Kredki do ust lubię tak samo jak kolorowe pomadki. Tych drugich mam więcej, ale na zakupach coraz częściej rozglądam się właśnie za kredkami. Są one przeważnie tak samo dobre i trwałe jak pomadki, a jednak sporo tańsze. I jeszcze szybciej się zużywają, więc częściej mogę chodzić na zakupy i kupować coraz to inne- no same plusy mają :D
Jest już coraz chłodniej, czuć jesienią w powietrzu, więc powoli odstawiam błyszczyki, a na nowo sięgam po pomadki i kredki. Od kilku tygodni do makijażu używam matowych kredek do ust Mexmo, o których producent pisze bardzo krótko i węzłowato: że dostępne są w czterech odcieniach, że służą zarówno do obrysowania konturu ust, jak i do wypełnienia koloru w środku ust, że w ich składzie znajdziemy olej rycynowy i roślinny, a także masło shea i że ich cena to 18,00 zł za sztukę.
Ze wspomnianej, dość skromnej, palety kolorystycznej posiadam dwa odcienie: nr 10 ( cielisty ) oraz nr 13 ( fuksja mocniej wpadająca w fiolet ). Obie kredki są dobrze napigmentowane. Jasnej kredki używam do obrysowania konturu ust, po czym środek wypełniam pomadką lub błyszczykiem, a fuksją maluję całe usta. Kredka w kolorze nr 10 jest uniwersalna i częściej używam jej w swoim makijażu. Odcień nr 13 jest specyficzny, trudny, ale ma w sobie to coś, zwraca na siebie uwagę. To, że kredki nie są zbyt grube pozwala na precyzyjne pomalowanie warg. Mimo iż z założenia są to kredki matowe, to dzięki zawartości olejków i masła shea nie wysuszają ust, wręcz przeciwnie: delikatnie nawilżają i zmiękczają wargi.
Podsumowując, tak samo krótko, jak producent, matowe kredki do ust Mexmo okazały się być fajnymi kolorowymi kosmetykami. Są trwałe, łatwe w użyciu i ładnie prezentują się na ustach, a jedyne czego im brak to szerszej gamy kolorystycznej.
PS. To mój ostatni "panieński" post, następny napiszę do Was już jako mężatka :D