07:42:00

Wrześniowy projekt denko

Wrześniowy projekt denko
Ha!, udało mi się przygotować post z denkiem tuż przed końcem miesiąca :D Tym razem zużyte kosmetyki podzieliłam na trzy grupy: makijaż i pielęgnacji twarzy, ciała oraz włosów. W pierwszej grupie znalazło się aż 10 produktów, a wśród nich są: płyn micelarny do normalnej i mieszanej cery L'oreal ( 6 ), który ze wszystkich mi znanych ma na pewno najładniejsze opakowanie. Jakością nie odbiega od innych miceli, świetnie radzi sobie z demakijażem, więc pewnie jeszcze kiedyś u mnie zawita. Drugi produkt z L'Oreala to detoksykujący żel do mycia twarzy ( 7 ), który miał doczekać się recenzji na blogu, ale stwierdziłam, że nie jest na tyle fajny, by o nim pisać. Zły też nie jest, ale to zwykły przeciętniak, którym nie warto zawracać sobie gitary. O multiwitaminowej esencji do cery mieszanej Bielendy ( 8 ) pisałam na blogu i to całkiem niedawno: klik. Swojej recenzji doczekał się też matujący fluid Bielendy ( 10 ). Jest to naprawdę dobry produkt, o czym świadczy fakt, iż do tej pory zużyłam dwa jego opakowania, a trzecie mam w zapasie. W przygotowaniu mam za to wpis o łagodzącym olejku do demakijażu z Vianka ( 9 ), do którego na pewno jeszcze powrócę, bo jest genialny! Serum do brwi i rzęs Regenerum ( 1 ) się u mnie nie sprawdziło, o czym pisałam w tym poście. Skoro nie widziałam efektów, to nie chciało mi się go już dłużej używać, więc w końcu wyrzuciłam go do śmieci. O niebo lepiej spisało się serum LashVolution ( 2 ), które kilka miesięcy temu otrzymałam w jednym z Shiny Box'ów. Serum to cudownie zagęściło i wydłużyło moje rzęsy! Równie fajnie sprawdził się u mnie krem na noc LabOne ( 5 ), który przywiozłam z Meet Beauty. Jest piekielnie drogi ( kosztuje około 250,00 zł ), ale naprawdę świetnie nawilża i odżywia skórę twarzy. Ostatnie dwa produkty z tej kategorii to kosmetyki, o których już pisałam na blogu, czyli mineralny korektor Lily Lolo ( 4 ) oraz puder Revers Cosmetics ( 3 ). Recenzję korektora znajdziecie w tym poście, a pudru tutaj.
Teraz pokażę Wam kosmetyki do szeroko pojętej pielęgnacji ciała, które zużyłam we wrześniu. Żel pod prysznic Fa ( 11 ) oraz koncentrat do rąk z witaminą C Mincer Pharma ( 18 ) miałam okazję poznać dzięki Shiny Box'om. Żel jak to żel, spisał się dobrze, bo przede wszystkim nie wysuszał skóry. Krem do rąk okazał się bardzo fajnym produktem. Niestety, trafiło mi się felerne opakowanie z niedziałającą pompką... Nawilżający balsam pod prysznic Oillan ( 13 ) okazał się niewypałem, który nie robił po prostu nic. Po żelu pod prysznic Organic Shop ( 12 ) też wiele sobie obiecywałam, ale niczym mnie nie ujął. Jest bezbarwny, a jego zapachu praktycznie nie czuć. Emulsja do higieny intymnej Lactacyd ( 14 ) to zaraz po płynie Intima Ziaja mój ulubiony produkt do miejsc intymnych, który nigdy mnie nie zawodzi. O odżywczo- wygładzającym peelingu do ciała z Vianka ( 16 ) pisałam kilak tygodni temu na blogu: klik. Jednym słowem, jest świetny i bardzo go polecam! Równie mocno zachęcam Was do zapoznania się ze specjalistycznym olejkiem Equilibra ( 15 ), o którym też pisałam na blogu,ale jakieś 3 lata temu: klik. To moje drugie jego opakowanie. Lakier hybrydowy Ness ( 17 ) o wdzięcznej nazwie MintElegance :D musiałam niestety wyrzucić, bo chyba ze starości się rozwarstwił i już nic nie mogło go uratować...
Najmniej we wrześniu zużyłam produktów włosowych, bo tylko cztery. Wśród nich jest szampon do zniszczonych włosów Syoss ( 19 ), którego w zapasie mam jeszcze jedną butlę. Fajnie wygładza, ujarzmia i nabłyszcza włosy, ale dość szybko robią się po nim nieświeże. Oczyszczające serum do skóry głowy Bionigree ( 22 ) sprawdzało się u mnie bardzo dobrze. Jednak jest ono bardzo wydajne, a przy tym ma krótki termin przydatności, więc około 1/3 zawartości buteleczki musiałam wyrzucić... O tym jak serum spisywało się na moich włosach pisałam tutaj. Suchy szampon L'Biotica ( 20 ) oraz wygładzająca maska do włosów Ziaja ( 21 ) pochodzą z Only You Box' "Dookoła włosów". Suchy szampon jest fajny, jednak wolę chyba Batiste. Maska sprawdza się równie dobrze jako tradycyjna odżywka do włosów i bardzo ładnie pachnie.

07:02:00

Shiny Box "Beauty School"

Shiny Box "Beauty School"
Trzeba to przyznać: Shiny Box potrafi zaskoczyć. Czasami wychodzi mu to lepiej, czasami nieco gorzej. W moim odczuciu, wrześniowe pudełko "Beauty School" rzeczywiście zaskakuje, ale nie tak jakbym tego oczekiwała... W tym miesiącu Shiny Box przyszedł do mnie w typowo dziewczyńskim, różowo- niebieskim pudełku. Szata graficzna bardzo mi się podoba i nastoletniej mnie też by bardzo pasowała :D W moich gustach kolorystycznych niewiele się zmieniło, róż podobał mi się w podstawówce, w liceum, na studiach i teraz tuż przed trzydziestką nadal mi się podoba :P Box w standardowej wersji mieści osiem produktów, w tym: cztery do makijażu, dwa do pielęgnacji dłoni, jeden do włosów oraz jeden gadżet. Dodatkowo w boxie znajduje się ShinyMag, w którym możemy poczytać artykuły między innymi o tym jak naprawić uszkodzony kosmetyk oraz bon prezentowy do sklepu Pakamera o wartości 20,00 zł przy zakupach za min. 200,00 zł.
Prezentację pudełka zaczniemy tym razem od jedynego gadżetu z boxa, a jest nim Face Chart, czyli szkic makijażu, z którego korzystają makijażyści. W praktyce jest to kolorowanka, składająca się z 25 kartek z jedną i tą samą twarzą, którą możemy "umalować" na 25 różnych sposobów. Face Chart wygląda fajnie i mimo iż maluje tylko siebie, to być może "pobawię się" w wizażystkę, kiedy będzie mi się nudzić :P 
Z produktów do pielęgnacji dłoni w boxie znalazłam mydło do dłoni CleanHands o zapachu owoców tropikalnych. Mydło ma fajny, energetyzująco- pomarańczowy kolor. Jest to kosmetyk, który na pewno mi się przyda. Drugim kosmetykiem jest aksamitna kuracji Biały Jeleń, której jest tak mało, że na bank wystarczy tylko do posmarowania dłoni. W Shiny Mag ta mała saszetka została uroczo nazwana upominkiem... ;) Produktem do pielęgnacji włosów jest miniaturka maski Novex. Przeznaczona jest do suchych, matowych włosów, z tendencją do plątania się. Obecnie używam innej maski, ale ta na pewno się nie zmarnuje. Uchyliłam rąbka wieczka i mogę Wam napisać, że maska ma intrygujący zapach. 
W pudełku mamy sporo kolorówki. Ja w szkole nie miałam aż tylu kosmetyków :P Pierwszy z nich to paletka do konturowania Smart Girls Get More, która jest produktem wymiennym z błyszczykiem. No cóż, z błyszczyka cieszyłabym się bardziej, bo konturowanie to nie moja bajka. Paletka ma pudrowo- satynową formułę i tak sobie myślę, że mogłabym znaleźć w niej zastosowanie jako cieni do powiek... ;) Mogłabym nakładać je na bazę pod cienie Cashmere, która ma przedłużać trwałość makijażu aż do 15 godzin! Ogólnie taki kosmetyk jest mi zbędny, bo cieniami maluję się naprawdę bardzo rzadko. Skoro jesteśmy jeszcze w temacie makijażu oczu, to w boxie znalazłam także testowy cień do powiek Pierre Rene w kolorze który określiłabym jako... syreni :D Po zaaplikowaniu, ten niebieskawy cień mocno się mieni i połyskuje, jak ogon syreny! Jest piękny, ale jakiś taki "tępy", a poza tym to nie mój kolor, więc pewnie komuś go oddam. Cudownym kosmetykiem, który będę z ogromną przyjemnością testować jest shimmer roll marki BellaPierre, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Jest to wegański produkt, w fantastycznym, lekko złotym odcieniu z mnóstwem maciupeńkich rozświetlających drobinek, które genialnie połyskują w świetle. Ostatnim produktem z boxa jest lakier do paznokci Delia, który trafił mi się w ciemnoniebieskim kolorze. Wiecie, że na co dzień używam hybryd, więc powędruje on albo do mamy albo do jakieś koleżanki. A tak na marginesie dodam, że chciałabym kiedyś znaleźć w ShinyBox'ie lakier hybrydowy ;) 
Dodatkiem dla ambasadorek we wrześniowym boxie jest płócienna torba Atmosphere, którą można kupić w internetowym sklepie Brytyjka. Takich toreb mam pełno w samochodzie, w torebkach, w szafach, więc kolejna też na pewno się przyda :D

Tak jak wspomniałam na wstępie, box mnie zaskoczył, ale nie tak jakbym chciała. Tak prawdę powiedziawszy, przydatne dla mnie będzie mydło, shimmer roll oraz oczywiście torba ;) W poprzednich pudełkach o wiele więcej kosmetyków znalazło u mnie zastosowanie, a tym razem większość z nich jest mi po prostu zbędna... Na stronie Shiny Box można już zamawiać październikowe pudełko "Think Pink" i mam nadzieję, że jego zawartość zwali mnie na kolana, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa ;)

06:55:00

Termoochronny spray do włosów Tresemme

Termoochronny spray do włosów Tresemme
Rzadko kupuję coś z polecenia najpopularniejszych blogerek. Większe zaufanie mam do dziewczyn, których blogi nie cieszą się ogromnymi statystykami, bo wychodzę z założenia, że polecają coś, co im naprawdę przypasowało, a nie dlatego, że otrzymały za to grubą kasę ;) Szukając jednak w ostatnim czasie produktu chroniącego włosy przed wysoką temperaturą prostownicy przypomniałam sobie o kosmetyku, który kilka lat temu polecała Fashionelka, czyli o termoochronnym sprayu do włosów Tresemme. Pomyślałam, że nie jest to drogi produkt, więc jeśli się nie sprawdzi, to nie będzie mi szkoda wydanych pieniędzy. Jak się u mnie spisał kosmetyk polecany przez jedną z najpopularniejszych blogerek w naszym rodzimym światku? Zainteresowanych zapraszam do lektury.
Termoochronny spray do włosów nie ma w swoim składzie alkoholu. Pochodzi z linii oznaczonej fioletowym kolorem, który przypisany jest produktom do stylizacji oraz ochrony włosów przed działaniem wysokich temperatur z suszarek, prostownic czy lokówek. Znajduje się w estetycznej, poręcznej butelce w czarnym kolorze, zakończonej wygodnym i sprawnie działającym atomizerem. Po jego naciśnięciu pojawia się gęsta, ale delikatna mgiełka, otulająca włosy ochronnym płaszczem oraz bardzo przyjemnym zapachem. W atomizerze fajne jest to, że posiada zasuwkę, która blokuje dozownik, dzięki czemu produkt można spakować w podróżną kosmetyczkę bez obaw, że się rozleje. 
Po mgiełkę Tresemme sięgam oczywiście tuż przed każdym użyciem prostownicy. Delikatnie spryskuję nią suche włosy, następnie je prostuje, a po wszystkim na końcówki włosów aplikuję widoczny na zdjęciach eliksir Gliss Kur. Dzięki temu moje włosy są zadbane, w dobrej kondycji oraz ładnie i zdrowo wyglądają. Mgiełka sprawia, że gorąco płynące z prostownicy nie wysusza włosy, pozwala im utrzymać należne nawilżenie. Po jej użyciu włosy są wygładzone, miękkie, elastyczne i fajnie się układają. Nie są "sztywne", tylko sprężyste i żyją własnym życiem ;) Są przy tym zdyscyplinowane, nie elektryzują się, a sam spray ich nie przetłuszcza. Naprawdę lubię swoje włosy po tej mgiełce. I ogólnie jestem bardzo zadowolona z działania sprayu Tresemme, mam jednak tylko jedno zastrzeżenie: gdy na dworze pada, moje włosy nadal są niesforne, puszą się i kręcą, a ja nie wiem co z tym fantem zrobić... Może doradzicie mi kosmetyk, który pozwoli mi się z tym w końcu uporać? Chciałabym mieć ładne rozpuszczone włosy nawet, gdy za oknem pada delikatna mżawka ;) 
Marka Tresemme jest niestety ciężko dostępna w Polsce. Kosmetyki marki widuję tylko na Allegro, gdzie zamówiłam termoochronny spray w ilości dwóch sztuk ;) Ma on pojemność 300 ml i w zależności od sprzedającego kosztuje 20-30 zł plus koszty wysyłki. 

06:57:00

Znalezione w Shiny Box'ie: Upiększający krem pod oczy Magic Rose, Evree

Znalezione w Shiny Box'ie: Upiększający krem pod oczy Magic Rose, Evree
Każde pudełko Shiny to dla mnie nierzadko kopalnia nieznanych kosmetyków lub też takich, które chciałam przetestować, ale nieraz było mi z nimi nie po drodze. Takim właśnie produktem jest upiększający krem pod oczy z serii Magic Rose od Evree, który znalazłam w boxie "Celebration Time"
Krem znajduje się w malutkiej, białej tubce zakończonej cienkim aplikatorem. Szata graficzna jest minimalistyczna, składająca się z samych różowych i szarych napisów. Całość wygląda fajnie, jednak ładniejszy jest kartonik, w którym kupujemy krem. Nie zdążyłam go sfotografować, bo zanim o tym pomyślałam, to zdążyłam go wyrzucić do kosza, dlatego odsyłam Was na stronę Evree, byście mogły go popodziwiać: klik :D Konsystencja kremu jest taka na pół treściwa, odpowiednio gęsta, ale nie za tłusta i nie ciężka. Lekko się rozprowadza, otulając skórę ochronną warstewką, ale taką której w ogóle nie czuć. Na zdjęciu tego nie zobaczycie, ale możecie mi uwierzyć na słowo ;), że w konsystencji widoczne są subtelne, rozświetlające drobinki, które według tego, co wyczytałam o kremie, mają zapewniać efekt "glow". I faktycznie dzięki tym drobinkom skóra wygląda promiennie i zdrowo. 
Upiększający krem pod oczy Evree sprawia, że skóra pod oczami wygląda na wypoczętą, ale dba też o odpowiedni poziom jej nawilżenia. Pozwala zachować skórze jej elastyczność oraz napięcie, optycznie wygładza także niewielkie zmarszczki. Mam też sporą nadzieję, że działa profilaktycznie i chroni skórę przed pojawieniem się kolejnych ;) Odkąd używam tego kremu wydaje mi się, że skóra pod oczami jest taka... mocniejsza, jeśli wiecie o co mi chodzi. Dodatkowo jest naprawdę dobrze odżywiona. Krem aplikuję na skórę wieczorem, więc nie wiem, jak zachowuje się pod makijażem, ale czytałam kilka jego recenzji i podobno całkiem fajnie, ale to musiałybyście sprawdzić już same ;) 
Krem pod oczy z serii Magic Rose ma raczej standardową pojemność 15 ml i kosztuje około 30,00-35,00 zł. Widziałam go między innymi w Rossmannie, ale bez problemu kupicie go także w internetowych drogeriach. W jego składzie nie ma olejów mineralnych, parabenów i sls. Jest za to ekstrakt z róży damasceńskiej, eyeliss ( czyli peptyty zmniejszające opuchliznę pod oczami ) oraz rozświetlające drobinki. Taki skład bardzo mi odpowiada i tym samym jestem mocno usatysfakcjonowana poziomem pielęgnacji, jaki krem zapewnia mojej skórze wokół oczu. I dlatego kupuję go jeszcze nie jeden raz :)

06:52:00

Multiwitaminowa esencja do pielęgnacji cery mieszanej Multi Essence 4w1, Bielenda

Multiwitaminowa esencja do pielęgnacji cery mieszanej Multi Essence 4w1, Bielenda
Być może zauważyłyście, że ostatnimi dniami mało mnie w blogosferze, w szczególności na Waszych blogach. Spowodowane jest to bardzo intensywnym okresem w moim życiu- te z Was, które śledzą mnie na Instagramie ( a te, które jeszcze tego nie robią proszone są o nadrobienie zaległości :P ) wiedzą, że niedawno odebraliśmy z mężem klucze od naszego mieszkania :) Jest ono w stanie deweloperskim, więc praktycznie każdy weekend spędzam albo "na budowie" z miarką w ręce rozplanowując, gdzie co będzie stało i zastanawiając się czy kuchnie przenosimy czy jednak zostaje na starym miejscu, albo w sklepach typu Castorama i Leroy Merlin. W pracy też mam kocioł, często zostaję po godzinach, ale jeszcze miesiąc, góra dwa i wszystko powinno już wrócić do normy, przynajmniej na polu zawodowym. Mam nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas będziecie dla mnie wyrozumiałe i wybaczycie mi moją mniejszą obecność na Waszych blogach, ale staram się jak mogę, by móc w tym wszystkim znaleźć jeszcze czas na blogowanie. Dobrze, że zanim zaczął się ten chaos udało mi się napisać kilka recenzji na zapas, dlatego też dziś mogę Was zaprosić na wpis poświęcony multiwitaminowej esencji do pielęgnacji cery mieszanej od Bielendy. 
Marka swój produkt reklamuje jako kosmetyk 4w1, który ma: pielęgnować jak krem, regenerować jak maska, oczyszczać jak mleczko oraz tonizować jak... tonik ;) Przy wymyślaniu tych wszystkich obietnic kogoś za mocno poniosła wyobraźnia, to i tak uważam, że esencja do cery mieszanej ( są jeszcze dwie, o których wspominam niżej, ale których nie testowałam ) sprawdza się naprawdę bardzo dobrze. W mojej pielęgnacji esencja pełniła rolę toniku, nigdy nie próbowałam zmywać nią makijażu, więc nie wypowiem się na temat zapewnienia producenta, że oczyszcza jak mleczko. Jej działanie pielęgnacyjne oceniam pozytywnie: esencja stosowana jako tonik zapewnia fajne uczucie nawilżenia i wygładzenia, a gdy cera ma gorszy dzień, to dodatkowo zapewnia jej ochronę i przynosi cudowne ukojenie. Po esencje sięgałam nie tylko podczas wieczornej pielęgnacji, ale również rano, fundując skórze odświeżenie i lekkie zmatowienie. Esencja nadaje skórze lekki poślizg, dzięki czemu podkłady lub sera do twarzy rozprowadzają się tak gładko, że aż bajecznie :D Na mojej mieszanej cerze kosmetyk nie pozostawiał żadnej lepkiej warstewki, wręcz przeciwnie- skóra bardzo szybko wchłania produkt.  I co najważniejsze, o czym zawsze staram się pamiętać, aby wymienić w recenzowanych kosmetykach to to, że esencja jest delikatna dla skóry, nawet dla takiej jak moja, czyli problemowej, ale jednak wrażliwej. Produkt Bielendy nie podrażnia, nie uczula, nie jest też komedogenny. 
Multiwitaminowa esencja z Bielendy ma płynną postać. To taki tonik o subtelnym zapachu. Znajduje się w lekko płaskiej i przezroczystej butelce, zamykanej na klapkę. Butelka jest nie tylko ładna, ale też wygodna w używaniu i solidnie wykonana. Przez malutki otwór kosmetyk przelewa się bez problemu, ale rozwiązanie z pompką, a jeszcze lepiej z atomizerem rozpylającym delikatną mgiełkę, też byłoby fajne :) Esencja dostępna jest w trzech wersjach: zielona do cery mieszanej, różowa do suchej i wrażliwej oraz fioletowa do dojrzałej. W składzie każdej z nich na drugim miejscu znajdziemy filtrat drożdżowy, który bogaty jest w witaminy, aminokwasy i minerały. Wariant do cery mieszanej został wzbogacona w kwas glikolowy oraz witaminę B5. Esencje kosztują około 13,00 zł za 200 ml i z łatwością znajdziecie je zarówno w stacjonarnych, jak i internetowych drogeriach. 
Wprowadzenie do wpisu było długie, jak chyba nigdy wcześniej, to chociaż w podsumowaniu postaram się streścić ;) Tak się złożyło, że miałam dwie buteleczki tej esencji: jedną kupiłam sobie sama, drugą otrzymałam na Meet Beauty. Zużyłam tylko jedno opakowanie, drugim podzieliłam się z mamą, bo choć jest to bardzo fajny produkt, który naprawdę polecam przetestować, to jednak chciałam już zacząć używać czegoś innego- padło na tonik Kueshi, o którym też szykuję recenzję ;)

06:51:00

Recenzja: Szampon zwiększający objętość włosów, Mediterranean Cosmetics

Recenzja: Szampon zwiększający objętość włosów, Mediterranean Cosmetics
Obietnice producenta:
Szampon zwiększający objętość z kolagenem i kwasem hialurynowym. Ta zaawansowana kompozycja zwiększa elastyczność, objętość i odżywianie włosów. Idealny do cienkich i słabych włosów wymagających zwiększenia objętości korzenia włosów. 118% dodatkowego nawilżenia.

350 ml/ 39,00 zł w BiolenaPlus
Moim zdaniem:
Być może słyszałyście o marce Mediterranean Cosmetics, a jeśli nie to spieszę z wyjaśnieniami, że jest to marka kosmetyczna pochodząca z Grecji, która tworzy "certyfikowane kosmetyki najwyższej jakości, wybierając i łącząc najbardziej korzystne składniki znalezione w śródziemnomorskiej przyrodzie z nowatorskimi surowcami opartymi na najnowocześniejszej kosmetologii. (...) celem jest dalsze rozwijanie metod badawczych i produkcyjnych, tak aby wysoce skuteczne produkty kosmetyczne mogły być dostępne dla jak największej liczby kobiet". Od kilku tygodni poznaję kosmetyki tej marki, a dziś przygotowałam dla Was recenzję jednego z nich, czyli szamponu zwiększającego objętość włosów. 
Szampon znajduje się w okrągłej butelce o pojemności 350 ml. Szata graficzna jest z tych skromniejszych i utrzymana w biało- czarnej kolorystyce z dodatkiem niebieskiego. Butelka jest poręczna, nie wyślizguje się z dłoni, a przez otwór nigdy nie wylało mi się więcej szamponu, niżbym tego chciała. Konsystencja jest właściwa jak dla większości szamponów, odpowiednio gęsta i dobrze pieniąca się po nałożeniu na włosy. Jedyne co mi w produkcie przeszkadza, to zapach. Jest w nim coś, co po prostu drażni mój zmysł powonienia. Jednak sprawdza się na moich włosach, więc puszczam oko na tą małą niedogodność ;)
Szampon został wzbogacony kolagenem i kwasem hialuronowym. Zawartość kolagenu sprawia, że włosy są łatwe w rozczesywaniu, nie plączą się po umyciu i nabierają blasku. Zaś kwas hialuronowy wpływa na nawilżenie włosów, które stają się miękkie i delikatniejsze w dotyku. Szampon Mediterranean rozprowadza się łatwo i przyjemnie. Dobrze się pieni i oczyszcza włosy oraz skórę głowy, nie powodując podrażnienia ani łupieżu. Szampon nie robi z włosów siana, a jest to zasługa wspomnianego już kwasu hialuronowego, który dba o odpowiedni poziom nawilżenia. Dodatkowo są miękkie i lśniące, dłużej zachowują też swoją świeżość. Co do głównego zadania szamponu, czyli zwiększania objętości, to muszę przyznać, że szampon ładnie obija włosy od nasady, przez co wydaje się, że jest ich jakby więcej. 
Kosmetyki Mediterranean kupić możecie u allegrowicza BiolenaPlus, który w swojej ofercie ma ponad 40 produktów marki. Ja jeszcze mam peeling do twarzy, drugi do ciała oraz masło o zapachu wanilii i karmelu. Z szamponu jestem zadowolona i mam nadzieję, że z pozostałymi kosmetykami będzie tak samo :)

06:56:00

Odżywczo- wygładzający peeling do ciała,Vianek

Odżywczo- wygładzający peeling do ciała,Vianek
Obietnice producenta:
Odżywczo-wygładzający peeling do ciała z drobno zmielonymi pestkami moreli oraz cukrem, złuszcza martwy naskórek, wzmacnia i głęboko odżywia. Olej z pestek moreli i rokitnikowy dostarczają skórze dużej porcji witamin i przeciwutleniaczy, dzięki czemu zyskuje ona zdrowy koloryt i odpowiednią sprężystość. Apetyczny zapach sprawia, że masaż skóry staje się przyjemnością, a efekty widoczne są już po pierwszym użyciu.

Skład: Glycine Soja Oil, Sucrose, Glyceryl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Cera Alba, Sambucus Nigra Extract, Glyceryl Laurate, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid, Linalool, Limonene, Ci 77007, Ci 77491.

250 ml/ 17,99 zł w sklepie internetowym Vianek
Moim zdaniem:
Jak tylko zobaczyłam stoisko Sylveco i Vianka na I Łódzkich Targach Beauty wiedziałam, że po prostu muszę coś kupić :P Jako osoba, która może się chyba nazwać uzależnioną od wszelkiej maści peelingów ;), wiedziałam, że wśród zakupów na pewno znajdzie jeden z nich. Mój wybór padł na odżywczo- wygładzający z mielonymi pestkami moreli, za który zapłaciłam 15,00 zł. Targi odbyły się w marcu, a ja po ten peeling sięgnęłam dopiero w wakacje, wcześniej używając innych, np. malinowego z Organic Shop.
Wszystkie opakowania Vianka charakteryzują się prostotą i delikatnymi kwiatowymi zdobieniami- każda z sześciu serii produktów wyróżnia się swoim kolorem. Peeling, który jest dzisiejszym bohaterem wpisu pochodzi z serii pomarańczowej, czyli odżywczej. Umieszczony został w okrągłym słoiku o pojemności 250 ml. Jego zawartość została dodatkowo zabezpieczona banderolą, dzięki czemu zyskujemy pewność, że nikt przed nami go nie otwierał. Jest to szczególnie ważne, ponieważ peeling powinno się zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia. 
Peeling wygląda na mocno zbity i gęsty, a po zanurzeniu w nim dłoni okazuje się, że jest jakiś taki... miękki, trochę jak nieco roztopione masło ;) Z łatwością się nakłada i rozprowadza po ciele. Sunąc gładko po skórze pozwala na precyzyjne wykonanie masażu. Aplikacji towarzyszy słodkawy zapach, trochę kwiatowy i lekko perfumowany, który utrzymuje się przez jakiś czas, zarówno na ciele, jak i unosząc się w powietrzu. Kryształki cukru oraz drobno zmielone pestki moreli są wyczuwalne, ale nie za ostre. Świetnie radzą sobie ze ścieraniem martwego naskórka, ale nie sprawiają, że skóra po wykonanym zabiegu jest zaczerwieniona. Peeling preferuję używać na sucho, daje mocniejszy efekt, przyjemnie drapiąc skórę ;) Osobom, które wolą delikatniejsze masaże polecam stosować go na zwilżone ciało. Wyraźnie czuć obecność olejków w składzie, albowiem po spłukaniu peelingu na skórze pozostawiają tłustawą warstewkę, która znika po wytarciu ręcznikiem. Po użyciu peelingu Vianek można darować sobie balsamowanie ciała, bo skóra jest bardzo dobrze nawilżona, odżywiona i wygładzona. 
Peeling marki Vianek to naturalny produkt z dobrze skomponowanym składem, w którym znajdziemy między innymi olej sojowy, z pestek moreli oraz z rokitnika zwyczajnego. Jeśli więc szukacie właśnie takiego kosmetyku do pielęgnacji ciała, to polecam Wam zapoznać się właśnie z tym peelingiem. Bo jest to produkt naprawdę dobrze przemyślany, którym marka po raz kolejny podbiła moje serce ;)

06:46:00

5 serialowych propozycji na długie, jesienne wieczory

5 serialowych propozycji na długie, jesienne wieczory
Wiecie za co najbardziej lubię jesień? Za długie wieczory, które mogę spędzać pod kocem, z kubkiem gorącej herbaty, czytając książkę lub oglądając seriale :) Z blogosfery lub Instagrama wiem, że Wy też tak lubicie spędzać czas, dlatego z myślą o Was przygotowałam 5 serialowych propozycji, które, moim skromnym zdaniem ;), warto obejrzeć.
O tym serialu chciałam Wam napisać już dawno temu, ale jakoś nie było ku temu okazji. Richard Castle to popularny autor powieści kryminalnych, na podstawie których ktoś popełnia prawdziwe morderstwa. Zostaje poproszony przez nowojorską policję o pomoc w rozwiązaniu zagadki. Praca detektywa tak mu się podoba, że dzięki koneksjom u burmistrza uzyskuje zgodę na udział w śledztwach prowadzonych przez Kate Beckett, której, delikatnie mówiąc, nie jest to w smak. 
Serial łączy w sobie kryminalne zagadki z szczyptą humoru i dobrą grą aktorską. Jest mega wciągający! Doczekał się ośmiu sezonów, a jeden odcinek trwa około 45 minut.
O serialu "Confess" wspominałam już kilka tygodni temu na Instagramie. Poleciła mi go autorka bloga Okiem Marzycielki. Jest to krótki serial, składający się z siedmiu dwudziestokilkuminutowych odcinków- jest to jego jedyną wadą, obejrzałam go w jedno sobotnie przedpołudnie! Serial opowiada przepiękną historię miłosną Auburn i Owena. Ona próbuje uporządkować swoje życie. On jest artystą z problemami. Poznają się przypadkiem, oboje mają swoje tajemnice, ale ewidentnie czują, że coś między nimi iskrzy. Jak to jednak w życiu bywa, nic nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać, a na horyzoncie jest ktoś trzeci, a nawet czwarty...
Serial powstał na podstawie książki pod tym samym tytułem autorstwa Colleen Hoover. Wcześniej nie miałam do czynienia z twórczością pisarki, po serialu wiem, że muszę koniecznie to nadrobić! 
Jeśli oglądałyście "Gotowe na wszystko", to pokochacie "Pokojówki z Beverly Hills"! Serial opowiada o perypetiach pięciu latynoskich pokojówek, które zbliżają się do siebie po tragicznej śmierci jednej z koleżanek i które na co dzień muszą zmagać się ze swoimi nierzadko dość specyficznymi pracodawcami. Jest to komediowo- dramatyczny serial, który łączy w sobie nierozwiązane tajemnice, mocno skrywane sekrety, pogoń za marzeniami, perypetie miłosne, seks, humor, intrygi i morderstwo...
Serial składa się z czterech sezonów. W pierwszych trzech mamy po 13 odcinków, w ostatnim jest ich dziesięć. Pierwsze sześć odcinków obejrzałam w jeden wieczór ;)

"The sinner" to najbardziej mroczny i najbardziej klimatyczny serial z wszystkich przedstawionych. Opowiada historię młodej kobiety, która dopuszcza się okrutnego morderstwa. Nie potrafi wytłumaczyć dlaczego to zrobiła, a detektyw prowadzący śledztwo uważa, że za tym czynem musi stać coś większego. I mimo, iż wina bohaterki jest ewidentna, ten nie odpuszcza i docieka prawdy, odkrywając jej głęboko skrywane tajemnice i trudne dzieciństwo w domu matki, religijnej fanatyczki. 
Z tego co wyczytałam, serial będzie miał tylko jeden sezon, składający się z ośmiu odcinków. Moim zdaniem, serial ten jest inteligentny, mocny, skupiający się na tym, co jest w nas ludziach, w naszej psychice. To propozycja dla koneserów, lubiących niestandardowe, kameralne seriale.
Na koniec zostawiłam polską produkcję, w której, moim zdaniem, już po pierwszym odcinku czuć potencjał. "Diagnoza" to najnowszy serial stacji TVN, którego akcja rozgrywa się w Rybniku. Główną bohaterką jest Anna, która wróciła do Polski po kilku latach nieobecności, aby zemścić się na człowieku, który zniszczył jej życie. Niestety, w wyniku poważnego wypadku traci pamięć
Nie jestem fanką seriali rozgrywających się w szpitalach i na salach operacyjnych, ale ten obejrzę chociażby ze względu na samą obsadę: fenomenalną Maję Ostaszewską, przystojnego Maćka Zakościelnego czy genialnego Adama Woronowicza. 




To moje wszystkie propozycje seriali- mam nadzieję, że wśród nich znalazłyście coś dla siebie :) A może znacie jeszcze jakiś fajny serial, który mogłabym obejrzeć?

06:52:00

Znalezione w Shiny Box'ie: Kremowy balsam do ciała i tąk, Kueshi

Znalezione w Shiny Box'ie: Kremowy balsam do ciała i tąk, Kueshi
KUESHI to to hiszpański producent kosmetyków pielęgnacyjnych, które nie są testowane na zwierzętach. Jest to marka, którą dopiero poznaję, a to dzięki Shiny Box. Dokładniej dzięki urodzinowemu "Celebration Time", w którym znalazłam aż dwa kosmetyki Kueshi, czyli kremowy balsam do ciała i rąk oraz rewitalizujący tonik do twarzy. Dziś zapraszam Was na recenzję balsamu, a za jakiś czas napiszę o toniku :)
O swoim balsamie producent pisze tak: "nawilżający balsam do ciała, który jest szybko wchłaniany przez skórę i zapewnia trwały kremowy zapach. Pozostawia skórę miękką, gładką i cudownie pachnące. Połączenie aloesu i naturalnych olejów działa w głębokich warstwach skóry i utrzymuje nawilżenie przez cały dzień".
Balsam znajduje się w prostej, owalnej butli o pojemności 500 ml, która zakończona jest nakrętką z niewielkim otworkiem. Balsam ma postać delikatnego mleczka, więc bez problemu przepływa przez małe oczko, ale moim zdaniem bardziej sprawdziłaby się pompka. Jego skład jest nie jest długi ( tu go macie ), a znajdziemy w nim między innymi olej ze słodkich migdałów, którymi balsam pachnie, oraz sok z aloesu i glicerynę. 
Jak już napisałam wyżej, balsam ma konsystencje łagodnego mleczka. Przyjemnie i lekko rozprowadza się po skórze, szybko wchłania, otulając skórę delikatną ochronną warstewką i subtelnym zapachem słodkich migdałów. Uwielbiam go używać zaraz po depilacji, bo przynosi skórze niesamowite ukojenie, a dodatkowo łagodzi wszelkie podrażnienia. Mimo lekkiej konsystencji, balsam bardzo dobrze radzi sobie z nawilżaniem i odżywianiem skóry, przy czym muszę nadmienić, że nie mam większych problemów z jej suchością i wiele balsamów utrzymuje ją w dobrej kondycji. Nie wiem więc, czy sprostałby wymaganiom wysuszonej skóry lub czy poradziłby sobie z strategicznymi partiami ciała, jakimi są łokcie czy kolana. Mleczko do ciała Kueshi, już po pierwszym użyciu sprawia, że skóra jest dokładnie taka, jak obiecuje producent, czyli miękka, gładka i pachnąca.  
Balsam jest bardzo wydajny. Kosztuje 57,00 zł, a szukać go należy w sklepach internetowych. 

06:58:00

Sierpniowy projekt denko

Sierpniowy projekt denko
1. Mineralny podkład, Lily Lolo- w ostatnich tygodniach używałam go namiętnie, ale nie do końca zgodnie z jego przyznaczeniem, bo traktowałam go jako puder utrwalający makijaż wykonany drogeryjnymi kosmetykami. W swojej nowej roli spisał się bardzo dobrze, nawet w bardzo upalne dni. Pisałam już o nim dawno temu, w tym poście
2. Fluid kryjący MakeUp Academie, Bielenda- jestem mega zaskoczona podkładami marki- są fantastyczne! Najjaśniejszy odcień podkładu Cover jest wprost stworzony do kolorytu mojej cery. Gładko się rozprowadza, nie tworzy efektu maski, nie waży się ani nie ciemnieje, za co u mnie ma największy plus. Zapewnia wystarczające krycie, które można stopniować, nie ma negatywnego wpływu na skórę i trzyma się na twarzy praktycznie przez cały czas. Kosztuje grosze ( ok. 10,00 zł wzwyż ), a jakością nie odbiega od tych dużo droższych. 
3. Rokitnikowa pomadka ochronna o zapachu cynamonu, Sylveco- przetestowałam wszystkie pomadki marki i wszystkie są tak samo dobre, więc nie potrafiłabym wybrać z nich tej najlepszej. U mnie spisały się świetnie i moim zdaniem w 100% wywiązują się z obietnic producenta. W tym wpisie pisałam nie tylko o rokitnikowej, ale też o brzozowej.
4. Maskara do rzęs Envy Eyes, Lovely- bardzo lubię tusze Lovely, więc gdy zobaczyłam nowość marki musiałam ją od razu mieć. Maskara ładnie wydłuża i rozdziela rzęsy, ma fajny odcień czerni, ale nie tak bardzo ultra, jak to obiecuje producent. Jest bardzo trwała, nie osypuje się ani nie rozmazuje, nie podrażnia też oczu. Kosztuje niewiele i za te pieniądze jest warta polecenia. 
5. Maskara do rzęs Studio Lash 3d Volumythic, Miss Sporty- wyglądem, szczoteczką, a przede wszystkim efektem, jaki zapewnia nie różni się niczym od maskary Curling Pump Up od Lovely. Jest tylko ciut droższa, ale tak samo fajna i warta przetestowania. 
6. Odżywczy krem do twarzy, Naobay- produkt premium jednego z Shiny Box'ów, który doczekał się swojej recenzji ( klik ). Z kremem się polubiłam, ale nie na tyle, aby uważać, że jest wart swojej ceny- ponad 200,00 zł. Bo ja napisałam w recenzji, naprawdę nie wiem, co krem musiałby zrobić z moją twarzą, abym chciała wydać na niego dwie stówy ;)
7. Antycellulitowa mezoterapia, Lirene- remodelator i reduktor w jednym- cokolwiek producent miał na myśli ;) Zużyłam całe opakowanie i zauważyłam, że skóra na udach zrobiła się jędrniejsza i bardziej napięta, ale po odstawieniu kosmetyku wróciła do stanu przed używaniem balsamu. 
8. Jednofazowy roztwór oczyszczający do skóry trądzikowej Aknicare, Synchroline- doczekał się swojej recenzji na początku lipca, klik. Jest to kosmetyk, który znajdziecie w aptekach. Na mojej cerze z tendencją do niedoskonałości spisał się dobrze i polubiłam go, chociaż się nie pieni. Bo ja lubię, jak się pieni :P 
9. Płyn micelarny do demakijażu, NovaClear- przywiozłam z tegorocznego Meet Beauty i od razu zaczęłam go używać :D Ma średnio ładną szatę graficzną, ale przecież liczy się środek. Płyn micelarny jest bezzapachowy, mało wydajny, ale skuteczny. Radzi sobie także ze zmywaniem nieco mocniejszych makijaży. 
10. Balsam do ciała, Indigo- nie wiedziałam, że marka ma tak cudownie pachnące kosmetyki do pielęgnacji! Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem, nie tylko zapachu, ale też leciutkiej konsystencji balsamu oraz poziomu nawilżenia i odżywienia, jakie zapewnia skórze. 
11. Nawilżający tonik- mgiełka do twarzy, Vianek- bardzo dobry tonik, który przyjemnie nawilża, odświeża, uspokaja i koi skórę. Przeznaczony do suchej i wrażliwej cery, na mieszanej i problematycznej też się świetnie spisuje. 
12. Maska do włosów Expert Hari Mask, New Ana Cosmetics- rewelacyjna maska o zniewalającym zapachu! Świetnie nawilża, wygładza, odżywia i dyscyplinuje włosy. O innych jej zaletach przeczytacie w recenzji. PS. Sprawdza się super jako alternatywa pianki do depilacji.
13. Krem przeciw rozstępom, Mama's- raczej nie polubiłam się z tym kremem. Nie przypasowała mi ani jego konsystencja ani zapach, a przede wszystkim działanie, które mogłabym określić jednym słowem jako nikłe. 
14. Multifunkcyjne serum do włosów, Floslek- otrzymałam w Only You Box, o którego zawartości pisałam w tym poście. Serum jest bardzo wydajne, stosowałam je i stosowałam myśląc, że końca nie będzie :P Używałam go na końcówki włosów po ich ułożeniu. Serum dobrze je chroni, zapobiega ich rozdwajaniu się, ujarzmia włosy oraz dodaje im miękkości.
15. Nawilżający szampon aloesowy, Equilibra- zacytuję fragment recenzji, która pojawiła się na blogu jakiś czas temu: "nawilżający szampon aloesowy, tak samo jak inne kosmetyki marki, to porządny kosmetyk za nieduże pieniądze. Skład, wydajność, działanie- wszystko przemawia na jego korzyść." :)
16. Mgiełka upiększająca do włosów z drogocennymi olejkami, Timotei- kupiłam z ciekawości, ale więcej już tego nie zrobię. Nie jest to zły kosmetyk, po prostu nie spełnił moich oczekiwań, bo daleko mu do moich ukochanych odżywek w sprayu Gliss Kur. Poza tym ma w swoim zapachu coś, co mnie drażni, a mężowi przypomina perfumy, których używał jako nastolatek :P
17. Olejek w kremie do włosów 7 efektów, Marion- tak jak wymienione już serum, kosmetyk znalazłam w Only You Box ( kilk ). Jest to produkt, który trzeba aplikować z głową:  gdy nałożymy go za dużo obciąża włosy i sprawia, że wyglądają nieświeżo; gdy zastosujemy odpowiednią ilość, to ładnie wygładzi, zmiękczy i nawilży włosy.
18. Żel pod prysznic Kwiat Neroli i Pomarańcza, Balea- to już chyba ostatni żel pod prysznic marki, który miałam w swoich zapasach kosmetycznych. Jest to jedna z kilku wersji zapachowych, która mocno mi się spodobała i którą polecam Wam na wypróbowanie.
19. Antyperspirant Invisible, Garnier Mineral- kosmetyk, który systematycznie pojawia się w moich denkach, co oznaczać może tylko jedno: bardzo lubię i serdecznie polecam. 

09:06:00

Recenzja: Lakiery do włosów, Powered By London od Ronney

Recenzja: Lakiery do włosów, Powered By London od Ronney
Lakiery do włosów to właściwie jedyne produkty do stylizacji, których używam, a wszelkie pianki, żele, gumy, itp. są mi obce. Kilka razy w tygodniu związuję włosy w koczka, którego muszę utrwalić, bo inaczej długo on się na mojej głowie nie utrzyma ;) Dlatego lakier do włosów musi być u mnie zawsze na podorędziu, a dzięki Hurtowni Kosmetyków Profesjonalnych DLM ich zapas mam chyba do końca życia- hurtownia jest dystrybutorem marki Ronney, której lakiery testowałam przez ostatnich kilka tygodni. 
Na początek kilka słów o samej marce. Ronney pochodzi z Wielkiej Brytanii i specjalizuje się w profesjonalnych kosmetykach do stylizacji włosów, ale w swojej ofercie ma także akcesoria do salonów fryzjerskich i kosmetycznych. Lakiery do włosów Ronney występują aż w 8 wariantach, a każdy z nich charakteryzuje się zawartością odżywczych ekstraktów oraz swoim indywidualnym zapachem. W przeciwieństwie do ogólnodostępnych lakierów innych marek, w produktach Ronney nie jest wyczuwalny charakterystyczny chemiczny zapach. Jak już wspomniałam, różnią się swoimi zapachami, każdy z nich jest przyjemny, a w wersji Multi Fruit naprawdę czuć banany, zaś lakier witaminowy ( różowy ) pachnie jabłkiem w opinii jednego z testerów ;). Opakowania lakierów są do siebie bardzo podobne, różnią się tylko kolorem czcionki. Wszystkie są extra strong, mają pojemność aż 750 ml i kosztują około 15,00 zł za sztukę, a dostępne są chociażby w Hebe. 
Wszystkie lakiery, w tym przede wszystkim klasyczna wersja Classic, zapewniają długotrwałe utrwalenie, nie sklejają, nie wysuszają ani nie obciążają włosów, szybko schną, nie pylą oraz chronią przed czynnikami atmosferycznymi, czyli deszczem, wiatrem i wszystkim tym, co naszej fryzurze może zaszkodzić. Dodatkowo:
- Keratina Rebuilding, czyli wersja odbudowująca z dodatkiem keratyny pomaga odbudować zniszczone włosy;
- Against Hair Loos L-Arginina jest lakierem wzmacniającym przeciw wypadaniu włosów; 
- Energizinng Babassu Oil to energetyzujący lakier, który w swoim składzie ma olejek z Baobasu i przeznaczony jest do wrażliwych włosów, a wzmacnia te słabe i zniszczone;
- Vitamin Complex Revitalizing, czyli rewitalizujący lakier, wzbogacony jest witaminami i przeznaczony jest do włosów pozbawionych blasku;
- Hialuronic Acid Moisturizing to nawilżający lakier z zawartością kwasu hialuronowego;
- Macadamia Oil Restorative ma dodatek olejku z orzechów macadamia, jest lakierem wzmacniającym, który ma za zadanie regenerować włosy;
- Multi Fruit Regenerating jest lakierem z dodatkiem kwasów owocowych o właściwościach regenerujących włosy, który pachnie bananami :D
Dla mnie głównym zadaniem lakierów do włosów ma być ich mocne utrwalenie przy jednoczesnym zachowaniu elastyczności. Dobrze jednak używać kosmetyków do stylizacji, które chociażby w małym stopniu zadbają o kondycję włosów, dlatego brawa dla marki za dodatkowe składniki, np. kwas hialuronowy, olej macadamia czy  biotynę. Jeśli chodzi o utrwalenie fryzury, to lakiery Ronney sprawdzają się w tym bardzo dobrze. I robią to bez sklejania i bez obciążania włosów. Lakiery podczas aplikacji nie pylą, nie są też duszące. Zauważyłam, że chociaż używam ich na zmianę praktycznie co drugi dzień, nie wysuszają włosów, co niektórym lakierom się nierzadko zdarza. 
Ja sama takiej ilości lakierów do włosów chyba bym nigdy nie zużyła, dlatego też niektóre z nich, po wstępnym ich sprawdzeniu i wywąchaniu :D, powędrowały do kilku osób, które były chętne je przetestować. Lakiery Ronney sprawdziły się na moich długich włosach, na cienkich kosmykach koleżanki z pracy, na bujnej czuprynie szwagra, a także na króciutkiej fryzurze mojej mamy. A więc jednogłośnie, w cztery osoby, uważamy, że warto je Wam polecić :) 

06:44:00

Mateusz lepiej gotuje oraz Queen od everything Angelika, czyli spersonalizowane rzeczy najlepsze są!

Mateusz lepiej gotuje oraz Queen od everything Angelika, czyli spersonalizowane rzeczy najlepsze są!
Na początku stycznia w poście o 10 rzeczach, które zamierzam zrobić w tym roku pisałam między innymi o tym, że przede wszystkim przeprowadzimy się z mężem do naszego pierwszego mieszkania. Niestety, nie wiem czy nam się to uda, bo jak to często bywa, są obsunięcia na budowie i to dość spore, niestety... ;) Edit: dostaliśmy smsa, że w następnym tygodniu możemy zgłosić się po odbiór kluczy :D Czekamy więc jeszcze cierpliwe, a ja w międzyczasie powoli kompletuję nam "wyprawkę" :D Stąd też dzisiejszy wpis, bo koniecznie chciałam Wam pokazać moje dwa najświeższe nabytki do kuchni, które zamówiłam na stronie MyGiftDna, która specjalizuje się w spersonalizowanych prezentach.
Jako kubkomaniaczka nie mogłam odpuścić i musiałam zamówić sobie kubek "Queen of Everything Angelika" :D Jest porcelanowy, ma pojemność aż 500 ml ( dostępne są jeszcze mniejsze kubki, standardowe o pojemności 330 ml oraz duże mające 415 ml ), a napis nadrukowany został po obu jego stronach. Został naprawdę świetnie wykonany! Póki co, towarzyszy mi głównie w weekendy, kiedy mam czas na powolne zjedzenie śniadania i długie delektowanie się kawą lub ulubioną herbatą :)
Kolejna rzecz to deska do krojenia, którą zamówiłam głównie z myślą o mężu :) O sobie trochę też, bo okazała się fajnym tłem dla kosmetycznych zdjęć :P Jest to bambusowa deska marki Ambition ( z jej produktów korzystali uczestnicy polskiej edycji programu Hell's Kitchen ;) o wymiarach 25cm x 32,5cm. Metodą laserową został na niej wygrawerowany napis na specjalne moje życzenie, który brzmi "Wszystko lepiej smakuje, gdy Mateusz ugotuje"- co będę Was czarować, taka prawda :P Mężowi bardzo się ten prezent spodobał i wręcz nie może się doczekać, kiedy będzie z niego mógł korzystać ;) 
MyGiftDna ma bardzo szeroką ofertę prezentów z wielu kategorii, dla wszystkich, na przeróżne okazje. Stworzenie spersonalizowanego upominku dla siebie lub kogoś nam bliskiego jest banalnie proste i zajmuje tylko chwile, a wysyłka jest wręcz ekspresowa. Fajne jest to, że przed złożeniem zamówienia można sobie podejrzeć, jak nasz tekst będzie wyglądał, np. na tacy śniadaniowej. Dodatkowo sklep ma opcję spakowania zakupionych rzeczy na prezent, co jest idealnym rozwiązaniem dla osób, które nie lubią lub nie umieją robić tego samodzielnie :)

06:42:00

Nowości kosmetyczne w sierpniu

Nowości kosmetyczne w sierpniu
Jak to już w życiu bywa, po kilku "chudych" miesiącach przyszedł czas na pełny i tłuściutki, bogaty w sporo nowości sierpień :D Ostatni wakacyjny miesiąc obfitował w kosmetyczne prezenty, zakupy i współprace. W sierpniu zużyłam 20 produktów, a ponad drugie tyle przybyło mi nowych! No ale przecież równowaga w przyrodzie musi być zachowana, prawda :P?
Na samym początku pokażę Wam moje zamówienie z Ezebra.pl. Uzupełniłam sobie zapas podkładów, kupując osławiony już w blogosferze HD Liquid Coverage ( kilka miesięcy wcześniej kupiłam pierwszą buteleczkę, ale odcień okazał się za ciemny, więc posłałam go dalej w świat ) oraz FitMe! Maybelline, o którym sporo Was też już pisało :) Reszta zamówienia to produkty stricte włosowe: szczotka Wet Brush-Pro, która zbiera bardzo pozytywne opinie ( używam jej już kilka dni i w pełni rozumiem zachwyty nad nią ) oraz kosmetyki Marion do włosów, czyli spray stylizujący oraz prostujące mleczko i płyn. Jeśli któryś produkt Was mocniej zaciekawił, piszcie, a pomyślimy nad recenzją :)
W ostatni weekend lipca pojechałam na spotkanie z marką Lisap Milano w jednym z łódzkich salonów fryzjerskich. Ze spotkania nie wróciłam z pustymi rękoma, ale z kolejnymi produktami do włosów ( nie zdążyłam pokazać Wam ich w lipcu, dlatego nadrabiam to teraz ): lakierem oraz sprayem do prostowania włosów, który dodatkowo chroni je przed działaniem wysokiej temperatury. Jeszcze nich nie testowałam, ale jestem bardzo ciekawa czy się u mnie sprawdzą, bo przyznam szczerze, przed spotkaniem o nich nie słyszałam. 
W sierpniu w moje ręce wpadło również pięknie zapakowane srebrne pudełko, wypełnione po brzegi produktami marki Aube z linii Synthesis: kremem na dzień wzmacniającym strukturę skóry, odżywczym koncentratem, serum na noc oraz dermarollerem do samodzielnej terapii mikroigłowej.  Wypatrujcie recenzji, bo pojawi się już we wrześniu. 
Ogromna paka od hurtowni profesjonalnych kosmetyków DLM była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo nie spodziewałam się aż 8 lakierów do włosów! W dodatku każdy ma pojemność aż 750 ml- naprawdę nie wiem kiedy ja je wszystkie zużyję :P To znaczy, nie wszystkie, bo kilka z nich sprezentowałam paru osobom :) Jednak nadal mam ich tyle, że wystarczą mi chyba do końca życia :P Po niedzieli na blogu pojawi się ich recenzja. 
Internetową drogerię Kontigo na pewno zna większość z Was, bo jest dość popularna wśród blogerek. Jakiś czas temu na swoim fanpage'u drogeria ogłosiła akcję, w której poszukiwali testerek tuszy Mystik Warsaw- wysłałam swoje zgłoszenie i się udało! Oprócz wymienionych tuszy ( których recenzja powinna pojawić się we wrześniu ) w przesyłce od Kontigo znalazłam też kolorowe pigmenty, które pokazałam Wam już na blogu, dokładnie w tym poście.
Zdjęcie powyżej przedstawia moje małe, nieplanowane zakupy podczas szybkiego wypadu do supermarketu w godzinach pracy :P Oczywiście, w sklepie byłam służbowo, a to że zrobiłam zakupy kosmetyczne to już inna historia :P Do mojego koszyczka wpadła pianka do higieny intymnej Ziaja oraz dwa produkty do ciała Organic Shop: peeling z olejkiem z trawy cytrynowej oraz pienista pasta cukrowa do ciała z cukrem trzcinowym i olejkiem migdałowym.
Miałam sobie darować promocję -49% z Kartą Klubu Rossmann, ale byłam odebrać wyniki egzaminu ( zdałam!!! ) i pomyślałam, że zasłużyłam na nagrodę :D Przypomnijmy, że w sierpniu promocja obejmowała produkty do pielęgnacji ciała, ust, odżywki do włosów i paznokci oraz maseczki do twarzy. Ja skusiłam się na kokosowe masło do ciała oraz kokosową odżywkę do włosów <3, dwie odżywki w sprayu, olejek z czarną porzeczką oraz peeling do ust i waniliową pomadkę ochronną. W promocji były też moje ulubione podkłady Bielendy, więc wzięłam obydwa, a dodatkowo jeszcze pędzelek do ust- idzie jesień, a więc moje kochane matowe szminki wracają do łask po kilku tygodniach stosowania głównie błyszczyków i lekkich pomadek nawilżających :)
Kolejne nowości pochodzą oczywiście z Shiny Box'a, w którym otrzymałam balsam do ciała, emulsję do mycia, farbę do włosów, cień do powiek, pędzelek, emulsję do twarzy, spa do stóp, chusteczkę samoopalającą, próbkę kremu do twarzy i voucher oraz serum do skóry głowy do przetestowania jako ambasadorka. W paru słowach przedstawiłam Wam dokładniej zawartość boxa "The Beauty Jungle" w tym poście.
I na koniec zostawiłam kosmetyki Mediterranean, które przysłał mi sklep BiolenaPlus. Spośród 40 produktów tejże marki wybrałam sobie cztery do przetestowania: szampon do włosów, peeling do twarzy, masło oraz peeling do ciała. 

To wszystko, sporo tego wyszło, co ;)?
A jak się mają Wasze sierpniowe nowości :)?
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger