17:02:00

Piątka wspaniałych, czyli o kosmetykach Oriflame

Witam Was w środku tygodnia! Nie wiem jak Wam, ale mi dni mijają zaskakująco szybko. Przed chwilą jeszcze był poniedziałek, a tu już weekend na horyzoncie :D Po nim znów  będzie poniedziałek, tak nielubiany przez większość z nas, ale nie jest on taki straszny, jak go wszyscy wkoło malują :P Kolejny tydzień zapowiada się dla mnie przyjemnie, bo będzie krótszy- w czwartek jadę na szkolenie, a w piątek planuje wolne :D, a poza tym pojawi się najnowszy katalog Oriflame :) Póki co do 11 czerwca aktualny jest jeszcze ten ze zdjęć, w którym możecie zamówić między innymi kosmetyki, o których zaraz Wam co nieco opowiem :) 
Nieskromnie uważam, że usta są moim atutem i lubię je podkreślać, malując błyszczykami, ale znacznie częściej kolorowymi pomadkami. Ostatnią moją nowością do makijażu ust jest pomadka Giordani Gold Iconic Lip Elixir w kolorze Poppy Pink. Odcień zamawiałam w ciemno, ale okazał się być przepięknym, intensywnym różem, który bardzo mi pasuje. Odkąd mam tą pomadkę o wszystkich innych zapomniałam, a mam ich niemało :P Używam jej na co dzień, ale też na większe wyjścia, bo jest to kolor uniwersalny, który sprawdza się przy każdej okazji. Pomadka Iconic Lipc Elixir ma świetną konsystencję, bardzo lekką, bez chemicznego posmaku, która nie jest ani trochę wyczuwalna na ustach. Zaraz po tym jak zaschnie zapominam o tym, że w ogóle pomalowałam nią usta :D Pomadka daje matowe wykończenie makijażu, ale nie jest to tępy i ciężki mat, tylko delikatny i naturalny, który nie tworzy skorupy na ustach. Pomadka jest w miarę dobrze napigmentowana, ale aby ładnie pokryła usta równomierną warstewką koloru trzeba się przyłożyć, poświęcić makijażowi nieco dłuższą chwilkę. Wierzcie mi, że warto, bo pomadka utrzymuje się na ustach długie godziny, schodzi bardzo wolno i to w taki estetyczny sposób. Używam jej praktycznie każdego dnia i nie zauważyłam, aby wysuszała usta. Po całym dniu jej noszenia nadal są miękkie i gładkie. Pomadka dostępna jest w 8 odcieniach, od nude po burgund, za standardową cenę 49,90 zł. Zapomniałam jeszcze dodać, że ma solidne, prześliczne opakowanie, bardzo eleganckie i klasyczne, z wygodnym aplikatorem w postaci ściętej gąbeczki, którą bardzo przyjemnie nakłada się produkt na usta. 
Oprócz pomadek do ust Oriflame równie mocno polubiłam się z zapachami marki. W swojej kolekcji mam już kilka i ciągle mi ich przybywa! W maju zamówiłam kolejne perfumy, tym razem skusiłam się na Sublime Nature Tonka Bean. Jest to zapach z nowej kolekcji premium, której twórczynią jest Nathalie Lorson, która w 2016 roku otrzymała tytuł Mistrza Perfumiarstwa. Skromny, wręcz powściągliwy, ale jednocześnie stylowy i elegancki flakon zakończony złotą nakrętką ma pojemność 50 ml i kosztuje 159,90 zł. Jest to zapach orientalno- kwiatowy, w którym prym wiedzie tonkowiec wonny, kryjący w sobie akordy wanilii, migdałów i karmelu. Pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą mi na myśl o tych perfumach to ciepły, otulający i upojny. Zapach okraszony jest słodkością, ale nie jest ani przytłaczający ani męczący. Dla mnie jest to zapach na jesienno- zimowy okres, na lato i wiosnę jest nieco zbyt intensywny i aromatyczny. Sublime Nature Tonka Bean to zapach obok którego nikt nie przejdzie obojętnie. Jest bardzo zmysłowy, sensualny i ponętny, podkreślający naszą kobiecość i seksapil. Będzie idealnym uzupełnieniem wieczorowej kreacji. Otulająca mgiełka zapachu Oriflame będzie nam towarzyszyć bez długie godziny, bo trwałość tych perfum jest na piątkę!  
Krem do rąk Macaron Love skusił mnie obietnicą zapachu makaroników, czyli ciasteczek, które uwielbiam! oraz słodko wyglądającym, iście księżniczkowym opakowaniem :D Złoto- różowa tubka w rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach w katalogu. Aż chce się ją wyciągać z torebki i pokazywać światu :D Ma pojemność 75 ml i w regularnej cenie kosztuje 16,90 zł. Sam krem jest biały, ma lekką konsystencję, taką przypominającą śmietankę, która łatwo rozprowadza się do dłoniach i szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze lepkiej czy tłustawej otoczki. Niestety, krem nie pachnie smakowitym aromatem makaroników, jak obiecuje to producent. Zapach jest przyjemny, ulotny, mający w sobie coś otulającego, ale nie ma w nim nic, co kojarzyłoby się z tymi francuskimi ciasteczkami. W przeciwieństwie do perfum, które opisałam wyżej, krem ten, według mnie, nadaje się do stosowania głównie latem i wiosną, ze względu na mało treściwą konsystencję. W moim odczuciu jest to też krem dla osób, które nie mają większych problemów ze skórą dłoni, nie skarżą się na ich suchość i szorstkość. Jest to krem, który pomaga utrzymać kondycję skóry dłoni, ale raczej jej znacząco nie poprawia. Przyjemnie nawilża, zmiękcza oraz wygładza i to moim dłoniom wystarcza, bo jak często podkreślam, w pielęgnacji nie są zbyt wymagające. 
Krem przeciwzmarszczkowy na noc NovAge Ecollagen umieszczony został w szklanym słoiczku o pojemności 50 ml. Kosztuje 94,90 zł, czyli wcale nie tak mało. Opakowanie cieszy oko, połączenie jakby wojskowej zieleni z białymi i srebrnymi detalami wygląda bardzo ładnie. Krem ma przyjemną, gęstą konsystencję, która lekko rozprowadza się po skórze, otaczając ją cieniutką, nietłustą warstewką. Jest delikatnie perfumowany, a jego zapach, nie wiedzieć czemu, kojarzy mi się z ogórkiem :P Bądź co bądź, zgrywa się z kolorem opakowania :P Do jego produkcji wykorzystana została technologia Tri- peptide, która ma redukować każdy rodzaj zmarszczek oraz ekstrakt roślinny z komórek macierzystych, do których właściwości zalicza się między innymi poprawę kolorytu oraz wzrost jędrności skóry. Krem aplikuje albo na oczyszczoną skórę twarzy albo po nałożeniu boostera Vichy, z którym bardzo fajnie się dogaduje. Używam go zbyt krótko, by móc stwierdzić jego właściwości przeciwzmarszczkowe, ale ma kilka innych, o których mogę Wam napisać ;) Przede wszystkim krem pozwala utrzymać nawilżenie skóry na właściwym poziomie. Rankiem skóra wygląda zdrowo, jest elastyczna i lekko napięta. Krem NovAge potrafi złagodzić podrażnienia, a poza tym wydaje mi się, że po jego stosowaniu skóra jest wzmocniona, a także odżywiona i zregenerowana. Krem nie spowodował u mnie zapychania skóry, nie pojawiła się żadna nowa niedoskonałość. Nie wywołał też reakcji alergicznej, podrażnienia czy innego dyskomfortu skóry. 
I na koniec totalne zaskoczenie, czyli rewitalizująca maseczka w płachcie do twarzy NovAge. Po niektórych produktach nie spodziewam się zbyt wiele i tak było w tym przypadku, ale dlaczego to nie umiem Wam odpowiedzieć. Tkanina, z której maseczka została wykonana jest gruba, bardzo dobrze nasączona, dzięki czemu idealnie przylega do twarzy i tym samym można połączyć przyjemne z pożytecznym i na przykład ogarnąć kuchnię z maseczką Oriflame na twarzy :D Jest na tyle duża, że pokrywa całą twarz, a otwory na oczy, nos i usta są odpowiedniej wielkości. Maseczka nie wywołuje żadnego dyskomfortu, po ściągnięciu tkaniny resztki maseczki wklepuję w skórę. Efekty jej działania tak mnie zaskoczyły, że zaczęłam żałować, że zrobiłam ją w normalny dzień roboczy, a nie przed jakąś imprezą :P Maseczka sprawiła, że skóra była nawilżona, odżywiona i miękka w dotyku. Podrażnienia zostały złagodzone, zaczerwienienia ukojone, a kolory ujednolicony. Skóra przez długi czas była matowa, różne jej nierówności zostały wygładzone, a ona sama była dodatkowo promienna. Maseczka jest jednorazowa i chociaż jej działanie jest pierwszorzędna, to jej standardowa cena 29,90 zł jest małą przesadą. Z całego serca ją Wam polecam, ale radzę, abyście śledzili jej cenę w katalogach i jednak kupili ją taniej ;) 
Czas na podsumowanie dzisiejszej piątki kosmetyków z Oriflame. Moje serce na równi skradła pomadka do ust w płynie, która została moim ulubionym produktem do makijażu w ostatnich tygodniach, oraz rewitalizująca maseczka do twarzy w płachcie, która na mojej mieszanej cerze spisała się perfekcyjnie. Perfumy przepięknie pachną, ale z ich częstszym używaniem poczekam do jesieni, bo jest to pora roku, na którą idealnie się nadają. Krem do twarzy ma super konsystencję i pozostawia skórę przyjemną w dotyku oraz bardzo dobrze nawilżoną. Krem do rąk zauroczył mnie swoim słodkim opakowaniem, ale rozczarował zapachem. Jego działanie jest w porządku, ale nie jestem przekonana czy osoby z problemem suchych dłoni się z nim polubią. 

18 komentarzy:

  1. Współpracuje biznesowo z Ori i mam te produkty, uwielbiam je!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie zamawiałam nic z oriflame :)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie korzystam z produktów Oriflame :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kompletnie nie sięgam po produkty Oriflame i chyba jedynie perfumy mogłabym kupić, choć na pewnie nie w ciemno :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja akurat z Oriflame nic nie używam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że krem nie pachnie makaronikami :P

    OdpowiedzUsuń
  7. zakochałam się w Sublime Nature Tonka Bean, to zdecydowanie bardziej mój zapach od zielonej, świeżej wersji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nic nie miałam, ale najbardziej jestem ciekawa maski w płacie, bo jej się u nich nie spodziewałam :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Cały czas nie mogę się przekonać do kosmetyków Oriflame...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie miałam praktycznie ani jednego kosmetyku z oriflame w swojej kosmetyczce! Nie wiem jak to się stało :D
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie używałam jeszcze niczego z tej marki :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie miałam nic z tego, ale mam w tej firmie kilka ulubieńców :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Pomadka ma śliczny kolor, lubię takie od czasu do czasu na ustach ;) ale ogólnie raczej nie korzystam z ich produktów

    OdpowiedzUsuń
  14. Polecę wpis żonie, gdyż nie widzę na półce kosmetyków tej firmy :)

    OdpowiedzUsuń
  15. mam z oriflame krem rozświetlający - cudowny jest!

    OdpowiedzUsuń
  16. jeszcze parę miesięcy temu nikt nie lubił Oriflame, a teraz cała blogosfera o tym pisze ;D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 MintElegance , Blogger