdza się lepiej niż nie jeden specjalistyczny produkt.  
Już przy recenzji olejku do twarzy i ciała pisałam, że seria ta zrobi furorę i zyska wielu zwolenników. Nadal jestem tego samego zdania, bo za przysłowiowe grosze otrzymujemy dobrej jakości produkty, które wywiązują się ze wszystkich obietnic producenta :)

07:20:00

Nawilżająco- matujący krem do cery mieszanej 25+, Bioliq

Nawilżająco- matujący krem do cery mieszanej 25+, Bioliq
Obietnice producenta:
Bioliq 25+ to linia dla kobiet powyżej 25 roku życia. Zapewnia optymalne nawilżenie oraz intensywną pielęgnację cery. Zawarty w kremie wyciąg z aloesu wspomaga regenerację naskórka oraz pozwala zachować równowagę przetłuszczających się obszarów strefy T. Krem reguluje pracę gruczołów łojowych zapewniając widoczny efekt matujący. Wygładza i ujędrnia skórę oraz chroni przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. Dodatkowo doskonale nawilża i odżywia głębokie warstwy skóry, stanowiąc idealne rozwiązanie dla cery mieszanej. 

Skład: Aqua, Cetearyl Ethylhexanoate, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Isohexadecane, Macadamia Integrifolia Seed Oil/ Tocopherol, Glicerin, Polyacrylamide / Hydrogenated Polydecene / Laureth-7, Glyceryl Stearate Citrate, Stearyl Alcohol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycerin / Alcohol / Cimicifuga Racemosa roqt Extract, PEG-60 Almond Glycerides / Butylene Glycol / Caprylyl Glycol / Carbomer / Glycerin / Nordihydroguaiaretic Acid / Oleanolic Acid, Glycerin / Camelia Sinensis Leaf Extract, Dimethicone, Alcohol / Onopordum Acanthium Flower / Leaf/ Stem Extract, Tocopherol, DisodiumEDTA, Benzyl Alcohol / Methylchloroisothiazoline / Methylisothiazolinone, Lactic Acid, Parfum, BHA.

50 ml kosztuje około 15,00 zł w aptekach
Moim zdaniem:
Marka Bioliq zainteresowała mnie w dniu, w którym po raz pierwszy zobaczyłam reklamę intensywnego serum rewitalizującego- od razu wiedziałam, że muszę je mieć! Od tamtego dnia minęło już kilka miesięcy, a mi ciągle nie po drodze z tym serum... Za to z innymi produktami Bioliq już tak, np. z kremem pod oczy czy kremem nawilżająco- matującym, o którym dziś mowa.
W białej tubce znajduje się 50 ml kremu o przyjemnej, lekkiej konsystencji. Dobrze rozprowadza się po skórze i szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej czy lepkiej warstewki. Krem nadaje się pod makijaż, nie waży się ani nie roluje. Ma lekko ziołowy zapach, którego praktycznie w ogóle nie czuć, ulatnia się zaraz po nałożeniu. Delikatna konsystencja sprawia, że na posmarowanie wystarczy malutka ilość, dzięki czemu krem okazał się tak wydajny, że myślałam, iż nigdy nie dobije dna.
Według producenta krem ma "intensywnie nawilżać, jednocześnie matując błyszczące partie skóry". Kupując go liczyłam przede wszystkim ma matowienie, jednak srodze się zawiodłam... Obok kremu naprawdę matującego ten nawet nie leżał... Nie mogę jednak odmówić mu odpowiedniego nawilżenia, może nie tak intensywnego jak obiecuje producent, ale takiego, z którego naprawdę byłam zadowolona. Krem nie zapchał mojej cery, ogólnie nie miał negatywnego wpływu na jej stan, ale też nie przyczynił się do jej poprawy. Po kilku tygodniach systematycznego wklepywania kremu zauważyłam, że skóra jest delikatniejsza w dotyku, bardziej miękka, a jednocześnie napięta i wygładzona.
Podsumowując, krem Bioliq zapewnił mojej skórze optymalne nawilżenie, takiego jakiego potrzebowała na co dzień. Dlatego jeśli szukacie dobrego kremu nawilżającego, to serdecznie Wam go polecam. Jeśli jednak potrzebny Wam jest krem dobrze matujący, to poszukajcie lepiej innego.

04:03:00

Recenzja: Kremowy żel pod prysznic Kwiat Pomarańczy, Le Petit Marseillais

Recenzja: Kremowy żel pod prysznic Kwiat Pomarańczy, Le Petit Marseillais
Obietnice producenta:
Kremowy żel pod prysznic z kwiatem pomarańczy delikatnie oczyszcza i nawilża skórę. Gładka i łatwo spłukująca się piana daje wyrafinowany i relaksujący zapach. Twoja skóra pozostanie miękka, nawilżona i odżywiona. Nawilża górne warstwy naskórka. Kwiat pomarańczy znany jest z właściwości relaksujących, które koją zmysły. Bogata w witaminę C pomarańcza odświeża i tonizuje. Jak wszystkie żele pod prysznic tej francuskiej firmy zawiera naturalne składniki, ma neutralne pH dla skóry, nie testowany na zwierzętach.

250ml/ około 8-9zł, np. w Rossmannie
Moim zdaniem:
W lipcu, dokładnie w tym poście, pochwaliłam się, iż zostałam jedną z ambasadorek francuskich kosmetyków Le Petit Marseillais. W ambasadorskiej paczce dostałam dwa pełnowymiarowe produkty, mleczko nawilżające oraz kremowy żel pod prysznic, a także bardzo dużo próbek do rozdania. Próbki poszły w świat, mleczko jest w ciągłym użyciu, tylko żel dobił dna, więc pora napisać o nim co nieco. 
Napiszę szczerze, że opakowanie żelu nie przykułoby mojej uwagi w drogerii. Jest jakieś takie...nijakie, nieszczególne, niczym niewyróżniające się, trochę takie męskie ( tzn. bardziej pasujące do męskich żeli pod prysznic ). Zwykła, biała, kanciasta butelka wykonana z plastiku, na tyle giętkiego, by bez problemu wycisnąć zawartość, którą kryje. Jest poręczne, nie wyślizguje się z mokrych dłoni, ale nieprzezroczyste ścianki nie pozwalają na kontrolowanie zużywania żelu. Nakrętka w kremowym kolorze, także plastikowa, szczelnie chroni żel przed wylaniem się, łatwo się otwiera/zamyka i nie ma obawy, że połamie się przy tym wszystkie paznokcie. 
Jak sama nazwa wskazuje, konsystencja żelu jest kremowa, mlecznobiała, odpowiednio gęsta. W kontakcie z wodą tworzy dużo delikatnej piany. Nie wiem jak pachnie kwiat pomarańczy, ale zapach żelu nie kojarzy mi się ani z kwiatami ani tym bardziej z pomarańczą. Pachnie trochę jak mydło, a trochę jak krem do rąk.
Żel Le Petit Marseillais nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych tego typu produktów. Dobrze oczyszcza skórę, nie wysusza jej ani w żaden inny sposób nie podrażnia. Jest delikatny dla skóry, po spłukaniu pozostawia ją przyjemnie czystą i świeżą oraz gładką i miękką w dotyku. 
Podsumowując, szału nie ma, żel jak tysiące innych, spełniający swoje podstawowe zadanie. Niczym mnie nie zaskoczył, niczym nie zadziwił, ale i tak chętnie poznam inne wariaty zapachowe żeli Le Petit Marseillais :)
Ciekawostka: Wszystkie opakowania Le Petit Marseillais w 30 proc. wytwarzane są z przetworzonych surowców i wszystkie w 100 proc. nadają się do powtórnego przetworzenia.

07:12:00

Lipcowy projekt denko

Lipcowy projekt denko
Lipiec za nami ( połowa wakacji niestety też... ), przyszedł więc czas na co miesięczne podsumowanie zużyć.
Zawsze jesteście zaskoczone ile żeli pod prysznic zużywam w miesiącu. Już raz Wam o tym pisałam, ale chętnie się powtórzę- razem ze mną mieszkają jeszcze dwie inne osoby, które także się myją i podkradają mi moje kosmetyki :P Tajemnica rozwiązana! :)  Najpierw zużyliśmy żel Isana o zapachu limonki i mięty ( 1 ), następnie Original Source pachnący malinami i kakao ( 2 ), a w ostatnie dni lipca towarzyszył nam kremowy żel o zapachu kwiatu pomarańczy Le Petit Marseillais ( 3 ), który otrzymałam w ramach ambasadorowania ze strony Rekomenduj.to- niedługo pojawi się jego recenzja. Wszystkie trzy spełniły moje oczekiwania, czyli dobrze myły, nie wysuszały skóry i pięknie pachniały ( najładniej Original Source, a najmniej Le Petit Marseillais ). Peeling gruboziarnisty Joanna ( 6 ) okazał się przeciętniakiem, słabo wydajnym, więc ucieszyłam się gdy szybko dobił dna. Mniej cieszy mnie już kiepska wydajność żelu do depilacji Satin Care Garnier ( 4 ), bo swoje kosztuje, a jest naprawdę dobrym produktem, dlatego często kupuję go na promocjach. Ten z dodatkiem produkty Olay ma fantastyczny niebieski kolor. Równie ładny niebieski odcień ma płyn do higieny intymnej z Biedronki ( 8 ). Początkowo obawiałam się troszkę, że może mnie podrażnić, ale nic takiego nie miało miejsca, a sam płyn okazał się delikatny i skuteczny. Antyperspirant Nivea ( 5 ) kupuję rzadko, ale akurat przypomniało mi się o deficycie tego kosmetyku w Biedronce, a że innego nie było, do koszyka wrzuciłam ten. Lipiec ma 31 dni i w ciągu tych dni zużyłam tylko jeden balsam do ciała z serii Amazonia od APN ( 7 ), o którym możecie poczytać tutaj
W lipcu dna dobiły aż dwa szampony: keratynowy od Joanny ( 9 ), o którym pisałam tutaj oraz oczyszczający z Yves Rocher ( 11 ), który ma fajny orzeźwiająco- ziołowy zapach, dobrze oczyszcza włosy i ich nie plączę ani nie robi z nich siana. Z serii Keratyna Joanny zużyłam też odżywkę ( 10 ), o której możecie poczytać pod tym linkiem. Wstępną recenzję, wymagającą jeszcze kosmetycznych poprawek, odżywki 12 w 1 Montibel ( 12 ) napisałam jakiś czas temu, zaraz jak wydała z siebie ostatnie psiknięcie, więc wypatrujcie wpisu jej poświęconego lada dzień.
Zużywanie kolorówki idzie mi jak po grudzie, zresztą zobaczcie same: ponad 30 dni lipca, a w denku znalazł się tylko fluid Pharmaceris ( 15 ), o którym pisałam tutaj oraz błyszczyk do ust Lovely od Eveline ( 18 ), któremu poświęciłam ten wpis. O kremie Biliq 25+ ( 16 ) przygotowałam już opinię, czeka tylko na opublikowanie. Tak samo ma się sprawa z olejkiem z nasion konopi indyjskiej Nacomi ( 17 ) oraz scrubem- gomażem z Planeta Organica ( 14 ). Za to recenzję płynu micelarnego Garnier ( 13 ) opublikowałam już na początku roku i od tamtej pory zużyłam kilka opakowań, a kolejne mam w zapasie :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger