Ostatni post o kosmetycznych rozczarowaniach pojawił się na blogu w czerwcu, a więc prawie rok temu! Są to posty, które w całej blogosferze ciągle cieszą się dużym zainteresowaniem- powinnam więc częściej takie pisać :P Dziś pokażę Wam trzy produkty, które już na początku tego roku zawiodły mnie swym (nie)działaniem i które mogę głośno nazwać kosmetycznymi bublami, na które szkoda pieniędzy, czasu i nerwów.
Po około dwóch latach właściwie ciągłego noszenia hybryd, moje paznokcie się zbuntowały i po zdjęciu ostatniego manicuru pokazały mi w jakim kiepskim są stanie- cienkie jak bibułka, łamiące się przy każdej okazji. Postanowiłam więc dać im się zregenerować i zrezygnowałam z hybryd dopóki, dopóty płytka paznokcia nie odrośnie w całości. Tak więc już ponad miesiąc chodzę bez pomalowanych paznokci, co jest dla mnie sporym wyczynem ;) Aby pomóc moim paznokciom zaczęłam także zażywać skrzyp polny, wcierać różne olejki, a także zakupiłam wzmacniającą odżywkę do osłabionych i pękających paznokci Maximum Strength Sally Hansen. Gdyby spełniała ona obietnice producenta, dziś moje paznokcie były by jak nowe. Miała je wzmocnić, chronić, zwiększyć ich odporność na uszkodzenia, a efekty miały być widoczne po tygodniu systematycznego stosowania. W to ostatnie zapewnienie akurat nie uwierzyłam, bo wiem z doświadczenia, że tego typu produkty trzeba stosować regularnie i przez dłuższy czas. Liczyłam jednak, że po trzech tygodniach codziennego malowania nią paznokci, jakieś efekty jednak uda mi się zaobserwować. Odżywka nie jest przezroczysta ani błyszcząca, po wyschnięciu zostawia na paznokciach matową warstewkę w jasno różowym kolorze, która ściera się nawet nie wiadomo kiedy. Nie wiem czy jest osoba, która lubi, gdy lakier do połowy paznokcia jest zdarty. Kosztowała mnie około 15,00 zł. Niby nie dużo, ale jakoś mi żal wydanych na nią pieniędzy... Na szczęście moje paznokcie mają się już coraz lepiej, w kwietniu może już coś na nich zmaluję ;), ale nie jest to zasługą tej odżywki.
Od lat prostuję włosy, więc gdy widzę jakikolwiek nowy produkt, który ma sprawić, że będą jeszcze prostsze, kupuję go od razu w ciemno :P Czasami takie spontaniczne zakupy mi się opłacają, lub jak w przypadku eliksiru prostującego włosy Marion, są to pieniądze wyrzucone w błoto. Po pierwsze, nie wiem czy jest to praktyka producenta, czy wzięłam jakieś trefne opakowanie, ale moja buteleczka nie była wypełniona w całości, tylko gdzieś tak do 2/3 jej wysokości. Niestety, przez nieprzezroczyste ścianki nie było tego widać, w przeciwnym wypadku szukałabym opakowania, w którym było by więcej kosmetyku. Chociaż, mając wiedzę, którą mam teraz, odłożyłabym buteleczkę na miejsce i zawinęła się na pięcie ;) Eliksir to tak naprawdę tłusty, ciężki olejek, który nałożony w zbyt małej ilość na włosy nie robi z nimi nic, ale już ociupinka więcej sprawia, że włosy są oklapnięte, a posklejane końcówki przypominają strągi. Jednym słowem, włosy wyglądają tak, jakbym nie myła ich przez tydzień albo jeszcze dłużej. Nigdy nie udało mi się dobrać odpowiedniej jego ilości, co kończyło się tym, że po każdym jego użyciu tylko się denerwowałam. No może raz mi się poszczęściło i zaaplikowałam go w idealnej proporcji, ale to nie znaczy, że z efektu jego działania byłam zadowolona. Z informacji na buteleczce wynikało, że eliksir powinien zapewnić moim włosom ochronę przed wilgocią i długotrwałe wygładzenie. Faktycznie, tego dnia były miękkie, gładsze, ale odrobina wilgoci nadal sprawiała, że zaczynały się wykręcać każdy w swoją stronę... Po około dwóch latach właściwie ciągłego noszenia hybryd, moje paznokcie się zbuntowały i po zdjęciu ostatniego manicuru pokazały mi w jakim kiepskim są stanie- cienkie jak bibułka, łamiące się przy każdej okazji. Postanowiłam więc dać im się zregenerować i zrezygnowałam z hybryd dopóki, dopóty płytka paznokcia nie odrośnie w całości. Tak więc już ponad miesiąc chodzę bez pomalowanych paznokci, co jest dla mnie sporym wyczynem ;) Aby pomóc moim paznokciom zaczęłam także zażywać skrzyp polny, wcierać różne olejki, a także zakupiłam wzmacniającą odżywkę do osłabionych i pękających paznokci Maximum Strength Sally Hansen. Gdyby spełniała ona obietnice producenta, dziś moje paznokcie były by jak nowe. Miała je wzmocnić, chronić, zwiększyć ich odporność na uszkodzenia, a efekty miały być widoczne po tygodniu systematycznego stosowania. W to ostatnie zapewnienie akurat nie uwierzyłam, bo wiem z doświadczenia, że tego typu produkty trzeba stosować regularnie i przez dłuższy czas. Liczyłam jednak, że po trzech tygodniach codziennego malowania nią paznokci, jakieś efekty jednak uda mi się zaobserwować. Odżywka nie jest przezroczysta ani błyszcząca, po wyschnięciu zostawia na paznokciach matową warstewkę w jasno różowym kolorze, która ściera się nawet nie wiadomo kiedy. Nie wiem czy jest osoba, która lubi, gdy lakier do połowy paznokcia jest zdarty. Kosztowała mnie około 15,00 zł. Niby nie dużo, ale jakoś mi żal wydanych na nią pieniędzy... Na szczęście moje paznokcie mają się już coraz lepiej, w kwietniu może już coś na nich zmaluję ;), ale nie jest to zasługą tej odżywki.
Kolagenowa maska na usta Pilaten okazała się dość cienka, musiałam ostrożnie się z nią obchodzić, aby jej nie uszkodzić. Jej galaretowata konsystencja była w porządku, szkoda tylko, że zbytnio nie chciała trzymać się skóry- chodząc musiałam co jakiś czas ją poprawiać. Do tej pory nie rozumiem czemu ona musiała być też taka wielka? Niby maska na usta, a zakrywa sporą część twarzy. Jej użycie miało intensywnie nawilżyć usta, miały być wygładzone, pełniejsze i ujędrnione. Zrobiłam wszystko to, co zalecił producent: umyłam skórę wokół ust, przemyłam tonikiem, maseczkę nałożyłam na usta na ponad 20 minut, a resztę kosmetyku wklepałam w wargi. No i zaczęłam doszukiwać się jakichkolwiek efektów. A tu nic, nul, nada, zero. Ani nawilżenia, ani wygładzenia. Żadnego ujędrnienia, odżywienia czy czegokolwiek. Ta maska fajne ma tylko opakowanie. Różowe, dziewczyńskie, przesłodzone. Sama maseczka wygląda śmiesznie, ale przymknęłabym na to oko, gdyby wykazała jakiekolwiek właściwości. Bo czego kobieta nie zrobi dla swej urody, nawet założy śmieszną maskę na twarz :P Moja mama kupiła dwie te maseczki, po niecałe 3 zł za sztukę, więc tragedii cenowej nie ma. Jedną wykorzystałam, drugą pożyczyłam na potrzeby zdjęcia i zaraz jej oddałam ;) Z tego co wiem, jeszcze jej nie testowała, ale śmiem wątpić, by spełniła jej oczekiwania... Jest nieco bardziej wymagająca niż ja :P
A jakie kosmetyki, w ostatnim czasie, nie spełniły Waszych oczekiwań ?
Ja za Marionem nie przepadam.
OdpowiedzUsuńwww.natalia-i-jej-świat.pl
Hmmm chyba ostatnio nie trafiłam na żadne buble... A paznokcie uratowała mi odżywka z eveline...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Maseczka wygląda przezabawnie :)
OdpowiedzUsuńMam tą odżywkę tyle, że wersję bez koloru i mam takie samo zdanie na jej temat jak ty ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie trafiłam na żaden z tych bubli.
OdpowiedzUsuńten eliksir prostujący zapewne ma masę silikonów i Bóg jeden wie co jeszcze :D
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z nich, na szczęście
OdpowiedzUsuńO odzywce pisalam u siebie:). Totalne dno:)
OdpowiedzUsuńCale sczzescie nie uzywalam zadnego z tych kosmetykow
OdpowiedzUsuńO bublach zawsze warto czytać :) Staram się trzymać sprawdzonych kosmetyków ale nigdy nie wiadomo co człowieka zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńKurcze, mam tę maskę pilaten :P
OdpowiedzUsuńZnam tą odżywkę i potwierdzam - jest koszmarna! xD
OdpowiedzUsuńmiałam tę maskę do ust, rozczarowanie, mnie chyba nawet i piekła, najfajniejsze ma opakowanie, i nie należy jej z niego wyjmować :)
OdpowiedzUsuńU mnie jutro pojawi się wpis z serii 3 X NIE, więc też sobie ponarzekam na buble kosmetyczne :P
OdpowiedzUsuńDziekuje za ostrzezenie, odzywka Sally Hansen kusila mnie swojego czasu ;)
OdpowiedzUsuńz Sally Hansen polecam hards nail, albo jeszcze lepszy jest herome, kuracja do baaardzo zniszczonych paznokci np, po tipsach mój ulubieniec nr 1. genialny Sally H. ma różne produkty, niektóre lepsze a inne gorsze, u mnie nie sprawdziła się zupełnie odżywka w niebieskim opakowaniu do paznokci nie pamiętam nazwy
OdpowiedzUsuńWiele osób uważa, że ta maska na usta po prostu ładnie wygląda a nie działa
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zawiodłam się na pewnym szamponie z Avonu, który miał zapobiegać wypadaniu włosów. Nie dość, że efektów brak, to na dodatek dostałam straszny łupież. Porażka.
OdpowiedzUsuńCzyli eliksir prostujący włosy okazał się tłustym olejkiem, pewnie wykończeniowym, a maseczka do ust zbędnym gadżetem :P Ja też niedawno trafiłam na buble. No cóż, zdarzają się :)
OdpowiedzUsuńDzięki za info! Będę omijać te kosmetyki szerokim łukiem ;)
OdpowiedzUsuńBędę pamiętać, chociaż i tak szczególnie mnie nie kusiły ;)
OdpowiedzUsuńZapomniałam, odżywkę Sally Hansen miałam i faktycznie okazała się do bani ;)
OdpowiedzUsuńnigdy nie spodziewam się efektu po jednym zabiegu, jednej maseczce raz użytej, ale ja jestem dziwny :D
OdpowiedzUsuńCo do odżywki to nie lobię takich jak ta więc cie rozumiem doskonale
Jęsli chodzi o odżywki do paznokci, to też nie przepadam za takimi jak ta z SH. Ja lubię tą złotą z SH - polecam. Włosy z natury mam proste, więc Marion nigdy mnie nie skusi, a te maski na usta tak bardzo mnie śmieszą, że w życiu ich nie użyję ;)
OdpowiedzUsuńta "maska" kolagenowa na usta to jakaś porażka ;/
OdpowiedzUsuńRzeczywiście porażka :p dlatego zawsze czytam recenzje zanim coś kupię :p
OdpowiedzUsuńONLY DREAMS
ta maska na usta - już nie raz czytałam, że to bubel :(
OdpowiedzUsuńLubię czarną maskę pilaten, więc myślałam że ten całuśnik lepiej się sprawdzi
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z tych produktów, ale to i dobrze :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu kupiłam chyba wszystkie odżywki Sally Hansen i wszystkie oddałam, bo nie robią na moich paznokciach wrażenia :/
OdpowiedzUsuńszkoda, że ta odżywka się nie sprawdziła :( 💙
OdpowiedzUsuńMarion czasem ma dobre produkty ;) Co do Pilaten no sama nazwa wskazuje, że nie będą to kosmetyki wysokiej półki. Ale ja też bym ją zrobiła 2-3 razy żeby zobaczyć czy jest efekt.
OdpowiedzUsuńmiałam tą maskę na usta i u mnie nie było żadnego efektu, ale pewnie dlatego że tylko raz ją użyłam :)
OdpowiedzUsuń_____________
♥ Blog dla kobiet daria-porcelain.pl ♥
Dzięki za ostrzeżenia :)
OdpowiedzUsuńMaseczka na usta jest dość dziwna i zabawna ;P To chyba na te wielkie usta, które swego czasu były bardzo modne na instagramie ;)
OdpowiedzUsuńMaski na usta mnie nie przekonują.
OdpowiedzUsuńMyslalam że efekty po maseczce beda bardziej widoczne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostrzeżenie. :)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego z tych produktów, ale na tę maseczkę na usta mimo wszystko mam ochotę 😊
OdpowiedzUsuńAkurat niczego nie miałam:)
OdpowiedzUsuńnie miałam tej odżywki, ale kiedyś o mało jej nie kupiłam. dobrze, że tego nie zrobiłam ;)
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio miałam wielką maskę na usta i się zastanawiałam PO CO :D
OdpowiedzUsuń