06:33:00

Recenzja: Czarne mydło w płynie pomarańczowe z olejem arganowym, Maroko Sklep

Recenzja: Czarne mydło w płynie pomarańczowe z olejem arganowym, Maroko Sklep
Obietnice producenta:
Naturalne czarne mydło jest produktem powstałym na bazie oliwy z oliwek, wody z kwiatu pomarańczy i oleju arganowego. Doskonale oczyszcza pory z toksyn i sebum oraz usuwa martwe komórki naskórka. Skóra odzyskuje miękkość, delikatność i zdrowy wygląd. Jest odżywiona, nawilżona, sprężysta i wygładzona. Czarne mydło pozostawia naskórek natłuszczony, zapewniając długotrwałą ochronę przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych. Savon noir może być stosowane do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju cery, nawet suchej i trądzikowej. Zwalcza bakterie odpowiedzialne za powstawanie zmian trądzikowych oraz przywraca naturalną równowagę płaszcza hydroplipidowego skóry. Jest szczególnie polecane do pielęgnacji cery tłustej, mieszanej oraz naczynkowej. Zawarty w savon noir olej arganowy poprawia ogólną kondycję cery.

250 ml kosztuje dokładnie 23,51 zł w MarokoSklep
Moim zdaniem:
Po raz pierwszy z czarnym mydłem spotkałam się dwa lata temu, które swoją konsystencja przypominało mi smar do samochodu ( dla zainteresowanych recenzja ). Pomimo ogólnego zachwytu wszystkich dookoła, na mnie nie zrobiło specjalnego wrażenia. Tym razem w moje ręce wpadła wersja płynna, wzbogacona o olejek arganowy i wodę z kwiatu pomarańczy. Czy spisała się lepiej? Odpowiedź znajdziecie w dzisiejszym poście.
Savon noir znajduje się w przezroczystej butelce zakończonej prostą, plastikową pompką, która sprawnie działa, dozując odpowiednią ilość żelu. Pompkę można zatkać, przekręcając w odpowiednią stronę i tym samym bez obaw, że coś się wyleje, zapakować kosmetyk do wyjazdowej kosmetyczki. 
Moje pierwsze czarne mydło miało postać ciągnącej się, lepkiej brązowej pasty o charakterystycznym zapachu oliwy z oliwek i czegoś ziołowo-pieprznego. Savon noir w płynie ma przyjemniejszą konsystencję, w mało przyjemnym kolorze zgniłej zieleni oraz ładniejszy zapach. Nadal wyraźnie przebija się oliwa z oliwek, ale ostrzejszy aromat pieprzu połączonego z ziołami został poskromiony przez słodszy kwiat pomarańczy. Oprócz wersji pomarańczowej, dostępne są jeszcze trzy inne: różana, lawendowa oraz arganowa w dwóch różnych pojemnościach, 100 ml i 250 ml. 
Początkowo myłam skórę twarzy tylko przy użyciu rąk i tak jak w przypadku wspomnianego już w tym poście mojego pierwszego czarnego mydła i tym razem nie odczuwałam najmniejszego zachwytu i ciągle zastanawiałam się co jest nie halo, że wszyscy tak się upajają tym mydłem, a ja mam ochotę wyrzucić je do kosza. Później jednak zamówiłam sobie soniczną szczoteczkę do mycia twarzy i dopiero przy niej mydło pokazało na co je stać. Jedną pompkę savon noir aplikuję na wypustki szczoteczki, a następnie wykonuję oczyszczający masaż wcześniej zwilżonej skóry. Szczoteczka sprawia, że mydło lepiej się pieni, a ja lubię jak jest dużo piany :) Jej wibrowanie powoduje, że produkt dociera głębiej, "wymiatając" wszystkie zanieczyszczenia i pozostawiając skórę doskonale oczyszczoną, ale tak, że z tej czystości aż piszczy. Ponadto to jest gładsza, miękka, ale jednocześnie też bardziej napięta. Regularne mycie twarzy czarnym mydłem znacznie wpłynęło na poprawę stanu i kondycji mojej skóry. W duecie ze szczoteczką świetnie sprawdza się na mojej cerze skłonnej do niedoskonałości: pory są bardzo dobrze oczyszczone, zaskórników jest zdecydowanie mniej, przebarwienia lekko rozjaśnione, a wydzielanie sebum unormowane. Ten pielęgnacyjny tandem funduje mojej skórze bardzo dokładny demakijaż, bez podrażnień czy wysuszania, ale to też dlatego, że po każdym użyciu czarnego mydła z Maroko Sklep zapewniam mojej skórze dużą dawkę nawilżenia stosując wszelkie olejki, w tym także arganowy. 
Podsumowując, zakup sonicznej szczoteczki uratował mydło przed nazwaniem je bublem. Stosowane samo daje tylko powierzchowne uczucie czystości, dopiero w połączeniu z wspomnianą szczoteczką do mycia twarzy ( lub z rękawicą Kessa przy rytuale Hammam ), pozwala odczuć, że skóra jest naprawdę czysta, że  po zanieczyszczeniach i pozostałościach po makijażu nie pozostał nawet ślad, a ona sama aż skrzypi z tej czystości.

06:25:00

Upominki z Meet Beauty :)

Upominki z Meet Beauty :)
Wiem, że już na wielu blogach mogłyście zobaczyć upominki od sponsorów dla uczestniczek II Konferencji Meet Beauty, ale przecież ja też muszę się pochwalić :P
Zaczniemy od największej paczki, którą sprezentowała każde blogerce marka Indigo. Ojej, czego tam nie było! Nawet coś dla mojej strzały się znalazło, czyli zapachy do samochodu :D A oprócz tego zestaw pięciu lakierów do paznokci w odcieniach czerwieni, który możecie wygrać u mnie w rozdaniu ( klik ), zestawy próbek kremów i perfum, masło shea, dwa kremy do rąk, balsam do ciała, dwa lakiery- olejki do paznokci i pilniczek oraz olejek do ciała . Wszystko to zapakowane było w wielką złotą torbę, którą naprawdę trudno było przeoczyć ;)
Schwarzkopf przygotował pełen zestaw do pielęgnacji i stylizacji włosów: eliksir do suchych i zniszczonych włosów, odżywkę bez spłukiwania w spray'u, maskę regenerującą do włosów, puder dodający włosom objętości, a także lakier do włosów. Konsultantka marki Pilomax również zadbała o kondycję moich włosów dobierając produkty do ich potrzeb: w paczce znalazły się dwie maski do ciemnych włosów, odżywka oraz głęboko oczyszczający szampon. Marka Tołpa postanowiła obdarować nas nowością w swojej ofercie, czyli upiększającym kremem BB. 
W torbach z prezentami od Bielendy znalazł się balsam do ciała, podkład oraz pomadka do ust. Drugi balsam dostałam przy stoisku- zapas do końca roku, jak nic :P Moja kolekcja kosmetyków mineralnych powiększyła się dzięki Annabelle Minerals, która sprezentowała zestaw do makijażu składający się z różu, podkładu, pudru i cieni do powiek. Każda z uczestniczek panelu makijażowego Lirene otrzymała najnowszy podkład No Mask oraz kosmetyk do pielęgnacji, mnie trafił się płyn do demakijażu oczu, po którym moje rzęsy mają urosnąć nawet o 15%! Dodatkowo na stoisku marki otrzymałam zestaw próbek: żelu do mycia twarzy, żurawinowego peelingu oraz kremu do stóp.
Konsultantki Eveline pozwoliły każdej z dziewczyn wybrać sobie te kosmetyki, które najbardziej chciały. Mój wybór padł na dwa nowe sera z serii Slim Extreme 4D, a dodatkowo maskarę do rzęs oraz najnowszą pomadkę do ust w odcieniu nudziaka. Również przy stoisku Palmer's można było wybrać samej sobie produkt, więc zdecydowałam się na olejek, który ma wspomóc moje zmagania z przebarwieniami skóry, oraz dwie próbki balsamów do ciała. Golden Rose obdarował wszystkie uczestniczki pomadką do ust oraz lakierem do paznokci, a także uroczym długopisem w kształcie szminki :)  

Uff, to już wszystko, dobrnęłyśmy do końca i myślę, że o niczym nie zapomniałam :)

06:40:00

Recenzja: Dezodorant w kulce, Lilia Wodna i Kwiat Pomarańczy, CD

Recenzja: Dezodorant w kulce, Lilia Wodna i Kwiat Pomarańczy, CD
Kilka słów o producencie:
Od kilkudziesięciu lat dewiza CD jest niezmiennie taka sama:
„Moja skóra potrzebuje tylko wody i CD”– to hasło reklamowe z 1971 roku jest rozpoznawalne jak niemal żadne inne i świadczy o realizowanej od samego początku filozofii marki, której CD pozostaje wierna do dziś. Naturalna pielęgnacja i łagodne preparaty wzbogacone o składniki roślinne stanowią o zasadniczych walorach produktów CD. Zawsze zwracano i nadal nieustannie zwraca się przy tym uwagę na to, by łączyć ze sobą wyselekcjonowane, sprawdzone i szczególnie dobrze tolerowane przez skórę, a przy tym skutecznie działające składniki. Nie dziwi zatem fakt, że wiele osób używających kosmetyków – nawet te o wrażliwej skórze – zaufało marce CD.
50 ml kosztuje około 12,00 zł, a kosmetyki CD dostępne są podobno w drogeriach Hebe 
Moim zdaniem:
O kosmetykach marki CD po raz pierwszy wspomniałam Wam w połowie marca, przy okazji recenzji żelu pod prysznic ( klik ). Dziś przygotowałam dla Was post o dezodorantach w kulce o zapachach lilii wodnej i kwiatu pomarańczy, a za jakiś czas podzielę się swoimi spostrzeżeniami na temat podobnych dezodorantów, ale w formie atomizera, rozpylającego delikatną mgiełkę :)
Dezodoranty zostały zamknięte w szklanych, poręcznych i wygodnych buteleczkach o pojemności 50 ml, których szata graficzna jest miła dla oka, przejrzysta i nieprzesadzona. U ich wylotu znajdują się gładkie kuleczki, które są sprawne i łatwe w użyciu, gładko suną po skórze, równomiernie rozprowadzając produkt pod pachą. 
Roll-ony mają przyjemne, subtelne zapachy. Znając mnie już tyle czasu, zapewne domyślacie się, że bardziej spodobał mi się zapach słodszego kwiatu pomarańczy niż lilii wodnej, ale obu dezodorantów używam z przyjemnością. Szybko wysychają na skórze, nie "sklejają" jej ( miałam kiedyś antyperspirant w kulce, którego nawet cienka warstwa powodowała zlepianie się skóry tak, że ledwo mogłam podnieść rękę do góry. szybko znalazł się w koszu, a ja zaczęłam używać dezodorantów w sprayu ), nie odbarwiają ani nie brudzą ubrań. Dezodoranty nie hamują w 100% wydzielania potu, ale tak jak ałun, przede wszystkim neutralizują jego brzydki zapach, przez który czujemy się niekomfortowo. Roll-ony są łagodne dla skóry, ale ja nie mogę ich używać zaraz po depilacji, ponieważ potrafią mnie podrażnić, powodując szczypanie. Są bezpieczne dla skóry i dla nas samych, ponieważ nie zawierają soli aluminium- z tego co się orientuję nie jest to jeszcze udowodnione naukowo, ale jest to substancja łączona z występowaniem choroby Alzheimera czy rakiem piersi. 
Dezodoranty w kulce marki CD na nowo przekonały mnie do stosowania roll-on'ów, które mimo swojej niewielkiej pojemności są znacznie bardziej wydajniejsze od antyperspirantów w spray'u. Roll-on'y CD charakteryzują się naturalnym składem przy jednoczesnym dobrym działaniu. Na plus marki przemawia także to, że nie testuje swoich produktów na zwierzętach. 

00:01:00

Rozświetlacz Hihglighter Gold, Lovely

Rozświetlacz Hihglighter Gold, Lovely
Obietnice producenta:
Wyjątkowy roświetlacz do twarzy w kamieniu. Formuła skomponowana tak, by nadać maximum blasku, bez śladu koloru. Nadaje świeżość cerze, usuwa zmęczenie i uwydatnia kości policzkowe. Formuła zawiera proteiny jedwabiu, które nawilżają skórę. Roświetlacz dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych: ciepłym (gold) i chłodnym (silver).

2 g produktu kosztują około 8-9 zł w drogeriach Rossmann i wszędzie tam, gdzie są szafy z kosmetykami Lovely
Moim zdaniem:
Już od jakiegoś czasu czytałam same ochy i achy o nowych rozświetlaczach Lovely. Początkowo te wszystkie pochlebne recenzje nie robiły na mnie większego wrażenia, ale będąc w Rossmannie przy okazji przedostatniej akcji promocyjnej -49% na kosmetyki kolorowe ( tej jeszcze z tamtego roku ) stwierdziłam, że grzechem było by nie wziąć tak chwalonego kosmetyku za 5,00 zł ;) 
Za wspomnianego piątaka ( lub około 9,00 zł bez promocji, co dużym wydatkiem też nie jest ) otrzymujemy 2 g pięknego kosmetyku w ciepłym odcieniu ( dla osób o chłodniejszej cerze jest odcień Silver ), drobno zmielonego i miałkiego, o przyjemnej konsystencji. Schowany został w nieco tandetne, bo skore na pęknięcia i urazy, okrągłe, zakręcane pudełeczko. Jest malutkie, zmieści się w każdej damskiej kosmetyczce. 
Rozświetlacz jest stałym punktem mojego makijażu, jeśli nie ma go na kościach policzkowych, to jest pod łukiem brwiowym, ładnie rozjaśniając spojrzenie. Po nałożeniu nie osypuje się ani nie pyli. Ma przepiękny odcień, który z łatwością się aplikuje i blenduje za pomocą pędzla ( w tym celu używam Hakuro H14 ). Jest na tyle dobrze napigmentowany, że już jedna jego warstwa ładnie rozpromienia skórę. Produkt świetnie wtapia się w skórę, rozświetlając ją delikatną poświatą, bez brokatowych drobinek, które mogłyby migrować po twarzy lub jeszcze gorzej, stworzyć efekt dyskotekowej kuli. Na wiele godzin dodaje blasku i ożywia twarz, dzięki czemu skóra wygląda promiennie i świeżo. Jeśli się nie zapominam i nie macam twarzy w ciągu dnia, to rozświetlacz przez dłuższy czas praktycznie się nie ściera, dopiero później delikatnie "schodzi". Jest bardzo dobrym kosmetykiem dla osób, które nie tylko lubią subtelny efekt, ale też dla tych, które przygodę z rozświetlaczami dopiero zaczynają- Hihglighter Gold jest bezpiecznym produktem, który nie robi plam i z którym naprawdę ciężko przesadzić. 
Rozświetlacz Lovely ciągle cieszy się dużą popularnością, bo za każdym razem, gdy jestem w Rossmannie widzę pustki w miejscu, gdzie powinien być. Mam jednak nadzieję, że uda mi się go jeszcze kupić :)

06:26:00

Rozdanie z okazji 5 urodzin bloga:)

Rozdanie z okazji 5 urodzin bloga:)
Nie mam pojęcia kiedy to minęło. To już 5 lat odkąd tu jestem, odkąd tworzę to swoje małe miejsce w blogosferze. Nie byłoby mnie jednak tutaj, gdyby nie Wy, moje czytelniczki i obserwatorki, gdyby nie Wasze komentarze, maile, wszystkie miłe słowa, a takie te krytyki :) Za wszystko należą Wam się ogromne podziękowania, które tym razem przygotowałam w formie niewielkiego rozdania, oczywiście z nagrodami :)
Do wygrania jest zestaw nowiusieńkich kosmetyków, a w nim:
* nowość Tołpy, czyli upiększający krem BB
* kuracja wzmacniająca do paznokci Foltene
* jedna z moich ulubionych pomadek, Velvet Matte Golden Rose w odcieniu 05
* niezastąpiony tusz do rzęs Curling Pump Up Lovely
* zestaw lakierów do paznokci Indigo w pięciu odcieniach czerwieni
* kremowy żel pod prysznic z malinową nutą Balea
* ekspresowa odżywka regeneracyjna Ultimate Resist Gliss Kur
* suchy szampon Batiste w wersji Floral Essences

Jedyne co musicie zrobić, aby wziąć udział w losowaniu powyżej nagrody, to być lub zostać obserwatorem mojego bloga oraz pozostawić w komentarzu swój adres mailowy i napisać dlaczego odwiedzacie mojego bloga/ co się Wam w nim najbardziej podoba/ czy jest co byście zmieniły :) 

Regulamin konkursu: 
1. Organizatorem rozdania jest właścicielka bloga mintelegance,blogspot.com.
2. Konkurs trwa od 19 maja 2016 r. do 19 czerwca 2016 r. do godz. 23:59.
3. Nagrodą w konkursie jest zestaw nowych kosmetyków, który zostanie wysłany na koszt organizatora. 
4. Zwycięzca zostanie wyłoniony w drodze losowania. Wygrywa jedna osoba.
5. Wyniki losowania zostaną opublikowane na blogu w ciągu 5 dni od zakończenia rozdania. Ze zwycięzcą skontaktuję się mailowo, na odpowiedź będę czekać 3 dni, po czym wylosowany zostanie kolejny szczęśliwiec. 
6. W konkursie mogą wziąć udział jedynie osoby posiadające adres korespondencyjny na terenie Polski.
7. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest bycie publicznym obserwatorem bloga oraz pozostawienie komentarza z adresem mailowym i odpowiedzią na pytanie konkursowe. 
8. 
Wzięcie udziału w konkursie jest równoznaczne z akceptacją regulaminu.

9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).



Zapraszam do udziału i życzę powodzenia! :)

06:13:00

Recenzja: Naturalny balsam odżywczy do włosów, CosmoNatura

Recenzja: Naturalny balsam odżywczy do włosów, CosmoNatura
Obietnice producenta:
Głównym zadaniem balsamu jest maksymalna regeneracja skóry głowy i włosów. Szereg specjalnie dobranych naturalnych składników zapewni skuteczną walkę z najważniejszymi objawami wskazującymi na słabą kondycję włosów, do których zaliczamy: łamliwe i zniszczone końcówki, skłonność do wcześniejszego wypadania i dysfunkcja i zapychanie gruczołów łojowych.

250 ml kosztuje 32,99 zł w sklepie Cosmo Natura
Moim zdaniem:
W ten poniedziałkowy poranek zapraszam Was na recenzję drugiego produktu ze sklepu CosmoNatura ( pierwszym był złuszczający żel pod prysznic, dla przypomnienia recenzja ). Żel okazał się przyjemniaczkiem, jednak nie zwalającym z nóg. A jak jest z odżywczym balsamem do włosów? O tym dowiedzie się z dalszej części wpisu ;) 
Produkt znajduje się w wysokiej, smukłej butelce zakończonej srebrną nakrętką z dzióbkiem, wychylającym się po naciśnięciu wklęsłego miejsca z napisem "press". Ciemnoniebieska butelka kryje w sobie 250 ml przyjemnej, gęstej konsystencji, którą bardzo dobrze rozprowadza się po włosach i która z nich nie spływa. Kosmetyk zadziwił mnie swoim zapachem, chociaż nie wiem czemu, bo wybierałam go w ciemno ;) Jest on trochę ziołowy, troszkę kremowy, z nutką mydlanej woni. Taka mieszanka fajnie komponuje się z moimi włosami, sprawiając, że ładnie pachną. 
W składzie balsamu znajdziemy wiele dobroci, w tym wyciąg z aloesu, dzięki któremu włosy są odbudowane i odżywione, wyciąg z soi, która zmniejsza skłonność do wypadania włosów, ekstrakt z granatu chroniący włosy przed wypadaniem, a także peptyd grochu, który wzmacnia włosy aż po same końce.
Według informacji na etykietce, balsam należy nałożyć na mokre włosy oraz skórę głowy i zostawić na 5-10 minut. Z racji, iż mam obawy przed stosowaniem tego typu kosmetyków bezpośrednio na skórę głowy, nawet tych do spłukiwania, balsam aplikowałam na same włosy, tak jak inne odżywki czy maski, od połowy ich długości po same końce. Przetestowałam działanie balsamu użytego zgodnie ze wskazówkami producenta, jak i jako tradycyjnej odżywki bez spłukiwania. Muszę przyznać, że obie metody sprawdziły się u mnie tak samo dobrze. Balsam nadał włosom miękkości i gładkości. Lekko je dociążył, dzięki czemu nie puszą się na wszystkie strony świata. Systematycznie stosowany, przynajmniej raz w tygodniu, widocznie poprawia kondycje włosów: są odżywione, mocniejsze, delikatne w dotyku i bardziej sprężyste. Produkt ułatwia ich rozczesywanie, nawilża, a także je dyscyplinuje- moim włosom właśnie tego potrzeba. 
Z balsamu jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że trafił w moje ręce. Nie jest najtańszy, ale zdecydowanie nadrabia wydajnością i działaniem na moich włosach. Chętnie wprowadziłabym go do mojej stałej pielęgnacji włosów, ale za bardzo lubię testować nowości, by wiernie trzymać się jednego kosmetyku:P Ale wiem, że w przyszłości jeszcze się spotkamy.

06:09:00

Lipowy płyn micelarny, Sylveco

Lipowy płyn micelarny, Sylveco
Obietnice producenta:
Wyjątkowo delikatny i jednocześnie skuteczny, hypoalergiczny preparat, który dokładnie oczyszcza skórę. Zawiera ekstrakt z kwiatów lipy szerokolistnej, który wykazuje działanie nawilżające i osłaniające, zwiększa elastyczność i sprężystość oraz odporność skóry na utratę wody. Ponadto wyciąg ten polecany jest w pielęgnacji oczu, łagodzi podrażnienia i koi zaczerwienioną skórę. Delikatny składnik myjący pozwala łatwo usunąć nawet intensywny i wodoodporny makijaż. Po zastosowaniu kosmetyku skóra pozostaje gładka, czysta i świeża.

Moim zdaniem:
Mimo iż w blogosferze kosmetyki Sylveco cieszą się dużą popularnością, ja dopiero je odkrywam od kilku miesięcy, za to systematycznie. Zaczęło się od lnianej maski do włosów, następnie był i nadal jest kojący balsam do ciała, a także łagodzący krem pod oczy, peelingująca pomadka i dzisiejszy bohater dnia, czyli lipowy płyn micelarny. 
Smukła, wąska, ciemna butelka kryje w sobie 200 ml płynu o lekko żółtym zabarwieniu i ziołowo- herbacianym zapachu. Woń jest przyjemna, bardzo delikatna, prawie nie wyczuwalna, nawet najbardziej wrażliwy nos nie powinien narzekać. Wracając jeszcze na moment do butelki: zakończona jest nakrętką z klapką, po uchyleniu której ukazuje się standardowej wielkości otwór, przez który zawartość butelki płynnie przelewa się na wacik. Pojemność 200 ml wystarczya mi na około 4-5 tygodni codziennego stosowania. 
W składzie już na drugim miejscu znajdziemy tytułową lipę, a właściwie jej ekstrakt, działającą łagodząco i kojąco na podrażnienia, a dalej: nawilżającą glicerynę, prowitaminę B5, alantoinę, proteiny owsa, przyspieszający gojenie się ran ekstrakt z aloesu, kwas mlekowy o działaniu przeciwstarzeniowym oraz lekko złuszczający kwas fitowy. Połączenie tych i jeszcze kilku niewymienionych przeze mnie składników, ofiaruje nam konsumentkom, bardzo dobry płyn do demakijażu. Jest to delikatny kosmetyk, nawet większe pocieranie nie niesie ze sobą podrażnień, szczypania czy łzawienia oczu. Nie wiem jak płyn poradziłby sobie z wodoodpornymi kosmetykami, ale na co dzień mocno tuszuję rzęsy, a mimo to przyłożony na kilka chwil wacik nasączony lipowym płynem micelarnym Sylveco ładnie rozpuszcza tusz i ściera większość przy pierwszym pociągnięciu, nie rozmazując niczego pod okiem. Z pudrem, podkładem, pomadką do ust radzi sobie jeszcze lepiej, dobrze nasączonym wacikiem usuwam wszystko, co mam na skórze, ale przypominam, że nie maluję się kosmetykami wodoodpornymi. Płynu używam do pierwszego etapu demakijażu, resztki domywam jeszcze żelem do mycia twarzy, ale zdarza mi się go użyć w ciągu dnia i nie odczuwam wtedy najmniejszego dyskomfortu. Buzia jest odświeżona, miękka, lekko nawilżona. Płyn, tak jak reklamuje go producent, faktycznie działa kojąco i łagodząca na skórę, niwelując podrażnienia i mniejsze zaczerwienienia. 
W sklepie internetowym producenta płyn ten kosztuje 19,35 zł za 200 ml ( klik ), ale można go też kupić taniej w sklepach zielarskich, z naturalnymi kosmetykami czy w Internecie, wystarczy trochę poszperać ;)
Kilka miesięcy temu napisałam recenzję lnianej maski do włosów ( klik ), którą podsumowałam jednym krótkim zdaniem: "Jeśli inne kosmetyki Sylveco są tak fenomenalne jak ta maska, to chcę mieć je wszystkie". Nadal mocno trzymam się tego zdania, zamieniając tylko słówko "maska" na "płyn micelarny". 

06:06:00

Relacja z drugiej konferencji Meet Beauty, kwiecień 2016 :)

Relacja z drugiej konferencji Meet Beauty, kwiecień 2016 :)
W sobotę 23 kwietnia po raz drugi odbyła się konferencja Meet Beauty dla blogerów i vlogerów urodowych. Na pierwszą edycję nie mogłam pojechać, chyba że wcześniej znalazłabym sposób na roztrojenie się :P. Tym razem też powinnam być w kilku miejscach jednocześnie ( serio, muszę pomyśleć nad sklonowaniem się ) i jeszcze pisać egzamin, ale postanowiłam sobie, że nie odpuszczę i zjawię się na Stadionie Narodowym, choćbym miała iść do stolicy pieszo, a miałabym ponad 200 km do przejścia! Ustaliłam jednak priorytety ( egzamin? nie ma spiny, są drugie terminy :P ), dopięłam swego i dziś mogę podzielić się swoimi wrażeniami z tego wydarzenia :)
Dzień zaczęłam bardzo wcześnie, tuż przed 5:00. Godzinę później zmierzałam już w stronę stolicy, zgarniając po drodze wraz z kierowcą, Kamilą, jeszcze trzy blogerki: Asię, Beatę i Sylwię ( wybaczcie, ale nie pamiętam nazw bloga żadnej z dziewczyn... co za wtopa... ). Chwilę przed 9:00, udało nam się zaparkować niedaleko Stadionu, w stronę którego udałyśmy się żwawym krokiem w celu rejestracji. I tu należy się duży ukłon w stronę organizatorów, albowiem wszystko przebiegało bardzo sprawnie, nie trzeba było długo stać w kolejkach, chwila moment i plakietka oraz harmonogram konferencji już były w moich rękach :) 
Konferencja rozpoczęła się o 10:00, wszystkie uczestniczki zostały przywitane przez organizatorów, wszystkie oprócz mnie, bo ja akurat siedziałam u makijażystki Eveline, która malowała mnie między innymi najnowszym podkładem Ideal Cover Full HD, który tak mi przypasował, że następnego dnia kupiłam odpowiedni odcień na rossmannowskiej promocji -49% :D Następnie udałam się na badanie skóry głowy i włosów, najpierw na stoisku Schwarzkopf, a następnie Pilomax. I teraz anegdotka: pierwsze badanie wykazało, że mam grube, gęste włosy, na drugim okazało się, że są ... pół cienkie :P Kwestia interpretacji, bo stan skóry głowy na jednym i na drugim badaniu wyszedł taki sam :D Następnie udałam się na stanowiska fryzjerskie, gdzie czekając na swoją kolej zjadłam przepysznego makaronika- nie miałam pojęcia, że te niewielkie ciasteczka są tak pyszne!
Przez swoje gapiostwo nie wybrałam się na żaden wykład, na szczęście nie zapomniałam, że jestem zapisana na panel makijażowy Lirene ( była jeszcze możliwość uczestniczenia w panelu paznokciowym marki Indigio oraz pielęgnacyjnym Tołpy ) :P Marka zaprezentowała swoje nowości, opowiedziała o aktywnych składnikach, które wykorzystują w swoich produktach, a wizażystka Ania Orłowska ( mega przesympatyczna osoba! ) na jednej z dziewczyn wykonała lekki makijaż przy użyciu ( chyba ) tylko trzech kosmetyków. Każda z nas otrzymała również najnowszy fluid No Mask. Na pewno o nim napiszę, tylko dajcie mi czas na jego przetestowanie ;)
Organizatorzy Meet Beauty stanęli na wysokości zadania, dopięli wszystko na ostatni guzik, a także nie pozwolili, by ktokolwiek był spragniony czy głodny: do dyspozycji był bufet z niekończącą się kawą, herbatą, wodą, a około 14:00 mogłyśmy udać się na ciepły posiłek w postaci zup-kremów lub lodowatych kanapek, na które zdecydowałam się ja :P
Uważam, że wybranie Stadionu Narodowego na zorganizowanie tego typu imprezy było strzałem w dziesiątkę: mimo tak wielu osób nie odczuwało się tłoku, łatwo można było się poruszać, było dużo miejsca. W osobnych salach odbywały się warsztaty marek, w innych wykłady, w największej stworzono miejsce odpoczynku wraz ze stoiskami marek kosmetycznych. Z tego co wiem, tym razem było więcej stoisk, co pozwoliło na zajrzenie do każdego z nich bez przepychania się, chociaż kolejki do niektórych były naprawdę spore, np. do stanowiska Gliss Kur, w którym przeprowadzano badanie włosów czy do stylistów fryzur z Got2Be.  
Konferencja trwała do 17:00 i szczerze powiedziawszy nawet nie wiem kiedy te kilka godzin minęło, zanim się obejrzałam trzeba było już się żegnać i wracać do domu. Emocje jednak nie chciały mnie tak szybko opuścić, całą drogę paplałam jak najęta opowiadając narzeczonemu jak było z najmniejszymi szczegółami :D Cieszę się, że mogłam być częścią tego wydarzenia, że udało mi się niektóre z blogerek poznać osobiście, zamienić kilka słów, czasami zdziwić się, że autorki blogów, które czytuję wyglądają inaczej niż w moim wyobrażeniu ;) 
Niedługo pokażę Wam także upominki, które przywiozłam z Warszawy :) A za rok, mam nadzieję, znów będę mogła znaleźć się wśród 300 największych blogów w Polsce ( cytując Meet Beauty :D ) i na nowo przeżyć te wszystkie niesamowite emocje :)

PS. Na konferencji byłam zbyt zaoferowana wszystkim, co się wokół mnie działo i zrobiłam tylko kilka zdjęć, w dodatku telefonem, więc jakością nie grzeszą, dlatego na użytek dzisiejszego wpisu pozwoliłam sobie użyczyć fotki z fanpage'a Meet Beauty- mam nadzieję, że nie będą mi mieli tego za złe ;)

06:49:00

Recenzja: Pomadka do ust Long Lasting Love, Smart Girls Get More

Recenzja: Pomadka do ust Long Lasting Love, Smart Girls Get More
Obietnice producenta:
Smart Girls Get More Długotrwała pomadka do ust Love Long Last o kremowej formule nadaje ustom głęboki kolor o półmatowym wykończeniu. Daje poczucie komfortu, usta zyskują pełne pokrycie kolorem, stają się pełniejsze i gładkie.  

4,8 g kosztuje około 10,00 zł

Moim zdaniem:
Nie skromnie powiem, że uważam, iż moje usta są moim atutem, dlatego podkreślam je każdego dnia i chętnie poznaję coraz to nowsze pomadki czy błyszczyki. Jedną z moich ostatnich nowości w kosmetyczce jest pomadka do ust Long Lasting Love, wcześniej nieznanej mi polskiej marki z chorwackim akcentem Smart Girls Get More. 
Pomadka dostępna jest w 8 kolorach, z których do mnie trafił chyba najbardziej wyrazisty odcień, czyli 07 Big Passion. Po odkręceniu zatyczki moim oczom ukazał się kolor krwistej czerwieni! Przyznam, że na początku byłam przerażona, bo nie jestem tak tak śmiała, by malować usta tak mocnym kolorem. Jednak do odważnych świat należy, więc zamknęłam oczy :P i na oślep pociągnęłam wargi pierwszą warstwą pomadki. Delikatnie otworzyłam jedno oko, chwilę później coraz szerzej i szerzej i odetchnęłam nieco z ulgą, ponieważ jedna warstwa pomadki Long Lasting Love delikatnie pokrywa usta kolorem ciemniejszego różu wpadającego w czerwone tony. Nałożenie dodatkowych warstw sprawia, że kolor nabiera intensywności i odcienia coraz to mocniejszej czerwieni. Mnie osobiście wystarczy ta jedna, czasami dwie warstwy, ale dobrze wiedzieć, że kolor na ustach można stopniować, być może kiedyś odważę się na jeszcze więcej ;)
Pomadka ma przyjemną konsystencję, gładko sunie po wargach, ale na ustach wygląda jak błyszczyk. Zarówno kolor i odczucia towarzyszące przy noszeniu tej pomadki podobne są do bardziej znanego produktu do makijażu ust jakim jest błyszczyk Light Lip Tint od Bell w odcieniu 11. Jest porównywalnie tak samo trwała, nie wylewa się poza kontur ust i delikatnie zmiękcza wargi. Dodatkowym atutem pomadki jest to, że nie przesusza ust, wręcz je przyjemnie nawilża. Może jednak uwidocznić suche skórki, dlatego przed jej nałożeniem warto zadbać o gładkość warg. Jest bezzapachowa, wyjątkowo lekka, nie czuć jej na ustach ani nie zostawia po sobie chemicznego posmaku. 
Ja niestety nigdzie nie spotkałam się stacjonarnie z kosmetykami Smart Girls Get More, ale dotarłam do informacji, że dostępne są w Drogeriach Natura. Szukajcie, kupujcie i wspierajcie nasze rodzime marki kosmetyczne, bo są dobre, bo właśnie polskie! :)

00:07:00

Kwietniowy projekt denko

Kwietniowy projekt denko
1. Kremowy żel pod prysznic z ekstraktem z żurawiny Lovely, Isana- edycja limitowana żeli Isana, obok której przeszłabym chyba obojętnie gdyby nie opakowania, które przykuły moją uwagę. Wersja żurawinowa ( jest jeszcze jagodowa ) ma gęstą konsystencję i fantastycznie słodko-owocowy zapach. Świetnie się pieni, myje, odświeża i oczyszcza, nie wysuszając skóry. Bardzo spodobało mi się opakowanie w formie elastycznej tubki, rozwiązanie to jest bardzo funkcjonalne. 
2. Lniana maska do włosów, Sylveco- mój pierwszy produkt marki Sylveco i od razu miłość od pierwszego użycia! Moje włosy uwielbiają być rozpieszczane przez wszelkie maski do włosów, a ta lniana przypasowała im szczególnie. Olej kokosowy, z pestek winogron i ekstrakt z lnu wypielęgnowały moje włosy przywracając im odpowiedni poziom nawilżenia, odżywiając je, zmiękczając i wygładzając. Więcej o tym co jeszcze dobrego ta maska zrobiła dla moich włosów przeczytacie w recenzji.
3. Żel pod prysznic z limonką i aloe vera, Balea- żel, w którym mocno przebija się orzeźwiający zapach limonki, którego moc stawia na nogi nawet po zarwanej nocy. Kremowa i gęsta konsystencja w kontakcie z wodą zmienia się w ogrom odświeżającej i myjącej piany. 
4. Ekspresowa odżywka regeneracyjna Serum Deep Repair, Gliss Kur- zapewne już bardzo dobrze wiecie, że moje włosy bardzo lubią się z produktami Gliss Kur, bo nieraz zdążyłam o tym napisać. I chociaż wiem, że wyładowane są chemią, to kompletnie mi to nie przeszkadza, bo po ich użyciu moje włosy są takie, jak lubię: miękkie, sprężyste, nie puszące się i gładkie. Odżywki w sprayu używam głównie przed prostowaniem, ale czasami spryskuję nią włosy w ciągu dnia, szczególnie mam taki nawyk latem. 
5. Płyn micelarny Optymalna Tolerancja, Mixa- kolejny drogeryjny płyn micelarny, który warto mieć w swojej kosmetyczce chociaż raz. Nie podrażnia oczu, dobrze radzi sobie ze zmywaniem makijażu, przyjemnie odświeża skórę, pozostawiając ją miękką i delikatnie nawilżoną. Plus za sporą wydajność i niską cenę podczas częstych promocji w Rossmannie.
6. Skoncentrowane serum do rzęs 3w1 Advance Volumiere, Eveline- bardzo lubię to serum, bo jest genialne jako baza pod tusz. Dodatkowo wydłuża i podkręca rzęsy, które pociągnięte jeszcze maskarą zaczynają prawie sięgać nieba. Mimo iż recenzję napisałam dwa lata temu, nic bym w niej nie zmieniła. 
7. Maskara Curl Up Volume, Eveline- tusz, który przywiozłam z blogerskiego spotkania we Wrocławiu. Miałam już kilka maskar Eveline i wszystkie bardzo polubiłam, szczególnie te z silikonowymi szczoteczkami. Curl Up Volume również taką posiada, dzięki czemu rzęsy są ładnie rozczesane, podkręcone i wydłużone. Tusz zaplusował u mnie także tym, że nie podrażnił moich wrażliwych oczu. 
8. Maskara Wonderfull z olejkiem arganowym, Rimmel- tusz, który fajnie sprawdza się w codziennym makijażu. Nie zapewnia teatralnego efektu, o dodaniu objętości rzęsom też można zapomnieć, ale za to ładnie podkreśla oko, podkręcając i wydłużając rzęsy. Więcej przeczytacie w recenzji

20:55:00

Kwiecień na zdjęciach

Kwiecień na zdjęciach
 początek kwietnia rozpoczął się piękną, wiosenną pogodą i szkoda było ją zmarnować na siedzenie w domu, więc wyciągnęłam rower z piwnicy i zaliczyłam pierwszą przejażdżkę w tym roku :) | święte słowa, biorąc wszystko na poważnie, bez dystansu można szybko zwariować. | te lody "chodziły" za mną od kilku tygodni, a gdy już ich spróbowałam stwierdziłam, że jednak wolę wersję z Lion'em :P | butów nie można mieć za wiele :D w kwietniu zaszalałam, bo kupiłam chyba z 6 par butów :P 
 Tymbark mi grozi! ale to bardzo dobrze, bo potrzebuję silnej motywacji! i jeszcze odrobiny wolnego czasu na treningi... | wegetariańska lasagne z sosem ziołowo- jogurtowym i jagodowym koktajlem zamiast hamburgera z Maca- jestem z siebie dumna :D | jak wiecie byłam na II edycji Meet Beauty ( będzie relacja, obiecuję! ) i pokusiłam się o wzięcie udziału w jednym z konkursów, ale jury nie doceniło mojej kreatywności i biało- różowej gąski... bo gdybyście nie poznały to, to na mojej dłoni to gęś :P chociaż na Instagramie jedna z dziewczyn napisała mi, że bardziej przypomina kolibra :P | w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone :D gdyby któraś reflektowała, posiadam zdjęcie z niezamazanym numerem telefonu :P
czmychnęłam przed panelem makijażowym Lirene, pyszna była ta czekoladka! | moje piękne paznokcie, tak piękne, że sama nie mogłam się na nie napatrzeć :D | kwiecień okazał się za wirowanym miesiącem, w którym na nic nie miałam czasu. dlatego przeczytałam tylko trzy książki... chyba w tym roku nie uda mi się pobić zeszłorocznego rekordu... | promocja -49% na kolorówkę w Rossmannie trwa w najlepsze, ale ja kupuję tylko to, co mi potrzebne :)
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger