18:15:00

Skóra mieszana pod kontrolą, czyli o serii kosmetyków Balance T-zone od Floslek

Skóra mieszana pod kontrolą, czyli o serii kosmetyków Balance T-zone od Floslek
Znacie mnie już kilka lat i doskonale wiecie, że jestem posiadaczką mieszanej cery, która błyszczy się w strefie T i która boryka się z różnymi niedoskonałościami, mimo mojego "zaawansowanego" wieku :P Mam już prawie trzydzieści lat i zamiast zapobiegawczo skupiać się na pielęgnacji przeciwzmarszczkowej, nadal muszę pamiętać o tym, aby zadbać o skórę twarzy również pod kątem problemów skórnych, takich jak pryszcze, zaskórniki, itp. W ostatnich tygodniach pomaga mi w tym seria kosmetyków Balance T-zone marki Floslek, w skład której wchodzą cztery produkty: gommage peeling z kwasami aha, myjąca glinka i dwa kremy do twarzy: normalizujący na dzień i korygujący na noc.
Seria Balance T-zone charakteryzuje się przepięknym kolorem swoich opakowań oraz gustowną szatą graficzną. Pastelowy odcień zieleni kojarzy się wiosennie i orzeźwiająco. Po bliższym przyjrzeniu się można ujrzeć subtelne tłoczenia i srebrne zdobienia. Podobają mi się oznaczenia w postaci słoneczka lub księżyca, dzięki którym wiemy po który produkt sięgnąć o danej porze. Wszystkie produkty z tej linii znajdują się w wygodnych tubkach: peeling oraz glinka mają pojemność 125 ml, a kremy po 50 ml. Niektóre z Was może zainteresować fakt, że peeling, glinka oraz krem na noc są produktami wegańskimi. Scrub oraz oba kremy należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia, a glinkę w ciągu roku. Żaden z tych kosmetyków nie wywołał u mnie dyskomfortu, ale moją skórę mało co potrafi podrażnić lub uczulić. 
Gommage peeling z kwasami aha jest bezzapachowy i na pierwszy rzut oka wygląda jak klasyczny żel do mycia twarzy. Nie ma w nim zatopionych złuszczających drobinek, co przyznam było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Być może nie wiecie, ale gommage to sposób ścierania naskórka, który nazywany jest "gumkowaniem". Oznacza to, że pod jego wpływem naskórek złuszcza się, kruszy i roluje, tak jak gumka wycierana o kartkę papieru- i tak właśnie jest! Przez pierwszy tydzień należy stosować go codziennie, później 2-3 razy w tygodniu, według producenta dla podtrzymania efektu. Dostosowałam się do wskazówek producenta i teraz cieszę się zaskakująco gładką, oczyszczoną i przyjemną w dotyku skórą! Zawarte w peelingu owocowe kwasy aha skutecznie, ale delikatnie złuszczają martwy naskórek, a kwas migdałowy działa rozjaśniająco. Dzięki temu peelingowi moja skóra jest porządnie oczyszczona i wyraźnie w lepszej kondycji. Przebarwienia i zaczerwienienia w widoczny sposób stają się coraz jaśniejsze, a koloryt skóry z dnia na dzień coraz bardziej jednolity. 
Myjąca glinka może być stosowana na dwa sposoby: codziennie jako żel do mycia twarzy lub 1-2 razy w tygodniu jako maseczka, nałożona na około 15 minut. Nie przetestowałam jej jeszcze jako maseczki, używam jej przeważnie wieczorami, czasami rano do umycia twarzy. Tak jak obiecuje to producent, po spłukaniu skóra jest czysta i matowa, ponadto wygląda zdrowo i promiennie. Glinka nie ściąga ani nie wysusza skóry, pozostawia ją delikatnie nawilżoną oraz sprawia, że jest elastyczniejsza w dotyku, bardziej napięta i wygładzona. Swoim wyglądem przypomina gęstą pastę w cielistym kolorze, która jest bezzapachowa. Oprócz glinki, która reguluję produkcję sebum, w składzie kosmetyku znajdziemy dodatkowo prowitaminę B5, której zadaniem jest regeneracja i nawilżenie skóry, oraz witaminę A i nienasycone kwasy tłuszczone o właściwościach wygładzających i zmiękczających. 
Krem korygujący z kwasami aha i pha przeznaczony jest do stosowania na noc. Jak pozostałe dwa kosmetyki, ten też jest bezzapachowy. Krem nie jest tłusty, ma na wpół żelową konsystencję. Jest bardzo wydajny, wystarczy niewielka jego ilość, by rozprowadzić go po całej twarzy. Błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia na skórze lepkiej warstewki. Nie zauważyłam złuszczania się martwego naskórka, być może dlatego, że używam go zbyt krótko, a może dlatego, że nie zapominam o stałym nawilżaniu skóry. Krem sam w sobie również zapewnia skórze pewną dawkę nawilżenia, ale nie jest to efekt WOW, po prostu utrzymuje skórę w dobrej kondycji.  Im dłużej go używam, tym bardziej widzę, jak jest skuteczny: jak przyspiesza gojenie się ranek, delikatnie zwęża pory i wygładza strukturę skóry. 
Krem normalizujący stosuje się na dzień. Tak jak korygujący, również jest bezzapachowy, ale ma inną konsystencję, bardziej treściwą i kremową, ale nadal leciutką. Przyjemnie się rozprowadza po skórze, szybko się wchłania, pozostawiając skórę gładką i miękką w dotyku. Świetnie nadaje się pod makijaż, bo nie powoduje rolowania się makijażu. Sprawia, że wydzielanie się sebum jest unormowane, a tym samym skóra jest dłużej matowa i nie błyszczy się, nawet w tak upalne dni, jaki mamy chociażby dzisiaj. Tak jak krem korygujący, ten też nie obciąża skóry. Używając tego kremu zauważyłam, że skóra jest ukojona, zachowuje równowagę i jest także w bardzo dobrej kondycji.
Podsumowując, seria Balance T-zone wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i świetnie spisała się na mojej problematycznej cerze. Brakuje mi w niej tylko toniku, który jest stałym elementem mojej codziennej pielęgnacji. Z całej czwórki zdecydowanie najlepszym kosmetykiem jest goommage peeling, który polecam wypróbować każdej z Was- będziecie zaskoczone tym, co zrobi z Waszą skórą! 

15:26:00

Shiny Box "Get the new look"

Shiny Box "Get the new look"
Witam Was w sobotnie popołudnie :) Ja już jestem po zakupach, mieszkanie mam wysprzątane, zdjęcia na bloga porobione- jednym słowem, nie obijałam się :D Jeszcze prasowanie mi zostało, ale u mnie jest tak gorąco, że nie wyobrażam sobie jeszcze włączać żelazka :P Dlatego zrobiłam sobie kawkę i napisałam dla Was recenzję majowego Shiny Box'a "Get the new look". Jest to pierwsze pudełko w nowej odsłonie: nie ma już uchylanego wieka, tylko ściągane, środek jest matowy i czarny, po którym można pisać jak po tablicy :D, a samo pudełko ma kolor fioletowo- różowego ombre. Tektura, z której zostało wykonane jest również dużo lepszej jakości, a więc jestem na duże tak w kwestii nowego wyglądu Shiny Box'a :) W majowym pudełku znalazłam sześć pełnowymiarowych produktów, w tym jeden dla Ambasadorek, oraz jedną próbką. 
Prezentację zaczniemy od kosmetyków do makijażu. Są to dwa produkty do ust włoskiej marki Mesuada Milano. Dzięki przeprowadzonej ankiecie mogłam wybrać jeden z dwóch kosmetyków, który chciałam mieć w swoim pudełku: błyszczyk Extreme Gloss lub kredka do ust Xpress Lips. Wybrałam błyszczyk, a jako Ambasadorka Shiny Box otrzymałam dodatkowo kredkę. Mam nadzieję, że takie ankiety będą pojawiać się częściej, bo moim zdaniem jest to bardzo dobry pomysł, ale fajnie by było, gdyby następnym razem można było wybrać nie tylko kosmetyk, ale też ewentualnie jego kolor. O ile odcień błyszczyka jest super, o tyle brązowa kredka nie jest już dla mnie. Kredkę zdążyłam już oddać w dobre ręce, dlatego skupmy się na błyszczyku. Ma on klasyczną pacynkę oraz lekką konsystencję. Połączenie jednego z drugim pozwala na przyjemną, bezproblemową aplikację kosmetyku na wargi. Błyszczyk subtelnie barwi usta na czerwono i dodaje im blasku. Dodatkowo nawilża usta, pozostawiając je zawsze miękkie. W pudełku były również chusteczki do demakijażu Seacret Minerals From The Dead Sea, których cena to aż 104,00 zł za 25 sztuk! Mocno mnie to zaskoczyło, dlatego jestem też bardzo ciekawa czy naprawdę są aż tyle warte. Pewnie ze względu na to, ile kosztują spodziewałam się, że będą jakoś inaczej wyglądać, ale nie różnią się od innych chusteczek do demakijażu, które można kupić dziesięć razy taniej ;) Są wolne od parabenów, hipoalergiczne i można nimi zmywać nawet wodoodporny makijaż. Głęboko oczyszczająca maska z białą glinką Zielone Laboratorium jest produktem wymiennym z kamuflującym korektorem w kredce Golden Rose. Korektor już znam, dlatego cieszę się, że trafiła mi się akurat maseczka ;) Tym bardziej, że z tego co wyczytałam, jest stworzona wprost dla mojej cery! Ma oczyszczać skórę, absorbować nadmiar sebum, łagodzić i rozjaśniać. Warto dodać, że 5% ze sprzedaży tej maseczki i innych kosmetyków marki zostaje przekazane schronisku w Korabiewicach. Będzie już jakieś półtora roku, jak otrzymuje Shiny Box'y i po raz pierwszy znalazł się w nim zapach. Jest to perfumowany dezodorant C-Thru, marki, której czasami używałam jako nastolatka. Cosmic Aura jest bardzo ładnym zapachem, kobiecym i zmysłowym, z nutką słodyczy, idealnym na nadchodzące upalne dni. Całkiem nieźle sprawdza się też jako odświeżacz powietrza w domu :P Jeszcze jednym produktem wymiennym z majowego pudełka jest mus pod prysznic i do kąpieli Nutka, młodziutkiej polskiej marki Madonis z Wieruszowa, czyli wcale nie tak daleko ode mnie, bo tylko jakieś 40 km :D Mam wersję z gruszką i bergamotką, trzy pozostałe, które mogły do Was trafić, to: piwonia i słodki migdał, len i echinacea, czarna porzeczka i białe kwiaty.  Nie wiem jak inne warianty zapachowe, ale mój pachnie bardzo fajnie i da się w nim wyczuć gruszkę. Mus to właściwie żel, w którym zatopione są malutkie kuleczki z witaminą E, dzięki której kosmetyk nie wysusza skóry. Tej samej marki jest jeszcze próbka emulsji do higieny intymnej
Reasumując, podoba mi się zawartość Shiny Box'a "Get the new look", ponieważ są w nim same pełnowymiarowe produkty ( nie licząc próbki ), które z przyjemnością będę używać ( oprócz kredki, ale ona ucieszyła już kogoś innego ). Błyszczyk jest świetny, chusteczki mocno intrygują, maseczka jest stworzona do mojej cery, a mus pod prysznic i perfumowany dezodorant mają bardzo ładne zapachy :)

18:52:00

Mineral 89 booster nawilżająco- wzmacniający od Vichy

Mineral 89 booster nawilżająco- wzmacniający od Vichy
Próbkę Mineral 89 booster nawilżająco- wzmacniającego Vichy otrzymałam z Glossy Box w marcu. W poście, w którym pokazywałam Wam całą zawartość pudełka napisałam, że wolałabym pełnowymiarowe opakowanie tego kosmetyku :P Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy po kilku dniach zawitał do mnie kurier z przesyłką, w której znalazłam właśnie to serum! Kompletnie zapomniałam o tym, że zgłosiłam się do akcji w Klubie Ekspertek portalu Ofeminin.pl, w ramach której można było je przetestować :D
Szklana buteleczka o niebieskawym zabarwieniu jest przezroczysta, dzięki czemu z łatwością można dostrzec stopień zużycia produktu. Zakończona jest pompką air-less, co moim zdaniem jest rozwiązaniem bardzo wygodnym, praktycznym, ale przede wszystkim higienicznym- żadne bakterie i zanieczyszczenia nie mają szans dostać się do środka. Szata graficzna opakowania pozbawiona jest zbędnych ozdobników, tworzą ją tylko napisy zrobione prostą, minimalistyczną czcionką. Całość prezentuje się elegancko, buteleczka ładnie wygląda na toaletce i jest też bardzo fotogeniczna :D Samo serum jest przezroczyste i bezzapachowe, a jego konsystencja wyjątkowo lekka i żelowa. Booster przyjemnie rozprowadza się po skórze, bardzo szybko się wchłania, nie pozostawiając lepkiej warstwy. 
Według producenta, jego kosmetyk mogą stosować wszyscy, bez względu na wiek i rodzaj cery. Ja Wam zaraz napiszę, jak się sprawdza na mojej mieszanej skórze, na której od czasu do czasu pojawia się jakaś niedoskonałość. Booster stosuję codziennie rano, na kilka minut przed nałożeniem makijażu. Dwie pompki produktu aplikuję nie tylko po skórze twarzy, ale też szyi i dekoltu, zapewniając jej optymalną dawkę nawilżenia przez cały dzień. Bardzo dobrze współpracuje w podkładami, które nałożone na kosmetyk Vichy nie zmieniają swojego koloru, nie ciemnieją ani się nie ważą. Booster nie wpływa na jakość makijażu, nie przedłuża jego trwałości ani też go nie skraca.  Mam je już jakiś czas i używając go codziennie zauważyłam, że moja skóra jest bardziej napięta, sprężysta i świetnie nawilżona. Jest także wygładzona, ukojona, nieco jaśniejsza i ma bardziej wyrównany koloryt. Booster nie powoduje najmniejszego uczucia dyskomfortu, nie ściąga skóry ani jej nie zapycha. Oprócz wymienionych, zauważalnych efektów działania produktu od Vichy, ma jeszcze chronić skórę przed oznakami starzenia oraz wzmacniać jej barierę ochronną. Kosmetyk ten został przebadany dermatologicznie oraz oftalmologicznie, czyli okulistycznie.  
Cały skład boostera Mineral 89 to tylko 11 składników, wśród których jest aż 89% wody termalnej z Vichy oraz kwas hialuronowy naturalnego pochodzenia. Serum ma pojemność 50 ml i średnio kosztuje około 70,00 zł, oczywiście w zależności od apteki, w której go kupimy. Jest wydajnym kosmetykiem, bardzo dobrym w swym działaniu i wartym tych kilkudziesięciu złotych, które kosztuje. Polecam Wam go z całego serca! 

13:59:00

Olejek do demakijażu twarzy i oczu, GoCranberry

Olejek do demakijażu twarzy i oczu, GoCranberry
Mój wieczorny demakijaż zawsze składa się z dwóch etapów oczyszczania. Najpierw  nieco rozpuszczam makijaż wacikiem nasączonym płynem micelarnym, a następnie dokładnie myję skórę twarzy żelem, pianką lub olejkiem. Każdy z tych produktów lubię, ale najbardziej mojej skórze odpowiadają dwa ostatnie. W marcowym Shiny Box'ie dotarł do mnie między innymi olejek do demakijażu twarzy i oczu GoCranberry, po który to ostatnimi tygodniami sięgam na zmianę z oczyszczającą pianką Holika Holika. O piance pisałam już na blogu ( klik ), pora więc co nieco napisać o olejku GoCranberry, bo to też jest kosmetyk wart Waszej uwagi :)
W poręcznej buteleczce z klasyczną pompką mieści się 150 ml olejku, który w dotyku nie jest zbyt tłusty, a jego konsystencja jest rzadka, dzięki czemu łatwo rozprowadza się go po skórze. Pozwala na wykonanie oczyszczającego masażu twarzy bez konieczności naciągania skóry. Do demakijażu skóry olejkiem używam swoich dłoni i szczerze przyznam, że nigdy żadnej innej metody nie próbowałam. Albo nie mogę sobie przypomnieć :P Dwie pompki aplikuję na dłoń, rozsmarowuje w dłoniach, a następnie wykonuję delikatny masaż oczyszczający na lekko wilgotnej skórze. Olejek się nie pieni, nie ma duszącego ani męczącego zapachu. Na skórze tworzy lekko tłustą warstewkę, pod której wpływem pozostałości makijażu i wszelkie inne zanieczyszczenia rozpuszczają się i znikają jak ręką odjął. Tak jak obiecuje producent, olejek robi to delikatnie, ale naprawdę skutecznie. Skóra po jego zastosowaniu jest nawilżona, lekko napięta i miękka w dotyku. Jednym słowem jest dopieszczona i nawet nie muszę sięgać po krem czy serum, ale i tak to robię za każdym razem, aby zadbać o nią do samego końca. Olejek świetnie radzi sobie też demakijażem oczu, z usuwaniem sztucznych rzęs i mocniej nałożonej maskary, nie szczypiąc ani nie podrażniając. 
Skład olejku jest bardzo króciutki. Na pierwszych dwóch miejscach są oleje: ze słodkich migdałów oraz z nasion żurawiny, następnie mamy składnik, który zwie się Polyglyceryl-4 Isostearate, pełniący funkcję emulgatora, a na samym końcu jest witamina E oraz kompozycję zapachową. Olej z nasion żurawiny sprawia, że skóra jest odpowiednio nawilżona i zregenerowana. Dzięki olejowi ze słodkich migdałów staje się miękka, gładka i odżywiona, a witamina E neutralizuje wolne rodniki, tym samym opóźniając proces starzenia się skóry. 
Słowem podsumowania, serdecznie polecam Wam ten olejek. Polubiłam go bardzo, chętnie będę do niego wracać, bo nie tylko działanie ma przyjemne, ale też cenę adekwatną do jakości i wydajności- 150 ml olejku GoCranberry kosztuje niecałe 30,00 zł i powinno się go zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. 

21:11:00

Peeling do twarzy, hydrolat i krem do rąk, czyli o kosmetykach Botame słów parę

Peeling do twarzy, hydrolat i krem do rąk, czyli o kosmetykach Botame słów parę
Ja nie mogę za długo stać w kolejkach, nawet w aptekach. Jestem osobą bardzo niecierpliwą, więc już po chwili zaczynam przebierać nogami, w myślach puszczam wiązanki na ludzi stojących przede mną :P, i rozglądam się wkoło, co kończy się tym, że do moich zakupów dołącza coś, czego nie planowałam. Myślicie, że jak było z kosmetykami Botame, o których będzie dzisiejszy wpis :P? Dokładnie tak, jak opisałam to wyżej, a dodatkowym bodźcem do ich zakupu była promocja "3za2" ;) Skusiłam się wtedy na przeciwzmarszczkowy peeling do twarzy z mango, hydrolat z oczaru wirginijskiego oraz kokosowy krem do rąk. 
Peeling do twarzy z mango ma pojemność 75 ml i normalnie kosztuje 19,99 zł. Dostępny jest jeszcze w wersji przeciwtrądzikowej z pokrzywą oraz nawilżającej z borówką. Znajduje się w aluminiowej tubce, którą można stabilnie postawić na prostej, czarnej nakrętce. Sam peeling ma zaskakujący, bo różowy kolor, fenomenalny zapach balonowej gumy oraz lekką konsystencję, w której nie widać złuszczających drobinek. Czuć je dopiero podczas masowania skóry. Jest ich dużo, są bardzo malutkie i chociaż są ostre, to nie wydaje mi się, aby mogły podrażnić wrażliwszą skórę niż moja. Peelingu używam raz- dwa razy w tygodniu, wykonując nim kilkuminutowy masaż całej twarzy. Po zmyciu skóra jest jędrniejsza, delikatniejsza w dotyku i oczyszczona, a tym samym przygotowana na dalszą pielęgnację, np. na maseczkę. Peeling nie ściąga skóry ani nie powoduje innego dyskomfortu, pozostawia ją wygładzoną, nawilżoną i odżywioną. Stosowany systematycznie rozjaśnia przebarwienia, wyrównując koloryt skóry. Wierzę, że faktycznie działa przeciwzmarszczkowo i że spowalnia proces starzenia się skóry. Peeling mam od kilku tygodni, używam go regularnie, a nadal jest go sporo w tubce, więc wydajność to kolejna zaleta tego kosmetyku :)
Hydrolat z oczaru wirginijskiego jest kosmetykiem wegańskim, bez dodatku barwników. Wlany został do brązowej buteleczki z atomizerem o pojemności 100 ml. Kosztuje 19,99 zł i dostępny jest jeszcze w dwóch wariantach: z nagietka i róży stulistnej. Kosmetyk ma bardzo krótki skład: hydrolat z liści oczaru, alkohol benzylowy, który jest dopuszczalny przez instytucje certyfikujące naturalne kosmetyki; oraz kwas dehydrooctowy, który jest naturalnym konserwantem. Hydrolat oczarowy ma wielorakie zastosowanie, np. można zrobić z niego okłady na lekkie oparzenia, w tym słoneczne; lub dodawać go do kremów czy maseczek. U mnie pełnił rolę toniku, zapewniając skórze nawilżenie, ukojenie i odświeżenie. Hydrolat ten reguluje wydzielanie się sebum, przez co moja skóra była dłużej matowa, a także delikatna w dotyku. Nie mam już tego hyrdolatu, zdenkowałam go jakiś czas temu. Używałam go systematycznie, czasami nawet kilka razy w ciągu dnia, aby odświeżyć skórę twarzy i wystarczył mi na nieco ponad miesiąc. 
Kokosowy krem do rąk ma pojemność 30 ml i kosztuje 9,99 zł. W takiej samej pojemności dostępny jest jeszcze krem o zapachu borówki i mango, a ostatnio widziałam też winogronowy, ale w nieco większej tubce, o pojemności 50 ml. Tak jak w przypadku peelingu do twarzy, krem do rąk również znajduje się w aluminiowej tubce, która jest niewielka i leciutka, przez co często wrzucam krem do torebki. Jak na fankę wszystkiego co kokosowe przystało, bardzo podoba mi się jego zapach, który doprawiony został czymś słodkim i to coś dominuje w aromacie tego kremu. Mimo to, według mnie, zapach jest śliczny, ale też intensywny i przy zbyt częstym stosowaniu zaczyna być nieco męczący. Krem ma leciutką konsystencję, która błyskawicznie się wchłania, pozostawiając na dłoniach subtelną, ochronną warstewkę, która nie jest ani lepka ani tłustawa. Krem świetnie pielęgnuje dłonie, sprawiając, że są dobrze nawilżone, miękkie i delikatne w dotyku. Ich skóra jest odżywiona, i wygładzona, poza tym krem szybko łagodzi podrażnienia i niweluje uczucie szorstkości. 
Botame to marka kosmetyczna, którą dostaniecie w aptekach Dbam o Zdrowie. Jej producentem jest ten sam, co szerzej znanej w blogosferze marki Nacomi. Ma szeroką ofertę produktów do pielęgnacji ciała i twarzy, o bardzo przyjemnych zapachach, dobrym działaniu i przystępnych cenach. Oprócz dzisiejszej trójki mam jeszcze pomadkę- peeling do ust z pestkami jabłka, a w planach zakupowych między innymi olejek do demakijażu, krem do ciała z olejkiem kokosowym i suchy peeling kawowy ;) 

06:35:00

Porozmawiajmy o kosmetykach Oriflame :)

Porozmawiajmy o kosmetykach Oriflame :)
Serum do twarzy, szampon do włosów, odmładzający tonik, rozświetlający puder w postaci kuleczek i balsam do ust to kosmetyki Oriflame, które dotarły do mnie w kwietniu :) Od dnia otwarcia, a właściwie rozszarpania paczki na strzępy :P, ochoczo wzięłam się za ich testowanie. 
Pierwszą z moich nowości od Oriflame jest Serum Miracle Perfecting Novage True Perfection. Szklana buteleczka ma pojemność 30 ml i zakończona jest pompką air- less. Bardzo podoba mi się jej morski kolor, który jest cieniowany i który kojarzy mi się jakoś tak bardzo wakacyjnie :) Na zdjęciu tego nie widać, ale tak naprawdę też odcień jest bardziej wyrazisty i intensywny. Buteleczka jest leciutka, a wspomniana już pompka się nie zacina, "nie pluje" kosmetykiem na lewo i prawo, tylko delikatnie wyciska je na dłoń. Serum ma konsystencję śmietanki, jest bardzo lekkie i ma w sobie też coś żelowego, a wchłania się ekspresowo. Pachnie subtelnie, zapach określiłabym jako ziołowo- kremowy. Co wieczór aplikuję dwie pompki tego serum, rozprowadzając je po skórze twarzy, szyi oraz dekoltu. Kosmetyk Oriflame przede wszystkim bardzo fajnie nawilża i wygładza skórę, dodając jej miękkości, elastyczności i delikatności. Jest u mnie zbyt krótko, abym mogła ocenić obietnice producenta, jaką jest opóźnienie pojawiania się zmarszczek, ale jak w przypadku podobnych mu kosmetyków- wierzę, że faktycznie tak właśnie działa na moją skórę, a efektami jego stosowania będę mogła cieszyć się za parę lat :D Kilka razy użyłam tego serum również rano, przed makijażem, i okazało się, że całkiem fajnie sprawdza się jako baza. W regularnej cenie serum to kosztuje 84,90 zł i należy je zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. 
Szampon do włosów Eleo przeznaczony jest do wszystkich rodzajów włosów, a jego skład wzbogacony został olejkami: arganowym i różanym, oraz ekstraktem z łopianu i witaminą F. Wlany został do brązowej tubki z złotymi detalami o pojemności 200 ml. Połączenie kolorystyczne bardzo mi się podoba, według mnie jest eleganckie, a jednocześnie orientalne. Tak myślę i myślę, ale nie mogę sobie przypomnieć, abym wcześniej miała szampon w tubce. Według mnie jest to świetne rozwiązanie, bardzo wygodne. Jak na szampon przystało, Eleo ma gęstą konsystencję, która dodatkowo super pachnie! Zapach jest nieziemski i co lepsze, utrzymuje się on na włosach. Aż chce się nim myć włosy codziennie :D Ja swoje myję co drugi dzień, a dzięki temu szamponowi są nawilżone, miękkie w dotyku i wygładzone, a więc nie puszą się ani nie elektryzują. Są takie pełne życia, sprężyste, fajnie się układają i zdrowo wyglądają. I to bez użycia odżywki! Nawet rozczesanie włosów po samym szamponie Eleo nie sprawia najmniejszych trudności. Nie jest potrzebna nie wiadomo jak wielka ilość szamponu, aby dokładnie umyć włosy, dzięki czemu sporo zyskuje na wydajności. Właściwie to nie ma co przesadzać z jego ilością, bo może obciążyć włosy, przez co będą wyglądać nieświeżo. Powinnam jeszcze wspomnieć, że szampon Oriflame dobrze domywa z włosów resztki kosmetyków do stylizacji i nie powoduje powstawania łupieżu, a jego standardowa cena to 32,90 zł. 
Odmładzający tonik Novage jest moim pierwszym z Oriflame. Prosta buteleczka ma pojemność 200 ml oraz utrzymana jest w perłowym odcieniu ze srebrnymi detalami. Całość wygląda elegancko i klasycznie. Sam tonik jest wodnisty, bezbarwny, ale ma bardzo ładny, subtelny zapach. Niewielką ilość toniku wylewam na wgłębienie dłoni, rozprowadzam w dłoniach, a następnie aplikuję na skórę twarzy, szyi i dekoltu, delikatnie wklepując. Po aplikacji skóra jest nawilżona, zmiękczona, uspokojona i odświeżona, a także przygotowana na dalsze etapy pielęgnacji. Cera odzyskuje blask, świeżość, jest delikatna i lekko napięta w dotyku. Tonik nie podrażnił mojej skóry, ani nie wywołał innego dyskomfortu, np. uczucia ściągnięcia. W swoim składzie zawiera alfahydroksykwasy, które złuszczają skórę. Toniku używam regularnie od jakiegoś czasu, ale jeszcze zbyt krótko, abym zaobserwowała łuszczenie się naskórka. Tonik jest wydajny, ale do najtańszych nie należy, bo kosztuje 39,90 zł, dlatego warto polować na niego podczas promocji. 
Rozświetlających kosmetyków do makijażu używam mało, ale nie mogłam się oprzeć pudrowi w perełkach Giordani Gold. W czarno- złotym puzdereczku kryją się różnokolorowe pudrowe kuleczki, które łączą się w bardzo ładny odcień. Całość ma wagę 25 g i kosztuje 79,90 zł. Puzderko jest leciutkie i szczelne. Dołączony był puszek, który praktycznie od razu wyrzuciłam do kosza, bo wszelkie pudry wolę jednak aplikować pędzlami. Tak w ogóle to jest to mój pierwszy puder w kulkach ;) Pędzlem zakręcam w kuleczkach, następnie delikatnie omiatam nim kości policzkowe i dekolt. W perełkach zatopione są mikroskopijne drobinki odbijające światło, które widoczne są dopiero na skórze. Puder ten nie daje dyskotekowego efektu, ale subtelny, dzięki któremu skóra wygląda świeżo i promiennie, dlatego sięgam po niego nawet na co dzień. Nie robi plam, dobrze współpracuje z innymi kolorowymi kosmetykami do makijażu, daje bardzo ładny efekt, który można stopniować, ale z którym nie ma też co przesadzać ;) Używa się go w naprawdę minimalnym ilościach, więc przeczuwam, że może wystarczyć mi na długie lata.
Lubię swoje usta, więc staram się je odpowiednio pielęgnować. Ostatnio pomaga mi w tym balsam do ust Love Nature. Niepozorny słoiczek skrywa w sobie 7 g kosmetyku do ust w kolorze cytrynowego sorbetu, mimo iż pachnie melonem :P Jest to jeden z trzech dostępnych wariantów zapachowych, pozostałe dwa to kokos i mango, a niedługo będzie można kupić kolejne, czyli truskawkę, malinę oraz wiśnię. U mnie ten balsam leży blisko komputera, bym mogła po niego sięgać i rozkoszować się jego słodkim zapachem, pisząc dla Was kolejne recenzje kosmetyczne :D Nie ukrywam, że w torebce wolę mieć kosmetyk do pielęgnacji ust w postaci sztyftu, który jest praktyczniejszy w używaniu od takiego w słoiczku. Balsam trzeba nabrać na palec i dopiero rozprowadzić go po wargach. W słoiczku ma stałą, zbitą postać, ale tak naprawdę jest bardzo lekki, jakby rozwodniony, co czuć dopiero podczas nakładania go na usta. Uczucie nawilżenia jest dla mnie satysfakcjonujące, usta są wygładzone i mięciutkie. Ponadto są wypielęgnowane i gotowe na matowe pomadki :) Balsamik ma regularną cenę 19,90 zł, ale w katalogu, z którego go zamawiałam był akurat w promocji i kosztował około 8,00 zł.

Podsumowując, najlepszym kosmetykiem z dzisiejszej piątki jest dla mnie szampon Eleo, który nie tylko przepięknie pachnie, ale też świetnie wpływa na kondycję moich włosów. Drugie miejsce oddałabym rozświetlającemu pudrowi w perełkach, który przepięknie mieni się na skórze. Sam środeczek należy się serum do twarzy z linii Novage, które bardzo fajnie nawilża i wygładza skórę twarzy. Kolejne miejsce należy się tonikowi, również z serii Novage, który świetnie odświeża skórę, dodając jej nieco blasku. Niczego sobie kosmetykiem jest balsamik do ust, który w aplikacji wydaje się jakiś taki rozwodniony, jednak potrafi odpowiednio zadbać o usta. 
Któryś z tych kosmetyków Was szczególnie zainteresował :)?

17:53:00

Oczyszczająco- rozjaśniajaca pianka do mycia twarzy z ekstraktem ryżu, Holika Holika

Oczyszczająco- rozjaśniajaca pianka do mycia twarzy z ekstraktem ryżu, Holika Holika
Dzisiaj chciałabym Wam co nieco opowiedzieć o pewnym azjatyckim kosmetyku. Jest to oczyszczająca pianka do mycia twarzy z ekstraktem ryżu Holika Holika, która jest drugim tego typu produktem w całym moim życiu, bo wcześniej stawiałam głównie na żele. Ale na pewno nie ostatnim, bo tego typu formuła oczyszczania twarzy bardzo odpowiada mojej skórze. Myślę, że nawet dużo lepiej niż wspomniane żele do mycia twarzy.  
Utrzymana w biało- żółtej kolorystyce plastikowa tubka ma pojemność 150 ml. Została wykonana z bardzo dobrej jakości materiału- napisy się nie ścierają, tubka się nie odkształca i umożliwia bezproblemowe wyciskanie kosmetyku na dłoń. Można postawić ją na nakrętce bez obaw, że będzie się co rusz przewracać. Produkt Holika Holika ma subtelny, przyjemny, ale bliżej nieokreślony zapach ( wbrew pozorom, nie pachnie mi ona ryżem ;) oraz postać puszystego, lekkiego kremu. Używam jej przede wszystkim w trakcie wieczornego demakijażu twarzy, doczyszczając skórę po pozostałościach makijażu i zanieczyszczeń, których nie zmył płyn micelarny. Do dokładnego oczyszczenia twarzy i szyi wystarczy ilość jeszcze mniejsza niż na zdjęciu poniżej. Tym samym pianka jest bardzo, ale to bardzo wydajna i prędzej mi się znudzi niż zdążę ją zużyć do końca :P I pewnie odstawię ją na szafkę na jakiś czas, zacznę używać innego kosmetyku, a potem sobie o niej przypomnę i odkryję swą miłość do niej na nowo :D W kontakcie z wodą pianka staje się takim puszystym, nieco mydlanym kremem, naprawdę delikatnym dla skóry, którym wykonuję kilkuminutowy masaż, pobudzając krążenie oraz umożliwiając dogłębne oczyszczenie twarzy. Moim zdaniem, pianka jest na tyle delikatna, że nawet bardzo wrażliwym skórom nie zrobi najmniejszej krzywdy. 
Rozjaśniająca pianka przeznaczona jest głównie do cery szarej i zmęczonej, a zawarty w niej ekstrakt ryżu znany jest ze swoich właściwości przeciwzmarszczkowych i odżywczych. Zgodnie z obietnicami producenta, kosmetyk Holika Holika usuwa wszelkie resztki makijażu oraz zanieczyszczenia, które gromadzą się na naszych twarzach każdego dnia. Bardzo dobrze oczyszcza i odświeża skórę, która czasami aż skrzypi od tej czystości ;) Nie powoduje ściągnięcia skóry ani jej nie wysusza. Po zmyciu pianki skóra jest w bardzo dobrej kondycji, a poziom jej nawilżenia jest na tyle dobry, że nie potrzebuje już żadnego kremu/serum/maseczki. Ja jednak nakładam na twarzy którykolwiek z wymienionych kosmetyków ( albo wszystkie naraz :D ), aby dopełnić wieczorną pielęgnację mojej skóry. Do tej pianki warto mieć cierpliwość, albowiem najlepsze efekty daje po dłuższym stosowaniu. Oczywiście, nie zapominamy, że to stosowanie musi być też regularne ;) Po kilku tygodniach zauważyłam  znaczną różnicę w stanie mojej cery, z której to poznikały przebarwienia, a jej koloryt stał się bardziej równomierny. Kosmetyk Holika Holika zauważalnie odżywia skórę, dodając jej miękkości, delikatności i gładkości. 
Piankę kupiłam w jednej z drogerii internetowych za około 30,00 zł. Widziałam, że dostępna jest również w innych wersjach, np. z ekstraktem z soku liści bambusa, cytryny lub zielonej herbaty. Z wersji ryżowej jestem bardzo zadowolona, więc nie wykluczone, że prędzej czy później kupię sobie pozostałe warianty pianki oczyszczającej Holika Holika ;)  

06:58:00

Shiny Box "Spring Time"

Shiny Box "Spring Time"
Oczywiście, jak co miesiąc, wypatrywałam Shiny Box'a. Pudełko dotarło do mnie, bodajże, w ostatni piątek kwietnia, akurat na miłe rozpoczęcie weekendu :) "Spring Time" powstało we współpracy z z Drogerią Natura, a skrywa w sobie pięć pełnowymiarowych produktów, dwa kosmetyki w wersji "travel size" oraz jedną próbeczkę. 
Saszetka z aksamitną kuracją do pielęgnacji dłoni Biały Jeleń już kiedyś była w Shiny Box'ie. Próbka ma 2 ml i jest to ilość, która pozwala na porządnie wykremowanie dłoni i rąk aż po same łokcie :P Kosmetyk ma bardzo fajną konsystencję, przyjemny zapach i naprawdę dobre działanie, dlatego fajnie by było znaleźć kiedyś pełnowymiarową wersję tego kremu :) Już chyba kiedyś wspominałam, że w Shiny Box'ach brakowało mi lakierów hybrydowych. W kwietniowym pudełku mamy go! Jest to lakier hybrydowy Color It!, czyli marki, która jest mi totalnie nieznana, dlatego jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi i jaka jest jego trwałość. Trafił mi się kolor nr 1250, czyli kawa z duuużą ilością mleka :P W buteleczce wygląda obłędnie i mam nadzieję, że na paznokciach też będzie tak cudnie się prezentować. Obok mamy dwa produkty do ust. Pierwszy z nich to pomadka w kredce Fashion Color Shine & Care Lipstick marki Kobo, która to najbardziej kojarzy mi się z Drogerią Natura. Łączy w sobie cechy błyszczyka i pomadki. Chociaż mazideł do ust mam co nie miara i jeszcze więcej, to ucieszyłam się z tego kosmetyku, tym bardziej, że trafił mi się śliczny kolor, idealny na co dzień, czyli nr 202 Natural. Drugim produktem do ust jest ochronna pomadka Lip Sun Protection SPF 15 marki Bloc. Jest to kosmetyk wymienny z tuszem do rzęs SoChic! Pomadka wydaje się dość tępa i twarda, ale jest to mylne wrażenie, bo po ustach sunie miękko i gładko. 
Szampon Vitality & Shine marki Naobay to kosmetyk, który otrzymały klientki, których kwietniowy Shiny Box był przynajmniej drugim w ramach jednej subskrypcji lub aktywnego pakietu. Ma pojemność 100 ml i jest to wersja "travel size". Ma taki sobie zapach, mocno ziołowy i kojarzący się z jakąś maścią z apteki. W swoim składzie ma między innymi ryżowe proteiny, szałwię i miętę, dzięki którym włosy mają być lśniące i silne oraz delikatne w dotyku. Obok widzicie różaną wodę Beaute Marrakech, którą można stosować do pielęgnacji twarzy i ciała. To też jest produkt "travel size", który ma pojemność 50 ml. Buteleczka jest niewielka, można schować ją do torebki. Pompka działa bez zarzutu, aplikując na skórę delikatną, odświeżającą mgiełkę. Lubię różaną wodę, więc dla mnie super, że takowa znalazła się w pudełko "Spring Time", ale fajnie by było, gdyby jednak był to produkt pełnowymiarowy. Po przeprowadzce do nowego domku staram się przynajmniej raz w tygodniu nałożyć maseczkę na twarz. Kilka zamierzam nawet kupić na majowej promocji 2+2 w Rossmannie ;) Jednym słowem, mam teraz "fazę" na maseczki, dlatego ta błotna, nawilżająca, wykonana z materiału bambusowego 7thHeaven, której nigdy wcześniej nie miałam, ucieszyła mnie. W końcu to dla mnie kolejna nowość do przetestowania ;) Przeznaczona jest do każdego rodzaju skóry i ma między innymi oczyszczać oraz przeciwdziałać wolnym rodnikom. Ostatni produkt z kwietniowego box'a to coś na ząb, czyli baton SmartFood z żurawiną i malinami w polewie jogurtowej. Ledwo dotrzymał do sesji zdjęciowej ;) Jest dobry w smaku, ale jedzony "na raty", bo dla mnie już po drugim gryzie robi się zbyt słodki. 
Pudełko jest u mnie od kilku dni, a już zniknęła z niego kuracja do dłoni oraz batonik :P Ochronną pomadkę i wodę różaną też zaczęłam od razu używać- oba te kosmetyki póki co spisują się bardzo dobrze. Maseczkę nałożę na skórę twarzy już dziś wieczorem! Zaś z szamponem zakolegował się mój mąż ;) Tak więc, mnie to pudełko się podoba. Nie tylko wizualnie, bo przecież przyznacie mi rację, że szata graficzna jest naprawdę prześliczna!, ale też pasuje mi to, co w nim znalazłam. Wiem, że wiele z Was ma sporo zastrzeżeń co do zawartości tego Shiny Box'a. No cóż, wynika z tego, że mnie jakoś łatwiej zadowolić :P

07:12:00

Nowości kosmetyczne w kwietniu

Nowości kosmetyczne w kwietniu
Myślałam już, że w tym całym chaosie przeprowadzkowym nie uda mi się pokazać Wam wszystkich nowości kosmetycznych, o które wzbogaciłam się w kwietniu. Okazało się, że byłam jednak zaskakująco przezorna i wszystkie nowe kosmetyki spakowałam do jednej torby :D Zróbcie sobie coś do picia, rozsiądźcie się wygodnie, bo będzie co oglądać ;)
Zaczniemy od nowości kosmetycznych, które dotarły do mnie jako ostatnie. W Shiny Box'ie "Spring Time", który powstał przy współpracy z drogeriami Natura, znalazłam osiem produktów, w tym siedem kosmetycznych, a jeden żywnościowy, czyli batonik ;) Pozostałe to szampon do włosów, maseczka do twarzy, woda różana, pomadka do ust oraz druga ochronna, a także lakier hybrydowy i próbeczka kremu do dłoni. Lada dzień pojawi się post z pełną prezentacją wszystkich tych produktów. 
Drugie pudełko wypełnione kosmetykami, które zawitało do mnie w kwietniu to oczywiście BeGlossy "Beauty Around The World". Do box'a zapakowanych zostało sześć kosmetyków, w tym cztery pełnowymiarowe, czyli suchy szampon do włosów, olejek macadamia, pomadka do ust oraz serum do twarzy. Dwa pozostałe produkty to próbki scrubu do twarzy oraz kremu pod oczy. Prezentacja pudełka nastąpiła już w tym poście.
Moja współpraca z marką Dermedic trwa dalej. Tym razem będę sprawdzać działanie płynu micelarnego, szamponu normalizującego oraz kremu do ciała. Jestem już po pierwszych testach i mogę Wam zdradzić, że te kosmetyki zapowiadają się bardzo fajnie. 
W kwietniu w kioskach można było kupić wiele magazynów z kosmetycznymi dodatkami. Na Instagramie królowało "Zwierciadło", które zachęcało do kupna dwoma produktami marki Vianek, czyli kremem do rak i płynem micelarnym. A to wszystko za jedyne 9,99 zł ;) Inne kobiece czasopisma nie pozostawały w tyle i tak wraz z magazynem Elle można było kupić żelowe maseczki Bielenda, a z Urodą Życia kremowy żel pod prysznic Luksja. 
Na początku miesiąca otrzymałam kolejną przesyłkę z kosmetykami Oriflame. Tym samym przez ostatnie tygodnie testowałam sobie rozświetlające serum do twarzy, żel do brwi, złuszczający żel pod prysznic, balsam do ciała i rąk oraz żel do depilacji. Zdążyłam już nawet opisać je wszystkie na blogu, w tym poście
Do drogerii Natura zaglądam bardzo rzadko, z prostego powodu- w mojej okolicy jest tylko jedna i to jeszcze ponad 20 km od miasteczka, w którym mieszkam. Ostatnio jednak miałam okazję do niej zajrzeć, co skończyło się tym, że wyszłam z trzema nowymi pomadkami do ust :P Żadnej z nich wcześniej nie znałam, a na każdą skusiłam się ze względu na atrakcyjną promocję, która wtedy trwała. Peeling o ust Botame kupiłam z ciekawości, ale też dlatego, że bardzo lubię tę konkretną markę. Booster Mineral 89 Vichy otrzymałam w ramach akcji promocyjnej portalu OFeminin. Planuję osoby post na temat tego kosmetyku :)
I teraz nowości, które przeczuwam większość z Was chciała zobaczyć, czyli moje zakupy poczynione w czasie promocji -55% w Klubie Rossmann :) W tym miesiącu nie oszukiwałam samej siebie, obiecując sobie, że na pewno nie skorzystam z tej promocji :P Planowałam jednak zakupić niezbędne minimum, czyli 3 kosmetyki, ale jak widzicie na załączonym obrazku- nie udało mi się to :P Pierwszy raz od dłuższego czasu zrobiłam zakupy stacjonarnie, a nie internetowo. W Rossmannie, w którym poczyniłam zakupy, było spokojnie, przy szafach garstka osób, które zachowywały się kulturalnie i nie wyrywały sobie kosmetyków z rąk. Ich samych było pełno i wszystkie były nowe, nawet jeszcze zafoliowane. To sprawiło, że zakupy robiło mi się bardzo dobrze i kosmetyki same wrzucały się do koszyczka, bo miałam czas o nich poczytać, "zaznajomić się" z nimi, zastanowić się czy na pewno je chcę, czy może jednak wezmę inne. Takim sposobem wyszłam z Rossmanna aż z ośmioma nowymi produktami: primerem i serum do twarzy 2w1 Unicorn Tears Wibo, zestawem do ust LipFinity oraz błyszczykiem Max Factor, serum do rzęs Long4Lashes, fixerem Wibo, dwoma tuszami do rzęs Lovely oraz podkładem Rimmel. Oprócz tuszu do rzęs w żółtym opakowaniu oraz duetu do ust Max Factor, wszystko jest dla mnie nowością i ochoczo je teraz testuje. 

U mnie to już wszystko. Jestem ciekawa Waszych nowości kosmetycznych i tego czy skorzystałyście, a jeśli tak, to co kupiłyście, z promocji -55% w Klubie Rossmann :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger