Moje rzęsy, odkąd pamiętam, nigdy nie grzeszyły długością ani gęstością, poza tym były proste jak drut. A ja przecież całe życie marzyłam o długich, gęstych i z natury podkręconych rzęsach... Marzyłam, marzyłam i teraz je mam! Moje "nowe" rzęsy są zasługą czteromiesięcznej kuracji serum Bodetko Lash, którą rozpoczęłam dokładnie 8 listopada 2016 roku, a zakończyłam 24 marca roku bieżącego, więc post pisany jest na świeżo ;) Od pierwszego dnia, sumiennie dzień w dzień, stosowałam serum po wieczornym demakijażu- nie opuściłam nawet jednego dnia, brawo ja! Serum pojechało ze mną nawet w podróż poślubną :D
Serum otrzymałam w eleganckim, utrzymanym w złoto- czarnej kolorystyce, kartoniku. Buteleczka z kosmetykiem ma taką samą kolorystykę- już przy okazji innego produktu wspomniałam Wam, że połączenie złota i czerni zawsze mi się podoba i uważam je za ponadczasowe. Opakowanie z serum przypomina te, w których kupujemy eyelinery w płynie. Złotka nakrętka nie jest przyklejona do pędzelka, łatwo się zsuwa, co bywa irytujące, a ponadto tworzywo, z którego została wykonana jest słabej jakości, bo jak możecie zobaczyć na zdjęciu wyżej, popękało mi i to już przy pierwszym upadku... Cieniutki, prosty pędzelek pozwala łatwo, szybko i wygodnie, ale przede wszystkim precyzyjne zaaplikować serum na rzęsy. Sam kosmetyk jest bezzapachowy, a jego konsystencja jest płynna i bezbarwna.
Do serum podeszłam z dużym zaufaniem, nawet przez myśl mi nie przeszło, że może mnie uczulić bądź podrażnić. I tak właśnie było: przez te kilkanaście tygodni stosowania Bodetko Lash nie odczułam żadnego dyskomfortu, najmniejszego łzawienia, swędzenia czy pieczenia, nie pojawiła się też jakakolwiek reakcja alergiczna, a muszę Wam przypomnieć, że moje oczy są dość wrażliwe. Stosowanie serum bardzo szybko weszło mi w krew, bo jak już wspomniałam wcześniej, aplikacja jest bardzo prosta i szybka. Serum należy zaaplikować jak najbliżej górnej linii rzęs, najlepiej przed snem. Długo nie zauważałam efektów działania odżywki, ale byłam na to przygotowana. Dopiero gdzieś grubo po ponad 2 miesiącach bliżej im się przyjrzałam i zauważyłam, że są nieco dłuższe, a w zewnętrznych kącikach lekko podwijają się ku górze. Przez ostatnie tygodnie wydłużyły się jeszcze mocniej. I to tak, że pomalowane tuszem zahaczają mi teraz o linię brwi, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Rzęsy zrobiły się też bardziej gęste i podkręcone. Wydaje mi się, że są również sporo ciemniejsze. Efekt jest duży, bo moje nowe rzęsy robią niemałe wrażenie na koleżankach z pracy, które wręcz zachwycają się moją nową firanką rzęs :D
Serum Bodetko Lash kosztuje 149,00 zł za 3 ml. Obecnie trwa promocja, dzięki której można zaoszczędzić od 30,00 zł do prawie 70,00 zł. Ponadto producent oferuje darmową wysyłkę kurierem lub Pocztą Polską. Cena serum nie jest niska, ale należy wziąć pod uwagę, że produkt jest naprawdę bardzo wydajny i wystarcza na wiele miesięcy. Podczas kuracji nie skąpiłam sobie tego serum i starczyło mi ono na całe 4 miesiące, czyli na tyle, ile kuracja powinna trwać. Zostały mi jeszcze jakieś resztki, które skrupulatnie wybieram ;) Co do ceny produktu, to na własnych rzęsach przekonałam się, że nie są to pieniądze wyrzucone w błoto, na dowód czego zostawiam Was na koniec ze zdjęciami moich rzęs przed i po rozpoczęciu kuracji. Wybaczcie mi jakość zdjęć, ale ciężko zrobić zdjęcia "na ślepo" i jedną ręką, bo drugą trzyma się karteczkę pod okiem ;) Starałam się jednak bardzo i mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze widać efekty przed i po.
Tak wyglądały moje rzęsy w dniu rozpoczęcia kuracji, czyli 8 listopada 2016 roku.
Ich obecny stan, po 4 miesiącach kuracji, prezentuje na zdjęciu powyżej, które zrobiłam 24 marca 2017 roku.