07:12:00

Serum do rzęs Bodetko Lash: recenzja i efekt po czteromiesięcznej kuracji

Serum do rzęs Bodetko Lash: recenzja i efekt po czteromiesięcznej kuracji
Moje rzęsy, odkąd pamiętam, nigdy nie grzeszyły długością ani gęstością, poza tym były proste jak drut. A ja przecież całe życie marzyłam o długich, gęstych i z natury podkręconych rzęsach... Marzyłam, marzyłam i teraz je mam! Moje "nowe" rzęsy są zasługą czteromiesięcznej kuracji serum Bodetko Lash, którą rozpoczęłam dokładnie 8 listopada 2016 roku, a zakończyłam 24 marca roku bieżącego, więc post pisany jest na świeżo ;) Od pierwszego dnia, sumiennie dzień w dzień, stosowałam serum po wieczornym demakijażu- nie opuściłam nawet jednego dnia, brawo ja! Serum pojechało ze mną nawet w podróż poślubną :D 
Serum otrzymałam w eleganckim, utrzymanym w złoto- czarnej kolorystyce, kartoniku. Buteleczka z kosmetykiem ma taką samą kolorystykę- już przy okazji innego produktu wspomniałam Wam, że połączenie złota i czerni zawsze mi się podoba i uważam je za ponadczasowe. Opakowanie z serum przypomina te, w których kupujemy eyelinery w płynie. Złotka nakrętka nie jest przyklejona do pędzelka, łatwo się zsuwa, co bywa irytujące, a ponadto tworzywo, z którego została wykonana jest słabej jakości, bo jak możecie zobaczyć na zdjęciu wyżej, popękało mi i to już przy pierwszym upadku... Cieniutki, prosty pędzelek pozwala łatwo, szybko i wygodnie, ale przede wszystkim precyzyjne zaaplikować serum na rzęsy. Sam kosmetyk jest bezzapachowy, a jego konsystencja jest płynna i bezbarwna. 
Do serum podeszłam z dużym zaufaniem, nawet przez myśl mi nie przeszło, że może mnie uczulić bądź podrażnić. I tak właśnie było: przez te kilkanaście tygodni stosowania Bodetko Lash nie odczułam żadnego dyskomfortu, najmniejszego łzawienia, swędzenia czy pieczenia, nie pojawiła się też jakakolwiek reakcja alergiczna, a muszę Wam przypomnieć, że moje oczy są dość wrażliwe. Stosowanie serum bardzo szybko weszło mi w krew, bo jak już wspomniałam wcześniej, aplikacja jest bardzo prosta i szybka. Serum należy zaaplikować jak najbliżej górnej linii rzęs, najlepiej przed snem. Długo nie zauważałam efektów działania odżywki, ale byłam na to przygotowana. Dopiero gdzieś grubo po ponad 2 miesiącach bliżej im się przyjrzałam i zauważyłam, że są nieco dłuższe, a w zewnętrznych kącikach lekko podwijają się ku górze. Przez ostatnie tygodnie wydłużyły się jeszcze mocniej. I to tak, że pomalowane tuszem zahaczają mi teraz o linię brwi, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Rzęsy zrobiły się też bardziej gęste i podkręcone. Wydaje mi się, że są również sporo ciemniejsze. Efekt jest duży, bo moje nowe rzęsy robią niemałe wrażenie na koleżankach z pracy, które wręcz zachwycają się moją nową firanką rzęs :D
Serum Bodetko Lash kosztuje 149,00 zł za 3 ml. Obecnie trwa promocja, dzięki której można zaoszczędzić od 30,00 zł do prawie 70,00 zł. Ponadto producent oferuje darmową wysyłkę kurierem lub Pocztą Polską. Cena serum nie jest niska, ale należy wziąć pod uwagę, że produkt jest naprawdę bardzo wydajny i wystarcza na wiele miesięcy. Podczas kuracji nie skąpiłam sobie tego serum i starczyło mi ono na całe 4 miesiące, czyli na tyle, ile kuracja powinna trwać. Zostały mi jeszcze jakieś resztki, które skrupulatnie wybieram ;) Co do ceny produktu, to na własnych rzęsach przekonałam się, że nie są to pieniądze wyrzucone w błoto, na dowód czego zostawiam Was na koniec ze zdjęciami moich rzęs przed i po rozpoczęciu kuracji. Wybaczcie mi jakość zdjęć, ale ciężko zrobić zdjęcia "na ślepo" i jedną ręką, bo drugą trzyma się karteczkę pod okiem ;) Starałam się jednak bardzo i mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze widać efekty przed i po. 
Tak wyglądały moje rzęsy w dniu rozpoczęcia kuracji, czyli 8 listopada 2016 roku. 
Ich obecny stan, po 4 miesiącach kuracji, prezentuje na zdjęciu powyżej, które zrobiłam 24 marca 2017 roku.

09:22:00

Zmywacz do manicure hybrydowego z Biedronki

Zmywacz do manicure hybrydowego z Biedronki
Uwielbiam manicure hybrydowy, ale nie znoszę go ściągać. Z tego co wiem, co wyczytałam na Waszych blogach, nie jestem w tym osamotniona ;) Więc, gdy kilka miesięcy temu na zakupach w Biedronce kątem oka zauważyłam nowość, jaką jest zmywacz lakieru hybrydowego BeBeauty, wiedziałam, że muszę go czym prędzej przetestować. 
Za zmywacz zapłaciłam około 6,00 zł. Znajduje się on w białej buteleczce o pojemności 150 ml. Opakowanie wyposażone jest w wygodną pompkę, na którą przykłada się wacik i kilka razy naciskając, nasącza się go bezbarwnym płynem. Aby dobrze nasączyć wacik, trzeba użyć sporej ilości zmywacza, więc wydajność nie jest jego mocną stroną. W jego składzie znajdziemy oczywiście aceton, a zaraz za nim lanolinę i olejek lemongrass, potocznie znany jako olejek z trawy cytrynowej, który nadaje produktowi przyjemny, cytrusowy zapach. 
Produkt przeznaczony jest nie tylko do zmywania manicure hybrydowego, ale ma też usuwać lakiery brokatowe i akrylowe. Zmywacza BeBeauty używa się tak samo jak zwykłego acetonu: najpierw należy lekko spiłować wierzchnią warstwę lakieru/topu, nasączony wacik nałożyć na płytkę paznokcia, owinąć folią na 15-20 minut, a następnie usunąć drewnianym patyczkiem pozostałości lakieru. 
Na ulotce wyczytałam, że zmywacz przeszedł niezależne badanie aplikacyjne, według których spisał się u 100% ankietowanych. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie wysusza skórek ani paznokci, całkowicie usuwa lakier oraz dobrze przygotowuje paznokcie do zabiegu manicure. Teraz ja Wam powiem, jak jest naprawdę. Zmywacz BeBeauty faktycznie nie wysusza skórek ani paznokci, a jest to zasługą wspomnianej już w poście lanoliny, która znana jest ze swoich właściwości natłuszczających i zapobiegających wysuszaniu. Przyznam również producentowi rację, że paznokcie są odpowiednio przygotowane na kolejny manicure. Jednakże, zmywacz ten mam już od dłuższego czasu, więc udało mi się go wypróbować na lakierach hybrydowych kilku różnych marek ( a także na klasycznych lakierach do paznokci, które zmywa bezproblemowo ). I powiem Wam, że nie wszystkim potrafi podołać. Świetnie rozpuszcza lakiery takich marek, jak Neess, Victoria Vynn, SPN Nails, Indigo oraz ProNail. Za to kompletnie nie radzi sobie z lakierami Semilac oraz Effective Nails. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego przy niektórych lakierach spisuje się naprawdę super, sprawiając, że lakier sam odchodzi płatami od płytki paznokcia, a przy innych wypada, delikatnie mówiąc, po prostu kiepsko, w ogóle nie rozpuszczając lakieru. Być może wpływ na jego tak zróżnicowane działanie ma jakiś składnik występujący w wymienionych lakierach? Niech mnie ktoś oświeci, poproszę. 
W zapasie mam jeszcze jedną buteleczkę zmywacza BeBeauty. Ogólnie nie jest to zły produkt, bo bądź co bądź z rozpuszczaniem większości lakierów hybrydowych sobie radzi, jednak ja raczej pozostanę przy tradycyjnym acetonie, bez dodatków.

07:05:00

Recenzja: Olejek do opalania i masażu Neroli Essence, Song of India

Recenzja: Olejek do opalania i masażu Neroli Essence, Song of India
Obietnice producenta:
Olejek do opalania i masażu Neroli to wyjątkowe połączenie naturalnych olejków eterycznych dla zachowania blasku i elastyczności Twojej skóry. Zadbaj o urodę i dobry nastrój z wyjątkowym olejkiem do ciała. Poczuj się jak księżniczka Neroli!


Moim zdaniem:
Neroli to olejek eteryczny otrzymywany z kwiatów gorzkiej pomarańczy, używany w średniowieczu jako perfumy. Swoją nazwę zawdzięcza włoskiemu miasteczku Nerola, a popularność zyskał pod koniec XVII wieku, kiedy to księżniczka tego miasta, niejaka Anna Marie Orsini, przedstawiła go jako swój ulubiony aromat, dodając go do kąpieli i skraplając nim swoje rękawiczki. W XXI wieku i ja mogę poczuć się jak włoska księżniczka, dzięki uprzejmości sklepu internetowego Magiczne Indie, z którego mam  olejek Neroli Essence od Song of India ;)
Olejek przeznaczony jest do opalania i do masażu ciała oraz twarzy, ja wybrałam go jednak do testów z myślą o pielęgnacji ciała, bo jak wiecie, wszelkie olejki bardzo sobie cenię. Znajduje się w niedużej, plastikowej buteleczce o pojemności 100 ml. Nakrętka z klapką jest bardzo szczelna i warto uważać przy jej odchylaniu, bo można połamać paznokcie. Sam olejek jest rzadki, ma nietłustą konsystencję, zabarwioną na leciutki zielony kolor. O ile działanie olejku jest bardzo dobre, o czym w dalszej części recenzji, o tyle jego zapachu nie polubiłam. Ba, ja go wręcz nie znoszę! Kosmetyk Song Of India pachnie specyficznie, jak jakaś kiepska męska woda po goleniu lub męski żel pod prysznic. Zapach jest tak charakterystyczny, że nie da się go pomylić z niczym innym. W dodatku jest intensywny, a używany codziennie może przyprawić o ból głowy... Dlatego olejku używam rzadko i tylko czekam aż dobije dna, jego zapach jest naprawdę paskudny. W dodatku jest trwały, jego woń unosi się nawet kilka godzin po zaaplikowaniu na skóre...
Na szczęście, działanie olejku rekompensuje mi jego zapach okropnej wody kolońskiej. Mimo dużej zawartości różnych olejków, czyli słonecznikowego, arachidowego, migdałowego i z kiełków pszenicy, nie jest tłusty i szybko się wchłania, nie zostawiając na skórze lepkiej warstewki. Olejki te zapewniają odpowiednie nawilżenie skóry, odżywienie jej i zmiękczenie. Poza tym wygładzają skórę, łagodzą podrażnienia oraz wzmacniają barierę ochronną naskórka, a olejek z kiełków pszenicy wykazuje się dodatkowym działaniem przeciwstarzeniowym. Ponadto w składzie olejku znajdziemy jeszcze witaminę E, która również chroni skórę przed wczesnym starzeniem się, a wyciągi z aloesu i rumianku koją oraz nawilżają. Wystarczy użyć olejku raz, aby skóra była odżywiona, zmiękczona i przyjemnie gładka w dotyku. 
W internetowym sklepie Magiczne Indie znalazłam jeszcze trzy inne wersje tego olejku: Sandałowy, Aphrodesia, która ma nas przenieść do starożytnego sanktuarium oraz Budda Delight o kuszącym, cytrusowo- kwiatowym aromacie. Jestem ciekawa czy pachną ładniej niż Neroli czy też swoimi zapachami przypominają męskie kosmetyki...

07:09:00

Przegląd wybranych kosmetyków Elfa Pharm

Przegląd wybranych kosmetyków Elfa Pharm
W ostatnich tygodniach w mojej kosmetyczce pojawiło się sporo kosmetyków Elfa Pharm. W dzisiejszym wpisie chciałabym przedstawić kilka z nich, które miałam okazję przetestować. Zanim jednak przejdziemy do głównych bohaterów wpisu, a jest ich aż siedem!, chciałabym co nieco napisać o samej firmie. Elfa Pharm powstała nie tak dawno, bo w 2011 roku w Krakowie. Wizytówką marki jest wysoka jakość za niską cenę oraz niezapomniane nuty zapachowe i składniki pochodzenia roślinnego. Oferta naturalnych kosmetyków Elfa Pharm obejmuje różnorodne produkty do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów, które został zebrane w kilka specjalistycznych marek i linii produktów: Vis Plantis to autorska marka kosmetyków, wykorzystująca właściwości niezwykłych składników, takich jak filtrat ze śluzu ślimaka czy dziegieć brzozowy; Intensive Hair Therapy to specjalistyczna linia szamponów i odżywek przeciw wypadaniu włosów; popularna marka kosmetyków Green Pharmacy, wśród których znajdziemy między innymi żele pod prysznic oraz płyny micelarne; O'Herbal to linia kosmetyków do kompleksowej pielęgnacji, która zawiera naturalne składniki, np. ekstrakt z chmielu i lnu; Dr Sante to marka kosmetyków do pielęgnacji włosów, które zawierają olej macadamia, olej arganowy oraz keratynę; a Fresh Juice to linia aromatycznych, kremowych żeli pod prysznic. Ja pokażę Wam kosmetyki z trzech chyba najpopularniejszych serii Elfa Pharm, czyli O'Herbal, Vis Plantis oraz Green Pharmacy. 
Wzmacniająca maska do włosów z ekstraktem z korzenia tataraku z linii O'Herbal ma w swoim składzie także witaminę PP oraz ekstrakt z palmy sabalowej. Wielki, utrzymany w odcieniach zieleni, słój ma pojemność 500 ml i kryje się w nim produkt o treściwej, gęstej, mocno kremowej konsystencji i średnio przyjemnym, typowo tatarakowym zapachu z domieszką trawy :P Mój nos szybko przyzwyczaił się do tego specyficznego aromatu, więc nie przeszkadza mi on już tak bardzo, jak na samym początku. Maskę stosuję zgodnie z jej przeznaczeniem i sugestiami producenta, czyli nie trzymam jej na włosach dłużej nić 2 minuty. Początkowo, trzymałam ją dłużej, bo około 10 minut, jednak efekt był taki sam. Maska dociąża włosy, dzięki czemu nie elektryzują się ani nie puszą, a poza tym są miękkie, przyjemniejsze w dotyku oraz bardziej sprężyste i gładsze. Maska ułatwia też rozczesywanie włosów. Zauważyłam, że kosmetyk jest bardzo wydajny, mimo iż wcale go sobie nie skąpie, a jego cena to nieco ponad 20,00 zł. 
Orzeźwiający balsam do ciała z ekstraktem z werbeny jest jednym z pięciu balsamów z serii O'Herbal. Znajduje się w przezroczystej, obłej butli o pojemności 500 ml, zakończonej wygodną i higieniczną pompką, dozującą odpowiednią ilość kosmetyku. Balsam jest leciutki, jego konsystencja jest rzadka i płynna, przypominająca troszkę śmietankę. Uważam, że ze względu na swoją formułę balsam świetnie sprawdzi się w nadchodzące, cieplejsze dni, bo jest nietłusty i szybko się wchłania. Bardzo podoba mi się jego orzeźwiający, lekko cierpki i przy kwaskowy, cytrusowy zapach- również idealny na letnie dni :) Balsam przyjemnie nawilża skórę, pozostawia ją mięciutką i wygładzoną, a także utrzymuje ją w dobrej kondycji. Nie jest to mocno odżywiający czy regenerujący kosmetyk, więc nie polecałabym go osobom z wysuszoną skórą, bo raczej nie sprosta jej wymaganiom. Ja mam normalną skórę, na której dobrze się sprawdza. Na zakończenie dodam, że balsam ma jeszcze bardzo przyjemną cenę, bo za półlitrowe opakowanie zapłacimy około 16,00 zł.
Odżywczy peeling do ciała z filtratem ze śluzu ślimaka z serii Helix Vital Care od Vis Plantis ma w swoim składzie dodatkowo ekstrakt z owoców goji i acai, a także olej macadamia, masło shea i glicerynę. Biała tubka o pojemności 200 ml ma przyjemną dla oka szatę graficzną. Wykonana jest z elastycznego tworzywa, dlatego bardzo łatwo wycisnąć z niej lekką, a zarazem kremową konsystencją, w której zanurzone są ścierające drobinki, które w 100% są z surowców odnawialnych. Peeling nie jest najostrzejszy, jednak podczas masażu ciała czuć delikatne drapanie granulek. Znacie mnie na tyle dobrze,że wiecie, iż wolałabym, aby uczucie ścierania było mocniejsze ;) Po kosmetyk sięgam raz w tygodniu i wcale go sobie nie żałuję! Już po pierwszym użyciu poczułam jak skóra została porządnie oczyszczona, a także wygładzona, zmiękczona i przygotowana na dalszą pielęgnację. Peeling kosztuje około 15,00 zł i dostępny jest jeszcze w kilku innych wariantach, np. z efektem wyszczuplania. 
Odmładzające serum z filtratem ze śluzu ślimaka też pochodzi z serii Helix Vital Care Vis Plantis. Ma pojemność 30 ml i kosztuje w granicach 35,00 zł. Znajduje się w białym, plastikowym opakowaniu z dozownikiem typu air less z nakładką. Pompka jest wygodna, zapewnia higieniczne korzystanie z kosmetyku i dozuje odpowiednią ilość produktu. Niestety, serum to wywołało u mnie dodatkowy wysyp niedoskonałości, dlatego szybko zaprzestałam używania go na skórę twarzy. Jednak nie skreśliłam go totalnie, bo smaruję nim szyję oraz dekolt, których skóra nie jest tak podatna na zapychanie, a czasami zastępuję nim krem do rąk- przecież nic się nie może zmarnować :D Serum jest bardzo leciutkie, przyjemnie się rozprowadza, nie jest tłuste, więc szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie żadnego filmu. Serum pozwala skórze utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia, dba o jej elastyczność i sprężystość. Mam nadzieję, że jego regularne wklepywanie w szyję i dekolt w przyszłości odpłaci mi się utrzymaniem jędrności tych partii ciała i obiecanym przez producenta działaniem przeciwzmarszczkowym ;)
Żel pod prysznic z oliwką i mlekiem ryżowym Green Pharmacy ma pojemność 500 ml i kosztuje mniej niż 10,00 zł. W swoim składzie nie ma parabenów, silikonów ani peg. Znajduje się w dużej, ciemnobrązowej, plastikowej butelce zakończonej nakrętką z klapką. Przez nieduży otwór z łatwością przelewa się gęsta, kremowa konsystencja, która w kontakcie z wodą fajnie się pieni. Żel ma przyjemny, łagodny zapach i robi to, co każdy żel pod prysznic robić powinien, czyli dobrze myje, oczyszcza i odświeża skórę, nie wysuszając jej, tylko pozostawiając ją miękką i gładką w dotyku. 
Kojący krem do stóp przeciw pęknięciom Green Pharmacy, zgodnie z zapewnieniami producenta, ma chronić skórę przed stóp przed nadmiernym rogowaceniem, wysuszeniem oraz pękaniem. Elastyczna tubka ma pojemność 75 ml, a cena kremu to tylko 5,00 zł. W składzie kremu znajdziemy alantoinę, olejek z włoskich orzechów oraz ekstrakt z babki lancetowatej. Krem ma lekką konsystencję i znośny, trochę mentolowy zapach. Jak wszystkie kremy do stóp, i tego używam na noc, najpierw smarując stopy grubą warstwą, a następnie zakładam skarpetki. Rano skóra stóp jest wygładzona, miękka, nawilżona i przyjemna w dotyku. Nie mam mocno wysuszonej skóry stóp ani nie skarżę się na bardzo popękane pięty, więc nie wiem jak krem poradziłby sobie w "trudniejszych warunkach". Myślę jednak, że wbrew obietnicom producenta, wiele by nie zdziałał, jest po prostu zbyt lekki. 
O płynie micelarnym z rumiankiem Green Pharmacy pisałam już jakiś czas temu: klik. Występuję on w dwóch pojemnościach: 250 ml i 500 ml. Bardziej opłaca kupować się większe opakowanie, kosztuje ono w granicach 12,00 zł. Jest to bardzo niska i przyjemna dla portfela kwota biorąc pod uwagę fakt, że płyn jest bardzo wydajny, bo wystarcza na około 2-3 miesiące codziennego stosowania. Rumiankowy płyn micelarny świetnie radzi sobie ze zmywaniem kolorowych kosmetyków, pozostawiając tym samym czystą skórę, gotową na dalszą pielęgnację. Płyn jest delikatny dla oczu, nie szczypie ani nie powoduje łzawienia. Nie wpływa też negatywnie na stan cery. Miałam już kilka butli tego płynu micelarnego i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę, bo moim zdaniem jest to bardzo dobry produkt do demakijażu :)

07:11:00

Recenzja: Szampon z olejem z opuncji figowej do włosów osłabionych i zniszczonych, Maroko Sklep

Recenzja: Szampon z olejem z opuncji figowej do włosów osłabionych i zniszczonych, Maroko Sklep
Obietnice producenta:
Szampon zawiera drogocenny olej z nasion opuncji figowej, bogaty w wielonienasycone kwasy tłuszczowe, który nadaje mu właściwości odżywcze i ochronne. Szampon intensywnie regeneruje, pielęgnuje oraz zmiękcza. Po jego zastosowaniu włosy wyglądają zdrowiej, stają się sprężyste, podatne na układanie oraz bardziej odporne na szkodliwy wpływ czynników zewnętrznych. 
Skład: Aqua, cocamidopropyl betaine, opuntia ficus - indica seed oil, glycerin, sodium chloride, benzyl alcohol, sodium cocoamphoacetate, citric acid, stearyl citrate, sodium benzoate, parfum.

250 ml kosztuje 24,87 zł w Maroko Sklep
Moim zdaniem:
Bohater dzisiejszego postu obiecuje, że po jego użyciu moje włosy będą zregenerowane, zmiękczone, sprężyste i podatne na układanie. Czy właśnie taki efekt udało mi się uzyskać stosując szampon z olejem z opuncji figowej?
W prostej, plastikowej butelce zakończonej nakrętką z klapką skrywa się 250 ml gęstej konsystencji w ładnym zielonym odcieniu. Butelka jest poręczna, a jej szata graficzna nawiązuje do marokańskiego pochodzenia kosmetyku. Nalepka się nie ściera, ani się nie odkleja, mimo że szampon cały czas stoi pod prysznicem, więc jest codziennie narażony na niemałe ilości wody ;) Zapach jest przyjemny, niemęczący, ale nie wyczuwam w nim nic konkretnego, jest taki "zmieszany". W kontakcie z wodą szampon robi się trochę "tępy" i słabo się pieni. 
Szamponu używam do pierwszego mycia włosów, albowiem dobrze oczyszcza z produktów do stylizacji i nagromadzonych zanieczyszczeń. Jest to produkt, który nie zawiera SLS, SLES, silikonów, parabenów, barwników, rafinowanych olejów ani pochodnych ropy naftowej. Moim włosom trudno jest dogadać się z kosmetykami do pielęgnacji bez SLS, dlatego tego szamponu nie mogę stosować solo, bo po każdym umyciu wydaje mi się, że włosy są jakieś... inne, bardzie szorstkie. Wbrew obietnicom producenta, nie zaobserwowałam, aby szampon mocno je zregenerował, a mimo wysokiej pozycji olejku z opuncji figowej w składzie kosmetyku nie uważam, aby wybitnie je nawilżył czy odżywił. Ponadto są mniej podatne na układanie oraz trudniej mi je rozczesać. 
Podsumowując, jeśli szukacie dobrego szamponu oczyszczającego bez całej tej zbędnej chemii, to polecam Wam wypróbować ten z opuncją figową, który znajdziecie w Maroko Sklep. Jeśli jednak Wasze włosy potrzebują "okiełznania", a na co dzień sprawiają trudności w rozczesywaniu, to lepiej rozejrzyjcie się za jakimś innym szamponem. 

06:55:00

Fantastyczna piątka, czyli kosmetyczni ulubieńcy roku 2016: pielęgnacja włosów

Fantastyczna piątka, czyli kosmetyczni ulubieńcy roku 2016: pielęgnacja włosów
Mamy już połowę marca ( serio, kiedy to minęło? ), a ja przypomniałam sobie, że przecież nie pokazałam Wam jeszcze włosowych ulubieńców 2016 roku! Nie wiem jak to się stało, dlatego dziś, jak najszybciej, nadrabiam tą ( tę? ) zaległość :)
Drewnianą szczotkę do włosów For Your Beauty kupiłam kilka lat temu w Rossmannie. Wtedy była w promocji i zapłaciłam za nią nieco ponad 20,00 zł. Obecnie kosztuje nieco więcej- sprawdzałam na stronie drogerii i teraz jej cena wynosi ponad 31,00 zł. Szczotka jest duża, masywna, ale też poręczna, dobrze trzyma mi się ją w dłoni. Przeznaczona jest do długich i gęstych włosów, w które wchodzi gładko, jak w przysłowiowe masło. Naturalne włosie w połączeniu z zaokrąglonymi szpileczkami świetnie rozczesują moje włosy, wygładzają je i sprawiają, że ładnie się błyszczą. Ja ją uwielbiam i zdecydowanie wolę ją od słynnej szczotki Tangle Teezer.
Nigdy bym nie pomyślałam, że jakikolwiek lakier do włosów zyska miano mojego ulubieńca. A jednak znalazł się jeden taki gagatek, który polubiłam od pierwszego użycia, a jest nim Volumizing HairSpray got2b od Schwarzkopf. W tym lakierze podoba mi się wszystko: świetne różowe opakowanie, jego genialny oraz lekko słodkawy zapach, który z miejsca podbił moje serce. Sam lakier nie obciąża włosów, nie robi z nich hełmu i daje się łatwo wyczesać. Dodatkowo, nie wysusza włosów, nawet gdy spryskuje nim włosy każdego dnia przez dłuższy okres. Jestem na duże tak. 
Dzięki suchym szamponom Batiste nie straszna mi wizja przetłuszczonych włosów ;) Na zdjęciu widzicie wersję Floral Essences, ale w zeszłym roku zdążyłam przetestować też inne i wszystkie się u mnie bardzo dobrze sprawdziły. Szampony te przede wszystkim świetnie absorbują sebum, dzięki czemu włosy wyglądają świeżo i zyskują dodatkową lekką objętość. Są łatwe do wyczesania, więc tym samym nie są widoczne ani na włosach ani na skórze głowy, a ponad to nie wywołują żadnych podrażnień czy reakcji alergicznych, nie przyczyniają się także do powstawania łupieżu. Używam ich rzadko, często w awaryjnych sytuacjach i jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. 
Odżywki w sprayu Gliss Kur nieraz widziałyście w moich denkach, nie mogło więc zabraknąć ich przedstawiciela w moich ulubieńcach. Od lat spryskuję nimi włosy przed prostowaniem- taki prosty trick sprawia, że prostownica sunie po nich gładko i lekko. Czasami używam ich też w ciągu dnia, dzięki czemu ładnie pachną, nie elektryzują się ani nie puszą, ale błyszczą się, są gładsze i mięciutkie. Nie są to odżywki, które w znaczący sposób poprawią stan włosów, mocno je odżywią czy zregenerują, ale mimo to bardzo je lubię i kupuję je już od tylu lat.
O migdałowej odżywce do suchych i matowych włosów Vatika pisałam już na blogu pod koniec grudnia minionego roku: klik. Lubię w niej wszystko: poręczną butelkę o przyjemnej szacie graficznej, jej piękny, słodkawo- migdałowy zapach, mocno kremową konsystencją, a przede wszystkim rewelacyjne działanie na moje włosy, które sprawiła, że odżywka Vatiki znalazła się w tym zestawieniu. Odżywka pełna jest aktywnych składników, takich jak migdały, miód oraz jogurt, których połączenie sprawia, że moje włosy są takie, jak lubię. To znaczy są odżywione, nawilżone i wygładzone, a do tego wszystkiego cudnie pachną i jeszcze piękniej się błyszczą. 

Jeśli interesują Was moi ulubieńcy w innych kategoriach, odsyłam do tych konkretnych wpisów:

07:06:00

Lutowe denko

Lutowe denko
Połowa marca, a ja dopiero publikuję lutowe denko! :P
1. Kremowy żel pod prysznic Malina i Piwonia, Le Petit Marseillais- najpiękniej pachnący żel pod prysznic, jaki dane mi było ostatnio używać. Delikatny zapach piwonii okraszony słodkością maliny tworzy niesamowitą ucztę dla naszych zmysłów. Jeszcze ta mięciutka piana i uczucie gładkiej, aksamitnej w dotyku skóry- no czego chcieć więcej? W ostatnich tygodniach to zdecydowanie mój żel pod prysznic nr 1! 
2. Odżywczy szampon z cudownymi olejkami do włosów zniszczonych i łamliwych Ultra Doux, Garnier- jest to moja druga butla tego szamponu. Kilka lat temu pojawił w jednym z denek i wtedy napisałam o nim, że jest nijaki. Cofam to! Szampon jest bardzo gęsty, ma piękny bursztynowy kolor i przyjemny zapach. Mocno się pieni, dobrze oczyszcza włosy, wygładza je, zmiękcza, nawilża i dodaje im blasku. 
3. Dwufazowy eliksir do włosów zniszczonych Elseve Total Repair, L'Oreal- jestem przyzwyczajona do odżywek w sprayu GlissKur, których używam od lat, a w porównaniu z nimi ten eliksir wypada jakoś słabo, poz tym jest od nich mniej wydajny. Czegoś mi  w nim brakuje, ale czego konkretnie, to nie potrafię określić. Niemniej jednak polubiłam ten produkt za to, że ułatwia rozczesywanie włosów, za co ma u mnie duży plus.
4. Łagodzący emolitenowy krem z olejkiem na dzień i na noc Babassu Oil, Lirene- bardzo spodobał mi się zapach tego kremu, subtelny, łagodny i z delikatną nutą słodyczy. Konsystencję też miał bardzo przyjemną, leciutką, troszkę jakby rozwodnioną. Używałam go głównie rano, więc powiem Wam, że oprócz tego, że zapewniał mojej skórze optymalną dawkę nawilżenia na cały dzień, to jeszcze dobrze współpracował ze stosowanymi przeze mnie podkładami. 
5. Krem do rąk Femme Fatale, Indigo- bardzo fajny kremik o nietłustej konsystencji i przyjemnym, słodkawym zapachu, który dobrze nawilżał, wygładzał i odżywiał skórę dłoni. Schowany został do niedużej tubki z pompką. Niestety, trafił mi się jakiś felerny egzemplarz z niedziałającą pompeczką... Niemniej jednak, jest to kolejny kosmetyk Indigo, który przekonał mnie, że marka ta ma naprawdę świetne produkty. 
6. Tonik zwężający pory na dzień i na noc Liście Manuka, Ziaja- jak markę Ziaja uwielbiam, tak ich toników jakoś zdzierżyć nie mogę, każdy jakoś tak bardzo długo się u mnie wchłania. Ten jest jedynym, który naprawdę lubię, pewnie ze względu na pompkę, dzięki której tonik w całości i dodatkowo szybko wchłania się w skórę. O toniku oraz innych kosmetykach z serii Liście Manuka pisałam już na blogu: tu, tu i jeszcze tu
7. Antybakteryjny żel do mycia twarzy Clarina, Himalaya- za bardzo nie będę się rozpisywać o tym produkcie, bo planuję jego recenzję, która myślę, że pojawi się jeszcze w marcu. Nadmienię tylko, że żel ten ma baaardzo mydlany zapach, "ciężki" sam w sobie i taki, który przeszkadzał mi w jego używaniu. 
8. Pomadka do ust Skuteczne Nawilżenie, Bielenda- bardzo dobra pomadka, o zapachu unisex :P, więc może być stosowana również przez naszych panów. Ma fajną, odpowiednio twardą formułę, a jednocześnie taką, która lekko sunie po ustach, pozostawiając na nich delikatną warstewkę, która nawilża, zmiękcza i wygładza usta. 
9. Błyszczyk do ust Fashion Colour, Bell- kolejny błyszczyk Bell, który polubiłam i który kupiłam w Biedroce. Nie klei ust, ładnie je nabłyszcza, pokrywa delikatną warstewką koloru, zmiękcza i nawilża. To wszystko za cenę kilku złotych, więc jestem jak najbardziej na tak. 
10. Multifunkcyjne serum do rzęs 5w1 z olejkiem arganowym SOS Lash Booster, Eveline- serum używałam jako bazy pod tusz. Kosmetyk ładnie wydłuża rzęsy, trochę podbija intensywność koloru i przedłuża trwałość maskary. Jest bezpieczny dla oczu, nie powoduje szczypania, podrażnień czy łzawienia.
11. Zmywacz lakieru hybrydowego, BeBeauty- w zapasie mam jeszcze jedną jego buteleczkę. Nie jest zbyt wydajny, a o tym jak się u mnie sprawdził poczytacie w recenzji, którą opublikuję za kilka dni. 
12. Fluid matujący MakeUp Academie, Bielenda- pod koniec lutego napisałam obszerną recenzję tego podkładu: klik. Jestem zachwycona tym fluidem i na pewno kupię jeszcze jego niejedną tubkę. Może nawet już na najbliższej promocji -49% w Rossmannie, której kolejna edycja rusza już w kwietniu ;)
13. Baza na zaczerwienienia Mr.Perfect, Bell- o bazie pisałam już we wpisie o kosmetycznych zaskoczeniach. Zawarte w niej zielone pigmenty ładnie przygaszają zaczerwienienia, a sama baza delikatnie wygładza skórę oraz dobrze współpracuje z podkładami i korektorami. Nie mogłam jednak używać jej codziennie, bo lubi zapychać.

07:17:00

Upominki z II Spotkania Łódzkich Blogerek

Upominki z II Spotkania Łódzkich Blogerek
W dzisiejszym wpisie zdjęcia będą zdecydowanie przeważać nad treścią, a to dlatego, że chciałabym Wam pokazać upominki, które przywiozłam z II Spotkania Łódzkich Blogerek. Relację z tego wydarzenia znajdziecie tutaj :)
Od Ani, właścicielki B.LovesPlates, otrzymałam paczuszkę z niezbędnikiem do stemplowania oraz firmowymi gadżetami, takimi jak przypinka, długopis oraz smycz. Stemplowanie to teraz moja nowa pasja :D
Od firmy Juki dostałam praktyczną torbę pełną przydatnych gadżetów, takich jak ścienny kalendarz, centymetr, notesik, długopis oraz składaną parasolkę :)
Upominki od Patatoy oddałam w ręce 4-letniego chrześniaka mojego męża, sobie zostawiłam tylko smycz :D 
AA i Oillan zadbały o to, abym nigdy nie wyszła z kosmetycznych zapasów ;) Po spotkaniu jestem bogatsza w wiele nowych kosmetyków, między innymi w maseczki, olejek do ust, bazę pod makijaż oraz balsam i żel pod prysznic. 
Portal Kobiece Porady przygotował dla uczestniczek spotkania torbę pełną gadżetów oraz słodkich krówek, a DuafeElixir By Nature oraz Miravena kilka kosmetycznych upominków. 
Pilomax podarował kosmetyki do włosów, głównie dla dzieci, ale zostaną one u mnie, bo nie mam ich komu podarować. Z wyjątkiem szamponu Boy, który już trafił w odpowiednie dziecięce rączki :)
Niespodzianka od Joico zaskoczyła mnie najbardziej, a to głównie za sprawą jednego produktu, jakim jest odżywka w piance, która myje włosy! Oprócz niej marka podarowała jeszcze serum oraz lakier do włosów, a także próbkę szamponu i odżywki z serii K-Pax oraz voucher na zabieg rekonstrukcji włosów. 
Olejek i mydełko Equilibra udało mi się wylicytować na aukcji, z której dochód został przekazany na rzecz chorego na autyzm Mikołajka. Zestaw składający się z pozostałych kosmetyków otrzymała każda uczestniczka spotkania. 
AnnaCosmetics, marka kompletnie mi nieznana, sprezentowała mi szampon oraz maskę do włosów. 
Od Selfie Project otrzymałam swoje pierwsze bibułki matujące, a także żel do mycia twarzy oraz krem matująco- nawilżający. Do tej pory udało mi się poznać puder i płyn micelarny, o których pisałam tutaj.
Marka Donegal podarowała mi lakier do paznokci oraz akcesoria kosmetyczne, takie jak puszek do pudru, dwustronny pilniczek z odklejanymi warstwami oraz podręczną szczotkę do włosów, którą można wrzucić do torebki :)

08:06:00

Recenzja: Paski wybielające zęby Max White 3D White Teeth System

Recenzja: Paski wybielające zęby Max White 3D White Teeth System
O kuracji wybielającej Max White 3D White Teeth System możemy poczytać, że "jest to kilkufazowa, enzymatyczna formuła wybielająca umożliwiająca przeprowadzenie kuracji w domowych warunkach. To kompleksowy, skuteczny, a przede wszystkim wygodny system wybielania zębów. Dzięki konsystencji elastycznego żelu paski wybielające dobrze przylegają i nie odpadają łatwo od zębów, zapewniając dość czasu, aby osiągnąć doskonały efekt wybielania. Odpowiednia kuracja zapewni pożądany efekt w krótki czasie.".
W ramach współpracy z KS Installation, który zajmuje się importem owej kuracji, otrzymałam 14-dniową kurację składającą się z 28 jednorazowych pasków ( po jednym na górną i dolną linie zębów ) oraz papierowy miernik ze skalą odcieni kolorów zębów. Paski z substancją wybielającą zapakowane zostały do niedużych, pojedynczych saszetek. Moim zdaniem, jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo zużyte paski i niepotrzebną już saszetkę można od razu wyrzucić do śmieci. Niewielkie torebki łatwo rozerwać i wyjąć z nich paski, które umieszczone są na cienkiej, plastikowej folii podkładowej. Co do miernika skali odcienia kolorów zębów, to został on nadrukowany na małym kartoniku i przedstawia 12 stopni kolorów zębów. Poszczególne odcienie wpadają w szarość, moje zęby zaś w żółte tony, więc początkowo miałam delikatne problemy z ustaleniem, który odcień koloru odpowiada moim zębom, ale poprosiłam męża o pomoc i razem ustaliliśmy, że najbliżej im do do nr 8 ;)
Używanie pasków jest dziecinnie proste. Po wyjęciu paska z saszetki, należy delikatnie odkleić go od folii podkładowej i nażelowaną stroną przyłożyć do zębów, tak aby całkowicie do nich przylegał, wyrównać do linii dziąseł i delikatnie przycisnąć, a nadmiar paska "zgarnąć" na tył zębów. Tak samo należy postąpić z drugim paskiem, po czym zostawić je na zębach na 30 minut. W tym czasie można normalnie rozmawiać i przełykać ślinę. Paski się nie przesuwają i są praktycznie niewyczuwalne. Przez większość dni trwania tej kuracji nie odczuwałam najmniejszego dyskomfortu, chociaż na początku raz lub dwa czułam delikatny ból zębów, który przechodził po zdjęciu pasków. Nie zaprzestałam jednak dalszej kuracji, bo nic poważniejszego się z zębami nie działo. Po upływie wskazanego czasu, paski łatwo zsuwają się z zębów, ale zawsze zostawał mi na nich żel, którego pozostałości wypłukiwałam zaraz po ściągnięciu pasków. Kurację przeprowadziłam sumiennie, codziennie przez 14 dni przyklejałam na zęby paski. Ostatniego dnia sprawdziłam stopień ich bieli i co się okazało? Kuracja wybieliła mi zęby aż o 4 odcienie! Ostatni pasek ściągnęłam około 3 tygodni temu i efekt bielszych zębów nadal się utrzymuje!
Na dołączonej do kuracji ulotce wyczytałam, że nie wolno stosować pasków zaraz po szczotkowaniu zębów, tylko odczekać przynajmniej godzinę. Znajdziemy też zapewnienie, że składniki pasków są bezpieczne. W ich składzie znajdziemy: 20% wody0,2% kojącego i odświeżającego mentolu10% zagęszczacza jakim jest guma celulozowa0,5% EDTA ( konserwant i stabilizator ), 1% chlorku sodu, który stosowany jest w higienie jamy ustnej jako substancja polerująca, 0,2% kwasu cytrynowego, który usuwa przebarwienia oraz 68,1% gliceryny, czyli substancji nawilżającej. 
Jeśli udało mi się zaciekawić Was kuracją wybielającą Max White 3D White Teeth System to możecie ją sobie zamówić na Allegro, dokładniej pod tym linkiem. KS Installation z Kalisza, który jest importerem tychże pasków wybielających, ma w swojej ofercie kuracje 7,14 i 21-dniowe, których ceny odpowiednio to: 22,00 zł, 39,60 zł oraz 49,50 zł. 

07:15:00

Odżywczy oleo krem do włosów z kawiorem i olejami indyjskimi, Caviar Biovax

Odżywczy oleo krem do włosów z kawiorem i olejami indyjskimi, Caviar Biovax
Obietnice producenta:
Luksusowy oleo krem to połączenie odżywczej mocy najlepszej jakości szlachetnych olejów z lekką, otulającą konsystencją kremu. Bez efektu obciążenia włosów. Odżywczy ole krem kryje w sobie unikalne wartości odżywcze pochodzące z naturalnych skarbów: delikatnego czarnego kawioru i cenionych indyjskich olejków, Moringa i Tamanu. Oleo krem to preparat, który doskonale uzupełni codzienną pielęgnację włosów, dopełni działanie odżywki bądź maski, potęgując efekt upiększenia fryzury. 

120 ml/ ok.17,00 zł w drogeriach
Moim zdaniem:
Producenci kosmetyczny prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowszych produktów, które przyciągną, a jeszcze lepiej, zachwycą potencjalną konsumentkę. Jedną z takich innowacji jest połączenie kremu i olejku do pielęgnacji włosów w coś, co producent, czyli L'Biotica, nazwał oleo kremem. W swojej ofercie marka ma cztery takie kosmetyki: z perłami i olejami dalekowschodnimi ( tsubaki i perilla ), z diamentami i olejami amazońskimi ( pequi i babassu ), ze złotem i olejami afrykańskimi ( z nasion baobabu i arganowy ) oraz z kawiorem i olejami indyjskimi ( moringa i tamanu ), który przetestowałam na swoich włosach i już po pierwszym użyciu się zachwyciłam!  
Oleo krem znajduje się w wąskiej tubce, utrzymanej w złoto- czarnej kolorystyce. Moim zdaniem takie połączenie kolorów jest eleganckie, ponadczasowe i zawsze będzie się podobać. Smukła tubka ma pojemność 120 ml, zamykana jest na plastikową nakrętkę, na której produkt można stabilnie postawić. Wykonana jest z giętkiego, elastycznego tworzywa, dzięki czemu oleo krem bez problemu da się wycisnąć do ostatniego grama. 
Kosmetyk ma kremową, gęstą, a jednocześnie lekką formułę i przyjemny, delikatny, troszkę słodkawy, ale też nieco sztuczny zapach. Dzięki swojej konsystencji jest bardzo wydajny, albowiem wystarczy niewielka ilość oleo kremu, aby zapewnić włosom optymalną pielęgnację. W jego składzie znajdziemy ekstrakt z kawioru, który ma chronić włosy przed utratą koloru i je nawilżać; oraz dwa indyjskie oleje: moringa i tamanu. Pierwszy z nich odpowiada za wygładzenie, nawilżenie i zmiękczenie włosów, drugi ma ujarzmiać suche i puszące się włosy. 
Wszelkie kremy, olejki, balsamy, maski, itp. zawsze aplikuje od połowy włosów po same ich końce. Robię tak, głównie dlatego, że z natury są puszące i lubią się elektryzować, więc muszę je jakoś dyscyplinować. Poza tym szybko się przetłuszczają u nasady, więc staram się unikać nakładania czegokolwiek na włosy tuż przy skórze głowy. Oleo krem stosuję jako odżywkę bez spłukiwania, na wilgotne włosy. Jest to kosmetyk, który zgodnie z obietnicami producenta, ujarzmia niesforne włosy, wygładza je oraz zapewnia im optymalną dawkę nawilżenia. Nie obciąża włosów, ułatwia rozczesywanie, a także dodaje im blasku i sprawia, że są pachnące oraz zdrowo wyglądają. Oleo krem fajnie odżywia włosy, wizualnie poprawia ich wygląd, dodaje im elastyczności oraz niesamowitej miękkości.
Miałam już kilka produktów do pielęgnacji włosów Biovax i wszystkie bardzo dobrze się u mnie sprawdziły, a oleo krem nie jest wyjątkiem. Wszystko mi w nim odpowiada i na pewno jeszcze zagości w mojej kosmetyczce. Ale najpierw sprawdzę pozostałe trzy oleo kremy, które L'Biotica wypuściła na nasz kosmetyczny rynek ;)
Moje Drogie, z okazji naszego święta życzę Wam wszystkiego najlepszego! :)

07:05:00

Recenzja: Perfumy w kamieniu Relax, Song of India

Recenzja: Perfumy w kamieniu Relax, Song of India
Obietnice producenta:
Perfumy w kamieniu Relaz Song of India to zapach, który orzeźwia i dodaje energii. Odrobina zapachu roztoczy wokół Ciebie kojącą cytrusowo- kwiatową aurę. Wystarczy wetrzeć niewielką ilość na nadgarstek lub za uchem. Perfumy zamknięte są w uroczym, kamiennym opakowaniu. Idealne na prezent. 
Moim zdaniem:
Song of India jest indyjską marką znaną na całym świecie, która od prawie 100 lat zajmuje się produkcją olejków zapachowych wyłącznie z kwiatów, liści, korzeni i drzew. W swojej ofercie marka ma między innymi olejki do kąpieli, kadzidełka, ziołowe maseczki do twarzy oraz perfumy, na przykład takie w kamieniu :)
Perfumy Song of India są nieszablonowe. Nie mają typowej, wodnistej konsystencji ani nie znajdują się w szklanym flakonie. Mają postać zbitego, białego kremu, który znajduje się w kamiennej szkatułce z przykrywką. Puzdereczko jest niewielkie, bez problemu zmieści się nawet w niedużej torebce, więc ukochany zapach może towarzyszyć nam w każdej chwili. Perfumy w pokojowej temperaturze nie zmieniają swojej formuły, ale wystarczy na dłużej zostawić je w większym cieple, aby zaczęły się roztapiać, zmieniając się tym samym w olejek. Perfumy te same w sobie są intensywne, więc nie warto przesadzać z ich ilością, którą należy wetrzeć w pulsujące miejsca na ciele, przez co są bardzo, ale to bardzo wydajne. Ich skład jest bardzo krótki i myślę, że osobom zwracającym uwagę na składy stosowanych kosmetyków może się spodobać. Perfumy te przede wszystkim nie zawierają alkoholu, a więc nie działają wysuszająco na skórę. W ich składzie znajdziemy za to tylko pszczeli wosk, olejek jojoba, olejek z kiełków pszenicy oraz naturalne olejki eteryczne.
Jak to bywa przy zakupie nieznanych perfum przez internet, przy wyborze kierowałam się opisem na stronie sklepu. To tam wyczytałam, że Relax jest orzeźwiającym zapachem o kwiatowo- cytrusowej nucie. Początkowo, zapach jest typowo orientalny, mocny i egzotyczny. I tak też pachnie w szkatułce. Dopiero po chwili, pod wpływem ciepła skóry, uwalnia się wspomniana już cytrusowa woń, która wybija się na pierwszy plan, w tle pozostawiając subtelne kwiatowe aromaty. Po "zgraniu się" ze skórą, zapach staje się delikatniejszy, bardziej otulający, a jednocześnie cały czas pozostaje świeży, energetyzujący i pobudzający. 
W sklepie internetowym Magiczne Indie oprócz posiadanego przeze mnie zapachu, znajdziecie jeszcze siedem innych: Pure Musk, który jest połączeniem piżma i drzewno-kwiatowych nut, White Flowers o zapachu białych kwiatów ( jak sama nazwa wskazuje ;), Jasmine Orient o jaśminowej woni, Pink Honeysuckle, które są kwiatowo-owocową kompozycją zapachową, Indian summer, który ma w sobie nutkę orientu i słodyczy, a także romantyczny i zmysłowy zapach Love oraz różany Wild Rose. Wszystkie mają po 6 g i kosztują 25,00 zł. Jeśli któryś zapach Was zainteresował, a okazałoby się, że jest chwilowo niedostępny, to sklep Magiczne Indie posiada opcję powiadamiania klienta o pojawieniu się kosmetyku w asortymencie. Wystarczy tylko podać swój adres e-mail :)

07:23:00

Intensywnie odżywczy krem do twarzy na noc, Vianek

Intensywnie odżywczy krem do twarzy na noc, Vianek
Obietnice producenta:
Bogaty w składniki odżywcze krem do twarzy na noc pozwala zregenerować każdy rodzaj cery. Zawiera olej sojowy, z pestek morelirokitnikowy, a także masło avocadowosk pszczeli i lecytynę sojową. Uzupełnia niedobory lipidów, wzmacnia strukturę skóry i przywraca jej właściwy poziom nawilżenia. Ekstrakt z szyszek chmielu zwiększa przyswajalność składników odżywczych do głębszych warstw naskórka.

50 ml/21,99 zł do kupienia na przykład w sklepie internetowym Vianek
Moim zdaniem:
Moja znajomość z kosmetykami Vianek trwa raptem kilka tygodni, ale już mogę Wam zdradzić, że nie będzie to przygoda na jeden raz ;) Być może pamiętacie, że w moich styczniowych nowościach kosmetycznych pojawiły się trzy produkty Vianka z serii pomarańczowej, czyli odżywczej przeznaczonej do pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Płyn micelarny- tonik, maseczkę- peelingi krem do twarzy na noc udało mi się nabyć w bardzo okazjonalnej cenie 35,00 zł. Dziś przygotowałam dla Was recenzje intensywnie odżywczego kremu na noc z ekstraktem z szyszek chmielu, w przygotowaniu są też wpisy o pozostałych dwóch kosmetykach.
Nieduża butelka utrzymana jest w minimalistycznej, wręcz skromnej szacie graficznej. Dużo bieli i pomarańczy oraz troszkę czerni to jedyne kolory na opakowaniu. Buteleczka z pompką air- less oraz przezroczystą nasadką jest bardzo wygodna i higieniczna. Tego typu opakowanie ogranicza dostęp powietrza podczas używania produktu, a ponadto rozwiązanie typu air- less zapewnia jego precyzyjne dozowanie: jedna pompka zapewnia odpowiednią ilość na wklepanie kremu w skórę twarzy oraz szyi. Na samej butelce widnieje niewiele informacji ( skład, sposób użycia, termin przydatności i kontakt do producenta ), dużo więcej znajdziemy na kartoniku, do którego został schowany krem. 
Odżywcza seria kosmetyków Vianek oczarowuje zapachem. Bardzo podoba mi się wyrazisty, a zarazem łagodny, miodowo- kwiatowy zapach kremu. Jest po prostu prześliczny! Płyn micelarny- tonik z tej samej serii również tak ładnie pachnie, jednak czuć subtelną różnicę w zapachu obu tych kosmetyków. Krem zaskakuje też swoim kolorem, który jest energicznie pomarańczowy :) Jego konsystencja jest lekka, nie obciąża skóry, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. 
Zgodnie z jego przeznaczeniem, po krem sięgam na noc. Po miesiącach używania olejków w wieczornej pielęgnacji, to miła odmiana dla mojej skóry. Kilka razy spotkałam się z tym kremem na Waszych blogach, gdzie wyczytałam, że niektóre z Was używają go również na dzień i że stanowi fajną bazę pod makijaż. Wierzę Wam na słowo, bo sama tak go nie stosowałam; rano używam nawilżającego kremu przeciw niedoskonałościom Mixa :) Wróćmy jednak do Vianka. O to, aby składniki odżywcze kremu lepiej się przyswajały i docierały do głębszych warstw naskórka dba ekstrakt z szyszek chmielu, który dodatkowo ma działanie przeciwstarzeniowe. Krem Vianek świetnie nawilża skórę, dodaje jej miękkości i elastyczności. Dodatkowo potrafi ją ukoić i dobrze odżywić, a także łagodzi wszelkie podrażnienia oraz delikatnie wygładza skórę. Jest łagodny dla skóry, nie podrażnia ani nie wywołuje reakcji alergicznych.
Krem, jak i inne kosmetyki marki Vianek, nie był testowany na zwierzętach, jego kompozycja zapachowa wolna jest od alergenów, a do jego produkcji wykorzystano zioła z ekologicznych upraw oraz składniki naturalnego pochodzenia, takie jak olej z pestek moreli, rokitnikowy, masło avocado oraz, wspomniany już w tekście, ekstrakt z szyszek chmielu. Termin ważności kremu mija po 18 miesiącach od daty produkcji i po 6 miesiącach od momentu jego otwarcia. Krem cechuje się dobrą wydajnością, ale myślę, że spokojnie zdążę go zużyć w ciągu pół roku :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger