Pierwszy Shiny Box w 2018 roku ma przenieść nas do magicznej, zimowej krainy. Rządzi w niej piękna Królowa Śniegu, którą na pewno już widziałyście na zdjęciach pudełka u innych blogerek ;) Grafika boxa utrzymana jest w chłodnych odcieniach niebieskiego i różowego. Jest przyjemnie, ale bądźmy szczerzy, Shiny Box miewało już dużo ładniejsze szaty graficzne. Z dołączonej ulotki wynika, że w pudełku powinno znaleźć się siedem pełnowymiarowych produktów, w tym jeden wymienny, oraz upominek. Powinno, bo u mnie zabrakło jednego z nich, czyli żelowego lakieru do paznokci So Chic!- ktoś chyba zapomniał go spakować ;)
Niekwestionowaną perełką boxa jest odbudowujący krem pod oczy Naobay. Ma on pojemność 20 ml, a jego sugerowana cena to ponad 100,00 zł, a więc już ten jeden produkt jest wart więcej niż całe pudełko. Wyczytałam, że ma przyjemnie naturalny skład i nie jest testowany na zwierzętach, za co marka mocniej zyskuje w moich oczach. Mnie osobiście bardzo podoba się jego opakowanie, w szczególności ta drewniana nakrętka :) Krem Naobay ma działać regenerująco, nawilżająco i przeciwstarzeniowo. Akurat kończę krem pod oczy Dermedic, więc w niedługim czasie to on będzie dbał o moją skórę pod oczami. Kolejny kosmetyk, którego obecność w boxie mnie ucieszyła, to błyszczyk do ust Miyo. Mam go w kolorze nr 01, My Bride, który to idealnie wkomponował się w tematykę przewodnią pudełka "Winter Wonderland". Bo czy tylko ja uważam, że jego białawy odcień z mnóstwem brokatowych drobinek, nie wygląda jak iskrzący się w słońcu śnieg? Mnie właśnie takie skojarzenie się nasunęło na myśl, gdy tylko wzięłam go do ręki :) Na ustach błyszczyk pozostawia przezroczystą poświatę z subtelnymi, rozświetlającymi drobinkami. W boxie znalazłam również pumeks Hammam, który już kiedyś miałam, a nawet pisałam o nim na blogu: klik. Wykonany został ręcznie z marokańskiej czerwonej glinki. Przeznaczony jest do pielęgnacji stóp i z tego co wyczytałam bogaty jest w cynk, magnez, selen i żelazo. Chusteczki do higieny intymnej Efektima to także pełnowymiarowy produkt, który kosztuje raptem niecałe 2,00 zł. Chusteczki mają odświeżać, oczyszczać i chronić przed podrażnieniami. Na pewno jest to wygodna opcja na wszelkie wyjazdy, bo nie zajmują wiele miejsca i są leciutkie. Ja już wrzuciłam je do torebki, bo nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać. Saszetka suplementu diety F-Vit C 1000 to wspomniany na wstępie upominek.
Regenerująca maska błotna -417 do suchych i zniszczonych włosów to druga perełka z styczniowego Shiny Boxa. Jest to produkt wymienny z z Błotem z Morza Czarnego tej samej marki. Tak na marginesie, wiedziałyście, że jest to izraelska marka kosmetyczna? Ale wracając już do kosmetyku, to cieszę się, że trafiła mi się akurat maska, bo w przeciwieństwie do błota, ją na pewno wykorzystam. Jeśli obietnice producenta się sprawdzą to maska ta sprawi, że moje włosy będą odżywione, nawilżone i zmiękczone, a także bardziej elastyczne i wzmocnione. Bardzo spodobała mi się jej szata graficzna, zaskoczył mnie jej kolor, który jest kapka w kapkę jak moja skóra :D oraz zapach, który z błotem nie ma nic wspólnego. Zafoliowane opakowanie gwarantuje mi, że wcześniej nie była otwierana, wąchana i macana, co stanowi bardzo duży plus. Musujące kule do kąpieli Dairy Fun, podobnie jak pumeks Hammam, też już kiedyś miałam. W opakowaniu są trzy, każda ma po 100 g, a różnią się kolorami i zapachami: różowa pachnie brzoskwinią i mango, pomarańczowa ma zapach karmelowego jabłka, a żółta jest mlekiem i miodem płynąca. To znaczy, pachnąca ;) Ich zapachy są intensywne, czuć je w całym pudełku. Dobrze, że mają dłuższy termin ważności, bo z ich wykorzystaniem będę musiała poczekać do przeprowadzki, kiedy to w końcu będę miała wannę :D
Podsumowując, styczniowy Shiny Box nie zawiódł mnie swoją zawartością. Każdy kosmetyk, który się w nim znalazł, z przyjemnością przetestuję. Bardzo cieszę się z obecności produktów Naobay i -417, bo są to drogie marki, których ja bym sobie nie kupiła, bo szkoda by mi było wydać tyle pieniędzy na jeden kosmetyk- w ramach przypomnienia, cena jednego i drugiego produktu to nie mniej niż 100,00 zł. A dzięki Shiny Box będę mogła je przetestować bez wydawania krocia. W pudełku nie pasuje mi tylko to, iż produkt w saszetkach za mniej niż 2,00 zł został nazwany pełnowymiarowym i pełnowartościowym.
Na fanpage'u Shiny Box pojawiła się już zapowiedź lutowego pudełka, które ma być pełne miłości do piękna. Mam ogromną nadzieję, że zawartością nie będzie odbiegać od styczniowego, a nawet, że będzie jeszcze lepiej;)
Na fanpage'u Shiny Box pojawiła się już zapowiedź lutowego pudełka, które ma być pełne miłości do piękna. Mam ogromną nadzieję, że zawartością nie będzie odbiegać od styczniowego, a nawet, że będzie jeszcze lepiej;)