06:06:00

Recenzja: Matowe i cienkie kredki do ust, Mexmo

Recenzja: Matowe i cienkie kredki do ust, Mexmo
Kredki do ust lubię tak samo jak kolorowe pomadki. Tych drugich mam więcej, ale na zakupach coraz częściej rozglądam się właśnie za kredkami. Są one przeważnie tak samo dobre i trwałe jak pomadki, a jednak sporo tańsze. I jeszcze szybciej się zużywają, więc częściej mogę chodzić na zakupy i kupować coraz to inne- no same plusy mają :D
Jest już coraz chłodniej, czuć jesienią w powietrzu, więc powoli odstawiam błyszczyki, a na nowo sięgam po pomadki i kredki. Od kilku tygodni do makijażu używam matowych kredek do ust Mexmo, o których producent pisze bardzo krótko i węzłowato: że dostępne są w czterech odcieniach, że służą zarówno do obrysowania konturu ust, jak i do wypełnienia koloru w środku ust, że w ich składzie znajdziemy olej rycynowy i roślinny, a także masło shea i że ich cena to 18,00 zł za sztukę. 
Ze wspomnianej, dość skromnej, palety kolorystycznej posiadam dwa odcienie: nr 10 ( cielisty ) oraz nr 13 ( fuksja mocniej wpadająca w fiolet ). Obie kredki są dobrze napigmentowane. Jasnej kredki używam do obrysowania konturu ust, po czym środek wypełniam pomadką lub błyszczykiem, a fuksją maluję całe usta. Kredka w kolorze nr 10 jest uniwersalna i częściej używam jej w swoim makijażu. Odcień nr 13 jest specyficzny, trudny, ale ma w sobie to coś, zwraca na siebie uwagę. To, że kredki nie są zbyt grube pozwala na precyzyjne pomalowanie warg. Mimo iż z założenia są to kredki matowe, to dzięki zawartości olejków i masła shea nie wysuszają ust, wręcz przeciwnie: delikatnie nawilżają i zmiękczają wargi. 
Podsumowując, tak samo krótko, jak producent, matowe kredki do ust Mexmo okazały się być fajnymi kolorowymi kosmetykami. Są trwałe, łatwe w użyciu i ładnie prezentują się na ustach, a jedyne czego im brak to szerszej gamy kolorystycznej.
PS. To mój ostatni "panieński" post, następny napiszę do Was już jako mężatka :D

00:01:00

7 kosmetyków do makijażu wartych polecenia za mniej więcej 10 zł

7 kosmetyków do makijażu wartych polecenia za mniej więcej 10 zł
O większości kosmetyków, które zobaczycie dziś w poście, napisałam już wcześniej pojedyncze recenzje. Spodobała mi się jednak seria zbiorczych wpisów o produktach, które nie są drogie, ale bardzo dobre i które sobie zachwalacie. Pomyślałam, że sama też stworzę jeden lub dwa podobne posty i tak oto dziś zapraszam Was na wpis o siedmiu wspaniałych, czyli o kosmetykach do makijażu, których cena często nie przekracza 10,00 zł, a które bardzo lubię i uważam, że każda z nas powinna je mieć chociaż raz w swojej kosmetyczce :)
Zaczniemy od makijażu ust i królującej w moich zbiorach marce Golden Rose. Pierwszym z produktów jest Matte Lipstick Crayon, czyli matowa kredka, którą posiadam w dwóch odcieniach: nr 13 i nr 18. Kredkę polubiłam za aksamitno- kremową konsystencję, łatwy sposób aplikacji, matowo- satynowe wykończenie, a także świetną trwałość. Drugim produktem jest konturówka Dream Lips Lipliner w cielistym kolorze, która służy mi głównie do zaakcentowania górnej wargi i delikatnego rozświetlenia makijażu ust. Używam jej także do obrysowania konturu ust przed nałożeniem matowej pomadki, swoją drogą też z Golden Rose :P Kredka ma przyjemną konsystencję, jest miękka, gładko sunie po ustach i nie rozmazuje się. 
W tuszowaniu niedoskonałości niezastąpionym i niedrogim kosmetykiem jest Camouflage Catrice. Występuje w dwóch wersjach, płynnej i widocznej na zdjęciu, kremowej. Posiadam obie i obie uważam, że bardzo dobre. Kamuflaż świetnie zakrywa wszelkie wypryski i przebarwienia. Ładnie stapia się ze skórą, a utrwalony i przypudrowany, zostaje na swoim miejscu, skrzętnie ukrywając to i owo. Fajnie współpracuje z innymi kosmetykami, w tym z rozświetlaczem Gold Highlighter Lovely, który w ostatnim czasie aplikuję częściej pod łuk brwiowy niż na kości policzkowe ;) Rozświetlacz jest dobrze napigmentowany, już jedna jego warstwa tworzy ładną poświatę, dzięki czemu skóra nabiera świeższego, zdrowszego wyglądu. 
Na koniec zostawiłam kosmetyki do makijażu oczu i jeszcze jeden do ust :P Zacznijmy od niego, czyli od błyszczyka Glam Wear Nude Bell. Błyszczyk ma bardzo gęstą, kremową i lepką konsystencję. Owa lepkość znika po nałożeniu na usta. Błyszczyk pokrywa usta subtelnym kolorem, który pięknie odbija światło i podkreśla wargi. Dodatkowo przyjemnie nawilża i odżywia usta, dzięki czemu są gładkie i miękkie. Wiecie już dlaczego wart jest polecenia, pora więc zareklamować ostatnie dwa produktu. Pierwszym z nich jest mój ulubiony tusz do rzęs, który nawet bez promocji kosztuje mniej niż 10,00 zł, czyli Curling Pump Up Lovely, który, jak wynika z moich obserwacji, w blogosferze zdobył już miano kultowego. Pięknie rozczesuje rzęsy, podkręca, wydłuża i sprawia, że spojrzenie spod takiej firanki rzęs jest bardziej zalotne ;) Ostatnim produktem w dzisiejszym zestawieniu jest, niedawno przeze mnie odkryty, brązowy żel stylizujący do brwi Eyebrow Stylist Wibo. Żel ten pomaga mi utrzymać moje niesforne brwi w ryzach, ładnie je rozczesując, nadając im odpowiedni kształt i podbijając ich naturalny kolor. 
Nawet nie pytam czy znacie te kosmetyki, bo domyślam się, że tak :) 
Zapytam Was za to czy dodałybyście do nich jeszcze jakiś :)?

06:18:00

Recenzja: Pasta wybielająca zęby Biel i Ochrona, Biała Perła

Recenzja: Pasta wybielająca zęby Biel i Ochrona, Biała Perła
Recenzja pasty do zębów zamiast np. kolejnego kremu do rąk lub kolorowej szminki? Czegoś takiej nie spodziewałyście się ani Wy, ani ja :P  I gdyby nie nadchodzący wielkimi krokami ślub, to chyba nie podjęłabym się testowania wybielającej pasty do zębów Biała Perła. Ale chcąc olśnić gości swoją osobą, w tym śnieżnobiałym uśmiechem, trzeba uczynić wyjątek od reguły :D
O swojej paście producent pisze między innymi tak: Biała Perła® BIEL I OCHRONA to wybielająca pasta do zębów do codziennego stosowania, która wybiela zęby poprzez specjalnie opracowany skład zawierający enzym. Dzięki temu łagodnie usuwa przebarwienia na zębach i w szkliwie powstałe od kawy, herbaty, dymu papierosowego i innych produktów. Pasta pozwala na przywrócenie i zachowanie naturalnej bieli zębów oraz wspomaga remineralizację szkliwa. Działa bakteriostatycznie i ogranicza nadwrażliwość zębów i dziąseł. 
Pasta wybielająca zęby Biała Perła ma dużo plusów. Pierwszym z nich jest to, że mocno się pieni- lubię to! Drugim jest przyjemnie miętowy smak, zapewniający długotrwale świeży oddech. Trzecim, najważniejszym, jest to, że naprawdę działa. Trąba jestem i w amoku przygotowań ślubnych zapomniałam zrobić zdjęcia przed pierwszymi testami pasty, ale możecie mi uwierzyć na słowo, że widać różnicę. Nie palę papierosów, ale piję dużo kawy i herbaty, więc lekko żółtawy odcień, na jednych zębach mocniejszy, na drugich mniej rzucający się w oczy, zawdzięczam właśnie tym napojom. Pasta Biała Perła pomogła mi pozbyć się przebarwień oraz wybielić zęby tak, że teraz wszystkie mają ładny, równomierny, bielszy odcień :)
Dla zainteresowanych dokładny skład. Pasta Biała Perła do kupienia jest chyba wszędzie, nieraz rzuciła mi się w oczy. Ma pojemność 75 ml i średnio kosztuje około 15,00 zł. O tubce nie będę się rozpisywać, bo jest standardowa dla past do zębów. Jedyne co mi trochę przeszkadza to to, że posiada nakrętkę zamiast zatrzaskowego wieczka. Sama pasta ma błękitny kolor, żelową konsystencję i fajny, odpowiednio mocny oraz orzeźwiający miętowy zapach. 
Pasty wybielającej Biała Perła używam od miesiąca, przeważnie dwa razy dziennie. Powoli się kończy, ale myślę, że wystarczy mi jeszcze na kilkanaście- kilkadziesiąt dni. Później będę używać drugiej tubki, którą mam już w zapasie ;)

07:00:00

Korektor- kamuflaż w płynie, Catrice, Liquid Camouflage

Korektor- kamuflaż w płynie, Catrice, Liquid Camouflage
Obietnice producenta:
Cienie pod oczami, niedoskonałości i zaczerwienienia to pieśń przeszłości- nowy korektor w płynie oferuje optymalne krycie i pielęgnację. Płynny korektor jest mocno napigmentowany, wodoodporny i trwały. Zaopatrzony w praktyczny aplikator jest łatwy w użyciu.

5 ml kosztuje około 14,00 zł w Hebe, Naturze i Rossmannie, jeśli jest dostępna szafa Catrice
Moim zdaniem:
Jednym z kultowych kosmetyków Catrice jest kremowy kamuflaż w niewielkim, czarnym słoiczku ( klik ), którego zdobycie graniczyło z cudem i który opisała chyba każda blogerka. W tym oczywiście ja ;) Po sukcesie korektora, marka poszła o krok dalej i wypuściła na rynek jego odpowiednik w płynie. Czy i on zasługuje na miano kultowego?
Płynny kamuflaż dostępny jest jedynie w dwóch odcieniach: 010 Porcelain i 020 Light Beige. Trochę mało. Z tego co pamiętam, bo dawno to było, swój egzemplarz nabyłam drogą internetową i jak zwykle odcień wybierałam w ciemno. Przy takich zakupach nie zawsze mój wybór okazuje się słuszny, ale tym razem było inaczej i odcień 020 jest dla mnie w sam raz. Light Beige jest ładnym, ciepłym beżem, który fajnie skomponował się z kolorytem mojej twarzy. 
Liquid Camouflage Catrice ma postać smukłej, przezroczystej buteleczki, zakończonej nakrętką z aplikatorem w postaci mięciutkiej gąbeczki, charakterystycznej dla błyszczyków. Taka forma korektora jest dużo wygodniejsza i bardziej higieniczna od wersji kremowej, chyba że ma się do niej oddzielny pędzelek. 
Korektor w płynie jest lżejszy od tego w kremie, ale nadal dość ciężkawy, dlatego nie używam go pod oczy. Służy mi wyłącznie do tuszowania przebarwień i wyprysków. Nowsza wersja kamuflażu Catrice ładnie stapia się ze skórą, nie wchodzi w załamania, nie podkreśla suchych skórek, nie ściera się, ale świetnie kryje i maskuje niedoskonałości. Płynna wersja jest tak samo trwała jak kremowa, po przypudrowaniu 'siedzi" na swoim miejscu ukrywając skrzętnie to, czego nie chcemy by inni widzieli. Korektor nie waży się, nie powoduje wysypu niedoskonałości i dobrze współpracuje z używanymi przeze mnie podkładami i kremami BB. 
Podsumowując, płynna wersja kamuflażu Catrice jest tak samo dobra jak kremowa. Obecnie mam je obie i używam ich na zmianę. A odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu. to tak. Moim zdaniem ten kosmetyk jest kultowy. Przynajmniej dla mnie.

05:31:00

Recenzja: Peeling do skórek Cuticle Peeling Gel, Herome

Recenzja: Peeling do skórek Cuticle Peeling Gel, Herome
Obietnice producenta:
Bogaty w olejek migdałowy oraz alantoinę Cuticle Peeling Gel odżywia, zmiękcza oraz przywraca piękny i zdrowy wygląd skórkom paznokcia. Skórki są nawilżone, nie zakłócają właściwego wzrostu paznokcia.

10 ml w regularnej cenie kosztuje 52,10zł, ale obecnie jest w promocji za 38,99zł w sklepie internetowym BodyLand
Moim zdaniem:
Po odżywczym kremie na zniszczone skórki ( klik ) oraz odżywce- utwardzaczu do paznokci ( klik ) przyszła pora na recenzję ostatniego już produktu Herome, mianowicie peelingu do skórek Cuticle Peeling Gel. 
Jak widzicie na zdjęciu poniżej, peeling jest bezbarwny. Podczas aplikacji jest bezzapachowy, dopiero po przybliżeniu do nosa czuć ostrzejszą woń, która od razu skojarzyła mi się ze szpitalem... Ma trochę żelową konsystencję i jest to produkt, który bezproblemowo rozprowadza się dołączonym pędzelkiem. Zanurzone są w nim dwa rodzaje drobinek: widoczne na zdjęciu, po bliższym przyjrzeniu się, niebieskie oraz bezbarwne, jakby malutkie kryształki cukru. 
Z informacji na ulotce wynika, że peeling należy nałożyć na skórki, poczekać aż się wchłonie, a następnie pomasować skórki i opłukać wodą. Ja używam go troszkę inaczej, bo zaraz po nałożeniu wsmarowuje produkt w skórki i dopiero daję mu czas, aby się wchłonął. Cały zabieg zajmuje kilkanaście sekund, ale efekty są widoczne gołym okiem przez wiele godzin. Jakie są to efekty? Przede wszystkim dobre nawilżenie skórek, ich zmiękczenie, wygładzenie i lekkie odżywienie. Ponadto skórki nie zadzierają się i tak jak obiecuje producent, wyglądają ładnie i zdrowo. 
Jest to mój pierwszy peeling przeznaczony tylko i wyłącznie do skórek. Uważam, że zamysł stworzenia takiego produktu jest pomysłem trafionym, czego dowodem jest właśnie Cuticle Peeling Gel, który serdecznie Wam polecam.

05:51:00

Jesienna wishlista

Jesienna wishlista
1. Książka "Spójrz na mnie"- uwielbiam powieści Nicholasa Sparksa, więc jego najnowszej książki nie mogło zabraknąć na mojej wishliście. Jest to na pewno, ale to na pewno, idealna pozycja na jesienne wieczory. 
2. Rozkoszny case na telefon- niedawno wymieniłam mojego grata na nowy, porządny telefon. Kosztował mnie niemało, ma starczyć na przynajmniej dwa-trzy lata ( nie lubię zmieniać telefonów ), a że jest to Samsung A5, który z obu stron jest szklany, obudowa jest mi niezbędna. Tym bardziej przy mojej (nie)zręczności. Jeden case kupiłam tego samego dnia, co telefon ( złoty :D ), ale kusi mnie jeszcze taki mega infantylny, jak widoczny na zdjęciu króliczek :P 
3. Deska do prasowania- widzicie bardzo dobrze. Pomiędzy testowaniem tuszu do rzęs dodającego spektakularnej objętości a najnowszej generacji kremem zwalczającym cellulit, zajmuje się też przyziemnymi sprawami, takimi jak chociażby prasowanie :P Porządna deska do prasowania to właściwie mój priorytetowy zakup. Jak już mam prasować mężowi koszule, to nie zamierzam tego robić na byle czym :P 
4. Zmysłowe olejki do ciała Bielenda- o tych olejkach czytam na Waszych blogach same pozytywne recenzje. Bardzo je zachwalacie, a że sama też bardzo lubię wszelkie olejki do pielęgnacji, nie dziwota, że nowość Bielendy znalazła się na mojej wishliście. Ponadto, na wishliście urodowej blogerki musiał pojawić się jakiś kosmetyk :P
5. Szary płaszcz- ostatnie dwa sezony jesienno- zimowe przechodziłam w puchatych kurtkach, teraz mam ochotę na nowo wskoczyć w płaszcz. Tylko najpierw trzeba takowy kupić, a to już nie jest prosta sprawa- stałam się bardzo wymagająca ;) Chciałabym płaszcz o klasycznym kroju, w ładnym odcieniu szarości i dobry jakościowo, coby starczył mi na kilka lat.  Może doradzicie mi jakiś sklep, w którym mogłabym nabyć taki płaszcz?

06:19:00

Recenzja: Emulsja do opalania SPF 30, Bioamare

Recenzja: Emulsja do opalania SPF 30, Bioamare
W tym roku nie miałam ani czasu ani okazji do opalania się na słońcu. Jeśli jednak śledzicie mojego Instagrama to wiecie, że na kilka tygodni przed ślubem zdecydowałam się na kilka wizyt w solarium. Przed pierwszym seansem otrzymałam przesyłkę wypełnioną kosmetykami Bioamare, wśród których znalazłam emulsję do opalania spf 30, którą postanowiłam przetestować w połączeniu z solarium.
W prostej, białej tubce kryje się 150 ml bardzo gęstej konsystencji, o zwyczajnym kremowym zapachu. Emulsja jest tępa w rozprowadzaniu, lubi pozostawiać białe smugi, czyli należy ją bardzo dobrze wsmarować w skórę. 
Jak już wspomniałam, balsam stosuję każdorazowo przed, a także po solarium. Po wyjściu skóra nie piecze, nie jest zaczerwieniona ani podrażniona. Jest to na tyle fajny i uniwersalny kosmetyk, że z powodzeniem może być stosowany dla swoich właściwości nawilżających, które są zasługą olejów: arganowego, avocado, kokosowego i ze słodkich migdałów. Ich obecność przyczynia się także do tego, że skóra jest odżywiona, gładka i miękka. W składzie emulsji znajdziemy też naturalne filtry, tlenek tytanu i tlenek cynku, chroniące skórę przed szkodliwym działaniem promieni UVA i UVB, ale pozwalające na utrzymanie ładnej opalenizny. Według mnie, ochrona na poziomie spf 30 jest optymalna. Kiedyś, gdy lubiłam namiętnie opalać się na słońcu, używałam produktów o niższej ochronie, jednak z wiekiem świadomość o szkodliwości opalania rośnie, a wraz z nią wysokość ochrony ;) 
Bioamare to marka, która oferuje kosmetyki w 100% naturalne, bez sztucznych dodatków oraz uczulających lub niebezpiecznych dla skóry substancji. Ich produkty są odpowiednie dla alergików, nie są testowane na zwierzętach. A co najlepsze, dostępne są w Tesco w niewygórowanych cenach ;) Bohaterka dzisiejszego posta kosztuje około 17,00 zł za 150 ml.

08:14:00

Oczyszczający peeling do twarzy, Sylveco

Oczyszczający peeling do twarzy, Sylveco
Obietnice producenta:
Hypoalergiczny, kremowy peeling z korundem przeznaczony do oczyszczania skóry ze skłonnością do przetłuszczania, z rozszerzonymi porami. Drobinki ścierające są mocne i doskonale złuszczają martwy naskórek. Peeling zawiera ekstrakt ze skrzypu polnego o działaniu normalizującym pracę gruczołów łojowych, łagodzącym podrażnienia i przyspieszającym regenerację. Stosowany systematycznie dotlenia skórę, poprawia jej ogólny stan, zmniejsza pory i reguluje wydzielanie sebum.

75 ml kosztuje około 21,00 zł w Internecie lub sklepach zielarskich
Skład: Woda,  Korund,  Olej sojowy,  Masło karite (Shea),  Gliceryna,  Triglicerydy kwasu kaprylowego i kaprynowego,  Stearynian glicerolu,  Sorbitan Stearate & Sucrose Cocoate,  Olej z pestek winogron,  Ekstrakt ze skrzypu polnego,  Wosk pszczeli, Alkohol cetylowy,  Alkohol benzylowy,  Guma ksantanowa,  Kwas dehydrooctowy, Olejek z drzewa herbacianego 
Moim zdaniem:
Jestem pewna, że większość z Was, czytających ten post, doskonale zna dzisiejszego bohatera, może nawet go lubi, a już na pewno o nim słyszała. Bo mowa dziś będzie o hypoalergicznym, oczyszczającym peelingu do twarzy Sylveco. 
Opakowania marki charakteryzują się prostotą, przejrzystością i wyłuszczeniem najważniejszych, naturalnych składników danego kosmetyku, dzięki czemu wiemy, co jest w środku. W przypadku tego peelingu mamy do czynienia z korundem, który jest jednym z najmocniejszych materiałów ściernych; ze skrzypem polnym, który dostarcza skórze wielu cennych składników odżywczych, uelastycznia ją i normalizuje' a także z drzewem herbacianym o właściwościach bakteriobójczych, grzybobójczych i wirusobójczych. 
W niedużym, plastikowym słoiczku z metalową nakrętką znajduje się 75 ml gęstej, kremowej i jedwabistej konsystencji, przypominającej troszkę masło, o ziołowym zapachu wymieszanym z nutą drzewa herbacianego. Na pierwszy rzut oka, produkt nie wygląda jak peeling. Dopiero po nałożeniu na  skórę czuć, że ma on w sobie ogrom maciupeńkich, ale dość ostrych drobinek korundu, odpowiedzialnych za usuwanie martwego naskórka.
Z moich obserwacji wynika, że im więcej nałożę peelingu na skórę, tym jakby jego działanie słabło. Nie umiem tego logicznie wytłumaczyć, ale najlepsze efekty jego oddziaływania na skórę widzę wtedy, gdy użyję go naprawdę niewiele. Bo tak naprawdę, na dokładny masaż skóry twarzy, nie jest go potrzeba nie wiadomo w jak dużej ilości. 
Po peeling sięgam raz-dwa razy w tygodniu, podczas wieczornej pielęgnacji. Zgodnie z zaleceniem producenta, nakładam go na zwilżoną wcześniej skórę twarzy, masuję przez minutę lub dwie, a następnie zmywam, aplikuję maseczkę, a na sam koniec krem lub olejek. Twarz po użyciu oczyszczającego peelingu Sylveco jest bardzo dobrze oczyszczona i przygotowana na dalszą pielęgnację. Poza tym jest również świetnie wygładzona i miękka w dotyku. Dzięki zawartości oleju sojowego oraz masła shea, peeling także delikatnie nawilża oraz odżywia skórę. Ponadto, przy regularnym stosowaniu, pory są mniej widoczne, skóra jest jędrniejsza, a jej koloryt bardziej wyrównany i zdrowszy. 
Jest to mój któryś z kolei kosmetyk Sylveco, który mnie nie zawiódł. Jest to średnio ostry peeling, który fajnie oczyszcza, złuszcza martwy naskórek i pozostawia gładką oraz miękką skórę. W planach mam przetestowanie jego kuzyna, czyli peelingu wygładzającego. Wiem, że marka ma w swej ofercie jeszcze peeling enzymatyczny, ale on już mnie tak nie kusi. Tak się składa, że od enzymatycznych wolę mechaniczne peelingi ;) 

00:06:00

Recenzja: Top, baza i tape bond, a także lakiery hybrydowe Victoria Vynn

Recenzja: Top, baza i tape bond, a także lakiery hybrydowe Victoria Vynn

Moja przygoda z hybrydowym manicurem trwa niezmiennie od ponad roku. Przez cały ten czas używałam mega popularnego Semilaca. Jednak coraz częściej zaczęłam spotykać się z opiniami, że uczula, a ja bardzo chciałabym  tego uniknąć. Dlatego postanowiłam poznać inne lakiery hybrydowe i tak od kilku tygodni na moich paznokciach gości amerykańska marka topowych produktów dedykowanych stylizacji paznokci, jaką jest Victoria Vynn. 
Z całej gamy produktów do paznokci Victoria Vynn wybrałam pięć: dwa lakiery kolorowe, bazę, top oraz tape bond, czyli bezkwasowy podkład, którego głównym zadaniem jest zwiększenie przyczepności nakładanych produktów. Tape bond to produkt, który łączy płytkę paznokcia z bazą, matuje, a także odtłuszcza. Warto wspomnieć, że jest to produkt bezpieczny dla naszych paznokci, ponieważ nie zawiera polimerów. Ma cieniutki pędzelek i bardzo wodnistą konsystencję, a podczas malowania nim paznokci wcale go nie widać. Jest tak niewidoczny i tak szybko wysycha, tworząc niedostrzegalną praktycznie warstewkę na płytce, że zawsze, gdy go używam zastanawiam się czy na pewno pomalowałam nim paznokcie :P Jak już wspomniałam, można, ale nie trzeba, nałożyć go przed bazą. Jest to produkt, którego nie utwardzamy w lampie, tylko zostawiamy do wyschnięcia przez około 30 sekund. Następnie, standardowo, należy nałożyć bazę, kolor i top, a każdą warstwę utwardzić w lampie. 
Spośród szerokiej gamy kolorystycznej ( ponad 100 kolorów!, więc wybór nie był łatwy ), zdecydowałam się na dwa z serii Gel Polish Color, mianowicie 048 ( który pokażę w swoim czasie, cierpliwości ;) oraz 052, widoczny na zdjęciu poniżej. Jest to kolor stonowany, już bardziej jesienny, wpadający w bordo z nutą ciemnego fioletu, przypominający czerwone wino ;) Lakier ten ma nieco rzadszą konsystencję niż Semilac i trochę mniejsze krycie. Mimo iż jest to kolor z gamy tych ciemniejszych, do pełnego pokrycia, bez najmniejszych prześwitów, potrzebne są trzy cienkie warstwy. Odcień 052 pięknie się błyszczy, a kolor nie traci na swej intensywności. Lakier posiada wygodny, płaski i prosty pędzelek, którym fajnie maluje mi się paznokcie. Jak na hybrydy przystało, Victoria Vynn może pochwalić się minimum dwutygodniową trwałością manicure. Później pojawia się u mnie już zbyt duży odrost i lakier muszę ściągnąć... A skoro o tym już mowa, to usuwanie lakierów Victoria Vynn jest bezproblemowe i nie ważne czy użyjemy do tego klipsów czy nie. Hybrydy szybko rozpuszczają się pod wacikiem nasączonym acetonem, odchodzą większymi płatami, a ich resztki łatwo da się usunąć przy pomocy drewnianego patyczka. 
Baza i top są przezroczyste i mają odpowiednio gęstą konsystencję. Tutaj nie będę się rozpisywać, bo bardzo dobrze wiecie po, co te dwa produkty są. Zarówno baza, jak i top spełniają swoje zadania, czyli: baza stanowi podkład pod kolor, nie pozwala na przebarwienie płytki i sprawia, że lakier długo utrzymuje się na paznokciach, a top nadaje połysk i utrwala lakier. Po utwardzeniu w lampie, należy przemyć go cleanerem, aby usunąć warstwę dyspersyjną. 
Dodatkowo, z czego bardzo się cieszę, otrzymałam jeszcze klipsy do ściągania hybryd, w ilości sztuk 10. Jestem z nich bardzo zadowolona i jeśli jeszcze takowych nie macie, to kupujcie czym prędzej, bo znacznie ułatwiają pozbywanie się lakieru z paznokci. Są wykonane z mocnego plastiku, wszystkie są takiej samej wielkości, a stopień ich zacisku na palcu można regulować. Używam ich w połączeniu z wacikiem i/lub folią aluminiową, dzięki czemu teraz ściąganie hybryd jest dla mnie samą przyjemnością. I znacznie mniej czasochłonną. 
Produkty Victoria Vynn do wykonania hybrydowego manicure zamknięte są w kwadratowych, czarnych buteleczkach o pojemności 8 ml. Dostępne są głównie drogą internetową: pod tym linkiem znajdziecie listę drogerii, w których możecie je nabyć. Ich ceny wahają się w okolicach 30,00 zł, czyli kosztują jak większość lakierów hybrydowych. Cena 10 klipsów to koszt 20,00 zł, przy czym jest to inwestycja na lata ;)

00:01:00

Sierpniowy projekt denko

Sierpniowy projekt denko
1. Żel pod prysznic o kokosowym zapachu, Original Source- ta wersja zapachowa mi się nie spodobała, chociaż wiecie, że kokos jest jednym z moich ulubionych zapachów. Pachnie jakoś tak staro, jak zjełczałe jajko. Nie polecam. I cieszę się, że tata pomógł mi go szybko zużyć. 
2. Żel po prysznic o zapachu marakui i frezji, Balea- w porównaniu z żelem z punktu wyżej, ten pachnie obłędnie. Nie za słodko, egzotycznie i wakacyjnie. Ma fajną konsystencję, dobrze się pieni, a poza tym robi to, co każdy przyzwoity żel pod prysznic powinien robić, czyli dobrze myje i oczyszcza, nie wysuszając skóry. 
3. Regenerujący olejek do ciała z serii Repair, Saisona- olejek spełnia wszystkie obietnice producenta. Świetnie nawilża, zmiękcza i regeneruje. Więcej przeczytanie o nim w recenzji
4. Ujędrniający cukrowy peeling do ciała, Creme Brulee, Perfecta- na sucho jest genialnym zdzierakiem! Tak mocnym, że skóra jest aż czerwona. Na mokro też się fajnie sprawdza, również złuszcza martwy naskórek i wygładza, ale delikatniej. 
5. Płyn micelarny 3w1, Garnier- tego pana nie muszę nikomu przedstawiać. Jest znany w blogosferze wzdłuż i wszerz ;) Jest ze mną niezmiennie od dwóch lat, a więcej poczytacie o nim w tej recenzji
6. Spirulina, Zrób Sobie Krem- perełka pielęgnacyjna o okropnym zapachu pokarmu dla rybek :P Dla problematycznej cery jak znalazł. Więcej informacji znajdziecie w recenzji, a ja lecę zamówić kolejny słoiczek ;) 
7. Dwufazowy płyn do demakijażu oczu, Lirene- w użyciu mam już drugą buteleczkę :) O tym, jak jest to fajny produkt do demakijażu przeczytacie w recenzji, która pojawiła się na blogu na początku miesiąca ;) 
8. Błyszczyk do ust, Paese- bardzo przyjemny błyszczyk, który pozostawia na ustach ładny połysk, podbijając ich naturalne piękno. Nie klei się, fajnie natłuszcza, zmiękcza i wygładza. I przepięknie pachnie. 
9. Mascara Volume Million Lashes Feline, L'oreal- początkowo używałam jej ja, jednak z czasem weszła w posiadanie mojej mamy, która tusze L'Oreal bardzo sobie chwali. Pełna recenzja pod tym linkiem
10. Liposomowe serum do twarzy na bazie stabilnej witaminy C, C Intense, Cosmabell- moje pierwsze serum z witaminą C, ale myślę, że nie ostatnie. Regularnie stosowane poprawia jędrność skóry, pomaga walczyć z przebarwieniami skóry, wyrównuje koloryt. O innych jego zaletach dowiecie się z recenzji
11. Szampon odbudowujący z olejkiem z awokado i masłem karite, Ultra Doux Garnier- zachwycona odżywką, skusiłam się na szampon. Niestety, zakup okazał się chybiony, bo szampon szybko przetłuszcza włosy, które już po kilku godzinach wyglądają jakby były umyte z trzy dni temu. Szampon jest u mnie skreślony, ale odżywkę nadal wielbię ;)
12. Bursztynowo- arganowa maska do włosów, Gold Oil Essence, Montibello- skończyła się :(, a była taka fajna! Dyscyplinowała moje nieposłuszne kosmyki, wygładza, zmiękczała i dodawała im blasku oraz ładnego zapachu. O tym, co jeszcze dobrego z nimi robiła, przeczytacie w recenzji
13. Przeciwłupiezowy szampon leczniczy, Zoxin med- do tej pory używałam Nizoralu, ale ten jest równie skuteczny. Stosuję go raz na tydzień lub dwa i problem łupieżu mam z głowy. Dosłownie ;) 

00:04:00

Sierpniowy InstaMix

Sierpniowy InstaMix
 po dwóch miesiącach od remontu w moim przedpokoju znów wisi lustro! takie, w którym mogę się oglądać w całej swej okazałości! z tej okazji aż zrobiłam zdjęcie outfit'u przed wyjściem do pracy :D | ostatnie dni sierpnia były naprawdę piękne i słoneczne | "nie jedz! jeszcze zdjęcie na instagrama", czyli o tym, że życie z blogerką wcale nie jest łatwe :P | przeczytane w sierpniu
 po roku malowania paznokci Semilac'iem, przyszedł czas poznać inne lakiery hybrydowe. moja kolekcja powiększyła się o lakiery Claresa, a także... | ... Victoria Vynn i Effective Nails. recenzji ich wszystkich możecie spodziewać się na blogu- pierwsza już we wrześniu | w mojej kosmetyczce pojawiły się też prawdziwie azjatyckie kosmetyki | wyślij blogerkę urodową rano po bułki na śniadanie, to Ci wróci z naręczem nowych kosmetyków :P 
 moje konto Instagramowe ma już rok! jak ten czas szybko leci... | wyszło trochę świątecznie :P po tym manicure moje paznokcie miały trzytygodniową przerwę, którą wykorzystałam na przetestowanie odżywki- utwardzacza do paznokci Herome ( klik ) | w sierpniu byłam na zakupach w Ptaku. zakupy okazały się intensywne, ale też udane i po nich należała mi się pyszna kawka i owocowa bomba witaminowa | na sam widok tego zdjęcia, buźka mi się sama śmieje :D przeszło godzinę spędziłam w tym sklepie, po której wyszłam z kilkoma nowymi bransoletkami :D
sierpień spędziłam na powolnym dopinaniu przygotowań ślubnych na ostatni guzik. szukałam też sukienki poprawinowej, ale żadna sklepowa nie spełniła moich oczekiwań, dlatego... | ...kupiłam materiały, znalazłam projekt i mój problem z sukienką rozwiąże krawcowa ;) i będę mieć pewność, że nikt inny nie będzie miał takiej samej sukienki jak ja :D | pierwsza z przedślubnych spowiedzi odhaczona | biel pięknie prezentuje się na opalonej skórze, więc postanowiłam zadbać i o to :) wiem, że solarium jest szkodliwe dla skóry, ale korzystam z niego po raz pierwszy w swoim dwudziestosiedmioletnim życiu i tylko ze względu dla zbliżający się mój ślub ;) 
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger