Znacie mnie już kilka lat i doskonale wiecie, że jestem posiadaczką mieszanej cery, która błyszczy się w strefie T i która boryka się z różnymi niedoskonałościami, mimo mojego "zaawansowanego" wieku :P Mam już prawie trzydzieści lat i zamiast zapobiegawczo skupiać się na pielęgnacji przeciwzmarszczkowej, nadal muszę pamiętać o tym, aby zadbać o skórę twarzy również pod kątem problemów skórnych, takich jak pryszcze, zaskórniki, itp. W ostatnich tygodniach pomaga mi w tym seria kosmetyków Balance T-zone marki Floslek, w skład której wchodzą cztery produkty: gommage peeling z kwasami aha, myjąca glinka i dwa kremy do twarzy: normalizujący na dzień i korygujący na noc.
Seria Balance T-zone charakteryzuje się przepięknym kolorem swoich opakowań oraz gustowną szatą graficzną. Pastelowy odcień zieleni kojarzy się wiosennie i orzeźwiająco. Po bliższym przyjrzeniu się można ujrzeć subtelne tłoczenia i srebrne zdobienia. Podobają mi się oznaczenia w postaci słoneczka lub księżyca, dzięki którym wiemy po który produkt sięgnąć o danej porze. Wszystkie produkty z tej linii znajdują się w wygodnych tubkach: peeling oraz glinka mają pojemność 125 ml, a kremy po 50 ml. Niektóre z Was może zainteresować fakt, że peeling, glinka oraz krem na noc są produktami wegańskimi. Scrub oraz oba kremy należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia, a glinkę w ciągu roku. Żaden z tych kosmetyków nie wywołał u mnie dyskomfortu, ale moją skórę mało co potrafi podrażnić lub uczulić.
Gommage peeling z kwasami aha jest bezzapachowy i na pierwszy rzut oka wygląda jak klasyczny żel do mycia twarzy. Nie ma w nim zatopionych złuszczających drobinek, co przyznam było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Być może nie wiecie, ale gommage to sposób ścierania naskórka, który nazywany jest "gumkowaniem". Oznacza to, że pod jego wpływem naskórek złuszcza się, kruszy i roluje, tak jak gumka wycierana o kartkę papieru- i tak właśnie jest! Przez pierwszy tydzień należy stosować go codziennie, później 2-3 razy w tygodniu, według producenta dla podtrzymania efektu. Dostosowałam się do wskazówek producenta i teraz cieszę się zaskakująco gładką, oczyszczoną i przyjemną w dotyku skórą! Zawarte w peelingu owocowe kwasy aha skutecznie, ale delikatnie złuszczają martwy naskórek, a kwas migdałowy działa rozjaśniająco. Dzięki temu peelingowi moja skóra jest porządnie oczyszczona i wyraźnie w lepszej kondycji. Przebarwienia i zaczerwienienia w widoczny sposób stają się coraz jaśniejsze, a koloryt skóry z dnia na dzień coraz bardziej jednolity.
Myjąca glinka może być stosowana na dwa sposoby: codziennie jako żel do mycia twarzy lub 1-2 razy w tygodniu jako maseczka, nałożona na około 15 minut. Nie przetestowałam jej jeszcze jako maseczki, używam jej przeważnie wieczorami, czasami rano do umycia twarzy. Tak jak obiecuje to producent, po spłukaniu skóra jest czysta i matowa, ponadto wygląda zdrowo i promiennie. Glinka nie ściąga ani nie wysusza skóry, pozostawia ją delikatnie nawilżoną oraz sprawia, że jest elastyczniejsza w dotyku, bardziej napięta i wygładzona. Swoim wyglądem przypomina gęstą pastę w cielistym kolorze, która jest bezzapachowa. Oprócz glinki, która reguluję produkcję sebum, w składzie kosmetyku znajdziemy dodatkowo prowitaminę B5, której zadaniem jest regeneracja i nawilżenie skóry, oraz witaminę A i nienasycone kwasy tłuszczone o właściwościach wygładzających i zmiękczających.
Krem korygujący z kwasami aha i pha przeznaczony jest do stosowania na noc. Jak pozostałe dwa kosmetyki, ten też jest bezzapachowy. Krem nie jest tłusty, ma na wpół żelową konsystencję. Jest bardzo wydajny, wystarczy niewielka jego ilość, by rozprowadzić go po całej twarzy. Błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia na skórze lepkiej warstewki. Nie zauważyłam złuszczania się martwego naskórka, być może dlatego, że używam go zbyt krótko, a może dlatego, że nie zapominam o stałym nawilżaniu skóry. Krem sam w sobie również zapewnia skórze pewną dawkę nawilżenia, ale nie jest to efekt WOW, po prostu utrzymuje skórę w dobrej kondycji. Im dłużej go używam, tym bardziej widzę, jak jest skuteczny: jak przyspiesza gojenie się ranek, delikatnie zwęża pory i wygładza strukturę skóry.
Krem normalizujący stosuje się na dzień. Tak jak korygujący, również jest bezzapachowy, ale ma inną konsystencję, bardziej treściwą i kremową, ale nadal leciutką. Przyjemnie się rozprowadza po skórze, szybko się wchłania, pozostawiając skórę gładką i miękką w dotyku. Świetnie nadaje się pod makijaż, bo nie powoduje rolowania się makijażu. Sprawia, że wydzielanie się sebum jest unormowane, a tym samym skóra jest dłużej matowa i nie błyszczy się, nawet w tak upalne dni, jaki mamy chociażby dzisiaj. Tak jak krem korygujący, ten też nie obciąża skóry. Używając tego kremu zauważyłam, że skóra jest ukojona, zachowuje równowagę i jest także w bardzo dobrej kondycji.
Podsumowując, seria Balance T-zone wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i świetnie spisała się na mojej problematycznej cerze. Brakuje mi w niej tylko toniku, który jest stałym elementem mojej codziennej pielęgnacji. Z całej czwórki zdecydowanie najlepszym kosmetykiem jest goommage peeling, który polecam wypróbować każdej z Was- będziecie zaskoczone tym, co zrobi z Waszą skórą!