00:04:00

O żylakach kończyn dolnych i sprawdzonych metodach na ich zapobieganie

O żylakach kończyn dolnych i sprawdzonych metodach na ich zapobieganie
Wiele osób twierdzi, że jestem bardzo podobna do mojej mamy. I muszę im przyznać rację: tak samo jak ona mrużę oczy, nasze nosy niczym się nie różnią, obie lubimy próbować nowych smaków, po niej mam lekką rękę do wydawania pieniędzy :P, tendencję do tycia oraz skłonność do żylaków. I waśnie o nich chciałabym dzisiaj nieco napisać. 
Zacznijmy od tego, co to w ogóle są żylaki koniczyn dolnych.  To trwałe, wrzecionowate lub workowate poszerzenia żył powierzchownych z towarzyszącym im wydłużeniem i charakterystycznym poskręcaniem. Jest to najczęstsza postać kliniczna przewlekłej niewydolności żylnej. Częściej występują u kobiet, a częstość ich występowania zwiększa się z wiekiem. Sprzyja im długotrwałe przebywanie w pozycji stojącej lub siedzącej, praca w wysokiej temperaturze, dźwiganie ciężarów. Często ich występowanie ma charakter rodzinny. Podstawowym czynnikiem prowadzącym do powstania żylaków kończyn dolnych jest zastój krwi w układzie żył powierzchownych. Jest on spowodowany nieprawidłowym funkcjonowaniem zastawek żylnych, czyli fałdów błony wewnętrznej żyły, które warunkują jednokierunkowy przepływ krwi. 
         Tak jak wspomniałam na samym początku, skłonność do żylaków kończyn dolnych otrzymałam w genach od mamy, jej sióstr, jej mamy, jej babci, słowem od chyba wszystkich kobiet z jej rodziny ( i pewnie moja córka ode mnie też dostanie taki ‘prezent’ ). Moja mama od najmłodszych lat uczulała mnie na punkcie dbania o nogi, abym tak jak moja ciocia nie musiała iść na operację ( moja ciocia operowała żylaki w prywatnej klinice Medicus Estetic w Tychach. Gdzie jeszcze leczyć żylaki? Tutaj jest wiele prywatnych klinik ).
Aby uniknąć nieprzyjemności jaką jest operacja ( dziękuję bardzo, kilka mam już za sobą )  staram się jak mogę, by zapobiegać ich rozwojowi. Jak? Przede wszystkim codziennie wcieram w całe nogi wszelkiego rodzaju maści, żele, kremy z wyciągiem z kasztanowca, który  znany jest ze swoich właściwości uszczelniających i wzmacniających naczynia krwionośne. Jednym z moich ulubionych żeli jest kasztanowy żel z prowitaminą B5 Ziaja, który dostępny jest zarówno w aptekach jak i drogeriach za około 7,00 zł. Wartym polecenia jest również żel Venescin, który można kupić w aptekach za niecałe 15,00 zł. Oba produkty mają przezroczystą konsystencję, przy czym Venescin ma lekko bursztynowe zabarwienie. Jak na żele przystało, dobrze się rozsmarowują, szybko wchłaniają, przynosząc odczuwalną ulgę nogom. 
Bardzo dobrym sposobem wzmocnienie naczyń krwionośnych w nogach jest trzymanie ich przez kilka minut do góry, tak by znajdowały się powyżej serca. U mnie wygląda to tak, że kładę się na plecach, wyprostowane nogi opieram o ścianę i w takiej pozycji czytam książkę. Robię tak kilka razy w tygodniu przez minimum 15 minut. 
Przynajmniej raz w roku robię kontrolne badania u flebologa, czyli lekarza specjalizującego się w diagnostyce i leczeniu chorób żył. Poza tym dużo się ruszam, wszędzie chodzę pieszo, pilnuję się, aby nie zakładać nogi na nogę, a gdy długo pracuję przy komputerze pamiętam, by co jakiś czas wstać, przejść się, wykonać kilka ćwiczeń, po prostu rozruszać nogi. Unikam także gorących kąpieli, rozgrzewających kosmetyków oraz butów na bardzo wysokim obcasie. Staram się również nie nabierać na wadzę, by nie obciążać nóg dodatkowym balastem. Są to metody sprawdzone, polecane przez lekarzy i przetestowane przeze mnie. Więc jeśli tak jak ja borykacie się z problemem żylaków kończyn dolnych polecam Wam wypróbowanie ich- ja tak zrobiłam i wiem, że działają.   

00:04:00

Recenzja: Wydłużający tusz do rzęs Cloudberry Excellength Mascara, Lumene

Recenzja: Wydłużający tusz do rzęs Cloudberry Excellength Mascara, Lumene
Obietnice producenta:
Mascara stymulująca rzęsy do wzrostu:
* natychmiastowe i długotrwałe przedłużenie rzęs,
* opatentowany składnik Lash Extenders i Widelash,
* ekstrakt z komórek macierzystych arktycznej maliny moroszki,
* widoczne efekty wydłużenia rzęs już po 3-4 tygodniach regularnego stosowania,
* silikonowa szczoteczka dociera nawet do najmniejszych rzęs,
* formuła zapobiegająca kruszeniu i rozmazywaniu,
* bez parabenów, alkoholu, bez zapachu

7ml kosztuje 42,50zł w internetowej drogerii BodyLand
Moim zdaniem:
Nie raz pisałam Wam, że tusze do rzęs to kosmetyki, bez których nie wyobrażam sobie dnia. Bez wymalowanych rzęs czuję się... po prostu goła, od razu mam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Dlatego nie zdziwi Was zapewne to, że gdy otrzymałam propozycję współpracy od BodyLand, jednym z produktów, który wybrałam sobie do przetestowania był tusz do rzęs :P
Marka Lumene do niedawno była mi zupełnie obca, dlatego wybierając tusz kierowałam się tym, jaką posiada szczoteczkę oraz... wyglądem samego opakowania :P To podłużne, smukłe, połyskujące, pomarańczowo- złote momentalnie mi się spodobało, a gdy okazało się, że w środku kryje się jeszcze silikonowa szczoteczka, od razu zaprzestałam zagłębiania się w dalsze poszukiwania. 
Tak jak wspomniałam we wcześniejszym akapicie, szczoteczka jest silikonowa, ma bardzo krótkie i rzadkie włosie, tak delikatne, że malując rzęsy mam wrażenie, że one nie czeszą ich, tylko głaszczą- nigdy nie spotkałam się z tak łagodnymi włoskami przy tuszu do rzęs. Używając teraz innych mascar wydaje mi się, że ich szczoteczki wręcz drapią rzęsy. Szczoteczką z łatwością maluje się rzęsy, bez problemu dociera to wszystkich rzęs, również w kącikach oczu, pokrywając je kremową konsystencją i mocną czernią. 
Trwałość tuszu jest naprawdę świetna, trzyma się na rzęsach cały dzień, nie straszne mu nawet najbardziej tkliwe filmy, melodramaty, czyli typowe wyciskacze łez :P Poza tym nie rozmazuje się, nie kruszy, nie odbija na powiecie, a nadana rzęsom czerń nie traci na swej intensywności. Jest po prostu nie do zdarcia, ale przy demakijażu nie sprawia żadnych kłopotów. Tusz nie skleja rzęs, ładnie je rozczesuje i zgodnie z tym co obiecuje producent "natychmiastowo i długotrwale przedłuża rzęsy". Dodatkowo są one ładnie rozdzielone i podkręcone, dzięki czemu oprawa oczu nabiera wyrazistości, jest bardziej podkreślona, a samo spojrzenie staje się uwodzicielskie. Efekt jaki daje mascara jest codzienny, akcentujący naturalne piękno kobiecych oczu :) 
Słowem podsumowania, tusz wzorowo wywiązuje się z obietnic producenta, dlatego uważam, że jest wart swojej ceny, ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że chętniej kupiłabym go za mniejsze pieniążki ;)
Efekt po nałożeniu dwóch warstw tuszu.

06:59:00

Odżywka w sprayu Smart Touch, Montibello

Odżywka w sprayu Smart Touch, Montibello
Obietnice producenta:
Ekskluzywna i inteligentna technologia stworzona do osiągania wyjątkowych rezultatów. Wykorzystanie wiązań peptydowych dających natychmiastową odbudowę uszkodzonym włosom. Filtry słoneczne chroniące przed promieniowaniem UVA-UVB. Hydrolizowane proteiny uzyskiwane z roślin, które poprawiają nawilżenie i wzmacniają strukturę włosa.  Roślinna kombinacja proteinowa - wyjątkowa kombinacja związków o wysokiej i niskiej masie cząsteczkowej, aby poszczególne składniki czynne działały na różnych poziomach włosów, nawilżając od wewnątrz, a w tym samym czasie, zapewniając nawilżenie i wzmocnienie z zewnątrz.

150ml kosztuje 49zł, głównie w sklepach internetowych lub sklepach z artykułami fryzjerskimi

Moim zdaniem:
Marka Montibello jest mi troszkę znana, albowiem moja mama używa ich produktu dodającego włosom objętości. Jest z niego tak zadowolona, że ma już chyba 4 opakowanie, dlatego też przed odżywką w sprayu, której poświęcony jest dzisiejszy wpis, poprzeczkę ustawiłam dość wysoko.
Opakowanie z atomizerem w przypadku tego kosmetyku to bardzo dobre rozwiązanie. Po naciśnięciu pompka rozpyla delikatną mgiełkę, która lekko otula włosy, nie obciążając ich. Zajrzałam do środka buteleczki, by sprawdzić jaką produkt ma konsystencję. Spodziewałam się, że będzie ciekła jak większość odżywek w sprayu, ale się pomyliłam, bo konsystencja okazała się półpłynna, trochę jak rozwodniony balsam do ciała, ale mimo to nie miałam problemów z rozpylaniem jej na włosach. Zapach jest przyjemny dla nosa, ale trudny do określenia. Gdybym miała go do czegoś przyrównać były to po prostu zapach salonu fryzjerskiego ;) Przy stosowaniu co drugi-trzeci dzień wystarczyła mi na dwa miesiące. 
Według producenta ten jeden produkt jest 'lekiem na całe zło':
  • Odżywia włosy- zdecydowanie tak, 
  • Intensywnie nawilża- czuć, że włosy są nawilżone, ale nie jest to efekt tak intensywny jak obiecuje producent,
  • Odbudowuje uszkodzone fragmenty- nie zauważyłam, 
  • Ochrona koloru przed promieniowaniem UVA-UVB- choćbym nie wiem jak chciała, nie umiem tego stwierdzić...,
  • Zwiększa delikatność włosów- oprócz delikatności dodaje też włosom miękkości,
  • Ochrona termiczna podczas suszenia- a także podczas prostowania włosów, 
  • Zdecydowanie mocniejszy połysk- dodaje włosom blasku, ale nie jest to efekt WOW oślepiający innych ludzi :P,
  • Większa objętość- nie zaobserwowałam, a szkoda, bo namiętnie szukam produktu, który dodałby odrobiny objętości moim włosom ( możecie coś polecić? ),
  • Zapobiega puszeniu się włosów- odżywka dociąża włosy, przez co faktycznie nie puszą się ani nie elektryzują, 
  • Zwiększenie odporności na łamliwość- od dłuższego czasu moje włosy nie są już łamliwe, więc nie umiem stwierdzić czy ta obietnica producenta zostaje spełniona,
  • Odbudowa końcówek- faktycznie, końcówki są zregenerowane i wyglądają na zdrowsze, 
  • Przywrócenie włosom młodego wyglądu- moje włosy i bez tej odżywki wyglądają młodo, tak jak ja :P A tak troszkę bardziej serio, to nie wiem co producent miał dokładnie na myśli, może to że wypadają siwe :P?
Oprócz wyżej wymienionych właściwości zaobserwowałam także, że odżywka przedłuża świeżość włosów o jeden dzień, co spodobało mi się w niej najbardziej. Ogólnie rzecz ujmując, jestem zadowolona z działania tej odżywki. Wiem, że jest to profesjonalny produkt, a taki przeważnie dużo kosztuje, ale nie płakałabym gdyby kosztował nieco mniej- wtedy na pewno zagościłaby u mnie na stałe, głównie przez bonusowy walor jakim jest przedłużenie świeżości włosów :)

16:07:00

Recenzja: Diamentowa odżywka do paznokci, Laura Conti

Recenzja: Diamentowa odżywka do paznokci, Laura Conti
Obietnice producenta:
Maximum  Diamentowa odżywka do paznokci utwardza płytkę i nadaje jej brylantowy blask. Preparat z diamentowym pyłem maksymalnie utwardza i wzmacnia płytkę paznokciową. Poprawia jakość i trwałość lakieru na paznokciach nadając im tym samym dodatkową ochronę. Użyty jako top coat nadaje niepowtarzalny blask, ożywia kolor oraz zapobiega odpryskiwaniu.
Stosować jako samodzielny lakier bezbarwny (nakładając 2 warstwy) lub jako warstwę nawierzchniową (pojedynczą) na kolorową emalię.

12ml kosztuje 8,99zł w sklepie internetowym lub w Rossmannie
Moim zdaniem:
Mimo iż moje paznokcie są kruche, łamliwe i lubiące się rozdwajać, rzadko kupuję odżywki do paznokci. Miałam ich kilka, ale efektów albo nie widziałam wcale albo były doraźne i krótkotrwałe. Mimo mojej sceptyczności do tego typu produktów, od mniej więcej dwóch miesięcy stosuję preparat, który z założenia ma wzmocnić płytkę paznokcia. A jak to się ma w praktyce?
Odżywka zapakowana jest w kartonowe pudełeczko, na którego odwrocie znalazłam wszystkie informacje na jej temat. Utrzymane jest w przejrzystym, jasnym designie. Sama odżywka znajduje się w szklanej buteleczce o mlecznych ściankach, zakończonej białą nakrętką z wąskim i długim pędzelkiem. Nakrętka dobrze leży w palcach, a pędzelkiem wygodnie maluje się paznokcie.
Odżywka ma typowy zapach lakierów do paznokci. Konsystencję ma rzadką, ale przy malowaniu nie rozlewa się przy skórkach. Ma mleczny kolor i zatopiony delikatny pyłek odbijający światło, który najładniej prezentuje się na ciemnych kolorach.
Mimo regularnego stosowania nie zauważyłam, by produkt wpłynął na stan moich paznokci. Moim zdaniem nie odżywia paznokci, nie utwardza ich ani nie wzmacnia. Słowem, mogłabym napisać, że jest to bubel, jednak odżywka broni się tym, iż rewelacyjnie sprawdza się jako baza pod lakier. Chroni płytkę paznokcia przed przebarwieniami oraz znacząco przedłuża trwałość lakieru. Najlepiej spisuje się w połączeniu z lakierami Safari Color, które na moich paznokciach mają tendencję do odpryskiwania po dwóch dniach, jednak w połączeniu z odżywką nie dość, że nie odpryskują tylko delikatnie, praktycznie niewidocznie ścierają się na końcach dopiero po czterech dniach, to jeszcze trzymają się na paznokciach przez cały tydzień. 
Podsumowując, preparat stosowany jako odżywka do paznokci okazał się najzwyklejszym bublem, ale jako baza pod lakier przedłużająca jego trwałość spisał się naprawdę dobrze, czego sama się nie spodziewałam.  

00:04:00

Szampon odżywczy do włosów suchych z wyciągiem z owsa, Yves Rocher

Szampon odżywczy do włosów suchych z wyciągiem z owsa, Yves Rocher
Obietnice producenta:
Szampon wzbogacony o mleczko z owsa o właściwościach odżywiających i łagodzących. Produkt sprawia, że włosy są miękkie, odżywione i jedwabiste. Formuła bez silikonu, aby odżywić włosy nie obciążając ich.
Zaangażowanie Kosmetyki Roślinnej:
● 98% składników pochodzenia naturalnego.
● Składniki pochodzenia roślinnego: mleczko z owsa bio, baza myjąca pochodzenia roślinnego.
● Nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego.
● Bez silikonu, bez sztucznych barwników.
● Bez parabenów.

300ml kosztuje 11,90zł w w sklepach stacjonarnych oraz w sklepie internetowym 
Moim zdaniem:
Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że produkty Yves Rocher są po prostu kiepskie, ale za to w wygórowanych cenach, zupełnie nieadekwatnych do ich jakości. Jakże się po raz kolejny pomyliłam! Na szczęście człowiek uczy się cały czas ( i na własnych błędach ) i teraz mogę polecić Wam szampon, który tak bardzo podbił moje serce, że bez pardonu zepchnął z piedestału mojego ulubieńca w tej dziedzinie, czyli Gliss Kur'a :)
Szampon dostępny jest w zielonej butelce o pojemności 300 ml. Ścianki butelki są lekko przezroczyste, więc jesteśmy na bieżąco z ubytkiem produktu. Butelka jest poręczna i wygodna w użyciu, posiada brązowy korek, który szczelnie chroni szampon i dozuje go tyle, ile chcemy. Ogólnie uważam, że opakowanie, w którym znajduje się szampon jest bardzo ładne i estetyczne, połączenie takich a nie innych odcieni zielonego i brązowego jest bardzo trafne i aż przyjemnie się na nie patrzy :) Na przejrzystych, czytelnych etykietkach znajdują się wszystkie istotne informacje. 
Konsystencja szamponu jest odpowiednio gęsta, w dotyku wydaje się być lekko tłusta. Ma białe zabarwienie z lekką perłową poświatą. Zapach bardzo mi się podoba, włosy pachną długo i intensywnie, nawet następnego dnia. Szampon jest bardzo wydajny, a w kontakcie z wodą wytwarza dużo puszystej i delikatnej piany.
Pisałam Wam kiedyś, że moje włosy wręcz ubóstwiają silikony, a i parabeny im nie straszne. W tym szamponie nie ma ani tego ani tego, więc byłam i ciągle jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co ten szampon robi z moimi włosami: dodaje im blasku oraz sprawia, że ładnie pachną i zdrowo wyglądają. Niesamowicie wygładza włosy, lekko je dociąża, dzięki czemu nie puszą się, nie elektryzują ani nie kręcą na wszystkie strony świata, jak to mają w zwyczaju. Szampon dogłębnie nawilża i odżywia włosy, sprawia, że są sprężyste i puszyste, lepiej się rozczesują oraz układają. Bardzo dobrze oczyszcza z zanieczyszczeń oraz produktów do stylizacji, nie podrażnia skóry głowy, nie powoduje łupieżu ani szybszego przetłuszczania się włosów. 
Dla mnie ten szampon jest hitem nad hitami, mam już kolejną butelkę, na której nie zamierzam poprzestać ;)

07:20:00

Recenzja: Olej z nasion konopi indyjskiej, Nacomi

Recenzja: Olej z nasion konopi indyjskiej, Nacomi
Obietnice producenta:
Olej zimno tłoczony, nierafinowany. Pochodzi z ekologicznych upraw w Kanadzie. Jest pozyskiwany z nasion konopi indyjskiej. Ma kolor zielony, zapach specyficzny dla konopi indyjskiej. Olej ten jest bardzo specyficznym olejem. Zawiera najbardziej ze wszystkich olei zimno tłoczonych zbilansowane nienasycone kwasy tłuszczowe. Są one na tyle zbilansowane, że przypominają naturalna ochronę naszej skóry. Dzięki temu olej ten poprawia ogólną kondycję skóry, która jest przesuszona, trądzikowa lub podrażniona. W dzisiejszych czasach poprzez nadmierne stosowanie chemii w kosmetykach nasza skóra wcześniej niż powinna ma zmarszczki, długo męczymy się z problemem trądziku nawet po 30 roku życia. Skóra jest podrażniona a naczynka zamiast zmniejszać się z czasem się powiększają. Aby zapobiec tym problemom, wystarczy stosować olej z konopi indyjskiej. Widocznie poprawia stan skóry, nawilża ją i zmniejsza zmarszczki. Jest zalecany przy leczeniu trądziku. Dodatkowo zmniejsza naczynka i zapobiega powstawaniu nowym.

Zalecany do stosowaniu w każdym wieku. Najlepiej stosować na noc.
Ciekawostka: Olej z konopi indyjskiej uważany jest za lekarstwo na raka.

30ml kosztuje 15zł, 50ml 22zł, a 100ml 35zł w sklepie internetowym Skarby Świata

Moim zdaniem:
Długo wzbraniałam się przed stosowaniem naturalnych olejków. Jeśli zapytacie 'dlaczego?' to nic Wam nie odpowiem, bo sama nie znam odpowiedzi. Teraz nie umiem wyobrazić sobie mojej pielęgnacji bez olejków, które z powodzeniem mogą zastąpić większość kosmetyków, np. balsam do ciała czy serum do włosów. Więc gdy otrzymałam propozycję współpracy od Skarbów Świata wiedziałam, że jednym z produktów, który wybiorę do testowania będzie olejek, jakikolwiek, taki którego jeszcze nie miałam. Mój wybór padł na olej z nasion konopi indyjskiej, polecany do skóry trądzikowej. 
Do testów otrzymałam buteleczkę o pojemności 30ml. Niby nie jest to dużo, ale olejek jest bardzo wydajny, co pozwoliło mi na dokładnie sprawdzenie jego właściwości. Produkt znajduje się w szklanej butelce, jak na olej przystało ma typowo oleistą konsystencję w kolorze ciemnej zieleni. Zapach jest dość specyficzny i trzeba się do niego przyzwyczaić. 
Olejek przetestowałam dosłownie od stóp do głów na różne sposoby:
włosy- bardzo malutką ilość rozcieram w dłoniach, po czym wcieram w same końcówki. Olejek dociąża włosy, które momentalnie przestają się puszyć i elektryzować. Regeneruje, wygładza i odżywia końcówki, nawilża je i dodaje im delikatnego blasku. 
twarz: olejkiem zastąpiłam krem na noc. Rano buzia jest lekko napięta, dobrze nawilżona, ma wyrównany koloryt i wydaje się być promienna. Dodaję go także do maseczek z glinek, dzięki czemu ich działanie jest wzmocnione, konsystencja jest bardziej kremowa i łatwiej rozsmarowuje się po skórze. 
ciało: olejek bardzo dobrze nawilża, łagodnie natłuszcza skórę, odżywiając i regenerując również najbardziej przesuszone partie ciała jak kolana czy łokcie. Sprawdza się także jako krem do dłoni czy stóp, zmiękczając i wygładzając skórę. 
Słowem podsumowania, jest to kolejny olejek, który bardzo dobrze spisał się w kompleksowej pielęgnacji całego ciała oraz włosów :)

16:01:00

Wyniki rozdania z Drogerią Cytrynową

Wyniki rozdania z Drogerią Cytrynową
Dziś krótko, zwięźle i na temat, czyli ogłoszenie wyników rozdania :)
Przyznam, że wybór do najłatwiejszych nie należał, ale ostatecznie zwyciężczyni została wybrana i jest nią
Benia Besia !!

Bardzo gratuluję i już spieszę z napisaniem e-maila :)

A Was zostawiam z hasłem Benii Besi:
Wspaniałe receptury,
bogactwo świata natury,
najlepszy przepis na urodę
i ciało wiecznie młode.
Piękno Ci przybliżymy,
zdrowym wyglądem otulimy,
bo przepis na urodę znamy
do Drogerii Cytrynowej zapraszamy.


00:01:00

Recenzja: Matująca baza pod makijaż Base Matyfying Primer, Lumene

Recenzja: Matująca baza pod makijaż Base Matyfying Primer, Lumene
Obietnice producenta:
Typ skóry: Do skóry tłustej i mieszanej. Dla cery z dużymi porami.
Rozwiązanie Lumene: Pokrycie  skóry matowym wykończeniem dzięki  wspaniałej, gładkiej bazie pod makijaż. Chroni  skórę przed błyszczeniem przez cały dzień.
Wskazówki: Nałóż produkt na wybrane miejsca (na krem), zwracając szczególną uwagę na strefę T.  Następnie możesz nałożyć podkład lub puder.
Porady wizażystki: Baza matująca może być też użyta sama i da niesamowity efekt, jeśli nie chcesz robić makijażu. Nałóż przede wszystkim na strefę T.
Lumene beauty base Primers bazy zawierają olej z nasion fińskiej borówki brusznicy. Doskonała skóra w błyskawicznym tempie! Dla kobiety w każdym wieku.
Rozwiązanie Lumene: Rozjaśniająca arktyczna borówka brusznica zastosowana w serii Lumene Beauty Base jest pełna odżywczych falwanoidów, nawilżających właściwości i antyoksydantów. Zawiera także witaminę C, aby rozjaśnić odcień skóry. Olej z nasion borówki wspomaga regenerację skóry. Jest ona świeża i lekka, a ty możesz być pewna, że makijaż wytrzyma cały dzień.
Arktyczne składniki - olej z nasion fińskiej lingonberry:
  • 100% naturalny olej pozyskany przez fińskich naukowców
  • Podstawowe kwasy tłuszczowe zawarte w oleju z nasion, kwasie linolowym (omega-6) i kwasie alfalinolowym (omega-3) chronią skórę przed przedwczesnym starzeniem
  • Zawierają rzadką formę witaminy E, tokotrienol, który jest znakomitym antyoksydantem
  • Zawiera witaminę C rozjaśniającą skórę
  • Efekt wzmocnienia, odżywienia i odnowienia 
25ml kosztuje 39,99zł w internetowej drogerii BodyLand
Moim zdaniem:
Jestem "szczęśliwą" posiadaczką mieszanej cery z tendencją do niedoskonałości i świecenia się jak psu jajca ( u mnie w domu się tak mówi :P ), a zarazem nad wyraz aktywną poszukiwaczką wszystkiego, co da jakikolwiek efekt matu na dłużej niż od wyjścia z łazienki do wyjścia z domu. No i znalazłam!
Baza znajduje się w małej tubce utrzymanej w kremowo- granatowej kolorystyce. Moim zdaniem takie połączenie kolorów dodaje opakowaniu jakieś klasy, elegancji :) Tworzywo, z którego zostało wykonane nie jest byle jakiej jakości, jest na tyle elastyczne i giętkie, że wyciśnięcie produkty nie sprawia żadnych trudności, a przez malutką dziurkę wydobywa się tyle kosmetyku, ile potrzeba. Jak napisałam wcześniej, tubka jest niewielka, ale poręczna i na pewno znajdzie się dla niej miejsce w każdej kosmetyczce.
Konsystencja bazy różni się od silikonowych baz, które kupuję najczęściej, ale pod palcami wyraźnie czuję, że odrobinę silikonu w sobie ma, że przy rozsmarowywaniu jej po skórze tworzy delikatną silikonową powłoczkę. W rzeczywistości konsystencja bazy wygląda tak jak na zdjęciu powyżej- trochę kremowa, trochę przypominająca maść, z dodatkiem czegoś żelowego. Dobrze rozprowadza się po skórze, dając matowo-pudrowe wykończenie. Baza ułatwia równomierne rozprowadzenie podkładu po skórze, który gładko sunie po twarzy. Sama w sobie jest lekka, nie czuć jej na twarzy, nie powoduje żadnego uczucia dyskomfortu. 
Przetestowałam ją z kilkoma różnymi podkładami i mogę Wam szczerze napisać, że baza nie współpracuje ze wszystkimi podkładami. Zupełnie nie potrafi się zgrać z podkładem 123 Pefrect Bourjois, który kilka godzin po nałożeniu na bazę zaczyna się ścierać, błyszczeć i ciążyć na twarzy. Dużo lepiej sprawdza się z podkładem Colorstay Revlon, z Lasting Performance Max Factor czy z dużo tańszym Max Satin Soraya. Z tymi podkładami gwarantuje matowe wykończenie, nie na cały dzień jak to obiecuje producent, ale na 6 godzin na pewno, przynajmniej w moim przypadku, później potrzebuje delikatnego wsparcia matującego pudru. Baza łagodnie wygładza nierówności skóry oraz przedłuża trwałość i świeżość makijażu.
Przez kilka dni stosowałam bazę codziennie i nie zauważyłam, by miała negatywny wpływ na cerę. Sprostała moim wymaganiom, zapewniając mojej cerze matowy wygląd na długie godziny. Przy tym jest tak wydajna, że naprawdę nie wiem kiedy dobije dna, a jej cena jest jak najbardziej adekwatna do jakości :) 

00:03:00

Upominki ze spotkania blogerek

Upominki ze spotkania blogerek
O spotkaniu blogerek w Krakowie pisałam pod koniec sierpnia ( o tu właśnie tu ), a dziś mam dla Was wpis typowo chwalipięcki :P, czyli o upominkach, które otrzymałam na spotkaniu i którymi obładowana musiałam iść najpierw przez Rynek, a później tłoczyć się z nimi w wypchanym po same brzegi autobusie powrotnym do domku :P Nie to żebym się żaliła, tak tylko piszę słowem wstępu, ale już przechodzę do rzeczy :)
W trosce o kompleksową pielęgnację stóp, marka SheFoot podarowała każdej z nas torebkę wypchaną po same brzegi: odświeżającym dezodorantem, kremem odżywczym, kremem na popękane pięty i przeciw zrogowaceniom oraz naturalnym peelingiem. Od mojej ukochanej Equilibry dostałam solny peeling oraz kilka próbek, m.in. wzmacniającego szamponu. Od MySecret otrzymałam utwardzającą odżywkę do paznokci, od Bandi antybakteryjny tonik głęboko oczyszczający plus kilka próbek, a od Mario Luigi serum młodości, które powędrowało do mamy. Gentle Day przygotowało zestaw promocyjny składający się z kilku wkładek i podpasek, testu do badań pH oraz długopisu. 
Pani Renata z Maroko Sklep obdarowała każdą z nas torebką, w której mogłyśmy znaleźć czarne mydło, olejek arganowy, glinkę rhassoul w płatkach, rękawicę Kessa, mydło z olejkiem arganowym, naturalny khol oraz figową konfiturę. Kornelia, która jest ambasadorką Anatomicals zrobiła nam niespodziankę i postarała się o kilka drobiazgów na nasze spotkanie. Każda dostała co innego, mnie przypadł żel pod prysznic o zapachu róży i jaśminu, mydło do dłoni pachnące miętą i cytryną oraz dwie botaniczne maseczki do twarzy. 
Od Oillan dostałam żel pod oczy oraz płyn micelarny. Drugi płyn micelarny i drugi krem pod oczy, a także dwa kremy ( na dzień i na noc ) oraz rozświetlający balsam to upominki od AA Cosmetics.
Jednym ze sponsorów była Soraya, dzięki której mam możliwość poznania nowości, czyli wyszczuplająco- ujędrniającego balsamu do ciała, modelująco- ujędrniajacego kremu do biustu oraz dwóch kryjących podkładów. Od Elfa Pharm również otrzymałam niemałą torebkę, a w niej same łopianowe dobroci do włosów, czyli odbudowujący balsam- maskę, serum, szampon i naturalny olejek. 
Po spotkaniu wróciłam do domu aż z pięcioma nowymi lakierami! Dwa w odcieniu niebieskiego i fioletu plus błyszczyk dostałam od Paese, a kolejne trzy od Virtual. W torebeczce Virtual znalazłam jeszcze dwa błyszczyki, korektor i kredkę do oczu. Nareszcie mam okazję poznać markę Love Me Green, od której otrzymałam krem rozświetlający. Nowością jest dla mnie także Biokap, teraz będę mogła sprawdzić jak na moich włosach zadziała jeden z ich produktów, czyli maska regeneracyjno- naprawcza. Biały Jeleń zadbał o mój demakijaż, czyli trzeci płyn micelarny do kolekcji :P A dzięki marce Pilomax szamponów do włosów prędko mi nie braknie :P 
Obiecałam Wam jeszcze pokazać identyfikator, który wykonała jedna z organizatorek, Karolina :)
Bardzo dziękuję wszystkim sponsorom za upominki :)

06:33:00

Recenzja: Odżywczy balsam do ust z olejkami roślinnymi, Laura Conti

Recenzja: Odżywczy balsam do ust z olejkami roślinnymi, Laura Conti
Obietnice producenta:
Z olejkiem arganowym, olejkiem jojoba i olejkiem ze słodkich migdałów. Efektywnie i kompleksowo działający balsam do ust. Dzięki kombinacji aktywnych składników – olejków arganowego, jojoba, ze słodkich migdałów oraz masła kakaowego i wosku pszczelego skutecznie chroni, doskonałe nawilża i odżywia delikatny naskórek ust. Sprawia, że nawet szorstkie usta stają się delikatne, miękkie i gładkie, chroni je przed przesuszeniem.

3,6 g/ 5,49 zł w sklepie internetowym lub w Rossmannie
Moim zdaniem:
Blogowanie pozwala mi na poznawanie marek, o których istnieniu wcześniej nawet nie słyszałam lub na które nie zwróciłabym uwagi, bo za tanie/za drogie/za niepozorne/itp. ( nie potrzebne skreślić ). Tak właśnie jest w przypadku produktów Laura Conti, które są tanie jak przysłowiowy barszcz, a mimo to bardzo dobre. W szczególności dotyczy to kosmetyków do pielęgnacji ust, o czym przekonałam się najpierw testując sztyft, a mocno utwierdziłam dzięki pomadce ochronnej, której dedykowany jest ten post.
Opakowanie balsamu do ust, co tu dużo mówić, wykonane zostało z kiepskiej jakości plastiku. Wystarczy drobny upadek z niewielkiej wysokości, by pojawiły się pierwsze pęknięcia i rysy. Utrzymane jest w perłowo-biało-zielonych kolorach i moim zdaniem jest to połączenie udane, przyjemne dla oka. Pomadka jest nieduża i znajdzie się dla niej miejsce w małej kopertówce oraz w torebce do pracy ( w której ciężko ją znaleźć pośród walających się innych rzeczy typu łyżeczka, gumy do żucia, cała masa nikomu niepotrzebnych świstków papierków i porwanych paragonów, itp. :P ). 
Balsam ma delikatny zapach i jest bezbarwny. Jego konsystencja jest taka jaka powinna być, czyli kremowa i zbita, ale jednocześnie lekka, co sprawia, że gładko sunie po ustach. Nakładanie pomadki to sama przyjemność, a nawet kilka jej warstw nie skutkuje sklejaniem się warg czy uczuciem chemicznego posmaku na ustach.
Pomadka dba i dobrze pielęgnuje delikatną skórę ust. Oprócz odpowiedniego nawilżenia, zapewnia ustom niesamowitą gładkość, miękkość oraz delikatny połysk. Radzi sobie z spierzchniętą skórą ust oraz niweluje suche skórki. Sprawdza się także jako baza pod szminki, które dłużej trzymają się na ustach, a takie które lubią wchodzić w zmarszczki ust, po prostu już tego nie robią. 
Podsumowując, pomadka Laura Conti jest kolejnym przykładem, że tani kosmetyk to dobry kosmetyk :)

07:13:00

Sierpniowy projekt denko

Sierpniowy projekt denko
Wrzesień przywitał nas już kilka dni temu, a ja jeszcze nie rozliczyłam się ze zużyciami sierpnia. Jak co miesiąc, nie jest tego mało ;) A zaczniemy od zapachu, który towarzyszył mi przez wszystkie wakacyjne dni, czyli od wody toaletowej Zmysłowa Magnolia od Świt Pharma( 1 ), którą otrzymałam na spotkaniu blogerek we Wrocławiu. Z tego samego spotkania przywiozłam ze sobą kolagenowy płyn micelarny Active Lifting od Świt Pharma  ( 2 ), który strasznie szczypał i podrażniał moje oczy, ale do demakijażu reszty nadawał się idealnie. Z kosmetyków do makijażu w sierpniu udało mi się zużyć tylko tusz do rzęs Beauty Full Volume Bourjois ( 7 ), podkład Colorstay Revlon ( 5 ), pomadkę ochronną Pearly Shine Nivea ( 8 ) oraz ryżowy puder Paese ( 9 ). Pomadka Nivea to bubel jakich mało, odradzam wszystkim- moim zdaniem najgorsza z najgorszych od Nivea. O podkładzie Revlon miałam napisać, ale zapomniałam go sfotografować... Krótko mówiąc, rozumiem dlaczego cieszy się dużą sympatią i zgadzam się z Wami, że do ideału brakuje mu tylko pompki. Puder Paese kupiłam w ciemno, ale już po pierwszym użyciu wiedziałam, że trafiłam na prawdziwą perełkę :) Zmywacz do paznokci Isana ( 3 ) jest niezastąpiony i nie zamienię go na żaden inny. O złuszczającym kremie na noc Young Care Bandi ( 4 ) miałam napisać oddzielną notkę, ale w końcu doszłam do wniosku, że jest zbyt lichy i nie zasługuje na takie "wyróżnienie". Liczyłam na wiele, a dostałam figę z makiem. Białą glinkę Nacomi ( 6 ) moja kapryśna cera bardzo polubiła, więcej o jej właściwościach poczytacie w recenzji :)
W minionym miesiącu w końcu udało mi się zużyć  maskę do włosów Jasmine, Kallos ( 11 ). Nic specjalnego nie robiła z moimi włosami, dlatego tej wersji więcej nie kupię ( inne a i owszem ;). Dużo lepiej niż maska sprawdziła się odżywka do włosów Shine&Revive, Elisse ( 10 ) kupiona za grosze w Biedronce, którą zabrałam ze sobą na wakacje. Ułatwiała mi rozczesywanie, wygładzała i zmiękczała włosy, niwelowała ich puszenie i nadawała im delikatny blask, a to wszystko za mniej niż 5,00 zł :) W sierpniu zużyłam także odżywkę, którą otrzymałam na wrocławskim spotkaniu blogerek. Mowa o odżywce dodającej objętości Joanna ( 14 ). Nie mam zielonego pojęcia czy dodaje objętości, bo stosowałam ją od połowy włosów, by je zdyscyplinować i w tej kwestii spisała się bardzo dobrze. Z tej samej serii dostałam i wykończyłam szampon ( 13 ), ale nie zaobserwowałam by włosy zyskały na objętości. Za to szampon dobrze je oczyszczał i nie robił z nich siana. Dna dobił również jeden z moich ulubionych szamponów, czyli przeciw łamaniu się włosów od Gliss Kura ( 12 ). Zresztą, o wszystkich szamponach Gliss Kur mogę powiedzieć, że są moimi ulubieńcami :P O kuracji wzmacniającej ( 15 ) pisałam kilka tygodni temu, dlatego odsyłam do recenzji :)
O naturalnym balsamie do ciała z masłem shea ( 22 ) nie będę się rozpisywać, bo recenzja tylko czeka na opublikowanie- z niej dowiecie się wszystkiego :D O nierafinowanym oleju kokosowym od Nacomi ( 23 ) napisałam już w lipcu i od tamtej pory tęsknie za nim szalenie :P Żele Isana ( 16, 17 ) bardzo lubię i kupuję chyba najczęściej, za każdym razem o innym zapachu. Żel pod prysznic Lush, Luksja ( 18 ) kupiłam z jednym z wakacyjnych numerów Party ( albo Show? ). Towarzyszył mnie i TŻ na wakacjach. Dobrze mył, świetnie się pienił i nie wysuszał skóry. To samo mogę powiedzieć o żelu pod prysznic SUN&FUN Joanna ( 25 ). Powszechnie wiadomo, że w Biedronce można kupić bardzo dobre kosmetyki za śmieszne pieniądze. Jednym z nich jest łagodzący żel do golenia dla skóry wrażliwej Skino ( 19 ), który niczym nie odbiega od dużo droższych żeli Satin Care. Naprawdę warto go wypróbować, ja jestem z niego mega zadowolona ( mam już kolejne opakowanie )! Tak samo jak byłam zadowolona z winogronowego peelingu do ciała Fruit Bomb, Bielenda ( 24 )- jak tylko będzie znów dostępny w Biedronce, wykupię cały zapas :D Antyperspirant Ultra Dry, Rexona ( 20 ) polubiłam, ale daleko mu do mojego ulubieńca Garnier Mineral. Za to proteinowe serum modelujące biust MultiModeling, Ziaja ( 21 ) jest dużo lepsze od serum Eveline, które kiedyś namiętnie wcierałam w skórę.
I to tyle :) 

07:15:00

Recenzja: Codzienny scrub- gomaż do twarzy, Planeta Organica

Recenzja: Codzienny scrub- gomaż do twarzy, Planeta Organica
Obietnice producenta:
Cudowne właściwości soli, solanek i błota z Morza Martwego znane są już z czasów starożytnych. Już wówczas zauważono, że kąpiele w tym morzu korzystnie wpływają na skórę. Królowa Saba i Kleopatra potrafiły docenić to dobroczynne działanie. Dziś już wiemy na czym polega ten cud. Analizy składu wód, soli i błota Morza Martwego potwierdziły ich unikatowy skład. Bogata i niespotykana kompozycja makro i mikroelementów tłumaczy ich wpływ na skórę i organizm człowieka. Zachęcamy Was do sprawdzenia tego działania na sobie. Morze Martwe jest unikatowym naturalnym źródłem uzdrawiających soli bogatych w minerały i mikroelementy, które działają na skórę leczniczo, tonizująco i odmładzająco. Codzienny scrub-gomaż do twarzy to  unikatowy środek dla efektywnej walki ze zmianami skóry związanymi z wiekiem. W jego skład wchodzi 12 minerałów Morza Martwego, które mają wyraźne działanie uzdrawiające, tonizujące i odmładzające. Scrub-gomaż  zawiera certyfikowane organiczne składniki, które efektywnie pielęgnują skórę. Rozdrobnione pestki jordańskiej pistacji delikatnie oczyszczają i polerują  skórę,  przywracając  jej świeżość i gładkość. Organiczna oliwa z oliwek, bogata w witaminy E i F, nasyca skórę odżywczymi substancjami i wilgocią, podnosi jej elastyczność. Scrub-gomaż wyrównuje powierzchnię skóry, sprzyja jej regeneracji, podnosi efektywność dalszych zabiegów.

Skład (INCI):  Aqua enriched with Daed Sea Minerals, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Olea Europaea Fruit Oil* (organiczna oliwa z oliwek), Pistacia Vera Seed Oil (olejek pistacjowy), Maris Sal (Dead Sea Salt), Cetearyl Glucoside, Panthenol, Glycolic Acid, Sodium Stearoyl Glutamate, Hydroxyethylcellulose, Parfum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sodium Hydroxide.

75ml kosztuje 11,00zł w internetowej Drogerii Cytrynowa

Moim zdaniem:
Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile można się nauczyć prowadząc bloga. Nie mam tu na myśli nauki nowych trików makijażowych czy poszerzania wiedzy o porowatości swoich włosów, ale pogłębianie  zasobu słownictwa, czego namacalnym dowodem jest bohater dzisiejszego wpisu. Zanim zaczęłam sprawdzać jego działanie na swojej twarzy, musiałam sprawdzić co oznacza niezrozumiały dla mnie "gomaż". Wujek Google uświadomił mnie, że to nic innego jak peeling, scrub, masaż kulistymi ruchami. Dokształcona zostałam, więc spokojnie mogłam zabrać się za testowanie :)
Produkt otrzymałam w kremowej tubce o pojemności 75ml, którą można postawić na błękitnej, plastikowej nakrętce bez obaw, że zacznie się przewracać. Estetyka i połączenie kolorów tak bardzo mi wpadło w oko, że aż muszę o tym napisać :) Opakowanie naprawdę cieszy moje oko, jest taki harmonijne, gustowne, po prostu piękne w swej prostocie. Tubka jest gięta i plastyczna, bez problemu da się z niej wycisnąć całą zawartość. Nakrętka szczelnie chroni produkt, z łatwością się otwiera i zamyka.
Gomaż ma konsystencję delikatnego mleczka w kolorze pistacjowych lodów. Również zapach kojarzy mi się z pistacjami i mimo że czuć lekką chemiczną nutkę, to przypadł mi do gustu. Podczas wykonywania masażu czuć jak unosi się w powietrzu, co dodatkowo umila mi ten zabieg. W scrubie zanurzone są malutkie, niezbyt ostre drobinki ( podobno rozdrobnione pestki pistacji ), których nie jest za dużo ( same zobaczcie, prawie nie widać ich na zdjęciu ). Być może dlatego, według producenta, produkt można stosować każdego  dnia. Ja jednak używałam go co drugi dzień i przy takiej częstotliwości wystarczył mi na miesiąc.
Masaż scrubem wykonywałam wieczorami, jako dopełnienie demakijażu. Niewielką ilość rozcierałam w dłoniach, a następnie masowałam zwilżoną twarz przez minutę lub dwie, aby na sam koniec umyć twarz i wklepać krem. Gomaż pomaga doczyścić skórę z pozostałości po makijażu i innych zanieczyszczeń nagromadzonych w ciągu dnia. Zawarte w nim drobinki delikatnie złuszczają martwy naskórek, wygładzając skórę i lekko ją napinając. Po peelingu skóra wydaje się być promienista, świeża, o wyrównanym kolorycie. Dzięki zawartości oliwy z oliwek produkt zapewnia optymalny poziom nawilżenia i odżywienia skóry, która natychmiastowo zyskuje na elastyczności i regeneracji.
Moim zdaniem jest to naprawdę interesujący kosmetyk, który dba i pielęgnuje skórę. Jako zwolenniczka mocnych zdzieraków wolałabym, aby drobinki były ostrzejsze, ale patrząc z drugiej strony, dzięki takimi a nie innym drobinkom, gomaż nie zrobi krzywdy wrażliwszym cerom. 

07:12:00

Sierpień na zdjęciach

Sierpień na zdjęciach

 blogerska kawa latte z syropem kokosowym | czekoladowe babeczki, których unoszący się zapach umilał blogerskie pogaduszki | torba-prezent od jednego ze sponsorów :P | błękitna laguna
 w sierpniu zaczęłam codziennie pić napar z pokrzywy, o efektach kuracji napiszę za kilka tygodni | taaaka ryba patrzy na mnie w pracy :P | orzeźwiający smoothie z McDonald's | gdyby ktoś zapomniał, że kocham wszystko to, co kokosowe, to przypominam :P 
ostatnie wieczory sierpnia były dość chłodne, więc z TŻ rozgrywaliśmy partyjki scrabble jedna za drugą :) | takie karteczki muszę naklejać na ciastka kupione dla gości, by rodzice mi ich nie spałaszowali :P | przeczytane w sierpniu | Tymbark prawdę powie TŻ :D

07:08:00

Recenzja: Świeczka z masłem shea o zapachu piżma, Nacomi

Recenzja: Świeczka z masłem shea o zapachu piżma, Nacomi
Obietnice producenta:
Jeśli balsamy z półek sklepowych nie spełniają Twoich oczekiwań. Nie nawilżają Twojej skóry- ciągle musisz nakładać kolejne warstwy bez efektu, podrażniają Cię i wywołują alergię- proponujemy Ci naturalne masło do ciała! Balsam ma postać świeczki zapachowej. Po wytopieniu masła można nakładać na ciało. Spełnia dwie funkcje: balsamu oraz świeczki.
Świeczkę należy zapalić przed wejściem pod prysznic. W tym czasie w powietrzu roztacza się piękny zapach. po wyjściu z pod prysznica świeczka jest już roztopiona. Nakładamy roztopiony balsam na skórę. Po chwili masło powinno wchłonąć się w skórę.

POLECANY DO:
* pielęgnacji skóry ciała- każdy typ skóry,
* do masażu na ciepło- można podgrzewać balsam- zmienia konsystencję na klarowny olej,
* można stosować na końcówki włosów- następnie umyć włosy.

Skład: masło shea, olej kokosowy, witamina E, olejki eteryczne

Moim zdaniem:
Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale producenci kosmetyków chyba każdego dnia stają na głowie, aby pokazać mi jak bardzo jestem w błędzie. Przykład? Chociażby balsam do ciała, który jednocześnie jest świeczką!
Wyjątkowo zacznę od składu, ba! nawet połaszę się o jego 'analizę' ( być może dlatego, że a) jest krótciutki, króciutusieńki i b) dzięki wujkowi Google mam jako takie pojęcie o co biega ). W składzie znajdziemy tylko cztery pozycje, w tym wszystkie w 100% naturalne:
* masło shea- znacie i kochacie, tu występuję już na pierwszym miejscu, jest naturalny filtrem przeciw promieniom UV, nawilża i odżywia skórę;
* olej kokosowy- mój ulubiony zapach, tu niestety niewyczuwalny, odpowiedzialny za nawilżanie, zmiękczanie i wygładzanie skóry;
* witamina E- zapobiega starzeniu się skóry;
* olejki eteryczne- aby świeczka pachniała jak należy, w tym przypadku piżmem.
Nawet taki laik jak ja wie, że skład jest więcej niż dobry :)
A teraz biegniemy utartym torem, czyli czas na opis opakowania, konsystencji i zapachu. Świeczka znajduje się w metalowej puszce z nakrętką, co przy tego typu produkcie i jego konsystencji okazało się strzałem w dziesiątkę. Konsystencja świecy jest gęsta, zbita i treściwa, dopiero w kontakcie ze skórą robi się oleista, dzięki czemu łatwo ją rozprowadzić. Jest tłustawa w dotyku, ma kremowy kolor. Zapach świeczki przypadł mi do gustu, jest subtelny, a zarazem wyrazisty, ale niestety wyczuwalny tylko w opakowaniu, nie czuć go w pomieszczeniu podczas palenia.
Świece można stosować również bez konieczności jej zapalania, w zależności kto jaką konsystencję balsamu woli. Roztopiona jest lekko ciepła, ale nie gorąca, więc nie ma opcji poparzenia się. Towarzyszące ciepełko jest bardzo delikatne, a podgrzany balsam rewelacyjne rozprowadza się po skórze, otulając ją ochronna warstewką i eterycznym zapachem. Świeca bardzo dobrze nawilża, a właściwie natłuszcza skórę, odżywia ją i zmiękcza. Jest ona gładka, miękka, aksamitna i przyjemna w dotyku. Jak wspomniałam kilka zdań wcześniej, balsam w żaden sposób nie podrażnia, nawet nałożony na świeżo wydepilowaną skórę. 
Świeca używana na zimno czy na ciepło, jest bardzo wydajna, wystarczy na wiele tygodni, jak nie miesięcy. I ma tylko jeden, niewielki mankamencik ( oprócz niewyczuwalnego w pomieszczeniu zapachu ), a mianowicie to, że jak napisałam wcześniej, iż zawarte w niej oleje są, logicznie rzecz ujmując, tłustawe, więc po rozprowadzeniu trzeba odczekać dłuższą chwilę, by wchłonęły się w ciało, nie w ubranie. Poza tym uważam, że jest to produkt idealny i serdecznie Wam go polecam :)

Przypominam także o rozdaniu, które trwa do 12 września br. :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger