07:50:00

Recenzja: Emulsja żurawinowa rozświetlająca pod oczy i na powieki, Face Rejuve, Norel Dr Wilsz

Recenzja: Emulsja żurawinowa rozświetlająca pod oczy i na powieki, Face Rejuve, Norel Dr Wilsz
Obietnice producenta:
Delikatna emulsja o nadzwyczajnych własnościach regenerujących i rozświetlających skórę wokół oczu, polecana po 30 roku życia. Bezzapachowa, o bogatej konsystencji i doskonałej wchłanialności. Liftinguje i redukuje zmarszczki mimiczne, poprzez rozluźnienie mikronaprężeń w skórze (botox like). Unikalna receptura skutecznie spowalnia procesy starzenia, skóra odzyskuje jędrność, elastyczność i promienny wygląd. Emulsja zawiera:
- ekstrakt z owoców żurawiny (źródło stabilnej witaminy C) - rewitalizuje, stymuluje syntezę kolagenu, neutralizuje wolne rodniki i wzmacnia naczynka krwionośne. Lekko rozjaśnia naskórek;
- olej z pestek winogron (bogate źródło kwasów NNKT, głównie kwasu linolowego, witamin E, C i beta karotenu) - wygładza, regeneruje i nadaje skórze sprężystość;
- żeń-szeń brazylijski (bogaty w aminokwasy, saponiny, witaminy A, E, K, kwas pantotenowy) – wzmacnia skórę, redukuje cienie i opuchliznę pod oczami;
- Pehpa-Tight (ekstrakt z alg, pullulan) – wygładza zmarszczki, poprawia napięcie i elastyczność skóry, pobudza fibroblasty do produkcji kolagenu;
- witaminę E – regenerują naskórek, chronią go przed destrukcyjnym działaniem wolnych rodników;
- hialuronian sodu – głęboko nawilża i trwale wiąże wodę w naskórku.

30 ml kosztuje 78,00 zł w sklepie internetowym producenta
Moim zdaniem:
Do 25 roku życia moja pielęgnacja wokół oczu ograniczała się do lekkich żeli, głównie Ziaja, które aplikowałam, gdy mi się o tym przypomniało. Ogarnęłam się dopiero, gdy oficjalnie stuknęło mi pół wieku, a moja kosmetyczka zadała mi pytanie "Jakiego kremu pod oczy używam?". Po moim wyrazie twarzy sama domyśliła się odpowiedzi i lekko mnie zbeształa, że w przyszłości będę tego żałować. Wzięłam sobie jej słowa do serca i z podkulonym ogonem od razu poszłam do drogerii po odpowiedni krem. Od tamtego dnia staram się nie zapominać o pielęgnacji delikatnych okolic oczu, a pomagają mi w tym co rusz to nowe kosmetyki, bo jak większość z Was, i ja nie lubię monotonii w używanych produktach ;) W związku z tym w ten sobotni poranek zapraszam Was na recenzję emulsji pod oczy, którą testuję od kilku tygodni.
Krem zapakowany został w szklaną, dość ciężkawą tubę zakończoną posrebrzanym dozownikiem typu airless. Przez delikatnie mleczne ścianki widać jak na dłoni, ile kosmetyku jeszcze zostało- w tym momencie warto wspomnieć, że upłynie dużo czasu zanim będę zmuszona kupić nowy krem pod oczy, albowiem produkt jest niezwykle wydajny. Używam go od ponad miesiąca dzień w dzień, czasami dwa razy w ciągu dnia i praktycznie nie widzę żadnego ubytku. Tuba z emulsją włożona została w biały kartonik, dodatkowo owinięty folią, dzięki której konsumentka ma pewność, że nikt przed nią nie maczał paluszków w kremie ;) Samo opakowanie jest dość ciężkie, ale też porządne, ładne i eleganckie, a wspomniany na początku akapitu dozownik nie zacina się i pozwala na wygodne, a przede wszystkim higieniczne korzystanie z kosmetyku. Wystarczy nacisnąć go tylko do połowy, by wydobyć optymalną do jednorazowej aplikacji ilość kremu.
Emulsja pod oczy Norel, zawiera 30 ml i jest to pojemność, która starczy na bardzo długi czas, nawet gdy nie będziemy sobie jej oszczędzać. Konsystencja produktu jest lekka, przyjemnie się rozprowadza i szybko wchłania. Nie pozostawia tłustej ani lepiącej się powłoczki, idealnie nadaje się pod makijaż- dobrze współpracuje z korektorami i podkładami, nic się na tym kremie nie waży. Zapach jest bardzo subtelny, prawie niewyczuwalny.
W moim przypadku emulsja sprawdziła się rewelacyjnie. Po tych kilku tygodniach z kremem zauważyłam, że mam odrobinkę mniejsze cienie pod oczami, a skóra wydaje się być bardziej rozświetlona. Delikatna skóra wokół oczu jest delikatnie odżywiona, ale co ważniejsze bardzo dobrze nawilżona. Regularne stosowanie sprawiło, że koloryt skóry ujednolicił się, a mimiczne zmarszczki zostały lekko wypełnione, dzięki czemu są mniej widoczne. Używając go po prostu czuję, że skóra jest bardziej gładka i wypielęgnowana, a na jego korzyść przemawia także fakt, iż nie obciąża skóry pod oczami, a także to, iż ani razu nie wywołał u mnie najmniejszego podrażnienia czy jakiegokolwiek uczulenia. 
Nie będę ukrywać, że jestem bardzo zadowolona z emulsji i z czystym sercem będę ją każdemu polecać. Minusem może być cena, ponieważ krem kosztuje niecałe 80,00 zł, jednakże taki wydatek na krem przynoszący rezultaty i który spokojnie wystarczy na pół roku codziennego stosowania, może nawet i na dłużej, wydaje się już nie być wcale taki wygórowany.

07:31:00

O niebieskich migdałach ciągle rozmyślała, choć zielonego pojęcia o nich nie miała.

O niebieskich migdałach ciągle rozmyślała, choć zielonego pojęcia o nich nie miała.
Golden Rose, Rich Color, nr 127

06:53:00

Kremowy błyszczyk do ust Glam Weat Nude, Bell

Kremowy błyszczyk do ust Glam Weat Nude, Bell
Obietnice producenta:
Delikatna, kremowa konsystencja pokrywa usta lśniącym kolorem, dając efekt zmysłowo mokrych ust. Specjalnie dobrane emolienty sprawiają, że aplikacja błyszczyka jest niezwykle miękka i przyjemna, a kolor trwały i równomierny. Błyszczyk dostępny jest w 5 cielistych odcieniach, które idealnie współgrają z naturalnym kolorem ust i różnymi typami karnacji. 

10 ml kosztuje około 12,00 zł np. w Biedronce :)
Moim zdaniem:
Odkąd odkryłam w swojej Biedronce szafę z kosmetykami Bell, zawsze gdy jestem na zakupach przechodzę obok i zerkam czy jest w niej coś, co mogłabym sobie kupić :P Albowiem baza, o której pisałam w tym poście, utwierdziła mnie, że Bell ma godne uwagi produkty do makijażu i dzisiejszy bohater wpisu nie jest wyjątkiem od reguły.
10 ml błyszczyku otrzymujemy w szklanym, przezroczystym opakowanku o niezaokrąglonych ściankach. Pod nakrętką, pociągniętą błyszczącą srebrną farbką, znajduje się aplikator w postaci miękkiej i włochatej gąbeczki ściętej pod kątem pozwalającym na dokładniejsze i lepsze nałożenie produktu na usta. Błyszczyk ma kremową, płynną konsystencję, która nie lepi się ani nie klei, oraz pudrowo- słodkawy zapach, które bardzo mi się podoba. 
Wśród dostępnych kilku odcieni wybrałam nr 05, który wygląda na delikatny karmelowy róż (?), ale po nałożeniu na usta jest całkowicie bezbarwny, pozostawia tylko pięknie błyszczące i mieniące się wargi. W błyszczyku nie ma żadnych drobinek, tworzy gładką taflę, tzw. efekt mokrych ust. Prezentuje się przepięknie i sprawia, że od nie można oderwać wzroku od warg! Dodatkowo zmiękcza i nawilża usta i jest to efekt odczuwalny jeszcze długo po starciu się błyszczyka.
Trwałość błyszczyku jest przyzwoita, jednak nie ma co oczekiwać cudów ;) Dla mnie to żaden problem, albowiem ponowna jego aplikacja to dla mnie sama przyjemność :) Jestem zakochana w tym błyszczyku i przy następnych zakupach w Biedronce wykupię chyba wszystkie pozostałe odcienie :P

08:03:00

Recenzja: Czekoladowy krem pod prysznic, BingoSpa

Recenzja: Czekoladowy krem pod prysznic, BingoSpa
Obietnice producenta:
Czekoladowy krem pod prysznic BingoSpa nakarmi Twoją skórę, a Ciebie napełni radością i chęcią do działania. Lekka, puszysta piana zmysłowo otuli Twoje ciało, a kuszący zapach czekolady wyzwoli pozytywną energię. Zniewalający, apetyczny zapach czekolady przynosi uczucie pełnego odprężenia, usuwa zmęczenie i uspokaja, a bogata receptura doskonale myje i oczyszcza skórę, nawilżając ją. Aromatyczny prysznic zapewnia cudowną świeżość i relaks po całym dniu, pozostawiając długotrwały efekt miękkiej, jedwabiście gładkiej  i uwodzicielsko pachnącej skóry. Zawarta w czekoladzie kofeina oczyszcza skórę z toksyn, działa wyszczuplająco i antycellulitowo. Czekolada zawiera również wiele żelaza, cynku, magnezu i wapnia, które przyspieszają krążenie krwi w organizmie, zmniejsza też wszelkie obrzęki na skórze. Czekoladowy krem pod prysznic BingoSpa wzmacnia i chroni warstwę lipidową skóry. Działa antystarzeniowo i poprawia samopoczucie, stymulując produkcję endorfin.

300 ml kosztuje 12,00 zł w sklepie internetowym producenta
Moim zdaniem:
Dziś piszę posta spod kołderki, do której przykuło mnie choróbsko. Od tygodnia jestem tak zakatarzona, że moi bliscy nie nadążają z kupowaniem chusteczek higienicznych... Jednak powoli zaczynam wracać do świata żywych, na tyle, by napisać recenzję czekoladowego produktu do mycia ciała od BingoSpa.
Wąska, wysoka i plastikowa butelka kryje w sobie 300 ml kremowej, lejącej się konsystencji, która przy wylewaniu na gąbkę niezmiennie przywodzi mi na myśl czekoladowy budyń. Butelka jest przezroczysta, dzięki czemu mam stałą kontrolę nad tym, ile kosmetyku już zużyłam. Zakończona jest czarną nakrętką z klapką, pod którą znajduje się niewielki otwór, dozujący optymalną ilość kremu. Zapach jest po prostu czekoladowy, nie czuć w nim żadnej chemii czy innej sztuczności, ale uchwytny jest tylko w butelce- nadaremno tropić go w powietrzu lub doszukiwać się jego aromatu na skórze. 
W kontakcie z wodą krem  ładnie się pieni, ale nie jest to gęsta piana, jaką lubię najbardziej. Produkt robi to, co ma robić, czyli myje, oczyszcza i odświeża, nie wysuszając przy tym skóry. Producent wspomina o właściwościach antycellulitowych, wyszuplających i oczyszczających skórę z toksyn, ale jak możecie się domyślić, żadne z nich nie miało u mnie miejsca. Jak wspomniałam wcześniej, krem nie wysusza skóry, ale też jej nie nawilża, dlatego zawsze po kąpieli/prysznicu wsmarowuję w skórę odpowiedni balsam. Krem nie wywołał u mnie żadnego podrażnienia ani uczulenia. 
Podsumowując, krem okazał się przyjemnym kosmetykiem, który wywiązał się ze swoich powinności i który z chęcią widziałabym ponownie w swojej łazience. Ubolewam jednak nad jego nikłym zapachem, bo jest naprawdę ładny.

12:03:00

(Nie)kosmetyczna wishlista

(Nie)kosmetyczna wishlista
Ostatnią wishlistę opublikowałam w styczniu ( dla zainteresowanych klik ). Kilka z jej punktów udało mi się zrealizować, ale od tamtego czasu lista moich zachciewajek wcale się nie skróciła, więc przeciwnie, przybyło jej kilka nowych pozycji :)
1.Żelowy tonik z kwasem migdałowym, Norel- przeczytałam o nim tak dużo dobrych recenzji, że po prostu muszę go mieć :)
2. Peeling glikolowy, Le'Maadr- w tym punkcie mogłabym przepisać słowo w słowo, co przy toniku wyżej :)
3. Rajstopy w sprayu, Sally Hansen- lubię nosić szpilki, ale źle mi się w nich chodzi, gdy zakładam rajstopy, dlatego te w sprayu wydają mi się dobrym rozwiązaniem dla mojego 'problemu'. 
4. Matujący puder, Kryolan- tego kosmetyku nie muszę nikomu przedstawiać. Moja cera ma tendencję do błyszczenia się, a ja lubię efekt matu, więc puder o właściwościach matujących to must have w mojej kosmetyczce. Puder Kryolan zyskuje wysokie noty, poleca go znajoma makijażystka i mimo iż kosztuje ponad 50,00 zł mam na niego chrapkę.
1. Krótki kombinezon- w tamtym roku udało mi się upolować w SH czarny, krótki kombinezon, a w tym roku okazało się, że na tego typu ciuch jest istny szał :) Wystarczy on jeden i jestem ubrana, bez myślenia i zastanawiania się z czym połączyć te spodnie, a z czym tą bluzkę, dlatego mam chrapkę na jeszcze jeden, no i może jeszcze jakiś :D 
2. Vogue. Za kulisami świata mody- zawsze ciekawił mnie świat mody 'od kuchni', dlatego tak ciągnie mnie do przeczytania tej książki.
3. Kubek z fajnym przesłaniem- kubki to moja słabość, obok tych fajnych nie potrafię przejść obojętnie :) Ten byłby świetny do porannej kawy w pracy. 
4. Białe rurki- mam chyba z piętnaście par spodni i ani jednej w białym kolorze... To zdanie mówi samo za siebie dlaczego ten punkt znalazł się na wishliście :P

07:44:00

Jak ten czas szybko leci....

Jak ten czas szybko leci....
19 maja 2011 r. opublikowałam pierwszy post. Dacie wiarę, że od tamtego dnia minęły już 4 lata? że włącznie z tym wpisem napisałam ich szatańską liczbę 666? że Wy napisaliście prawie 30 tysięcy komentarzy? że w ciągu tych lat mojego bloga zaobserwowało ponad 1500 osób? że od pierwszego dnia istnienia mojego małego internetowego skrawka ziemi, został on wyświetlony kilkaset tysięcy razy? 
To wszystko wydarzyło się w ciągu tych kilku lat, które minęły mi nie wiadomo kiedy, a ja ciągle tu jestem, a co więcej nigdzie się nie wybieram :) To wszystko dzięki Wam, za to, że tu zaglądacie, komentujecie, oznaczacie w tagach, wysyłacie maile, za to wszystko i za to, że po prostu jesteście z całego serca Wam dziękuję, bo gdyby nie Wy mnie tu by już chyba nie było... :)

08:29:00

Recenzja: Krem do twarzy na noc Night Peel Aha, Murier

Recenzja: Krem do twarzy na noc Night Peel Aha, Murier
Obietnice producenta:
W kremie połączono ekstrakty z życiodajnych roślin z wyciągami z roślinnych komórek macierzystych w trosce o wygląd i kondycję skóry. Zawarte w soku z aloesu, winorośli i ananasa kwasy owocowe mają działanie nawilżające. Ekstrakt z cytryny rozjaśnia niedoskonałości. Kosmetyk polecany jest do pielęgnacji każdego rodzaju cery, także suchej, trądzikowej i naczynkowej. Regularne stosowanie kremu poprawia się ogólny stan cery.

50 ml kosztuje 119,00 zł w sklepie internetowym Murier
Moim zdaniem:
Od kilku miesięcy traktuję moją cerę kosmetykami z różną zawartością różnych kwasów. Na razie są to głównie kremy na noc, ale powoli dojrzewam do myśli, aby do pielęgnacji dołączyć jeszcze żel i/lub tonik z kwasami. Oczywiście nie zamierzam przesadzać w ich stosowaniu, aby nie przedobrzyć ;) Ale pozostając w temacie kremów, dziś chciałabym Wam pokazać krem na noc z kwasami owocowymi francuskiej marki Murier.
Szata graficzna kartonika, w którym została umieszczona tubka z kremem, jest minimalistyczna i skromna: proste czerwone litery na białym tle. W takiej samej stylizacji utrzymana jest tubka, w której znajduje się 50 ml produktu. Wykonana jest z elastycznego tworzywa, łatwo uginającego się pod naciskiem palców i szybko wracającego do swojego pierwotnego kształtu. U jej wylotu znajduje się niewielkich rozmiarów dziurka. Tubka zakręcana jest na czerwoną nakrętkę, na której można ją stabilnie postawić wśród innych kosmetyków.
Większość znanych mi kremów na noc ma bardziej gęstą i treściwszą konsystencję od tych na dzień. Konsystencja kremu Murier jest inna, bardziej przypomina mi delikatną emulsję o dyskretnym cytrusowym zapachu.
Producent obiecuje, że systematyczne aplikowanie kremu na twarz:
* zadziała antybakteryjnie, zmniejszy grubość warstwy rogowej, rozjaśni i poprawi koloryt skóry- po ponad miesiącu wklepywania kremu dzień w dzień ( a właściwie wieczór w wieczór ) mogę pochwalić się bardzie wyrównanym kolorytem skóry oraz rozjaśnieniem kilku blizn potrądzikowych. W tym czasie nie wyskoczył mi też żaden pryszcz, ale też nie schowała się żadna grudka. Nie umiem tylko stwierdzić czy grubość naskórka faktycznie uległa zmniejszeniu. 
* zadziała przeciwbakteryjnie, przeciwzapalnie oraz złuszczy obumarły naskórek- złuszczanie naskórka jest bardzo delikatne, mało odczuwalne i bez najmniejszych nieprzyjemności w codziennym stosowaniu, które spotkały mnie np. przy używaniu podobnego kremu z serii Liście Manuka Ziaji. 
* silnie nawilży, skutecznie zwalczy wolne rodniki- krem ma świetne właściwości nawilżające, dodatkowo przyjemnie zmiękcza skórę oraz ją uelastycznia. Efekt nawilżenia najbardziej wyczuwalny jest szczególnie rano.
* za stymuluje produkcję kolagenu w skórze- nie wiem po czym to poznać, ale staram się wierzyć producentowi na słowo ;)
* spowolni proces starzenia, nawilży i odżywi- o nawilżeniu wspomniałam już w jednym z poprzednich punktów. Odżywienie skóry nie jest jakieś spektakularne, ale dla mojej kapryśnej cery optymalne. I mam szczerą nadzieję, że krem faktycznie spowalnia proces starzenia się skóry, bo chciałabym zawsze wyglądać młodo i pięknie :D
Krem stosuję od końca marca, codziennie wieczorem i mam wrażenie, że przez te kilka tygodni nic mi nie ubyło z tubki. Wiem, że niektórych z Was może zrazić cena ( 119,00 zł ), ale jako kobieta dobiegająca trzydziestki ( shit! shit! shit! ) zaczynam traktować kosmetyki jako inwestycję w przyszłość i choć dla mnie to też jest spory wydatek, jestem w stanie wygospodarować taką kwotę na ten krem :) Tym bardziej wiedząc, że nie skończy mi się po miesiącu, tylko będzie ze mną znacznie dłużej. 

07:43:00

Balsam do ust Truskawka, Yves Rocher

Balsam do ust Truskawka, Yves Rocher
Obietnice producenta:
Soczysty balsam do ust został wzbogacony w wosk, masło i olej pochodzenia naturalnego, aby zapewnić ustom jak największy komfort i intensywną pielęgnację. Balsam pozostawia na ustach soczysty smak truskawki. Składniki pochodzenia naturalnego stanowią aż 82% formuły kosmetyku.

4,8 g balsam do ust kosztuje 8,90 zł w sklepach ( internetowym i stacjonarnych ) Yves Rocher
Moim zdaniem:
O usta dbam nie tylko w mroźne, zimowe dni. Wie o tym doskonale moja mama, która ze swojej ostatniej wycieczki do Warszawy przywiozła dwa pielęgnacyjne balsamy do ust Yves Rocher: dla siebie z masłem karite, dla mnie o letnim zapachu truskawek :)
Opakowanie jest klasyczne dla wszystkich balsamów do ust typu sztyft. Szata graficzna jest przyjemna dla oka: na beżowym tle widnieje rysunek soczystej truskawki. Jest to jedyny mocno kolorystyczny akcent, reszta kolorów jest stonowana. Przed wścibskimi rączkami sztyft zabezpieczony jest przezroczystą folią.
Sztyft ogólnie jest twardy, ale jest też podatny na ciepło, kiedy to robi się bardziej miękki, ale nie na tyle, by złamać się lub mało przyjemnie paćkać podczas aplikacji. Nie jest też na tyle sztywny i tępy, aby ciężko rozsmarowywać się do ustach. Ma śliczny, czerwony kolor. Zapach jest ładny, można w nim wyczuć subtelną truskawkową nutę, ale nie jest to niestety zapach prawdziwej, soczystej truskawki :( Nałożony nawet w kilku warstwach nie barwi ust, nadaje im tylko delikatny połysk.
W kwestii działania balsam jest rewelacyjny! Wystarczy cienka powłoczka, by poczuć jak świetnie dba i pielęgnuje delikatną skórę ust. Bardzo dobrze nawilża, odżywia i regeneruje usta, czyniąc je miękkimi i gładkimi na długi, długi czas. Stanowi też fajną bazę pod pomadki czy błyszczyki, które wymagają perfekcyjnie zadbanych warg.
Balsam dostępny jest jeszcze w kilku wersjach zapachowych: malina, czereśnia, makadamia, kokos, wanilia, karite, więc na pewno każda z Was znajdzie wśród nich swojego faworyta :) Kosztuje 8,90 zł, ale zauważyłam, że bardzo często jest w promocji za 7,90 zł, co jest niską ceną za tak wydajny i porządny w działaniu kosmetyk. 
Kiedyś obie z mamą używałyśmy głównie pomadek ochronnych Nivea, dziś mamy nowych ulubieńców w dziedzinie pielęgnacji ust, bo ona ze swojego balsamu z masłem karite jest tak samo zadowolona, jak ja ze swojego :)

07:12:00

Recenzja: Olejek do ciała ujędrniająco- wygładzający z olejem jojoba i marchwiowym, Zielone Laboratorium

Recenzja: Olejek do ciała ujędrniająco- wygładzający z olejem jojoba i marchwiowym, Zielone Laboratorium
Obietnice producenta:
Luksusowy olejek do ciała, na bazie oleju jojoba zapewnia skórze miękkość i wygładzenie. Zawarty w olejku olej ze słodkich i gorzkich pomarańczy pozostawia na skórze subtelny zapach. Olejek pomarańczowy jest znany ze swoich własności regenerujących i wygładzających. Olejek zawiera również olej marchwiowy dostarczający skórze dawkę beta-karotenu, który wpływa na utrzymanie zdrowego i promiennego kolorytu skóry.
Olejek to kosmetyk wielofunkcyjny - można go stosować na sucha i na wilgotna skórę, na ciało i do twarzy. Doskonale pielęgnuje włosy i skórę głowy. Świetnie sprawdzi się w przypadku skóry suchej i dojrzałej a także mieszanej i tłustej.

150 ml w sklepie internetowym Zielonego Laboratorium kosztuje 65,00 zł
Moim zdaniem:
Olejki do ciała, tuż za peelingami, są moimi ulubionymi kosmetykami pielęgnacyjnymi. Przetestowałam ich już całkiem sporo na swojej własnej skórze, w ostatnich tygodniach 'na tapecie' był olejek na bazie oleju jojoba i marchwiowego, który dobił już dna, więc najwyższa pora go zrecenzować ;) Czy olejek ten, przed producenta nazwany nawet luksusowym, dał radę podołać moim wymaganiom?
Olejek otrzymałam w takiej samej obłej buteleczce, co płyn micelarny z wodą miętową ( zainteresowanych jego recenzją odsyłam tutaj ), zamykanej na czarną nakrętkę z zatrzaskową klapką, pod którą jest niewielki otworek, przez który olejek bezproblemowo się przedostaje.
W olejku przebija marchewkowy zapach, ale jest to woń jakby lekko sfermentowanej marchewki. Nie jest to zbyt intensywny zapach, ale dość długo trzyma się skóry. Konsystencja nie jest tłustą mazią, oblepiającą skórę, ale delikatnym olejkiem, szybko wchłaniającym się- pokusiłabym się o napisanie, że jest to tzw. suchy olejek. Mimo pomarańczowego koloru nie barwi ubrań.
Większość stosowanych przeze mnie olejków traktuję bardzo uniwersalnie, dodając  do peelingów domowej roboty czy maseczek z glinek. Ten, reklamowany przez producenta jako wielofunkcyjny ( do ciała, twarzy i włosów, na sucho i mokro ), używałam tylko i wyłącznie w jego podstawowej formie, czyli jako 'balsam' do ciała. Tuż po nałożeniu skóra jest bardzo dobrze nawilżona, wygładzona i promienna, a jej koloryt jest poprawiony i wyrównany, co jest zasługą beta- karotenu występującego w olejku marchwiowym. Jednakże efekt nawilżonej, miękkiej skóry jest krótkotrwały, powiedziałabym, że dzienny. Następnego dnia, moja zwyczajowo niewymagająca specjalnej troski skóra, jest nie tylko bardziej sucha niż przed wsmarowaniem olejku, ale też swędzi mnie na całym ciele, czego nie doświadczyłam chyba po żadnym innym smarowidle do ciała.  Co do właściwości ujędrniających olejku, to po kilku tygodniach stosowania olejku ( bo okazał się bardzo wydajny ) zauważyłam delikatne napięcie skóry, co u mnie zawsze najbardziej widoczne jest na udach.
Jak możecie wywnioskować z tego, co już napisałam, olejek nie do końca sprostał moim oczekiwaniom, Dobrze nawilża, to fakt, ale nie podoba mi się, że następnego dnia moja skóra jest na nowo wysuszona i swędząca. Olejek, który kosztuje 65,00 zł nie powinien sprawiać takich niemiłych niespodzianek. 

18:40:00

Oczyszczający Tonik Antybakteryjny Young Care, Bandi

Oczyszczający Tonik Antybakteryjny Young Care, Bandi
Obietnice producenta:
Bezalkoholowy tonik głęboko oczyszczający i odświeżający skórę. Preparat zapobiega błyszczeniu się twarzy i powstawaniu nowych zaskórników. Sprawia, że cera na długo pozostaje doskonale oczyszczona, gładka i matowa.
  • przywraca skórze odpowiednie pH
  • reguluje wydzielanie sebum
  • przyspiesza gojenie się wykwitów trądzikowych
  • ogranicza powstawanie zaskórników


Składniki aktywne: babka lancetowata, d-pantenol, oczar wirginijski

200 ml kosztuje 29,00 zł w sklepie internetowym Bandi
Moim zdaniem:
W stosowaniu toników miałam kilkuletnią przerwę. Jeśli spytacie "dlaczego?", to odpowiem, że sama nie mam na to pytanie dobrej odpowiedzi. Chyba mojej cerze wystarczało przemycie od czasu do czasu płynem micelarnym. Co się więc stało, że wróciłam do toników? Nic wielkiego, po prostu jeden z nich przywiozłam ze spotkania blogerskiego w Krakowie i aby się nie zmarnował, to zaczęłam go używać :P Mowa o oczyszczającym toniku antybakteryjnym Bandi. 
Półprzezroczysta butelka o mlecznych ściankach kryje w sobie 200 ml bezbarwnego płynu. Zakończona jest najzwyklejszym, białym atomizerem, identycznym jak ten przy toniku zwężającym pory z serii Liście Manuka od Ziaji ( hop do recenzji ), który chroniony jest aż dwoma plastikowymi nakładkami! Szata graficzna wysokiego i długiego pojemnika jest minimalistyczna i uboga w informacje, które zostały dokładnie wypisane na kartoniku, w którym dostępny jest tonik. Kartonik jest jeszcze szczelnie owinięty folią, także tonik jest chroniony na wszystkie możliwe sposoby przed wścibskimi łapkami prawie tak samo, jak Królowa Angielska :P
Po naciśnięciu, atomizer rozpyla delikatną mgiełkę o eterycznym zapachu, która idealnie pokrywa całą twarz bezbarwną otoczką. Zauważyłam, że toniki w postaci mgiełek są dużo bardziej wydajniejsze, albowiem żadna kropelka nie jest wchłaniana przez waciki, tylko każda z nich znajduje się bezpośrednio na skórze- używam tego toniku ponad dwa miesiące, dzień w dzień, nawet kilkakrotnie, a w butelce nadal mam połowę płynu.
Jeśli chodzi o jego działanie, to uważam, jest to dobry tonik. Z racji braku alkoholu w składzie nie wysusza ani nie podrażnia skóry. Użyty rano lub w ciągu dnia przyjemnie odświeża i lekko pobudza skórę, zaś wieczorem przygotowuje na dalsze zabiegi pielęgnacyjne. Dzięki zawartości d-pantenolu łagodzi zaczerwienia, nawilża i zmiękcza skórę.  Babka lancetowata znana jest ze swych właściwości oczyszczających i wnioskuję, że to właśnie jej zasługą jest to, że zaskórniki są jakby jaśniejsze, a rozszerzone pory ściągnięte. Oczar wirginijski działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie, stąd też od dawna na mojej twarzy nie pojawił się żaden nieprzyjaciel.
Podsumowując, tonik wywiązuje się ze swojego zadania, a jego cena w stosunku to wydajności to pikuś :)

06:51:00

Recenzja: Balsam pielęgnacyjny do włosów z olejkiem z czarnej jagody, Just

Recenzja: Balsam pielęgnacyjny do włosów z olejkiem z czarnej jagody, Just
Obietnice producenta:
Regenerujący balsam zawierający wysokiej jakości olejek z czarnej jagody rekonstruuje i wzmacnia włókna włosów. Pielęgnuje i nawilża zniszczone, ciężko układające się włosy. Włosy są wyraźnie gładsze, bardziej lśniące i odporne na łamanie. Olejek z kopru włoskiego i wyciąg z kasztanowca regulują funkcje skóry głowy i pobudzają zdrowy wzrost włosów.

150 ml kosztuje 89,00 zł, a o tym, gdzie znajdziecie ten i inne kosmetyki Just przeczytacie tutaj
Moim zdaniem:
Jednym z moich ulubionych 'włosowych' rytuałów jest najzwyklejsze w świecie nakładanie maski :) A że lubię wypróbowywać nowości, to chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, abym miała dwa razy tą samą maskę. Ta, o której będzie dzisiejszy wpis, też jest moją 'nowalijką' kosmetyczną :)
Szata graficzna tubki z balsamem do włosów jest oszczędna i mało wyszukana. Brakuje mi na niej nalepki z choćby skrótowymi informacjami napisanymi po polsku na temat tego produktu. Co do ergonomiczności opakowania nie mam zarzutów: tubka nie wyślizguje się z dłoni, można ją stabilnie postawić na białej nakrętce, a plastyczne i miękkie tworzywo umożliwia wyciśnięcie zawartości do samego końca. 
Balsam ma postać bardzo gęstego kremu o leciutkim żółto- beżowym kolorze, który po nałożeniu nie spływa z włosów. Na początku naszej wspólnej przygody nie przypasował mi jego zapach, czego kompletnie dzisiaj nie rozumiem, bo teraz uważam, że pachnie po prostu kapitalnie! Kosmetyk pachnie świeżą, zieloną miętą z nutą orzeźwiającej cytryny i delikatną wonią czegoś ziołowego. Połączenie tych aromatów daje niesamowitą mieszankę, którą subtelnie czuć na włosach jeszcze przez jakiś czas po nałożeniu.
Kosmetyk można stosować na dwa sposoby: jako odżywkę lub maskę do włosów. Oczywiście przetestowałam obie metody, ale nie dopatrzyłam się różnic w oddziaływaniu tego balsamu używanego na dwie wspomniane wcześniej możliwości. Nie ważne czy danego dnia nałożyłam produkt jako maskę, którą zmyłam po 15 minutach czy też jako odżywkę bez spłukiwania, za każdym razem otrzymywałam satysfakcjonujące mnie rezultaty. Moim skromnym zdaniem balsam ma świetne właściwości pielęgnujące. Regeneruje i odżywia włosy, wygładzając ich strukturę, dzięki czemu nie elektryzują się ani nie puszą jak u barana po deszczu. Maska fajnie nawilża włosy, nie obciążając ich i pozostawiając je miłe, delikatne i sypkie w dotyku. Dzięki balsamowi włosy dają się łatwiej rozczesać i wymodelować, są też w dużo lepszej kondycji, to znaczy nie łamią się, zyskują ładny blask, wyglądają na zdrowsze, są wzmocnione, dzięki czemu mniej jest ich na szczotce po rozczesaniu. 
Jedynym zgrzytem na tle tej zacnej recenzji balsamu pielęgnacyjnego do włosów Just jest jego cena, sięgająca prawie stu złotych, dlatego z zakupem kolejnej tubki poczekam na jakąś przyjemną promocję ;)

07:06:00

Kwietniowy projekt denko

Kwietniowy projekt denko
1. Rewitalizująco- naprawcza maska do włosów Bellezza, Biokap- recenzja już niedługo 
2. Puder matujący z jojobą i minerałami Compact Powder, Pierre Rene- recenzja tutaj
3. Korektor do twarzy So perfect Stay, Miss Sporty- dobrze się rozprowadza po skórze, mniejsze blizny pokrywa bez najmniejszego problemu, większe trochę gorzej, ale tragedii też nie ma. 
4. Matująco- wygładzająca baza pod makijaż Perfect Skin, Bell- recenzja tutaj
5. Balsam pielęgnacyjny do włosów z olejkiem z czarnej jagody, Just- recenzja jeszcze w maju  
6. Ujędrniająco- wygładzający olejek do ciała z olejem jojoba i marchwiowym, Zielone Laboratorium-  recenzja na dniach
7. Żel pod prysznic Pomarańcza z Florydy Jardins Du Monde, Yves Rocher- chyba w końcu napiszę recenzję tych żeli, by przy każdym denku nie musieć się powtarzać, że są to mało wydajne, ale poza tym bardzo dobre żele pod prysznic o świetnych zapachach :P
8. Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom Liście Manuka, Ziaja- recenzja tutaj
9. Czekoladowy żel do mycia ciała Sweet Secret, Farmona- żel ma tak przesłodzony zapach, że jest aż mdły i przyprawia o zawroty głowy. Chyba po raz pierwszy miałam ochotę wyrzucić żel pod prysznic do kosza zaledwie po kilku użyciach. 
10. Antycellulitowe masło do ciała Pomarańcza i Wanilia, Perfecta Spa- recenzja tutaj
11. Podkład matujący Stay Matte, Rimmel- recenzja tutaj
12. Odżywczo- ochronny krem do rąk Niewidzialne Rękawiczki, Eveline- wykopany z samego dna zapasów okazał się lepszym balsamem łagodzącym po depilacji niż kremem do rąk. 
13. Restrukturyzujący szampon do włosów, Equilibra- recenzja tutaj
14. Suchy szampon do włosów Original, Batiste- jak większość z Was zapałałam miłością wielką do suchych szamponów Batiste :) Mam cztery wersje i wszystkie się bardzo dobrze spisują lekko unosząc włosy od nasady i pochłaniając z nich sebum, dzięki czemu na nowo odzyskują świeżość. 
15. Antyperspirant Protection Skin&Clothes, Garnier Mineral- każda wersja antyperspirantu Garnier jest po prostu świetna! 

06:45:00

Kwiecień na zdjęciach

Kwiecień na zdjęciach
 zapas odpowiednich trunków (nie)alkoholowych czeka na przyjście gości :D | sezon rowerowy uważam za oficjalnie rozpoczęty! | taka ładna liczba :) | nowość z Ikei, pięknie pachnie
 przygotowywanie dekoracji na wielkanocne spotkanie w pracy | chyba znów muszę zrobić porządki :( | nie wiem dlaczego kiedyś tak nie znosiłam bluz | prawie 8 kilowy tort zmajstrowałam przed wizytą Teściowej :D
 nowości w biblioteczce | toż Ci dopiero promocja, nic tylko brać garściami :P | tyyyle cudności kryje się w tych torebkach :D | postarałam się przed przyjściem Teściowej, co :D?
 nie poznaję swojej okolicy, kiedyś same pola, dziś taka oto ekspresówka | nareszcie mam porządną suszarkę, której i używam sporadycznie | kolejny przepiśnik do kolekcji, drugi albo i nawet trzeci | przyszła wiosna i nareszcie mogę cała ubrać się w jaśniutkie ciuszki
 stylówka jest, można jechać na zakupy :D | Port Łódź i cała niedziela z głowy :P | po kilkugodzinnym buszowaniu po sklepach trzeba zregenerować siły przy pysznej mrożonej latte | taką półkę-auto na buty mogłabym sama mieć :P
 strasznie długo naszukałam się kokosowej czekolady, ale warto było, bo jest przepyszna | kusiły, oj kusiły, ale nie dałam się im :P | taka piękna, ale w domu mi zapowiedzieli, że jak wrócę z kolejną torebką to w końcu naprawdę wyślą mnie na leczenie :P | idziemy na zakupy
 mam słabość do urokliwych opakowań chusteczek higienicznych | nowości lakierowe | mała rzecz, a cieszy :) | cudeńka, dla których straciłam głowę! ale jak zwykle nie było mojego rozmiaru :(
 nigdy nie wychodzę z Ikei z pustymi rękami | kubków Ci u mnie pod dostatkiem, ale to nie powstrzymało mnie przed kupnem kolejnego | kulturalnie, czyli wystawa poświęcona życiu i twórczości Leonarda da Vinci | przeczytane w kwietniu
fantastyczny film, obejrzyjcie koniecznie! | po burzy zawsze wychodzi tęcza :) | zostałam okularnicą | coś dla zdrowia i urody, najlepszy jest jednak z maliną
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger