Kończy się kolejny miesiąc, a to oznacza post podsumowujący moje zużycia. Znów jestem zaskoczona ilością wykończonych przeze mnie kosmetyków. Nie pytajcie jak to robię, bo naprawdę nie mam pojęcia! Bywa tak, że przez pierwsze dni miesiąca nie zużyję nic, aż przychodzi taki dzień i bach!- kończy mi się wszystko po kolei... Mój 'rekord' to 6 pustych opakowań w ciągu jednego dnia. Ale dość gadania, czas przejść do rzeczy :)
W grudniu zastanawiałam się dlaczego żele pod prysznic kończą się zanim właściwie zacznę ich używać. Ledwo otworzyłam jeden, a już widziałam jego dno. I tak za każdym razem... Rozwiązanie zagadki okazało się bardzo proste, z żelami 'zaprzyjaźnił' się mój tatuś, który podczas jednej kąpieli potrafi wlać do wanny pół butelki :P Przy jego pomocy wykończyłam cztery żele pod prysznic, wszystkie przepięknie pachnące- Original Source Cactus&Guarana ( 1 ), Isana o zapachu kwiatu maku ( 2 ), Wellness&Beauty Mandarynka&Jogurt ( 3 ) oraz Yves Rocher Grejpfrut z Florydy ( 4 ).
Nigdy nie myślałam, że zużyję do końca Masła do ciała o zapach Mango BeBeauty ( 6 ). W życiu nie miałam tak topornego balsamu do ciała, rozsmarowywanie go to istna orka na ugorze. Gdyby jeszcze fenomelnalnie nawilżał i odżywiał skórę to wybaczyłabym mu okropną konsystencję. Niestety, nie zapewnia ani tego ani tego, więc nigdy więcej go nie kupię! W przeciwieństwie do Wyszczuplającego musu do ciała Perfecta Spa ( 5 ), o którym pisałam już tutaj. Mus ma fajną konsystencję, dobrze się rozsmarowuje i przyjemnie nawilża ciało. Krople przyspieszające wysychanie lakieru Essence ( 9 ) kupowałabym znacznie częściej, gdybym miała bliżej Naturę, bo są naprawdę świetne! Oprócz szybszego wysychania lakieru olejek dba też o skórki wokół paznokci. Kosmetyki FlosLek kupuję bardzo rzadko, bo jakoś nie mam przekonania do ich produktów. Czekoladową wazelinę ( 8 ) kupiłam ze względu na pozytywne oceny w blogosferze, a na żel pod oczy na sińce i obrzmienia z arniką ( 7 ) namówiła mnie koleżanka, która bardzo lubi ten żel. Wzięłam, bo kiedyś miałam z babką lancetowatą i był świetny, a ten okazał się totalnym niewypałem. Nie spełnia żadnej głównej obietnicy producenta, czyli nie zmniejsza cieni ani obrzęków pod oczami.
Na odżywkę do włosów łamliwych i bez połysku Isana ( 1 ) skusiłam się ze względu na promocję. Niestety nie sprawdziła się na moich włosach, mimo że nakładałam spore ilości to włosy ciągle były suche, matowe i wyglądały jak siano. Również ze względu na promocję kupiłam szampon Timotei Naturalne Oczyszczenie ( 2 ), który także się nie popisał i teraz trzymam się od Timotei z daleka. Pozostając jeszcze w temacie produktów do włosów to w grudniu wykończyłam jeszcze
szampon wzmacniający Arginine Resist x3 L'Oreal Elseve ( 4 ). Mimo że zbiera średnie oceny to moim zdaniem jest świetny. Dobrze oczyszcza, nie plącze włosów, pozostawia je miękkie i gładkie.
Antyperspirant Garnier Mineral Sensitive ( 3 ) to mój ulubieniec. Tak samo jak balsam do ciała Dove Silky ( 5 ). Gorzej jest z dwoma kremami do twarzy, które wykończyłam w grudniu. Punktowy reduktor przebarwień Ziaja Med ( 7 ) po czasie zaczął mnie zapychać, a
Normaderm ProMat Vichy ( 8 ) tylko wysuszył mi skórę... To była moja druga tubka tego kremu, pierwszą miałam chyba w liceum i wtedy krem sprawdził się dużo lepiej. Wydajność maski do twarzy ze 100% olejem winogronowym Bingo Spa ( 6 ) przeszła moje oczekiwania. Więcej o masce możecie przeczytać tutaj.
Przez ostatnie tygodnie używałam na zmianę ulubionego płynu micelarnego do demakijażu oczu i twarzy AA ( 3 ) oraz płynu micelarnego do oczyszczania oraz demakijażu twarzy i oczu Marion ( 5 ), o którym poczytacie tutaj. O spirulinie ( 6 ) zamierzam napisać oddzielną notkę, w której będę wychwalać ją pod niebiosa :D Nie przeszkadza mi nawet jej specyficzny zapach :) Stałymi elementami większości moich denek jest żel do golenia Sensual Joanna ( 2 ), bez którego nie umiem już ogolić sobie nóg :P oraz zmywacz do paznokci, tym razem Labell ( 1 ), który kupiła moja mama i któremu daleko do mojego ulubieńca z Isany.
Perfumy Green Tea Elizabeth Arden ( 4 ) mają orzeźwiający zapach zielonej herbaty, który towarzyszył mi każdego dnia. W planach mam zakup kolejnych flakonów, ale najpierw muszę wykończyć zalegające zapachy :)
W grudniu zużyłam też troszkę kolorówki, w tym dwa tusze, które okazały się totalnymi bublami. Zoom Zoom Mascara Bell ( 9 ) oprócz nadania rzęsom koloru intensywnej czerni i minimalnego wydłużenia rzęs nie robi z nimi nic innego. Z kolei
Scandaleyes Rimmel ( 8 ) ma ogromną szczoteczkę, którą trudno było mi umalować rzęsy. W dodatku skleja rzęsy, rozmazuje się i kruszy, a obiecywany efekt pogrubienia jest żaden. Oprócz dwóch tuszy wykończyłam też dwa błyszczyki. Jednym z nich był błyszczyk Liquid Crystal 5D Glamour Effect Eveline ( 10 ), o którym pisałam tutaj. Błyszczyk Safari Quiz ( 11 ) poznałam dzięki współpracy z marka Quiz i od tamtej pory kupiłam chyba trzy kolejne w innych odcieniach :) Dna dobił także fluid Mineral Make-Up Golden Rose ( 7 ), który kupiłam tylko po to aby mieszać go z innym podkładem, czyli nie mam pojęcia jak sprawuje się solo na twarzy :P