Po wielu latach mycia, wcierania, przecierania, pocierania, wklepywania i każdego innego rodzaju ciapciania i chlastania twarzy drogeryjnymi kosmetykami postanowiłam nieco odciążyć moją umęczoną buźkę i ograniczyć wszelkie kremy, maści, żele oraz inne cuda wianki do minimum, przechodzą na jaśniejszą stronę mocy, czyli pielęgnację naturalną. Nie ukrywam, że spora w tym Wasza zasługa- w całej mojej blogowej karierze naczytałam się ogromu wpisów, w których wychwalałyście produkty naturalne, z których same uwarzyłyście, zmieszałyście i wytworzyłyście własne kosmetyki. Nie jestem tak oblatana jak niektóre z Was w tych kwestiach, jeszcze nie odważyłam się zrobić sobie samej krem, żel czy serum, ale proste w wykonaniu maseczki śmigam jak ta lala :) Głównie z różnokolorowych glinek, ale o nich napisałam już tyle postów, że tym razem napiszę o innym cudzie natury, czyli aldze zwanej spiruliną.
Na początek kilka słów o niej samej, zaczerpniętych ze strony ZróbSobieKrem, z której najczęściej kupuję to zielone cacuszko:
Spirulina to zielono-niebieska mikroalga, posiadająca formę spirali. Jest najbardziej niezwykłą rośliną odżywczą, jaka została odkryta przez człowieka. Do dnia dzisiejszego nie znaleziono na naszym globie żadnego organizmu, żadnej rośliny, ani też żadnego środka kosmetycznego, który zawierałby tak bogatą kombinację naturalnych, łatwo przyswajalnych i bezpiecznych dla człowieka substancji odżywczych. Działa na skórę jak serum, które maksymalnie i natychmiast po kuracji poprawia ukrwienie, reguluje czynności gruczołów łojowych, poprawia koloryt skóry oraz jej wygląd, co zauważalne jest niemalże natychmiast. Przy tym pomaga regulować równowagę kwasowo– zasadową, dzięki czemu cera staje się elastyczna. Wzmacnia naczynia krwionośne, chroniąc je przed pękaniem. Dzięki właściwością odżywczym i ściągającym pory, maseczka z alg nakładana jest np. po zabiegach oczyszczających skórę lub do zabiegów mających na celu maksymalne odżywienie skóry.
Stworzenie maseczki o dobroczynnym wpływie na cerę jest tak proste jak obsługa cepa: czubatą łyżeczkę zielonego proszku mieszam z kilkoma kroplami wody ( którą można zastąpić ulubionym hydrolatem ) oraz olejku ( np. z nasion konopi indyjskiej, arganowanego, z awokado ), a jak mam pod ręką to i kroplą kwasu hialuronowego. Uzyskaną papkę rozprowadzam po twarzy, zatykam nos, pozostawiam na 15-20 minut, po czym spłukuję i wklepuję krem. W czasie wspomnianego kwadransa nie wychylam nosa z łazienki, aby nie doprowadzić reszty domowników do stanu (przed)zawałowego- na zdjęciu niżej zobaczycie dlaczego ;) Uważam także przy wycieraniu twarzy z niedomytych resztek spiruliny, albowiem brudzi ona wszystko w promieniu 20 metrów, a ręcznik, którym początkowo wycierałam twarz wymagał później nawet trzykrotnego prania... Z czasem nauczyłam się wycierać twarz ręcznikiem papierowym, dzięki czemu rodzicielka nie chce już powyrywać mi nóg z czterech liter :P
Tak jak pisałam wcześniej, spirulinę kupuję w internetowym sklepie Zrób Sobie Krem, gdzie dostępna jest w opakowaniach o pojemności: 10g za 3,49zł, 30g za 9,77zł, 60g za 18,17zł oraz 150g za 42,57zł. Otrzymuję ją w białym, aptecznym słoiczku zamykanym na plastikowe wieczko. Przy pierwszym jego uchyleniu moje zmysły węchu i wzroku doznały szoku. Zapoznałam się z wieloma recenzjami spiruliny, więc byłam przygotowana na rybi zapach i ciemny proszek, ale nie myślałam, że zapach pokarmu dla rybek będzie tak intensywny i mocny, a zieleń tak ciemna, że aż prawie czarna.
Działanie tej mikroalgi na moją problematyczną cerę, mogłabym w skrócie ująć w samych 'ochach' i 'achach'. Spirulina naprawdę dobrze oczyszcza skórę i reguluje pracę gruczołów łojowych, dzięki czemu jest długotrwale matowa. Ma dobroczynny wpływ na skórę, która jest zauważalnie bardziej wygładzona, napięta i elastyczna. Zaczerwienienia są uspokojone i rozjaśnione, a blizny potrądzikowe szybciej się goją. Skóra jest zregenerowana, odżywiona, spirulina intensywnie i głęboko ją nawilża oraz wyrównuje jej koloryt, dzięki czemu wydaje się być promienna, wypoczęta, zdrowsza i po prostu czystsza.
Oprócz śmierdzącego smrodu ( wiem, masło maślane masłem posmarowane ), spirulina nie ma żadnych innych mankamentów, jest to produkt wręcz idealny. Przez wspomniany rybi smród, seans z maseczką na twarzy nie należy do tych najbardziej relaksujących, ale warto się przemóc, aby tak jak ja zaobserwować fenomenalne efekty :)
Proszę, nie przestraszcie się :P
nie wiem czy bym zniosła rybi smród którego tak nie znoszę ;)
OdpowiedzUsuńMnie niestety spirulina podrażnia :(
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym ją użyła ale boję się trochę zapachu: )
OdpowiedzUsuńJuż jedna blogerka Patrycja mi polecała spirulinę i zachwalała jakie daje efekty na włosach, ale ona miała w tabletkach. W sumie skusiłam się, ale chyba za mało ich miałam żeby zobaczyć ich działanie. Ciekawi mnie ta Twoja spirulinka do twarzy :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam czegoś takiego :) Spirulina kojarzy mi się tylko z jedzeniem dla naszych rybek czy skorupiaków, bo one właśnie zawierają ten składnik :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że coś dla mnie, spirulinka trafia na moją wl :)
OdpowiedzUsuńKupiłam algi w Biedronce i domyślałam się, że będzie śmierdzieć rybą, ale nie mogłam wytrzymać z tą maską na twarzy i pod nosem trzymałam olejek eteryczny :D Boję się już następnego seansu :D
OdpowiedzUsuńCzasem warto jest się namęczyć z zapachem, który nam nie odpowiada dla tak pozytywnego działania danego kosmetyku jak w Twoim przypadku spirulina.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie chociaż nie ukrywam, że trochę boję się tego smrodku;) Do tej pory nigdy nie miałam styczności ze spiruliną więc z chęcią ją wypróbuję, tym bardziej że również stawiam na naturalną kosmetykę twarzy.
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś wypróbować :)
OdpowiedzUsuńz tego co czytam to same plusy może sama kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam spiruliny. Zapach mnie trochę zniechęca ale działanie wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńspirulina jest genialna:)
OdpowiedzUsuńZapisałam sobie tę spirulinę do pliku o nazwie: "muszę kupić"... Chyba u mnie też przyszedł czas na przejście na jaśniejszą stronę mocy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie wypróbuję !:) Maseczka ma zabójczy kolor hehe :D <3
OdpowiedzUsuńwww.llealicious.blogspot.com
Pierwszy raz czytam jakąś recenzję spiruliny ale czuję się zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńhaha sama się zabieram do zakupów w ZróbSobieKrem i pobawieniu się :D
OdpowiedzUsuńprzyznam, że mnie bardzo zaciekawiłaś tym co napisałaś. Niewykluczone, że nie skorzystam :)
OdpowiedzUsuńnie jestem pewna czy dała bym radę wytrzymać "zapaszek"
OdpowiedzUsuńLubię ryby, więc zapach chyba też zniosę, jak w końcu nałożę na siebie algi :)
OdpowiedzUsuńMimo, że śmierdzi niemiłosiernie to działa fenomenalnie ;)
OdpowiedzUsuńnie używałam nigdy ;)
OdpowiedzUsuńZa ciekawie to nie wygląda. Ale skoro jest efekt, to warto spróbować.
OdpowiedzUsuńwypróbuje kiedyś, ale najpierw zapasy :)
OdpowiedzUsuńNie,nie,nie,to nie dla mnie. Mam przykre wspomnienia z algami morskimi i ich zapachem a nawet smakiem:(
OdpowiedzUsuńmam i lubie jest OK:)
OdpowiedzUsuńuwielbiałam swego czasu zarówno na włosach jak i na buzi :))
OdpowiedzUsuńNie dawno właśnie kupiłam na próbę małą porcję spiruliny:) Śmierdzi niesamowicie i wystarczyła odrobina nieuwagi, żeby uciapać moją opaskę na włosy:( Ale przynajmniej wiem, że do twarzy mi w takiej butelkowej zieleni;P
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu ją wypróbować, nawet już mi chyba nie straszny ten zapach ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie zapach jest okropny, ale ja po chwili się przyzwyczajam i już nie jest najgorzej! :P Ja smaruję nią nogi, podobno świetnie działa na cellulit, przede wszystkim bardzo dobrze napina skórę. Muszę wrócić do swoich kuracji bo efekty były dość widoczne :P
OdpowiedzUsuńOj jak ja lubię tego typu wynalazki. Tylko tato się śmieje, że Fiona przyszła (a mam do tego rude włosy) :-0
OdpowiedzUsuńOstatnio też się zaopatrzyłam w spirulinę, a po tej recenzji mam ochotę od razu się nią wysmarować ;) Żywię nadzieję, że na mojej mieszanej cerze efekty będą równie fenomenalne ;)
OdpowiedzUsuńmam spirulinę i ją lubię :) fajna do maseczek, chociaż bardzo ciężko się zmywa po połączeniu z kwasem hialuronowym ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam o spirulinie, ale nie używałam tego cuda :)
OdpowiedzUsuńMuszę kupić!! Choć wiem, że niektórych ona uczula, ale trzeba spróbować:) "zatykam nos" haha :P
OdpowiedzUsuńDla urody czasami warto pocierpieć ;)
OdpowiedzUsuńChciałam ją sobie zamówić, ale obawiałam się zapachu xd
OdpowiedzUsuńpiękny kolorek, wcale tak strasznie się nie prezentujesz ;)
OdpowiedzUsuńFajnie wyglądasz, tak artystycznie jakby przez malarza zaprezentowana :)
OdpowiedzUsuńCo do samej spiruliny, ja jednak spasuje, gdyż nie ufam tego rodzaju specyfikom.
Ale ma rewelacyjny kolorek :D
OdpowiedzUsuńLubię spirulinę :) Jakoś znoszę ten zapach. Ostatnio kupiłam w biedronce mieszankę 3 alg i zamówiłam sobie takie same na zrób sobie krem. Jak mi się skończy biedronkowa, będę miała swoją mieszankę.
OdpowiedzUsuńNie wyglądasz wcale strasznie :-) Nie miałam nigdy tego specyfiku.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o spirulinie, ale do tej pory nie odważyłam się jej wypróbować. Może czas to zmienić...
OdpowiedzUsuńja używam samych alg do twarzy i już mi przeszkadza ten smród, to nie wiem co by było przy takiej dawce smrodu o której piszesz :P Jednak można się poświęcić dla takich efektów! ;) Pozdrawiam i obserwuję
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę. Ale jestem zachwycona recenzją i samą spiruliną ;) Chyba się skusze :)
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale wygląda ciekawie, chciałabym się przekonać jak zareaguje na nią moja skóra. ;-)
OdpowiedzUsuń