Jednymi z wpisów, które najbardziej lubię czytać są te, które pozwalają mi bliżej Was poznać, które pokazują co lubicie robić, jak wygląda Wasze życie poza blogosferą. Sama też lubię tworzyć takie teksty, które są odskocznią od głównej tematyki mojego bloga. Dziś mam dla Was jeden taki wpis, w którym zapraszam Was do spędzenia ze mną, blogerką, całego dnia :)
6:00 z minutami
Mimo iż jest środek tygodnia, przede mną perspektywa 'luźniejszego' dnia, bez przerzucania papierków w pracy. Mogłabym pospać do 10:00, ale nie potrafię, każdego dnia budząc się niczym kogut tuż przed świtem. Gramolę się z łóżka i szurając kapciami po podłodze, krok za krokiem zmierzam do kuchni, gdzie jedną ręką nastawiam wodę na kawę, a drugą skrobię sms-a na dzień dobry do Ukochanego. Z ulubionym kubkiem parującego mleka z dodatkiem kawy ( wszyscy zgodnie twierdzą, że to co ja piję nie da się nazwać kawą :P ), siadam w fotelu i odpalam laptopa, co by sprawdzić czy mojego ostatniego wpisu nie zalało przypadkiem tsunami komentarzy :D Otwieram tysiąc pięćset sto dziewięćset okienek, odpowiadam na komentarze, zerkam na pocztę ( tja, na pewno ktoś do mnie napisał w środku nocy ), na FB ( tu pewnie też wiele się zmieniło ), w komórce sprawdzam Instagram, dopijam kawę i wracam pod kołderkę, gdzie przez kilkadziesiąt minut czerpię przyjemność z czytania.
8:00
Dosyć już tego wylegiwania się, pora naprawdę zacząć dzień. Po porannej toalecie z muzyką disco polo w tle ( dobra, już poszło w świat, pozwalam Wam się śmiać :P ), zaglądam do lodówki, gdzie jak zwykle oprócz przeterminowanej musztardy jest tylko światło, więc klnąc na czym świat stoi, z burczącym brzuchem udaję się po bułki do sklepu. Tja, kogo ja próbuję oszukać... Oczywiście, na bułkach się nie kończy, a moje szybkie zakupy potrafią trwać nawet godzinę. I nagle ni stąd ni zowąd obok serka, pieczywa i soku pomarańczowego w koszyku znajduje balsam do ciała, kolejny kubek i stos książek. Jednym słowem, promocje w Biedronce doprowadzą mnie kiedyś na skraj bankructwa. Taszczę więc te moje zakupy na trzecie piętro, spotykając po drodze listonosza, który wciska mi pod pachy trylion pięćset sto dwadzieścia trzy przesyłki i długopis między zęby, żebym mu pokwitowała odbiór.
10:00
Mając w nosie to, że zakupy walają się po przedpokoju, bo nie miałam już siły ich rozpakować, robię w końcu śniadanie, w łazience, gdzie jedną ręką nastawiam pralkę. Prawym uchem wysłuchując końca programu prania, jednym okiem zerkam na bloga, drugim nadrabiam zaległości serialowe, bo w końcu ktoś przetłumaczył najnowszy odcinek "Castle'a"!
11:30
Pranie powieszone, pora wyprasować to wczorajsze- kurczę, trzyosobowa rodzina, a robi przemiał ubraniowy jak pułk wojska! Patrząc na górę ubrań obok żelazka, robię drugą kawę, odpalam "Miodowe lata", lustruję bloga i Instagrama, po czym w oparach pary lecą mi kolejne minuty dnia.
12:30
Z laptopem pod pachą udaję się do kuchni, trzeba coś wymyślić na obiad. Przekopując Internet i zawartość szafek, szukam inspiracji na coś, co zaspokoi głód pozostałych domowników. Gulasz zbyt czasochłonny, zupa była wczoraj, naleśników ze szpinakiem mi nie zjedzą, no dobra, to róbmy chińszczyznę. Wszystkie składniki bulgoczą za moimi plecami, a ja z kolejnym kubkiem, nie, nie, nie kawy, lecz herbaty, błądzę palcami po klawiaturze pisząc kolejnego posta na bloga i w międzyczasie odpowiadając na komentarze, które pojawiły się od mojej ostatniej wizyty na blogu, czyli w ciągu jakiś 15 minut.
14:30
Spoglądam szybko na Instagrama ( może dodam jakieś zdjęcie? ), przypominam sobie o przesyłkach przytarganych w pocie czoła, prawie w zębach. Rozpakowuję wszystkie po kolei, mocując się z taśmą i pieję z zachwytu, tyle tam dobroci! Już mnie palce swędzą przed ich zanurzeniem w nowym musie do ciała, gdy cichy głosik w głowie stanowczym tonem upomina się o zrobienie zdjęć na potrzeby bloga, bo przecież nie pokażę w połowie zużytych kosmetyków w upaćkanych opakowaniach! Pomysłu na ładne tło brak ( kłania się znikoma kreatywność ), więc zbieram po mieszkaniu sprawdzony zestaw, służący mi na zmianę jako tło, odpalam aparat, cykam pierwsze zdjęcie i ... no jasna ciasna, bateria się wyczerpała! Zdjęcia i testowanie muszą poczekać do następnego dnia, a ten balsam tak smutno na mnie patrzy, mówiąc "no, maźnij mnie!"...
16:00
Grrr, sokowirówka znów się popsuła! Pakuję więc ją w karton, przez pół godziny szukam gwarancji, po czym jadę ponad 20 km do sklepu, w którym kupiłam ten szajs, w myślach układając sobie wiązankę, którą usłyszy ode mnie facet, który mi ją wcisnął...
17:00
Sprzedawca nie ucieszył się z mojego widoku ( jakżeby inaczej, reklamować jeden sprzęt dwa razy w miesiącu, toż to lekka przesada ), coś tam mamrotał pod nosem, ale jak rzuciłam mu spojrzenie spod byka nr 6, to przestał i grzecznie przyjął sprzęt do reklamacji. Zmierzam ku wyjściu z Galerii, mijam Rossmanna i zatrzymuję się w pół kroku, po czym zawracam i już po chwili znajduję się pomiędzy regałami uginającymi się od kosmetyków i słyszę piskliwy głosik mojego portfela dobiegający z torebki: "przecież już mnie ogołociłaś do cna, czego Ty tu jeszcze szukasz?!". Rzucam mu pod nosem "cicho bądź" i spoglądam na półki. O, fajnie, to jest w promocji, ale to już mam. To też, to też i to też... Więc po co ja tu weszłam? Ach, po te patyczki do uszu, przecież z pustymi rękoma nie mogę wyjść.*
20:00
Wróciłam. Po kąpieli i kolacji, już w pidżamce siadam do czynności, za którą nie przepadam, czyli do ściągania hybryd. Odrosty straszą już na tyle, że dłużej nie mogę z tym zwlekać. Z palcami poowijanymi aluminiową folią, znów śmigam po klawiaturze, tym razem pisząc zarys kolejnej recenzji. Jak zwykle utknęłam na wstępie... I kurczę, znów zalałam skórkę lakierem!
23:00
Leżę już w łóżku, opatulona po samą brodę, po raz ostatni patrząc, jakie nowe zdjęcia pojawiły się na Instagramie oraz układam w myślach plan na kolejny dzień. I zastanawiam się, który z przygotowanych postów opublikować w najbliższym czasie na blogu... I czy jutro bateria w aparacie znów nie odmówi mi posłuszeństwa i będę w końcu mogła zacieśnić więź z tym balsamem do ciała...
* no dobra, powiem Wam, wyszłam jeszcze z kolejnym tuszem do rzęs, nową pomadką, entnym żelem pod prysznic i batonikiem :P
post pisany z przymrużeniem oka ;)