W styczniu po wielu, wielu latach przerwy po raz pierwszy zamówiłam kilka kosmetyków z katalogu Oriflame. Były to: szampon do włosów, krem do rąk, peeling do ciała, pomadka do ust oraz puder do twarzy i o wszystkich napisałam kilka słów recenzji- zainteresowanych odsyłam do tego wpisu :) W lutym złożyłam kolejne zamówienie i w dzisiejszym poście podzielę się z Wami swoimi wrażeniami o: żelu pod prysznic, podkładzie, musie do ust, perfumach oraz tuszu do rzęs. Zróbcie sobie herbaty i rozsiądźcie się wygodnie, bo nie będzie to krótki tekst :)
Giordani Gold to podkład, który zaskoczył mnie tak
bardzo, że aż wyskoczyłam z butów z wrażenia! :P Mam tak, że do niektórych
kosmetyków podchodzę trochę jak pies do jeża, mimo iż jednocześnie pokładam w
nich niemałe nadzieje. Dokładnie tak samo miałam w przypadku tego podkładu od
Oriflame. Z jednej strony chciałam, aby sprawdził się super, z drugiej jednak
uważałam, że nie będzie z tego miłości. A miłość jest i to ogromna :D Kosmetyk
znajduje się w ciężkiej, szklanej buteleczce, która zakończona jest złoto-
czarną nakrętką z pipetką. Całość prezentuje się klasycznie i elegancko.
Podkład dostępny jest w pięciu odcieniach, ja posiadam kolor Vanilla, który
został stworzony z myślą o mojej skórze. W trakcie aplikowania na skórę wydaje
się być nieco zbyt jasny, ale w ciągu kilku minut delikatnie utlenia się,
dopasowując się tym samym do kolorytu mojej twarzy. W ciągu dnia podkład już
nie ciemnieje, nie ściera się, wygląda bardzo naturalnie. Używam go każdego
dnia i nie zaobserwowałam, aby negatywnie wpłynął na stan mojej cery. Nie może
pochwalić się mocnym kryciem, jest ono raczej średnie, za to jest
fantastycznie trwały. Moją mieszaną cerę matuje na kilka godzin, potem muszę go przypudrować lub użyć bibułki matującej, ale dla mnie nie jest to wada, bo każdy podkład prędzej czy później muszę potraktować pudrem. Podkład jest bardzo lekki i rzadki, dlatego używając
go muszę uważać, aby gdzieś mi nie skapnął i nie pobrudził ubrania. Aplikuję go
gąbeczką- nie próbowałam innych metod nakładania go na twarz, bo ta sprawdza
się u mnie bardzo dobrze. Podkład Giordani Gold jest bardzo wydajny, mnie
wystarcza pół pipety na dokładne rozprowadzenie go po skórze twarzy. Jedyne
co mi przeszkadza w tym podkładzie to perfumowany zapach, który jest mocno
wyczuwalny i duszący podczas aplikowania. Mógłby być też nieco tańszy, bo 30 ml
podkładu kosztuje 69,90 zł. Jednak z drugiej strony uważam, że jest wart tych
pieniędzy.
Lekki mus do ust The One kosztuje 42,90 zł, ale często jest w promocji. Występuje w 8 przepięknych odcieniach, dlatego wybranie jednego konkretnego koloru stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie ;) Ostatecznie zdecydowałam się na Strawberry Cake, czyli po prostu różowy, który nie jest zbyt przesłodzonym odcieniem. Opakowanie musu jest solidne, szczelne, a także bardzo ładne i eleganckie samo w sobie- połączenie srebra i różu zawsze dobrze wygląda :), a dołączona pacynka jest bardzo wygodna i higieniczna, a poza tym nie nabiera zbyt dużo produktu. Formuła musu jest aksamitna i lekko rozprowadza się po ustach. Do ewentualnych poprawek nie potrzebne jest nawet lusterko, bo nie jest do kosmetyk, którym można zepsuć makijaż ust. Ten produkt do ust nadaje im delikatnego koloru, pokrywając je lśniącą warstewką. W musie nie są zanurzone żadne drobinki rozświetlające, co wielu osobom może odpowiadać. Dla mnie jest to produkt pomiędzy błyszczykiem, a pomadką. Od błyszczyka pożyczył sobie lekkość i połysk, a pomadce skradł trwałość oraz krycie. Musu praktycznie nie czuć na ustach, jest tak lekki. Poza tym nie skleja warg, za co ma u mnie dodatkowy plusik. Mus od Oriflame nie jest wymagającym produktem, aby ładnie się prezentował nie potrzebuje perfekcyjne zadbanych ust. Nie podkreśla suchych skórek, nie ma też tendencji do wylewania się poza ich kontur warg.
Szczoteczka tuszu do rzęs The One jest dla mnie taka rozczochrana i pokręcona :P Zdjęcie może tego tak nie oddaje, ale uwierzcie mi na słowo, że w życiu nie widziałyście bardziej potarganej szczoteczki :P Włoski są nieregularne, a ułożone zostały spiralnie. Szczoteczka jest wygodna w używaniu, dobrze mi się nią manewruje koło oka. Dla mnie jednak tusz ten ma zbyt mokrą konsystencję, przez co rzęsy nie są ładnie rozczesane, tylko sklejone. Myślałam, że z czasem maskara podeschnie, ale ona jak na złość nie chce zmienić swojej konsystencji. Tusz ma czarny kolor, ale nie jest on zbyt mocny i intensywny, dlatego moim zdaniem, jest to kosmetyk dobry do używania na co dzień. Bardzo ładnie podkręca i wydłuża rzęsy, ale wymaga, aby inną szczoteczką je rozczesać i rozdzielić. Tusz może jednak pochwalić się zaskakującą trwałością, a ponadto tym, że nie pozostawia grudek, nie rozmazuje się ani nie osypuje, a wieczorem bez problemu poddaje się demakijażowi. Jego zaletą jest również to, że nie podrażnia, nie uczula, nie powoduje łzawienia ani szczypania oczu. Ma pojemność 8 ml i kosztuje 39,90 zł.
W kwestii perfum jestem monotematyczna. Mam ulubione zapachy, których
używam od lat i rzadko decyduje się na coś nowego. W tym roku jednak
zaryzykowałam i zakupiłam perfumy z katalogu kosmetycznego, kierując się tylko
i wyłącznie ich opisem oraz wyglądem buteleczki :P Przyznajcie same,
flakon So Fever Her przykuwa wzrok swoim fantazyjnym
kształtem. Szklana buteleczka jest trochę taka zakręcona ;), ale nadal elegancka, szykowna i stylowa. Naprawdę ładnie prezentuje się na toaletce :)
Zakończona jest pozłacanym, niewielkim atomizerem, który po naciśnięciu
aplikuje na skórę obfitą, pachnącą mgiełkę. Flakon ma pojemność 50 ml i
kosztuje 109,90 zł. So Fever Her to zapach niebanalny, intensywny i śmiały. W woni tych perfum wyraźnie czuć wanilię połączoną z czarną porzeczką, zaś w tyle
przebijają się kwiatowe nuty oraz drzewo sandałowe. Zakwalifikowałabym ten zapach do
grona nieco cięższych, orientalnych perfum, które dla mnie są świetne na
wieczorne wyjścia lub na zimowe dni, bo mają w sobie coś rozgrzewającego, intrygującego,
skupiającego na sobie uwagę wszystkich wokół. To nie są lekkie, rześkie
perfumy, dlatego też myślę, że wiosną lub latem nie będę ich używać, bo mogą
okazać się zbyt przytłaczające. So Fever Her to zapach, który trochę przypomina
mi Black Opium. Tak jak te perfumy od Yves Saint Laurent, So Fever Her ma w
sobie coś magnetycznego, zmysłowego i zadziornego. To też nie jest zapach dla
grzecznej, skromnej dziewczynki, tylko dla świadomej siebie, pewnej kobiety. Perfumy
z katalogu Oriflame zaskoczyły mnie swoją trwałością. Używam ich rano, tuż
przed wyjściem do pracy, a późnym popołudniem są nadal wyczuwalne na skórze.
Żel pod prysznic Discover New Zealand to tylko jeden z wielu żeli, które można znaleźć w katalogach Oriflame. Skusiłam się akurat na ten, albowiem moją uwagę zwrócił jego piękny, lazurowy kolor :P Butelka o pojemności 250 kosztuje 14,90 zł, ale w katalogu 03-2018, z którego zamawiałam żel jego cena była chyba o połowę niższa. Ogólnie w linii Discover naliczyłam 9 wersji zapachowych- w aktualnym katalogu 04-2018 ( ważny jest do 19 marca ) cztery z nich są akurat w promocji i kosztują 9,99 zł. Butelka jest bardzo leciutka i wygodna w codziennym użytkowaniu. Bardzo podoba mi się zapach tego żelu, który ma w sobie coś z kwasowości kiwi, słodyczy jabłka i świeżości kwiatów. Taka mieszanka to prawdziwa rozkosz dla zmysłu powonienia. Dlatego strasznie żałuję, że nie utrzymuje się na skórze... Żel fajnie pieni się w kontakcie z wodą, jest łagodny dla skóry i nie powoduje jej wysuszenia. Bardzo dobrze oczyszcza i odświeża skórę, a jego orzeźwiający zapach pobudza do działania :) W moich oczach żel pod prysznic od Oriflame jest w porządku, ale nie mogę napisać, że czymś mnie zaskoczył w swoim działaniu.
Reasumując, najlepszym kosmetykiem z
przedstawionej dzisiaj piątki jest zdecydowanie podkład Giordani Gold, którego
używanie to dla mnie sama przyjemność. Równie mocno jestem zadowolona z perfum
So Fever Her, które zaskoczyły mnie nietuzinkowym zapachem oraz trwałością. Mus
do ust nie tylko pięknie wygląda na ustach, ale też dba o to, aby były
nawilżone i gładkie. Żel pod prysznic charakteryzuje się cudownym zapachem, ale na tle tych drogeryjnych nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot,
taki zwykły kosmetyk myjący, jakich pełno. Zawiodłam się trochę na tuszu do
rzęs, który dla mnie ma zbyt mokrą konsystencję, przez co zamiast rozczesywać,
skleja rzęsy. A jakie są Wasze doświadczenia z kosmetykami Oriflame?
fajnie wygląda szczoteczka tego tuszu:)
OdpowiedzUsuńWieki nie zamawiałam nic z oriflame!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Jakoś ostatnio nie kupuję tej marki. :)
OdpowiedzUsuńMógłby mniej ciemnieć ten podkład ale świetnie wygładza!
OdpowiedzUsuńchciałabym poznać ten podkład, ostatnio cierpię na głód nowości :)
OdpowiedzUsuńnie przekonują mnie podkłady z pipetką :)
OdpowiedzUsuńNajchętniej to bym się na podkład skusiła :) Mam jeden z Oriflame i jest bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńOd wieków nie miałam nic z tej marki.
OdpowiedzUsuńFajnie, że podkład się sprawdził. Ja od wieków nie miałam nic tej marki
OdpowiedzUsuńZaciekawil mnie ten podklad :)
OdpowiedzUsuńPerfumy mają fajny flakonik :)
OdpowiedzUsuńja kosmetyki oriflame używam baaaardzo rzadko.
OdpowiedzUsuńSandicious
Ten lekki mus do ust ma piękny odcień <3 Świetne zamówienie :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, nie spodziewałam się, że podkład będzie takim hitem! Do tej pory nie miałam jeszcze okazji poznać kosmetyków Oriflame, ale podkład zdecydowanie mnie zaintrygował!
OdpowiedzUsuńDawno nie miałam nic z Oriflame, ale byłam kiedyś konsultantką.
OdpowiedzUsuńChyba tylko raz w życiu cokolwiek od nich zamawiałam :D
OdpowiedzUsuńNiestety ja na większość kosmetyków z Oriflame mam uczulenie :(
OdpowiedzUsuńJeśli się nie mylę, to właśnie ten podkład czeka na mnie na poczcie, jutro sobie sprawdzę :P
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to Oriflame ma te ceny zawyżone, nie dałabym tyle za te kosmetyki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten podkład!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nigdy nie używałam nic tej marki :)
OdpowiedzUsuńMus do ust ma śliczny kolor. Ciekawi mnie jak wygląda na ustach, zwłaszcza pod kątek krycia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam perfumy, ale jak na razie nie mogę utrafić na takie super trwała (choćby z pół dnia). Niemniej jednak skuszę się na So Fever Her, skoro polecasz ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię tej marki, ich szampony się u mnie nie sprawdzają :-( Ewentualnie tusz do rzęs jest wart uwagi, ale też bez szału, miałam lepsze.
OdpowiedzUsuńUżywam kosmetyków z Oriflame i jestem bardzo zadowolona. Uwielbiam te musy do ust, ale w wersji matowej :)
OdpowiedzUsuńFirma znana, ale chyba jeszcze nie miałam żadnego kosmetyku od Oriflame. Chętnie skusiłabym się na ten żel pod prysznic.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
Do tego podkładu przymierzam się już od jakiegoś czasu i mam nadzieję, że w końcu się przełamię i po niego sięgnę. A zapachy z Ori bardzo lubię i też pewnie się na ten skuszę, jak zużyję przynajmniej 2 z tych zapachów, które mam już u siebie.
OdpowiedzUsuńKiedyś, dawno temu uzywałam te kosmetyki. No teraz tylko naturalne. Ale Pudrowe kuleczki wciąż w mojej kosmetyczce :)
OdpowiedzUsuńżadnej rzeczy którą pokazałaś nie używałam jeszcze
OdpowiedzUsuńteż mam ten podkład. Lubię go, ale nie jest to miłość :D
OdpowiedzUsuń